czwartek, 29 marca 2012

O tym Kto otrzyma książki i jakie prezenty dostałam

prezenty

Zanim o tym KTO otrzyma, będzie o tym CO ja dostałam. A piękne i dobre rzeczy dostałam. Cieszą serce, oczy a nawet podniebienie. Bezinteresowność i dobroć Wasza, Dziewczyny moje Złote, wzrusza mnie. Zatem zaczynając od lewej świąteczny prezent - kubeczek z talerzykiem, do którego dołączona była lawenda (aromatyczna kąpiel w naparze to było COŚ:)) i specjalny nr “Saveurs” otrzymałam od Anny na Boże Narodzenie. Piję w nim nieustannie:). Dziękuję Ci moja Kochana jeszcze raz! Czytam Twoje sugestywne myśli przepisy na blogu, zamykam oczy i przenoszę się do Twojej kuchni…, później zakłam adidasy i biegnę z Twoimi chłopakami na mecz…:):):)

Foremki z szufladką (i kilka innych drobiazgów) wygrałam w candy u niezwykle energetycznej Sylwi. Zostałam tą jedyną wśród kilkudziesięciu osób, którym zawartość też by się przydała;). Byłam tam wtedy pierwszy raz a teraz zaglądam nieustannie, bo w sklepiku Syl wiele cudowności można znaleźć.

Foremka konika to propozycja od Basi, która w okolicy Bożego Narodzenia rozdawała też gorzkie migdały. Jedno i drugie przywędrowało na tę moja Północ Daleką z Pragi:). Dziękuje Basiu, za propozycję i prezent - pozostaje tylko robić marcepanowe orzechy;)

Prawy górny róg to tatarakowe cukierki od Moniki. Po Jej publikacji “poleciałam” jesienią podczas grzybobrania nad staw. Wyrywałam wytężając wszystkie swoje siły kłącza tataraku, miałam ochotę na zrobienie zapomnianych słodkości i… wszystko zostawiałam w domu(u mamy)…:(. Poskarżyłam Monice, jaka ze mnie gapa, a Ta Dobra Dziewczyna przysłała mi tatarakowe cukierasy i miód słonecznikowy,ale miód niestety nie przetrwał podróży… Dziękuje mocno jeszcze raz, Moniko!

Teraz już będzie o WIOŚNIE i książkach. Pewnie, że wszystkie odpowiedzi mnie ujęły. Wszystkie, bo w każdej było życie. Każda do tej pory pachnie energią i siłą. Pod uwagę wzięłam wszystkie, nawet te po niedzielne komentarze. Bardzo się cieszę, że takim banalnym (być może…) pytaniem, skłoniłam Was do przemyśleń.

Podobały mi się pedały w rowerze Karolki - zobaczyłam Cię w tym biegu z siłą i radością w oczach, wiesz?
Uśmiechałam się czytając komentarz Madzi, której dusza rodzi się na nowo. Widok odrzuconych porozciąganych swetrów to widok wielkiej siły i wychodzenia z kokona. Rozkwitaj i ruszaj ku przygodzie, niechaj Cię niesie…!
Moniko z dwuletnią córeczką – gratuluję i najpiękniejszego życzę Twojej Marioli! Niech wiosna zawsze wnosi w Ciebie siłę i nowe życie!
Zachwyciłam się marzeniem Jo o własnej winnicy…na pewno posiedziałybyśmy w niej baaardzo długo - jestem przekonana:).
Widziałam Anię, która spaceruje z Adasiem nad jeziorem i słucha żurawi. Chętnie pospacerowałabym razem z Wami!
Czytałam, o Monice, która zafascynowana życiem - jakby na nowo - planuje coś pięknego… Życzę Ci spełnień, wielu spełnień, moja Droga Moniko.
Rosa Nemi o 5:00 nad ranem była wprost namacalna… już prawie zdejmowałam buty aby pobiegać po trawie…
A Twoja radość Kabamaigo z naturalnego światła długo jeszcze wędrującego po niebie, była jakby moją radością, ale tego pewnie się nawet domyślać nie musisz:).
Cieszę się radością Oli_83, która tej wiosny zaczyna odkrywać przyrodę – moja Droga, życzę Ci wielu jej pięknych odcieni!
Zgadzam się z Niną błękitną i za Nią powtarzam, że wiosna to życie! Jak dobrze, że jest:). Spodobał mi się nowy skład ciała Madziorka i kolory w Jej kuchni.
Majanka zaświeciła mi słońcem (nawet zobaczyłam zajączka na jednej ze ścian;)) i zamerdała ogonem;). Ach cóż to była za czysta radość!
Piękna jest dla mnie wiosenna Kasia (Anonimowa), która wiosną przyszła na świat i jej oczekiwanie na spotkanie Lavinii. Myślę, że gdybym była po drugie stronie, też oczekiwałabym tego właśnie spotkania.
Czytając o wiosennej nadziei Dzikowca, zdawało mi się, że czytam o sobie samej, bo nadzieja na lepsze jutro i wiara w marzenia to… moja wiara i moja nadzieja. Energetyczna Jola napędzana motorkiem to musi być naprawdę rozkoszny widok…! Jolu Droga, uśmiałam się i ucieszyłam jednocześnie czytając Twoje wykrzykniki:). A nowe życie (cokolwiek to znaczy…) jest naprawdę obiecujące:).
Evitaa, której kolory do siebie pasują i pachną to zapachy i smaki same w sobie, chętnie wpadłabym do Ciebie na małe co nie co:).
Ugotowana mamo, pączki na drzewach, o których mówisz, są tak bardzo, bardzo wymowne, tak wieloznaczne i takie piękne!
Pralinko, ja też chcę powylegiwać się na łóżku Twojej Babci….! Chcę widoku kociątek w stokrotkach i błysku w oku, który powstaje po wpływem tych widoków! Olu, moja wiosna też bardziej w maju, życzę Ci zatrzymania i chowania do kieszeni pięknych chwil tak, aby ich nie przeoczyć:) .
Anonimowa Agnieszko wybierająca się do Toskanii – “przez Ciebie” ja też bym chciała… Nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę… Baw się i korzystaj z uroków tego kraju całą powierzchnią swego serca i ciała:).
Angeliko Listopadowa, wzruszyłam się tym Twoim wiosennym biciem serca… Nawet nie wiesz jak bardzo życzę Ci Ciągu Dalszego NA ZAWSZE.
Mammamisiu, ależ Ty musisz mieć fajnie z Tymi Chłopakami. Takie domowe rytuały bardzo silnie zapisują się w sercach dzieci. Dzięki Tobie poczułam zapach pierwszej pościeli pachnącej wiatrem… Dziękuję, już się nie mogę doczekać…!
Anno, Twój ogród w wiosennej odsłonie to były obrazy do wzięcia! Widziałam forsycje i Pana Kota w niezapominajkach, widziałam azalię, lawendę i płatki chińskiej (…!) wiśni witającej wiosnę, ale ptasia radiostacja w mirabelce to dopiero…!
Alex, jak Ty ładnie napisałaś o jabłoni i zwyczajnym szczęściu na wyciągnięcie ręki… Niech bujność przyrody da taką sama bujność Twojemu życiu. Niech da Ci spokój serca i nadzieję na każdy dzień!

Sami widzicie, że wybór nie był łatwy. Najchętniej obdarzyłabym Was wszystkie, ale co zrobić…Musiałam wybrać po jednym właścicielu dla każdej z proponowanych książek. No, prawie, bo książki o winnicy to para.

A zatem… Komplet Toskański wędruje do Jo. Lavinia i jej córki spotkają się z Anonimową Kasią. Amandine powędruje do Ani (od Adasia), a Tost do Anny. Do tego jeszcze jednym Tostem postanowiłam obdarować Majankę, bo tak mi merdała tym ogonem…;). Drogie Panie, poproszę o adresy na zacisznakuchnia@gmail.com

środa, 21 marca 2012

Wiosna i prezenty!


IMG_4768

Przyszła z poranną gęsta mgłą i deszczem, aby już po południu zaszczycić nas słońcem, którego ciepło zawstydza. Bo jak mogliśmy tak się dziwić, przed siódmą, myśląc co to za wiosna, skoro tak zimno…??? Jak mogliśmy w nią wątpić? No..., bo... bo przecież w nocy tak wiało, przecież tak lało... Teraz skazani na wciąż zimową kurtkę, nie wiemy jak znaleźć się w tej nowej rzeczywistości. Patrzymy przez zmrużone oczy na wygrzewające się w słońcu młode pączki drzew i wciąż trochę nie dowierzamy…

Ja tez nie dowierzam... Wpadam tu z pracy i tak na szybko, z okazji pierwszego dnia wiosny mam dla Was prezent:). Mały prezent. Taki trochę około kulinarny, bo każda z książek w jakiś sposób wiąże się z kuchnią i kulinariami. Choć niekoniecznie kuchnia jest głównym tematem, ma się rozumieć. Wszystkie opowiadają o fascynacji życiem i o sztuce jedzenia. “Tost” to książka Nigela Slatera (gwiazdy angielskich programów kulinarnych) i jego spojrzenie na jedzenie kiedy dorastał. Fani mogą być zachwyceni. Pełno w niej deserów, kremów, batoników, ciast, ciastek i galaretek etc. Książki Ferenca Máté i Marleny de Blasi natomiast (autorki 1000 dni w Wenecji, Toskanii i Orvietto, które były dla mnie wielką ucztą) pokazują Włochy, ich spokój, piękno i sztukę kuchenną w sposób wręcz artystyczny. Ja byłam oczarowana.

Powiedzcie mi tylko, proszę, czym jest dla Was wiosna, czego od niej oczekujecie i co w Was się zmienia kiedy przychodzi i oczywiście wskażcie książkę dla siebie. Poczytam i wybiorę najsympatyczniejsze wpisy. Zapraszam! I czekam do niedzieli do godziny 20:). Zdążycie?

Winnica Winnica 2

Lavinia Amandine TOST

poniedziałek, 19 marca 2012

Lawendowa panna cotta z mandarynkowym sosem

lawendowa panna cotta z mandarynką (1)

Już przed 7 rano wyprzedziły mnie zgrabne gołe łydki młodego chłopaka wchodzącego truchtem w dzień. W pracy wszyscy oczekiwali upragnionego ciepłego weekendu, który zapowiadało lokalne, cicho grające radio. Po 15 na własnych piegach mogłam poczuć, że wiosna idzie… I na własne, zmrużone słońcem oczy zobaczyć, jak piątkowa temperatura odsłania młode szyje spragnione słońca. Widziałam odpięte powiewające płaszcze, mnóstwo uśmiechu i młodych par zmierzających w kierunku morza na pierwsze ciepłe spacery.

Wiosenne rytuały co roku takie same. Jednego dnia kilka stopni i zastanawiamy się co z ta wiosną, co to już za rogiem, a następnego jednym ruchem ściągamy szalik i odpinamy kurtkę. Dorośli z wielką dozą niepewności, młodzi odpowiednio z przejrzystym zdecydowaniem.

mandarynki

A u mnie zdecydowana panna cotta. Dla lubiących eksperymenty. Z ostatnimi ładnymi mandarynkami i z lawendą, która raczej kojarzy się z ogrodem (znów kupię kolejne krzaczki mamie na imieniny). I dobrze, bo już niebawem będziemy ją sadzić, a w czerwcu zakwitnie – co to będzie za widok…!W każdym razie z lawendą w kuchni oszczędnie, bo zdecydowany ma smak. W dużej ilości raczej jako napar do kąpieli, a tutaj tylko łyżka i… niech was ręka Boska broni dodawać więcej!, bo… wtedy lepiej wrzucić zawartość garnka do kąpieli, niż czekać aż zastygnie. Już ja wiem co mówię… Robiłam eksperymenty... Dodajcie niewielką ilość, a będziecie usatysfakcjonowani.

panna cota

Lawendowa panna cotta z sosem mandarynkowym
4 duże porcje, albo 8 mniejszych

1/4 szklanki gorącej (ale nie wrzącej) wody
2 łyżki żelatyny w proszku( albo 3 płatki)
2 szklanki śmietany kremówki (30-36%)
1/4 szklanki miodu
1 łyżka lawendy
2 szklanki maślanki

Na sos:
1/2 szklanki białego wina, albo wody
10 mandarynek
2 łyżki miodu

1. Wlej wodę do niewielkiej miseczki i rozpuść w niej żelatynę.
2. Do większego garnka wlej śmietanę, miód i lawendę i mieszając, na średnim ogniu, doprowadź do wrzenia. Gdy krem jest gorący zdejmij z ognia i dolej żelatynę. Połącz wszytko dokładnie. Dodaj maślankę i połącz. Jeśli krem jest grudkowaty przetrzyj go przez sitko. Wlej do przygotowanych pojemniczków i odstaw do ostygnięcia. Kiedy będzie już zimne, wstaw do lodówki na 5-6 godzin.
3. Zrób sos: wodę i miód doprowadź do wrzenia na patelni. Dodaj cząstki mandarynek obranych (bez przezroczystej otoczki) i mieszaj na wolnym ogniu aż sos zgęstnieje. Jeśli stwierdzisz, że zbytnio zgęstniał dodaj trochę wina lub wody. Możesz ostudzić i podawać z zimnym kremem śmietankowym, albo na ciepło w osobnej miseczce.

Znika tak szybko, że nawet nie zdążysz się obejrzeć…:)

lawendowa panna cotta z mandarynką (3)

Patrząc w słoneczne, wyjątkowo niebieskie niebo i lekceważąc dzisiejszy MAŁO ŁASKAWY… północny wiatr, razem z Wami czekam na wiosnę i chęci do życia, których wraz z nią coraz więcej!

czwartek, 15 marca 2012

Sezon ogrodowy 2012 czas zacząć!

szklarni kopanie3szklarni kopanie4szklarni kopanie5

Temperatury i ilość warstw, które nadal nosimy na sobie, nie zachęcają do zbytniej frywolności w ubiorze, ale choć nocą deszcz, a nad ranem zamglenia, to wiosna co raz bliżej. Naprawdę! Leszczyna wypina brzuszki a przebiśniegi i krokusy wznoszą swe płatki ku niebu oczekując słońca. Ten i ów myśli balkonowe “kikutki” kwiatów uprzątnąć po zimie, choć wyściubienie nosa na balkon, ba…, nawet całej postaci, jest jednak wyczynem nie lada śmiałym. Są tacy, którzy już odwiedzają centra ogrodnicze, albo małe przytulne kwiaciarnie, w poszukiwaniu odpowiednich donic na taras, marzą o chrupiącej długiej rzodkiewce, kupują marchewkę i sałatę, szukają nasionek maciejki, co w maju tak pięknie pachnie. Są tacy, którym na parapetach pomidory niebawem zaczną kiełkować – do nich wiosna zawsze przychodzi jakby wcześniej. Znam też Takich, którzy dwanaście rodzajów sałaty w szklarni posiali… (już się wpraszałam na plewienie i degustację:)). Zatem i na nas czas. Jedziemy do szklarni. Do szklarni, w której na pewno będą nowalijki, a później pomidory i papryka, tak, jak w zeszłym roku… A, że w deszcz…? Przecież z cukru nie jesteśmy, a w szklarni nie pada:). Glebę trzeba przygotować na godne Wiosny przyjęcie!

IMG_0283

Już przy furtce przywitały nas dwie pary zielonych oczu. Bezimienni podopieczni dziadka – mama z Młodym:), albą Młodą… Muszę przyznać, że płeć w tym wypadku nie ma dla mnie znaczenia. Biegały, zaczepiały i mruczały a czasem bawiły się tak, jakby to była walka na śmierć i życie.

IMG_0301

Ale zabawy tylko odrobinka, bo naszym celem szklarnia. Zatem bierzemy podstawowy sprzęt i do pracy! Gumowce nie jak z żurnala, ale pasują do… rękawiczek;)

IMG_0304

Cała przestrzeń podwójnej szklarni, tym razem wypełnionej żytem, dla nas. Jedna łopata twoja, jedna moja – jedna męska (wiadomo komu się dostała?), jedna damska, jedna połowa twoja, jedna moja…

Podczas kopania, ziemia wilgotna i tłusta wydawała odgłosy jakby westchnienia… Swego rodzaju ulgi…, że wreszcie odetchnąć może świeżym powietrzem. Dobrze to obie słyszałyśmy… Plask z westchnięciem… Tego nie da się opisać, to trzeba usłyszeć i wtedy uwierzyć, bo ziemia żyje…! Tak, jak i my podczas tej pracy, bo w tym przypadku praca rzeczywiście daje wolność, rozszerza serce, rysuje uśmiech na buziaku i dodaje sił!

szklarni kopanie1szklarni kopanie2

Z zegarkiem w ręku 45 minut:). Dobre jesteśmy prawda? Nawet Koty, które pilnowały naszych poczynań, były z nas zadowolone;). Jak będzie wyglądała szklarnia później, możecie sobie tylko wyobrazić – ja już skaczę z radości!

szklarni kopanie

Dziadek też, bo to nasze kopanie i jemu nowe siły przynosi:). Z tej radości - i naszej i jego - kawa ot tak i spotkanie przy cieście. Dziadek, Pani Teresa (moja przybrana babcia), Mama, ja i jej ciasto (jedno z kilku, które lubię najbardziej – pokażę je za jakiś czas). Rozmowy razem, później w “podgrupach”. I chociaż dziadek odpowiadając na pytanie o zdrowie śmieje się mówiąc “Baranku Boży coraz gorzy…”, to wiem, że lubi dobrze wykonaną pracę, bo sam zawsze starał się być dokładny.

szklarni kopanie6

W trakcie pracy słyszałyśmy klangor żurawi, które już powróciły. Choć radio podawało, że tylko na Suwalszczyźnie, u nas też są. Całe stada. Chodzą po sąsiednim polu po kukurydzianym i ziaren szukają. Możecie sobie wyobrazić, że pogadałam sobie z nimi? Serio. Ja uuuuu…!!! , one uuuu…!!! Ja na to uuuu…!!! – tak jak trąbka, one tak samo, ja następnie UUUU…!!! - takie jak puzon, one NIC… No to ja znowu wcześniejsze dosyć cienkie uuuu…, na to podobna jak wcześniej odpowiedź żurawi. I tak moglibyśmy jeszcze długo, ale zimno. Całkiem fajna ta nasza rozmowa, ale… nawet nie wiem o czym…;). Mama uśmiała się z nas, a może tylko… ze mnie;).

szklarni kopanie7

I tak przyjemnie mijał nam sobotni, deszczowy czas. Niedziela natomiast wstała wietrzna ale niezwykle słoneczna. Dorzuciłyśmy do niej jeszcze jedną pogawędkę z żurawiami ( ja dorzuciłam, mama znów miała ze mnie ubaw:)) i spacer po niszczejącym majątku w Kucharowie, szczerze przeklinając tych, którzy 15 lat temu nie chcieli tego sprzedać, a wtedy nadawało się jeszcze do remontu.

szklarni kopanie8

Pokazałam też mamie gdzie w zeszłym roku jesień spotkałam. Już wiemy, że na tych polach powstanie sad, albo jakieś gospodarstwo ogrodnicze, chociaż…mały domek pasowałby tu idealnie, prawda?

IMG_0574

Niedzielę zakończyłyśmy już we trzy (razem z moją siostrą) kawą na słonecznym balkonie. Dwadzieścia stopni zobowiązuje, prawda? I tyle.

Cieszę się takimi intensywnymi weekendami – dają energie na dłuższy czas i ochotę na kolejną pracę, może już w ogrodzie:).

Przepis na ciasto wkrótce! Tymczasem!

IMG_0650

p.s. Ciekawe kto dotarł aż do końca….? I czy w ogóle Ktoś…???

piątek, 9 marca 2012

Ziemniaki w mundurkach, łosoś i majonez domowy


ziemniaki w mundurkach, łosoś i majonez domowy

No i mamy przednówek. Zapomniane słowo. Ktoś go jeszcze używa? Myślę, że niewielu, bo półki sklepowe pełne i rzodkiewka przez cały rok. Może jeszcze na wsiach, choć tam też niekoniecznie… Ale podoba mi się to słowo. Wikipedia mówi, że to taki nieprecyzyjnie określony czas przed nowymi zbiorami, czas liczony na wsi pomiędzy okresem kończenia się zapasów żywności z poprzedniego roku, zwykle pod koniec zimy, a okresem zazieleniania się łąk i pierwszych plonów w tym roku. Czyli czas biedy, niedojadania i czekania na wiosnę. Choć w naszym przypadku to raczej “biadolenia”, marudzenia i przyjmowania pierwszych promieni słońca z wdzięcznością. Zatem u tych, którzy gromadzili zapasy wygląda to tak, że kończą się buraki i marchewka, a ziemniaki wyglądają końca wiosny wypuszczając małe kiełki. Kiełki na moich ziemniakach ( tych od mamy – a swoją drogą… to było tak niedawno…) były bardzo maleńkie.
Użyłam ich do zwyczajnej, ale pysznej sałatki. Takiej na co dzień, na piątek, albo na pracowitą sobotę. U mnie w domu zazwyczaj była ze śledziem (marynowanym lub w oleju), tym razem użyłam wędzonego łososia z lokalnej wędzarni, gdzie ryby wędzone są tradycyjnie na drewnie i nie są sztucznie konserwowane. Aromat i smak do…powtarzania:). Polecam podczas wakacyjnych voyaży:)

Sałatka ziemniaczana z łososiem

Sałatka ziemniaczana z łososiem i domowym majonezem
przepis na 1 porcję
 
4-5 średnich ziemniaków
100 g łososia wędzonego pokrojonego w cienkie plasterki
1 mała cebulka pokrojona w piórka
pół pęczka pietruszki
kilka łyżek majonezu do smaku

1. Ziemniaki wyszorować i ugotować. Następnie obrać i pokroić w talarki, albo w ósemki.
2. Do ziemniaków dodać cebulkę, łososia i drobno pokrojoną pietruszkę. Polać majonezem. Zajadać ze smakiem! Najlepsze kiedy ziemniaki są jeszcze ciepłe:)

Majonez (przepis mojej mamy) - czas przygotowania to 1-1,5 min.

1 jajko (świeże)
1 łyżeczka musztardy
szczypta soli, cukru i pieprzu
ponad pół szklanki oleju rzepakowego
jedna nakrętka octu
dodatkowo sól, cukier i pieprz do smaku

Do większego słoika (miseczki) wbij jajko, dodaj musztardę, sól, pieprz i cukier po szczypcie - połącz wszystko używając miksera (widełki jak do ubijania piany), następnie cienkim strumieniem zacznij wlewać olej. Po chwili majonez zacznie gęstnieć, wlej wtedy nakrętkę octu i ubijaj dalej, aż zgęstnieje (to też nie trwa długo). Następnie “dosmacz” według uznania dodając soli, pieprzu, ewentualnie cukru, a nawet czasami octu (nie przesadź…). Polecam!


ziemniaki w mundurkach, łosoś i majonez domowy (2)

Dobrej soboty i niedzieli życzę i Wam i sobie! Jadę skopać szklarnię aby mogły w niej zamieszkać ziarenka rzodkiewki, młodej cebulki i sałaty. Trzymajcie kciuki, proszę…, aby nie było już mrozu. Do następnego!

poniedziałek, 5 marca 2012

Strudel jabłkowy

jabłka (1)

Jakiś czas temu ogromną siatę jabłek dostałam. Siatę pełną delicji złotych i czerwonych. Prosto z okolic, Trydentu czyli z największego obszaru upraw jabłek w Europie. Największy europejski sad... Wyobraziłam sobie jak tam musi być pięknie wiosną kiedy kwitną jabłonie, albo jesienią podczas zbiorów… I zapachniało mi tymi kwiatami, tymi jabłkami na drzewach, a później piwnicą naszego domu z zaokrąglonym wejściem jak w piwnicach zamkowych…, gdzie w skrzynkach stały jabłka. I jabłkami u dziadka w zbożu na strychu. Najbardziej lubiłam być na tym strychu w słoneczne południe, kiedy przezroczyste promienie słońca głaskały zboże wpadając przez okienka w dachu (tak, jak w kościele czasem w bardzo słoneczny dzień). Najpierw patrzyłam jak zaczarowana, bo taki spektakl zawsze jest wyjątkowy. Później delikatnie, czując chłód suchego zboża, wsuwałam w nie rękę i znajdowałam zimne czerwone malinówki. Wykładałam je do miseczki, odkładałam na bok i zaczynałam przesypywać zboże z ręki do ręki, z góry na stos, z prawej do lewej… Słyszałam jak babcia mnie woła… Jeszcze tylko jedna garstka… Powrót ze strychu tyłem, noga za nogą, przestawiając miseczkę ze stopnia na stopień, słysząc nawoływania Babci… Jeszcze tylko minąć skrzynię z mąką…, ale najpierw odstawić miseczkę na podłogę, podnieść wieczko skrzyni i tylko na chwilkę zanurzyć w niej rękę…, tylko “przejechać” przez całą długość skrzyni..., otrzepać ręce i na dół, do Babci, do ciepłej kuchni...

Ech wspomnienia… Jak dobrze, że je mamy:)

jabłka

Część moich pachnących delicji wykorzystałam do strudla, specjału przejętego przez Włochów od Austriaków. Pamiętając smak austriackiego strudla, który mogłabym jeść bez opamiętania…, już dawno chciałam go zrobić. Przepis, podpisany przez panią Bożeną Sikoń znalazłam w “Kuchni”( 9-2009).

Tajemnicą tego ciasta jest jak najcieńsze jego rozciągnięcie (na przedramionach), dlatego, że te miejsca, które zostaną grube będą niesmaczne. To ciasto to pieczone jabłka ubrane w delikatną koronkę z ciasta, która nie może przeszkadzać, dlatego, jeśli ciasto po bokach nie da się już rozciągnąć, odcinaj je bez obaw i bez poczucia straty. Jeśli chcesz możesz je wykorzystać do zrobienia kolejnego małego ”strudelka” – wtedy musisz przygotować więcej jabłek i upiec drugie, mniejsze ciasto.

strudel jabłkowy (2)strudel jabłkowy (3)

Strudel Jabłkowy

Nadzienie:
1,5 kg jabłek
150 g cukru
1 łyżeczka cynamonu
rodzynki (dałam kubeczek)

Ciasto:
1 kg mąki (typ450)
1 łyżeczka soli
700 ml wody
100 ml oleju
70-100 g masło do posmarowania ciasta
garść bułki tartej
cukier puder do posypania ciasta

1. Nadzienie: rodzynki zalej gorąca wodą i odstaw na 5 min., jabłka obierz i zetrzyj na cienkie plastry (wąski bok prostokątnej tarki), dodaj cukier, cynamon oraz osączone rodzynki – wymieszaj i odstaw.
2. Ciasto: Rozpuść sól w zimnej wodzie (700ml), następnie 3/4 tej wody dodaj do mąki i wyrabiaj ciasto mikserem. W razie potrzeby dolej więcej wody (mi po dodaniu zostało 125 ml-E.). Dodaj olej i wyrabiaj tak długo, aż ciasto będzie luźne i plastyczne (nie trwa to długo-E.). Uformuj z ciasta kulę i delikatnie posmaruj olejem – dzięki temu ciasto nie będzie przylepiało się do rąk, a na jego powierzchni nie wytworzy się skorupka. Pozostaw ciasto na 30 min, aby odpoczęło.
3. Włącz piekarnik ustawiając temperaturę 180°C. Po tym czasie przygotuj dużą ściereczkę. Rozpłaszcz ciasto i zacznij rozciągać na przedramionach. Rozłóż je na ściereczce i dalej rozciągaj aż stanie się bardzo cienkie. Jeżeli brzegi pozostaną grube, obetnij je (ja odcięłam 1/3 ciasta-E. Pamiętaj, że te miejsca, które będą miały dużo ciasta nie będą smaczne)
4. Rozciągnięte ciasto delikatnie posmaruj rozpuszczonym masłem i posyp na całość bułkę tartą. Zostaw i zajmij się nadzieniem
5. Odciśnij sok z jabłek i ułóż je na cieście. Zwijaj strudel przytrzymując ciasto ściereczką. Wierzch posmaruj masłem i piecz ok. 25 minut.
6. Wyjmij, lekko ostudź, posyp cukrem pudrem i podawaj z sosem waniliowym, albo budyniem przygotowanym z większej ilości mleka.

Najlepsze na ciepło…:)


strudel jabłkowy (1)

Jestem pewna, że po pierwszym kęsie ciepłych jabłek, zamykając oczy poczujesz się jak w knajpce w Dolomitach, albo w Tyrolu…