czwartek, 28 czerwca 2012

Tort z likierem Frangeliko i drugie urodziny bloga

IMG_3687

Kolejne lato i kolejny rok z blogiem za mną. Moja przygoda trwa już dwa lata. Kiedy minął pierwszy, byłam zdziwiona, że to już…, teraz mija kolejny i czuję się dokładnie tak samo. Zastanawiam się co sprawia, że to blogowanie jest takie za każdym razem nowe i wciąż świeże… Może to, że ciągle się uczę, może to, że poznaję Nowych Ludzi…? Na początku chciałam tylko pochwalić się tym, co upiekłam czy ugotowałam, później okazało się, że odbiór mojej “twórczości” jest większy niż się spodziewałam. Dzielę się słowami i przemyśleniami, później sama do nich wracam, przypominając sobie sytuacje, faktury i smaki. Dziękuję Wszystkim Drogim mi Osobom, które poznałam dzięki temu miejscu, dziękuję Wam Wszystkim, którzy odwiedzacie mnie i wspieracie, którzy zostawiacie dobre słowo. Bez Was nie byłoby tego miejsca, nie wiem czy bez Was chciałby mi się… , bo odbiór jest dla mnie ważny, bo spotkania tutaj dają mi dużo chęci i siły do podejmowania codzienności z jej różnymi barwami...

Jak to wszystko się zaczęło możecie poczytać sobie tutaj, a ja mam dla Was prezenty. Dwa: jeden to szwedzki koszyczek na chleb (Madame Stolz), bułki, czy co tam sobie chcecie, drugi to dwa kubki z obustronnym motywem domku (Targ Staroci). Jeśli chcesz otrzymać któreś z nich zostaw komentarz. Posiadacze bloga proszeni o podlinkowanie, jeśli to możliwe, Anonimowi zostawcie adres @. Urodziny będą trwały do końca miesiąca, czyli do 31.07.2012


urodziny bloga

Poza tym zapraszam na tort. Kakaowy biszkopt z kremem budyniowym o delikatnym posmaku orzechów laskowych, z fantastyczna polewą (która jest moją dyżurna polewą) i białą czekoladą, która dopełnia słodkości.
Tort musiałam zrobić jak tylko przeczytałam książkę pt. “Kawalerowie Angeliny. Opowieści z włoskiej kuchni”. Najpierw popłakałam się z bohaterami, później siedziałam razem z nimi w kuchni i przy stole, wyobrażałam sobie smaki, a zapachy same unosiły się nad wszystkimi literami, które opowiadały tę historię. Wielbicielom ciast budyniowych posmakuje na pewno.
Zmieniłam sposób pieczenia blatów, gdyż pierwszy okazał się zakalcem- zrezygnowałam z dodawania masła i mleka. Polewę zrobiłam sprawdzoną, w tej tutaj było ogromnie dużo cukru…

Tort czekoladowy z likierem Frangeliko

Składniki na masę:
750 ml tłustego mleka
9 łyżek przesianej skrobi kukurydzianej
3/4 szklanki cukru
5 jajek
5 łyżek zimnego masła
1 i 1/2 łyżki ekstraktu waniliowego

Składniki na 6 warstw ciasta czekoladowego:
1 i 1/8 szklanki mąki
1 szklanka słodkiego kakao w proszku
3 łyżeczki proszku do pieczenia
2 i 1/4 szkl. cukru
15 jajek w temperaturze pokojowej
6 łyżek masła w temp. pokojowej( nie dodawałam)
3/4 szklanki letniego mleka( nie dodawałam)

Składniki na nadzienie orzechowe:
2 i 1/2 szklanki cukru
1/2 szkl. likieru Frangeliko (dałam 3/4)
1 i 1/4 szklanki orzechów laskowych (pokruszonych tłuczkiem)

Składniki na polewę– jak tutaj
130g cukru kryształu
50 g kakao
83 g śmietany 30%-36%
83g wody
5-6 g żelatyny

Wykonanie masy:
1. Do dużej miski wlej 3/8 szklanki mleka. Stopniowo dodawaj przesianą skrobię kukurydzianą. Energicznie ubij ja z mlekiem, aż uzyskasz papkę. Dodaj połowę cukru(3/8 szklanki) i jajka. Połącz wszystko na gładką masę. Odstaw
2. W średniej wielkości rondlu z grubym dnem połącz pozostałe 2 i 5/8 szklanki mleka z pozostałym cukrem(3/8 szklanki). Mieszaj przez 2-3 min. aż cukier się rozpuści. Mieszaj bez przerwy na wolnym ogniu dopóki temperatura nie osiągnie 73 C( temperaturę kontroluj termometrem kuchennym). Zdejmij garnek z ognia.
3. Połowę mieszanki (tej przed chwilą przygotowanej) dodawaj po jednej łyżce do wcześniej przygotowanej masy z jajkami( z pkt. 1). Cały czas mieszaj masę(należy to robić w celu wyrównania temperatur i aby uniknąć ścięcia się jajek). Następnie dodaj do rondla resztę mleka z cukrem i na wolnym ogniu podgrzej miksturę do 70 C (uważaj, bo jajka ścinają się w 75 C). Mieszaj dopóki nie zauważysz, że masa zaczyna gęstnieć. Gotuj przez minutę. Zdejmij garnek z ognia i utrzyj masę z masłem oraz ekstraktem waniliowym. Przelej masę do miski i odstaw do wystygnięcia, następnie włóż do lodówki na co najmniej 4 godziny.

Wykonanie ciasta:
1. Podgrzej piekarnik do 200 C. Tortownicę 23 cm wyłóż papierem do pieczenia. Przepis autorki jest na jednoczesne 6 tortownic, w moim przypadku to było niemożliwe, więc ważyłam i dzieliłam wszystko na 6. Jeśli coś określiłam jako 1/6, po prostu zważ całość i podziel na 6.
2. Przesiej mąkę, kakao i proszek do pieczenia. Zważ, podziel wagę na 6 i rozsyp do 6 miseczek.
3. W dużej misce połącz jajka z cukrem. Teraz ustaw pustą miskę na wadze, przelej do niej zawartość i zważ swoją masę. 1/6 masy wlej do czystej miski i utrzyj z 1/6 cukru Ucieraj masę przez 10 min, następnie dodaj 1/3 mąki i delikatnie wymieszaj. Wlej do wcześniej przygotowanej tortownicy. Piecz 10-15 min. Ostudź.
Powtórz tę czynność dwukrotnie. A później wszystko jeszcze pięciokrotnie, bo przecież chcesz upiec 6 biszkoptów.

Wykonanie nadzienia orzechowego w syropie:
1. Podgrzej piekarnik do 190 C
2. Wsyp cukier na patelnię z grubym dnem. Dodaj Frangelico i pół szklanki wody. Mieszaj bez przerwy na średnim ogniu, aż cukier całkowicie się rozpuści. Przestań mieszać i przez 5 min gotuj syrop na bardzo małym ogniu, aż będzie bardzo gorący i przyjmie konsystencję gęstego syropu klonowego.
3. W międzyczasie usmaż orzechy na patelni przez ok. 5 min. Wsyp orzechy do syropu i odstaw na 3-5 min, do wystygnięcia.

Montaż ciasta:
1. Na każdy z upieczonych placków rozsmaruj po 3 łyżki nadzienia orzechowego i odstaw na czas przygotowywania polewy

Polewa
Do rondelka wsyp cukier i kakao, wlej śmietanę i wodę. Podgrzej na małym ogniu ciągle mieszając do momentu uzyskania jednolitej masy. Kiedy będzie gorąca, rozpuść w niej żelatynę. Ostudź i schłodź. Włóż do lodówki, aby zaczęła tężeć, ale kontroluj, żeby zachowała płynną konsystencję

2. Aby nie zabrudzić patery podczas nakładania masy i polewy przygotuj papieru do pieczenia wytnij 6 kwadratów o długości 0około 30 cm. Na środek patery nałóż kroplę syropu, który ustabilizuje papierowe kwadraty. Papier ułóż przyklejając każdy róg do kropli syropu jak płatki kwiatów zachodzące na siebie.
3.Pierwszy placek połóż na paterze i posmaruj równomiernie częścią kremu budyniowego, tak samo postępuj z jeszcze pięcioma, na ostatni placek nie nakładaj kremu.
4. Polej ciasto równomiernie wcześniej przygotowaną polewą. Ewentualnie wyrównaj wierzch szerokim nożem, choć glazura samoczynnie rozpływa się po cieście. Odstaw do zastygnięcia w lodówce. Jeśli polewy zostanie polej ciasto jeszcze raz i ponownie schłodź. Udekoruj dowolnie. U mnie na wierzchu pół kostki białe czekolady

IMG_3692


piątek, 22 czerwca 2012

Pogoda na dziś: ciesz się słońcem póki możesz…



IMG_4226

Kolejny poniedziałek kapryśnego czerwca, który z dnia na dzień karmił nas deszczem i gradem, mógł być taki, jak dotychczas - chłodny i mało obiecujący, ale tym razem słońce pojawiło się na niebie z tak zadziwiającą punktualnością, że zaglądając do okien sąsiadów, przed godziną piątą, złożyło swój jasny pocałunek na moich włosach. Z reguły nie zasłaniam rolet, więc przyjęłam tę pieszczotę z wielkim zdziwieniem: to już? Budzik…? Przecież nastawiłam na 8…
Odwróciłam się na drugi bok lekceważąc zaproszenie: kto to widział wstawać o tej porze…?
Po jakiejś godzinie, budzenie było intensywniejsze…, bo słońce zasiadając w fotelach sąsiadów, jednocześnie głaskało grzbiety książek na moich półkach. Jeden z jego palców ześliznął się i… otworzyłam oczy. Oglądałam tę jego ciekawość, nie chcąc stracić nawet najmniejszego promyka. Taki mały spektakl tylko dla mnie… Możliwy w mieszkaniach, których okna wychodzą na południowy zachód. Patrzyłam jak ślizga się odczytując tytuły i powoli znika...

IMG_4222

Przeciągnęłam się miękko jak kot i wstałam. Cydr vel sok bzowy rozcieńczyłam z wodą oraz sokiem z cytryny i ze szklaneczką w garści, w piżamie, usiadłam na tarasowym fotelu. Podciągnęłam nogi pod brodę. Było ciut przed 6. Powietrze pachniało latem, początkiem pięknego dnia i zielenią rozbujaną ostatnimi opadami. Niezwykle obiecująco... Ostatnie majowe i czerwcowe prognozy JEDYNIE pas nadmorski wykluczały z przepysznej pogody i tak kulaliśmy się z parasolami, kurtkami przeciwdeszczowymi i pytaniami jakie będzie TO lato… Taki piękny poranek przynosił nieodparte wrażenie, że oto właśnie dziś się zaczęło…:)
Duże, wąskie liście młodej jarzębiny zasadzonej na najbliższym trawniku, poddawały się porannemu kołysaniu wiatru. Ktoś z naprzeciwka otworzył okno, gdzieś w dali zaszczekał pies, młody mężczyzna z jasną torbą przewieszoną przez ramie minął plac zabaw i zniknął w zielonej dali. Na zmianę przymykałam i otwierałam oczy do końca nie wierząc tej pięknej pogodzie. Mała myśl zaczęła podskakiwać mi w głowie jak piłeczka pomysłowego Dobromira… Właściwie czułam się wyspana. Szybko rozprostowałam nogi, odniosłam szklankę, włączyłam ekspres i poszłam się ubrać.
Konfitura czereśniowa tylko na to czekała…

IMG_4220

Od kilku dni powinna być piwnicy. Teraz wreszcie jeden z trzech słoiczków wylądował w moim plecaku w towarzystwie bułeczek (z dnia poprzedniego), masła i świeżo zaparzonej kawy. Dorzuciłam jeszcze dwie garści czereśni. Zatem śniadanie nad morzem…! Wsiadłam na rower i pojechałam…

IMG_4242

Wystarczyło mi 10 minut. Nie mogłam wpaść na lepszy pomysł, bo moje zapotrzebowanie na ciepło i morze wzrastało z dnia na dzień i wciąż nie mogło być zrealizowane…! Na ulicach cicho-sza…, ktoś czekał na przystanku, ktoś inny na rogu ulicy na transport, minął mnie samochód firmy ochroniarskiej i trzy albo cztery samochody…Poranną radość było widać i słychać. W parku nadmorskim dawno rozbudzone kosy uskuteczniały poranną gimnastykę przelatując z drzewa na drzewo, a właściciele wyhasanych psów wracali z porannego spaceru.

IMG_4247 konfitura czereśniowa

A na plaży bezkres błękitnego nieba i więcej ludzi niż mogłam sobie wyobrazić. Właściwie więcej niż na budzących się do życia ulicach. Tutaj wszyscy, już dawno, celebrowali poranek. Każdy na swój sposób.

śniadanie nad morzem i konfitura czereśniowa (2) konfitura czereśniowa1

Nordic Walking na całego…, kije właściwe i te oszukane, bo do trekkingu, technika właściwa i ta co to z kijami chodzić każdy może, więc gumki na końcach… Stopy bose, stopy obute, klapki w ręku, buty związane sznurówkami i zawieszone jak naszyjnik. Czapeczka z daszkiem, kapelusik,włosy koloru “płonący wieżowiec”… Spodnie długie, za krótkie spodenki, ramiona odkryte, ramiona zakryte, T-shirt i urocza biała sukienka z falbanami… Tutaj mężczyzna z piersiami miękko układającymi się na wydatnym brzuchu, tam filigranowa elegantka w spodniach 3/4 i koronkowej bluzce w uroczym kapelusiku. Całkiem nieopodal spotkanie biuściastej opalonej pani i jej bladej wiórkowej koleżanki z ogorzałym, łysiejącym kolegą… Spotkanie nad morzem… Być może później i spotkanie na “fajfie”… Kto wie… Docierająca do mnie radość i uśmiechy pań bezcenne… A później może “małżeństwo z poznania”… W końcu to też część leczenia uzdrowiskowego…;)

IMG_4262

Było mi błogo i bardzo dobrze. Konfitura czereśniowa była najlepszą z możliwych, bo nutka truskawek i wanilii maczała w jej smaku swe wonie i a bułeczki (o których w następnym wpisie), no…, dawno takich dobrych bułeczek nie jadłam. Właściwie to pomijając sobotę (bo te bułeczki piekłam dzień po dniu), to ostatnim pieczywem wyciągniętym z piekarnika, miesiąc i trzy tygodnie temu, była chałka.

Konfitura czereśniowa z sokiem truskawkowym i wanilią

700 g czereśni
1/2 szkl. soku z truskawek( odlanego z truskawek podczas gotowania konfitury truskawkowej w jej początkowej fazie)
2oo-300 g cukru
2-3 łyżki ekstraktu waniliowego

1. Czereśnie pestkuję. Jeśli nie masz pestkownicy, możesz użyć wsuwki do włosów. Chwytasz ją w prawą dłoń, w lewą czereśnię i wbijając okolicę po ogonku, wykonując ruch od siebie, miękko wyłuskujesz pestkę.
2. Czereśnie wkładam od razu do garnka , w którym będę gotować konfiturę. Dolewam sok truskawkowy i zagotowuję, zostawiam na płycie do ostygnięcia. Jeszcze ze trzy razy tego samego dnia tak samo zagotowuję. Następnego podobnie, aż ilość soku zredukuje się do 1/3. Wtedy zagotowuję jeszcze raz, dodaję ekstrakt waniliowy i wkładam do wyparzonych słoiczków. Pasteryzuję w piekarniku nagrzanym do 100°C przez 20 min.

konfitura czereśniowa2

Po tak cudnie rozpoczętym dniu wróciłam do domu i miałam jeszcze całe , długie przedpołudnie dla siebie. Wszak w poniedziałki zaczynam o 13.
Ten dzień wyglądał jak pierwszy dzień lata. Okna pootwierane były wszędzie i każdy marzył o urlopie. Pod wieczór jednak front zmienił się całkowicie. Nad miastem powiało grozą… Spotkały się dwie burze… Co to była za bitwa…! Chwilowy brak światła w mieście, ulewa, pioruny i błyskawice..! A wszystko to w podwójnym wydaniu. Rower musiałam zostawić w pracy. Do domu wróciłam taxówką. W drodze powrotnej zaczęło się jednak przejaśniać i słońce, które tak pięknie mnie obudziło,pomachało mi mocno pomarańczowym uśmiechem na dobranoc. Odwzajemniłam ten uśmiech. Wtedy niebo zaczęło się rozjaśniać tak mocno o tej porze jak nigdy dotąd - zrobiło się wyjątkowo jasno, przejrzyście i tak niewyobrażalnie widno, że aż… słów było brak aby to opisać, a pan taxówkarz o 21.15 życzył mi miłego dnia.
A tak naprawdę lato przyszło dzisiaj z zimnym wiatrem, kurtką przeciwdeszczową i 17 stopniami. Udanego lata I Wam , Moi Drodzy, i mi! Mimo wszystko.

poniedziałek, 18 czerwca 2012

Bzowy czas, bzowy cydr, bzowa ja i nowe życie…

IMG_4177

W pierwszych słowach donoszę, że to był bardzo przyjemny dzień, bo dobrze jest mieć czasem w tygodniu takie dodatkowe wolne. Znów pojechałam do domu. Boże Ciało. Biel, słońce i kwiaty. Kiedy to było…??? Zdaje się, że minęła wieczność cała. Pierwszy raz nie byłyśmy (bo byłyśmy tylko dwie w domu) na procesji, mamy ostra “jelitówka” wygrała ze świętem…, ale już dobrze. No, nie w pełni, wiadomo…, ale jednak. Taka jestem z tą relacją opóźniona, ale wspomnienie wciąż żywe, bo efekty tego dnia w prężą się w lodówce.

IMG_3942

Takie święto w tygodniu to prezent od zabiegania. Ten dzień od rana był cichy, ciepły i suchy. Czasami wydawało się, że zbiera się na deszcz, ale w końcu wszystko brzydkie przeszło. W planie był tylko bez czarny i pierwsze czereśnie. Mama dawała radę, bo szkoda jej było zostać w taki dzień w domu, a owoce nie pozwalały na siebie czekać. Zatem kraciasta koszula, wysokie gałęzie czereśni i później czarny bez, który właśnie kwitnie (wciąż jeszcze). Rozstawiłam drabinę i szukałam rozkwitniętych baldachów, bo tylko te były mi potrzebne.

Syrop z czarnego bzu

Wszystkiemu przyglądała się mama robiąca kawę i szczęśliwie wylegująca się na werandzie Kotka dziadka, która kilka dni temu wydała nowe życia…Kiedy robiłam jej to zdjęcie jeszcze nie wiedziałam o tym. Dopiero później , pod jałowcami, znalazłam…, ale o tym później, na końcu.

Syrop z czarnego bzu1

W tym samym czasie na bodziszkach pasły się szczupłe czarne robaczki, a

IMG_3838

poskrzypka liliowa przygotowywała się do skoku na następne liście smolinosów,

IMG_3872 IMG_3866

Pękate brzoskwinie wciąż rosły czekając na lipcowe rozwiązanie, a maki delikatnie chwiały się w płomiennym rozkwicie.

Syrop z czarnego bzu6

Jasne słońce rzucało ostre cienie wokół, malowało mi zmarszczki i piegi, pyłek z tych bardziej rozwiniętych kwiatów spadał mi na rzęsy, a ja mrugając i odkładając delikatnie każdy baldach, cieszyłam się, że wreszcie zrobię tak bardzo wychwalany napój.

IMG_3938

I zrobiłam. Z 70-80 baldachów może. Nie liczyłam. Tego było za dużo. Późnym wieczorem po powrocie. Odcięłam zielone łodyżki z każdego baldachu. Włożyłam do garnka i zalałam wcześniej przygotowanym gorącym syropem z wody, cukru i podwójnej ilości soku z cytryny (syrop zrobiłam z półtorej porcji). Odstawiłam na 3 dni. Codziennie mieszałam. Po tym czasie przecedziłam syrop, przefiltrowałam (przez watę) i rozlałam do butelek. Na tym etapie w połączeniu z wodą i dodatkowym świeżym plasterkiem cytryny smakował jak lemoniada. Jedną butelkę zostawiłam do bieżącego spożycia, pozostałe 3 i dwie malutkie pasteryzowałam. Kiedy ostygły na wszelki wypadek(…) wstawiłam je do lodówki.

Syrop z czarnego bzu2

Po dwóch dniach, wieczorem, kiedy wróciłam z pracy, otworzyłam lodówkę aby znów skosztować bzowej dobroci, ale…, jedna z małych butelek była pobita, a syrop był wszędzie… Wyjęłam pozostałe butelki, otworzyłam, skosztowałam i… efekt smakowy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania…! To było jak bzowy cydr…! Delikatne bąbelki na języku, trochę jak alkohol, ale jednak nie alkohol… Dolałam trochę wody (jak wcześniej), dodałam ciut soku cytrynowego i miałam swój własny niezamierzony bzowy cydr:) i… lodówkę do posprzątania.

Nie wiem co zrobiłam nie tak, bo wszystko było lege artis, jak we wszystkich przepisach. Tutaj posiłkowałam się przepisem od Bei, więc… może wszystkim tak samo wychodzi, ale się nie przyznają…, a może powinnam zrobić jeszcze coś…?

IMG_4178
Syrop z kwiatów czarnego bzu

20-40 baldachów czarnego bzu
1 kg cukru
20 g kwasku cytrynowego lub sok z 1 cytryny(podwoiłam ilość soku cytrynowego)
1 litr wody

Kwiaty zbierz w suchy, słoneczny dzień (najlepiej takie, które są w początkowej, a nie w końcowej fazie kwitnięcia). Zrywaj je delikatnie i równie delikatnie układaj w przewiewnym koszu. Staraj się nie potrząsać, gdyż pozbędziesz się cennego pyłku. Kwiaty bzu odcinaj bezpośrednio nad naczyniem, w którym będziesz przygotowywać syrop. Odcinaj je tak, by zachować jak najmniej zielonych gałązek (to one bowiem mogą nadać syropowi gorzkiego posmaku). Im więcej masz kwiatów, tym mocniejszy będzie na produkt końcowy, jednak nawet z 10-15 dużych baldachów otrzymasz aromatyczny, delikatny syrop.
Po oberwaniu kwiatów przygotuj zalewę : zagotowuj wodę z cukrem i kwaskiem (lub sokiem z cytryny) i wrzątkiem zalej kwiaty (wszystkie muszą być zakryte syropem), przykryj i odstaw na 2-4 dni, delikatnie mieszając zawartość naczynia mniej więcej raz dziennie. Następnie dokładnie filtruj syrop i przelej do wyparzonych butelek; jeśli chcemy przechowywać go dosyć długo, radzę syrop pasteryzować (możemy zagotować go tuż przed wlaniem do butelek). Syrop który nie jest pasteryzowany przechowuj zawsze w lodówce, a pasteryzowany – w piwnicy, albo w innym chłodnym miejscu. Po otwarciu syrop przechowuj w lodówce.

Syrop z czarnego bzu7

W każdym razie z efektów jestem, mimo wszystko zadowolona, bo cydr to mój ulubiony napój, (zwłaszcza gruszkowy). Nie wiem jak długo postoi, tymczasem cieszę się jego wyjątkowym smakiem na koniec mam jeszcze zdjęcia nowych pociech Kotki dziadka Pawła. Dziadek powiedział, że kotka z małymi jest gdzieś… w ogrodzie. Szukałam, patrzyłam co jakiś czas gdzie chodzi i wypatrzyłam. Pod ciemnymi krzakami jałowców, pod które trudno podejść, leżała Kotka z dzieciaczkami. Broniła się, syczała, prychała i różnymi dźwiękami zaciekle broniła swoich małych. Złość na mnie, która, jak sądziła, chce jej zabrać kociaczki, była uzasadniona. Całą te złość widać we wzroku, ale to zdjęcie i tak mnie cieszy, bo zazwyczaj przy takich akcjach, koty zrywają się i chcą walczyć. Teraz była pora karmienia, najlepszy czas na fotografię. Zrobiłam, zostawiłam, a teraz pokazują Wam. I dalej cieszę się nimi:) i całym tamtym dniem, który był tak dawno…

Syrop z czarnego bzu4 IMG_3739

Teraz nowy tydzień, nowe wyzwania i nowa coraz bardziej letnia codzienność, bo u nas wreszcie słońce, a ja przed 7 rano byłam nad morzem…:). Ludzi tam o tej porze więcej niż na ulicach. Serio. Jest pięknie! Naprawdę DOBREGO TYGODNIA!

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Bułeczki na parze z sosem truskawkowym. Uwielbiałam kiedy byłam mała – teraz jest tak samo…:)

bułeczki na parze z sosem truskawkowym (5)

Smakowanie pierwszych tegorocznych truskawek jest jak pobudka z długiego zimowego snu. Stoję w kuchni przy oknie, patrzę na świeżą zieleń, która zdecydowanie kokosi się wokół placu zabaw. Przymykam oczy wgryzając się w słodki miąższ i odzyskuję siły, nabieram wewnętrznego blasku i czuję, że żyję w zgodzie z naturą. Jednocześnie nie do ogarnięcia jest świadomość, że to właśnie teraz, kiedy przeminęła pierwsza rabarbarowa fala, wszystko się zaczyna… Te czereśnie, agresty, porzeczki, jagody…, groszek, kalarepki, pierwsza marchewka… Tyle tego…! Nie wiem czy zdążę… Wszystko przede mną i wszystko takie obiecujące – świeże, jędrne i pełne lata, które tuż, tuż…

IMG_4003

Staram się zapomnieć, że czerwiec przywitał nas gradem, który powtórzył jeszcze w sobotę i pocieszam się truskawkowym sosem z nutą brązowego cukru.

bułeczki na parze z sosem truskawkowymbułeczki na parze z sosem truskawkowym1

Do tego bułeczki na parze – ech… Przeniosłam się myślami do naszej kuchni w dawnym domu.Truskawki zebrane po porannej rosie przyniesione z ogrodu. Zielona kuchnia z fajerkami latem rozpalana tylko wieczorami. Słoiki czekające na owoce. Drewniana podłoga. Duże, dwuskrzydłowe okno przez które wpadało mnóstwo światła. Elektryczna płytka, a na niej garnek z gotującą wodą obwiązany gazą. I bułeczki, które najlepiej smakowały kiedy były jeszcze gorące. Zazwyczaj maczałyśmy je z siostrą w sporej ilości sosu i od razu pakowałyśmy do buzi.

Myślę, że te bułeczki posmakują wszystkim dzieciom. I tym małym i tym dużym, którzy w środku nadal pozostają dziećmi. Wszystkim Fanom Drożdżowego i Truskawek;). Polecam przymykając powieki i przenosząc się do starej kuchni…

bułeczki na parze z sosem truskawkowym

Bułeczki na parze z sosem truskawkowym
16-18 bułeczek

1/2 kg mąki
pół kostki drożdży (50g)
2-3 łyżki cukru
2-3 jajka
1 szklanka mleka
1/4 kostki masła (25g)

1. Drożdże wymieszaj z łyżką cukru i 1/2 szkl. mleka. Odstaw do wyrośnięcia na 10 min.
2. Mąkę przesiej do dużej miski, wlej wyrośnięty zaczyn drożdżowy, dodaj jajka, resztę mleka i wyrabiaj do połączenia składników. Po 10 min. dodaj masło i jeszcze wyrabiaj aby uzyskać gładkie ciasto. Być może będziesz potrzebować trochę mąki do podsypania – dodawaj ją jednak oszczędnie. Ciasto ma być gęste, ale nie może być zbite.
3. Włóż ciasto do posmarowanej masłem miski, przykryj folią i odstaw do podwojenia objętości na 1-1,5 godz.
3. Ściereczkę, na której później położysz bułeczki do wyrastania, oprósz mąką.
4. Kiedy ciasto wyrośnie odgazuj je uderzając ręką, zarób aby stało się spójne i odrywając po kawałeczku formuj bułeczki. Kładź je na przygotowanej wcześniej ściereczce. Kiedy uformujesz wszystkie, przykryje wilgotną ściereczką i zostaw na pół godz.
5. Po tym czasie podrośnięte bułeczki włóż do parowara na 10 min. Jeśli nie dysponujesz tym urządzeniem, wlej wodę do dużego garnka(pół garnka), połóż na niego duży kawałek gazy, albo pieluszki tetrowej, obwiąż sznureczkiem, albo gumką i kiedy woda się zagotuje, układaj na tej konstrukcji bułeczki. Gotuj 8-10 min. Pierwszą najlepiej sprawdź przełamując na pół – w środku nie może być surowego ciasta.

Sos truskawkowy:
truskawki - dowolna ilość
cukier brązowy do smaku
cukier waniliowy

Wszystko zmiksuj.

Gorące bułeczki polewaj sosem, możesz dodać kwaśnej śmietany i posypać cukrem (u mnie cassonade).

bułeczki na parze z sosem truskawkowym (7)

Tydzień zapowiada się pracowicie. Miłego, moi Mili!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Zawsze wiem, gdzie rośnie rabarbar… Bezy z rabarbarem, bitą śmietaną i pomarańczami


IMG_1866

Droga do domu, do nowego domu wcale nie jest taka oczywista. W ciągu miesiąca cztery razy jechałam w kierunku “starego”. Reflektowałam się jednak w czas i uśmiechałam sama do siebie. 25 przeprowadzka to jednak sporo od skończenia liceum. Nie licząc powrotów ze studiów do domu, a że studiowałam 6, 5 roku (studium i studia), to było tego jeszcze więcej. Przypomniałam sobie wszystkie samochody i ludzi, którzy pomagali mi się przeprowadzać, przeprowadzki nagłe i te z namaszczeniem. Przypomniałam sobie Tych, z którymi mieszkałam.

Bezy z rabarbarem, bitą śmietaną i pomarańczami Bezy z rabarbarem, bitą śmietaną i pomarańczami2

Mieszkałam obok szefa kuchni, który z niczego potrafił przygotować coś, cały wolny czas, poświęcał wgapianiu się w telewizor, a później został… “rękami, które leczą”. Jego leniwe z masełkiem i bułką tartą były pyszne… Mieszkałam w pokoju nastolatków, którzy na jakiś czas wyjechali, wśród piłek, gier i maskotek… Ich mama ciągle robiła soki marchewkowe:).

Na ulicy Łagodnej mieszkałam ze świeżo upieczoną wegetarianką, która ukradkiem wcinała produkty zwierzęce… oraz z fantastyczną Moniką, której wyjątkowego zapachu perfum nie zapomnę do dziś (ale nazwę zapomniałam…), a z którą łączyło nas uwielbienie dla Rorat u Dominikanów oraz do niespiesznych letnich śniadań na balkonie. Później w tym samym domu mieszkała dziewczyna studiująca filozofię i która zużywała codziennie WSZYSTKIE kubki… Myłyśmy po niej, ale pewnego dnia miarka się przebrała – wstawiłam je je do wanny. Nie mogła uwierzyć, że zabrudziła wszystkie...

Mieszkałam z Bogną i jej miłością do cukinii i pomidorów. Była Madzia w akademiku, która opaliła się kiedyś na raka(…!!!) i przez całą noc, kiedy ja się uczyłam mówiła przez sen marząc o lodach, a wszystko skończyła się nocną sesją zdjęciową gadającej.

Był pokój 2x3m z oknem takim, jak w blokach z lat 50-tych pod sufitem (tym większym na szczęście) z przylegającą do niego kucheneczką i łazieniąteczkiem. Było mieszkanie, gdzie latem spleśniały mi nieużywane sandały.
Było mieszkanie w starej klimatycznej kamienicy, gdzie toaleta była na klatce, a wychodząc do niej brało się klucz od kłódki…

Było mieszkanie z wielkim stołem u Doroty, 80 letniej polki z Dusseldorfu (z jedną amputowaną nogą, jeżdżącej Micrą), która na zimę wyjeżdżała do Niemiec i pozwoliła mi się wprowadzić i chciała abym zaopiekowała się nią na starość. Dostawałam od niej długie listy co tydzień…, ale kiedy po jej powrocie w maju okazało się, że oddaję jej mieszkanie z kamieniem w czajniku i telewizorem ustawionym na”czuwanie”zmieniła zdanie. Długie przepraszanie było na nic. Dorota była nieugięta.
Krótko mieszkałam z Anią, z którą mogłyśmy rozmawiać do rana…
Był też pokój wypełniony francuskimi książkami i gazetami, gdzie skrzypiała stara podłoga.
Mieszkałam w domu, gdzie każdy miał swój rower i nie ważna była pogoda, bo do pracy wszyscy jeździliśmy rowerami… Holenderski rower... ze starym skórzanym siodełkiem...

Pewnego lata miałam domek z tajemniczym ogrodem, gdzie robiłam zdjęcia wielkim daturom (nazywanym anielskimi trąbami) i gdzie przeczytałam “Opowieści z Narnii”. Było moje pierwsze mieszkanie, w którym z zamian za mieszkanie miałam opiekować się psem, ale… nie zdążyliśmy się spotkać. Tam miałam pierwszy balkon, gdzie czułam się jak mały książę oglądając zachody słońca…

Wszystkie te miejsca zostały we mnie. Zostały filiżanki studenckie, dwie miseczki i widelec, pamięć o nierozpakowanych kartonach i niemożliwości kupienia talerzyków, które bardzo mi się podobały. Teraz nadrabiam…:)


IMG_2090

Różnym drogami wracałam do swoich miejsc, które na krótki czas stawały się MOIM domem, ale zawsze wracałam i lubię wracać do domu, bo droga do domu Mamy jest zawsze taka sama. Choć ostatnio za długa…Tam nie zabłądzę i zawsze wiem gdzie rośnie rabarbar.


IMG_2099

Bezy
(na dwie duże blachy)

7 białek
250 g drobnego cukru
80 g jasnego trzcinowego cukru ( najlepiej zmielonego)

1. Włącz piekarnik na 140°.
2. Ubij białka na lekko sztywną pianę, następnie partiami – po 2-3 łyżki - dodawaj cukier. Ubijaj do uzyskania gładkiej, błyszczącej piany bez drobinek cukru.
3. Blachę wyłóż papierem do pieczenia i formuj bezy łyżką, bądź włóż jak ja do rękawa cukierniczego i formuj gniazdko. Najpierw narysuj kółko, “zamaluj” dno i utwórz kołnierzyk.
3. Wstaw do piekarnika na 45 min. Po tym czasie wyjmij blachę z piekarnika, ale nie zdejmuj ich, niech wystygną. Jeśli chcesz, aby były bardziej brązowe trzymaj w piekarniku 1 godzinę.

Nadzienie:
500 g zimnej bitej śmietany (z lodówki
300 g rabarbaru
3 czubate łyżki cukru trzcinowego
sok z jednej pomarańczy
łyżka startej skórki z pomarańczy
1/3 galaretki pomarańczowej (truskawkowej…)
pomarańcza i melisa do dekoracji( ewentualnie)

1. Rabarbar ze skórka pomarańczową i z sokiem z pomarańczy zagotuj w garnku, pozwól mus się lekko rozpaść- i dodaj galaretkę. Szybko wymieszaj i odstaw do ostygnięcia.
2. Bitą śmietanę ubij jak zwykle, uważając aby jej nie zważyć.

Montowanie: Na wystudzone bezy nałóż po 1-2 łyżkach bitej śmietany, na to rabarbar, udekoruj pomarańczami i melisą. Jestem przekonana, że wszyscy uwielbiający bezy i rabarbar będą zachwyceni!

Bezy z rabarbarem, bitą śmietaną i pomarańczami1

Mam nadzieję, że bezy przypadną Wam do gustu, bo białka zawsze z czegoś zostają ( ja już planuję kolejne bezy…), a rabarbar (rzewień, pamiętacie, że tak się nazywa?) wciąż jeszcze jest.

Dobrego tygodnia, Kochani!