sobota, 29 listopada 2014

Twoja ulubiona albo wymarzona knajpka – konkurs


ab3bad02b5f6183b0b4923e0d4e36ea6

      Wspominałam ostatnio o książkach, którymi otulam się jesienią. Otóż mam dla Was taki specyficzny otulacz – ocieplacz. W sam raz na poprawę jesiennego humoru, albo zwyczajnie na prezent. Św. Mikołaja tuż tuż… Uśmiech. Zatem mam “Stuletnią Gospodę” Katarzyny Majgier. Dla mnie to beletrystyka kulinarna, jeśli mogę ukuć taki termin. Bardzo lubię książki, którym towarzyszą przepisy kulinarne. Czytam je zawsze zachłannie porównując do klasycznych, albo tych które znam i czuję jakbym była bliżej postaci, o których czytam, bo wiem co jedzą. 
       Katarzyna Majgier  jest autorką książek dla dzieci ("Amelka", seria "Ula i Urwisy") i młodzieży (najbardziej znana jest seria dzienników Ani Szuch, rozpoczęta powieścią "Trzynastka na karku", która w 2006 roku była nominowana do nagrody literackiej Polskiej Sekcji IBBY). Przyznano jej nagrodę im. Kornela Makuszyńskiego (za "Amelkę") oraz wyróżnienia w konkursie im. Astrid Lindgren (za książkę "Misiek, co ty opowiadasz?"). Dotychczas napisała 14 książek. Lubi czytać, gotować, fotografować i podróżować. "Stuletnia Gospoda" jest jej pierwszą powieścią dla dorosłych czytelników.
      “Stuletnia…” zaczyna się inaczej niż każda inna książka. Zaczyna się przepisem na ruskie pierogi, bo “Pierogi w  stuletniej nie miały sobie równych. potwierdza to setki osób które miały okazje ich spróbować, choć nie była to modna restauracja w centrum miasta”. I to mnie urzekło.
“Peany na temat pierogów, nierzadko budzące uśmiech politowania na twarzach czytelników nierozumiejących jak można się tak podniecać swojskim daniem, pojawiały się w magazynach, których istnienia czasami w Stuletniej gospodzie nikt nie był świadom. Smak potraw, podawanych tu na nakryciach należących niegdyś do wielu rożnych kompletów tak bardzo pochłaniał uwagę smakoszy, że nikt nie zaprzątał sobie głowy takimi szczegółami jak pęknięcia na brzegach zdekompletowanej zastawy, podniszczona boazeria i kiczowaty barek”.
       W Gospodzie historia miesza się z teraźniejszością. Jest tu cała plejada fascynujących postaci obdarzonych indywidualnymi cechami charakteru. Są tu ci zwyczajni, piękni i prości i ci z… z pazurami. Są smakosze, krytycy kulinarni i piękne artystki. Ta podróż przez lata i mnogość wątków to smakowite danie, złożone z pomysłu, wciągającej historii, odrobiny przypraw i nutki słodyczy, przełamanej jednak szczyptą goryczy…

Zatem jeśli chcesz przeczytać tę książkę napisz w kilku zdaniach jak wygląda Twoja ulubiona restauracja, knajpka albo kafejka, lub tez napisz jak wyobrażasz sobie swoją restaurację, knajpkę, kafejkę… Napisz jak czujesz się w tej Twojej ulubionej, co lubisz zjeść albo opisz klimat jaki mógłby zaistnieć w tej Twojej…, gdyby tylko pojawiły się sprzyjające okoliczności.
 
1. Organizatorem konkursu jest blog Kuchnia pełna smaków.
2. Nagrodami są 3 egzemplarze książki „Stuletnia Gospody” Katarzyny Majgier, ufundowane przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia.
3. Konkurs trwa od 30 listopada do 6 grudnia. Werdykt zostanie ogłoszony w przeciągu siedmiu dni od upływu terminu zgłoszeń. O wygranej zwycięzca zostanie poinformowany za pośrednictwem bloga Kuchnia pełna smaków.
4. Wpisy należy zostawić pod dzisiejszym postem lub pod postem dotyczącym konkursu na Fecebooku.

Powodzenia!

czwartek, 27 listopada 2014

Pieczona dynia piżmowa z czerwoną cebulą z tahini i za’atarem - Yotam Ottolenghi i Sami Tamimi


Ottolenghi - pieczona dynia i cebula z tahini i za'aterem (1)

Oswajanie listopada i jego temperatur nie należy do najprzyjemniejszych spraw. Tu nie można jak lis z Małym Księciem powoli i na dystans, tu niepotrzebny jest obrządek. Tu trzeba działać stanowczo od samego początku. Wtedy może się udać. Zatem zeszłoroczne ocieplane spodnie to najprzyjemniejsza cześć mojej jesiennej garderoby. Do tego w każdym obiadowym daniu (nawet jeśli to są odsmażane ruskie pierogi…), garść tarasowej pietruszki z witaminą C, która nadal trzyma się dzielnie i nasza szklarniowa papryka, która też – zuch - dojrzewa powoli. Pietruszka do pierwszych przymrozków wytrzyma na pewno, a papryka niestety się skończy. Nie będę jednak lać łez, zacznie się kiszona kapusta i takież same pyszne ogórki - askorbinowa energia przygotowana na całą zimę.

Zaraz po garderobie uzupełnionej o wszystkie brakujące elementy, które w tej chwili stanęły Wam przed oczami…, jesienią ocieplam się książkami. Nabyłam “Francuzki nie tyją”, “Wnuczkę do orzechów” i Jerozolimę”. Pierwsze dwie pochłonęłam bez pamięci. "Francuzki..." proste i ciekawe z całą gamą przejrzystych przepisów. Autorka mówi o rozsądku i sezonowości – dwóch najważniejszych sprawach w walce z ewentualnymi kilogramami. Poza tym tyle słyszałam o magicznej zupie z porów, że musiałam ją nabyć. Pory, wykopane przeze mnie z ogrodu kilka dni temu, już czekają na ostatniej lodówkowej półce na weekend. Będzie “zabawa” Puszczam oczko.

Kolejny z ocieplaczy to  “Wnuczka do orzechów” Małgorzaty Musierowicz. Kto wie, ten wie. Książki Pani Musierowicz niosą cała gamę światła, ciepła i optymizmu. Klasyka powieści dla dziewcząt, a skoro oceniono mnie dziś na 20 lat (tak, tak, nawet po założeniu okularów…!!!, jakaś głęboka wada wzroku…), to zostaję w gronie i czytam bez opamiętania, w jednym kawałku. A początek tego czytania jak wejście do pokoju pełnego dawno widzianych dobrych przyjaciół. Radość ze spotkania, wspólne biesiadowanie i nagle północ… Pani Małgorzato, nie można tak krótko… Przecież ja “przez” Panią zamieszkałam w Poznaniu. Przecież ja “przez” Panią mieszkałam na Jeżycach, tam eksplorowałam Rynek Jeżycki z jego wczesnowiosennym szpinakiem, jesienną sałatką z rzepy i siatami jabłek, które targałam z “jabłkowego punktu” przy rynku i “przez” Panią czułam się fantastyczną częścią tego kawałka Poznania. Jak się później okazało właśnie tam miał siedzibę mój wydział i na Jeżycach broniłam pracę dyplomową. Dziękuję. Nie zdążyłam się nasycić ani moim tamtym Poznaniem, ani każdą kolejną pozycją Jeżycjady. Dobrze, że poprzednie tytuły mogę zdejmować z półki w każdej chwili. Dobrze, że jest zapowiedź następnego tytułu i szansa na zdziwienie Idy, bo kto tam przyjedzie w tej powózce…??? I dobrze, że czasem mogę wrócić do Poznania.

Trzeci mój jesienny otulacz to“Jerozolima” Yotama Ottolenghiego i Samiego Tamimi. Zaraz  po zakupie mocno ją przytuliłam, “poduszkowa” okładka aż się prosiła. Przeczytałam jej wstęp, skupiłam się na zdjęciach tak podobnych jak niektóre moje egipskie, poczułam zapach jabłkowej fajki wodnej, stałam się częścią targowiska, kupowałam daktyle i… zaznaczyłam przepisy, które mi się spodobały. Na pierwszy ogień poszło łatwe danie z dyni. Nadaje się na przystawkę, wegetariańskie danie główne, albo jako dodatek do prostego dania głównego z kurczakiem, czy jagnięciną.
Powiem Wam, że nie zachwyciło mnie tak, jak się spodziewałam. Mdłe i tylko obecność słodkiej cebuli ratowała mój obiad. Zatem jeśli przyszłoby Wam do głowy przygotować tę potrawę, upieczcie dwa razy więcej cebuli. Tyle pochlebnych opinii przeczytałam na temat dań z tej książki, tyle zachwytów, ochów i achów, że aż głupio mi było samej sobie powiedzieć, że ta propozycja nie jest TYM, czego się spodziewałam, a co dopiero Wam… Jak dla mnie ot poprawne, niezbyt wyszukane smaki. Być może “winą” są nieoryginalne smaki przypraw. Do tej pory stosowałam tahini z Egiptu, teraz kupiłam coś, co nie było tak dobre jak tamta arabska, za’atar też taki jakby zwietrzały, kupiony w aptece… Być może tu jest przyczyna. Troszkę mnie żal ogarnął, ale nie poddaję się. Będę walczyć…! Wysyłam zamówienie do siostry po oryginalne przyprawy i zrobię kolejne podejście*.

* kolejne podejście  zrobione. Z za’atar przywieziony z Egiptu, to coś naprawdę pysznego. Dopiero teraz to danie nabrało sensu. Jak się cieszę!

Ottolenghi - pieczona dynia i cebula z tahini i za'aterem (2)

Pieczona dynia piżmowa i cebula z tahini i za’atarem
4porcje

1 duża dynia piżmowa (ok.1 kg) pokrojona na kawałki 2cm x 6cm
2 czerwone cebule pokrojone na cząstki wielkości 3 cm
50 ml oliwy
3 i 1/2łyżki jasnej pasty tahini
1 i 1/2 łyżki soku z cytryny
1 mały ząbek czosnku przeciśnięty przez praskę
30g orzeszków piniowych
1 łyżka za'ataru
1 łyżka grubo posiekanej natki pietruszki
sól morska Maldon i czarny pieprz

1. Rozgrzej piekarnik do 240°C (220°C z termoobiegiem)
2. Wrzuć dynię i cebule do dużej miski, dodaj 3 łyżki oliwy, 1 łyżeczkę soli i trochę czarnego pieprzu. Dokładnie wymieszaj. Rozłóż warzywa skórą w dół na wyłożonej papierem blasze do pieczenia i piecz w piekarniku 30-40 min( u mnie 25), aż się zrumienią i będą zupełnie miękkie. Uważaj na cebule, która może się upiec szybciej niż dynia i być może trzeba ją będzie wyjąć wcześniej. po upieczeniu wyjmij warzywa z piekarnika i odstaw do ostygnięcia.
3. Żeby przygotować sos, wymieszaj w małej misce tahini, sok z cytryny, trochę wody, czosnek i 1/4 łyżeczki soli. ubijaj sos (powiedziałabym mieszaj), aż osiągnie konsystencję miodu, dodając więcej wody lub pasty tahini, jeśli uznasz, że potrzeba.
4. Wlej pozostałą oliwę (1 i 1/2 łyżeczki)na patelnię i postaw na średnim ogniu. Dodaj orzeszki piniowe i 1/2 łyżeczki soli. Praż przez 2 minuty często mieszając, aż orzeszki będą złotobrązowe. Zdejmij patelnię z ognia i przesyp orzeszki do innego naczynia, aby przestały się prażyć.
5. Rozłóż warzywa na dużym półmisku, polej sosem z tahini, posyp orzeszkami piniowymi, a na koniec za’atarem i pietruszką.


Ottolenghi - pieczona dynia i cebula z tahini i za'aterem (4)