wtorek, 21 lipca 2015

Jagodzianki wegańskie


Lipiec chciałam wychwalać i błogosławić, że taki piękny i wyjątkowy, a on jak kapryśna panna, która nie może się zdecydować czy wyjść w kurtce czy założyć koszulkę z krótkim rękawkiem, a może... bez... Dziś zakładał bluzę, później ją ściągał, a jeszcze później żałował, iż nie założył krótkich spodenek.
Niemniej pokazał mi swoje cudowne oblicze pozwalając kilka razy (po 3 razy przynajmniej w ciągu jednej sesji) zanurzyć się w falach Bałtyku. Talasoterapia na wyciągnięcie ręki - myślałam z całą świadomością. Po kolana, po pas, po szyję. Temperatura wody - 21 - stopni to było coś wyjątkowego w naszych warunkach, ale, po przyzwyczajeniu, nawet te późniejsze17 stopni jakoś znosiłam czując przypływ ogromnej energii podczas i po kąpieli. Czasami jechałam tylko się wykąpać, jak na zabieg,  przebierałam się prędko i wracałam odrodzona. Słona woda na skórze, która później jest wyjątkowo miękka, piasek przesypywany jak w klepsydrze i piasek pod stopami, delikatny piling i akupresura dla stóp. I trochę słońca dla uśmiechu. Powietrze przesiąknięte morskim aerozolem więc, nawilżanie wewnętrzne i zewnętrzne. Terapia i relaks zwyczajnie po pracy. Odczułam, że w morskiej wodzie, nawet tak słabo zasolonej jak nasz Bałtyk, drzemie ogromna moc i przedziwna energia, którą można odczuć tylko po zanurzeniu. Przez tyle lat tego nie doceniałam. Nawet nie praktykowałam. Już czekam na następne kąpiele nawet w niepogodę i obiecuję sobie, że w tym roku stanę się morsem. Na bank.

Tymczasem pół lipca produkuję jagodzianki. Tych klasycznych ulepiłam już prawie 100. Tym razem  jagodzianki wegańskie. Tylko 13 na moim koncie. Nie wiedziałam czy ciasto będzie współpracować, nie wiedziałam, czy się skleją i jaki będą miały smak, ale wyszły naprawdę obłędne i niewiele różnią się w smaku. Jak na wegańskie, które zawsze odbiegają od ideału, są idealne. Jestem pewna, że już podczas łączenia składników będziecie wydawać pomruki zadowolenia spowodowane aromatem oleju kokosowego.


Jagodzianki wegańskie 

Składniki :
12-13 sztuk


350 przesianej mąki pszennej tortowej
60 g drobnego cukru plus duża szczypta cukru do drożdży

100 g oleju kokosowego (lub innego oleju)
25 g świeżych drożdży (lub 7 g drożdży suszonych)
125 ml letniego mleka migdałowego (lub innego roślinnego)
dobra szczypta soli

Nadzienie:
300 g jagód

6-8 łyżeczek cukru trzcinowego muscovado (ten ciemniejszy)
cukier z prawdziwą wanilią, albo ziarenka z laski wanilii
2 płaskie łyżeczki mąki ziemniaczanej

1. Rozczyn:
w letnim mleku migdałowym rozrób drożdże ze szczyptą cukru. Odstaw na 10 minut.
2. W misce wymieszaj mąkę, cukier i sól. Dodaj olej kokosowy, połącz.
3. Wyrośnięty rozczyn wlej do miski z mąką i wyrabiaj ciasto tak, aby składniki się połączyły, ciasto ma być gładkie, zajmie to najwyżej 2-3 min.. Uformuj z niego kulę i odstaw w misce przykryte ściereczką (nie stawiaj na słońcu!) w aż do momentu, gdy podwoi objętość (około 2 ½ godziny)
4. Odgazuj ciasto lekkim uderzeniem pięścią. Podziel je na 10-12-13 części, zależnie od tego jakiej wielkości jagodzianki lubisz. Jeśli chcesz zważ swoje ciasto, i podziel wagę na 12-13 sztuk... Każdy mój kawałek waży 50g .
5. Nagrzej piekarnik do temp. 190°C
6. Jagody zasyp mąką i cukrem, delikatnie obtaczaj w nich owoce.
7. Każdą część ciasta rozwałkuj na podłużny lub kwadratowy placek.
8. Układaj na dłoni i na środku wykładaj owoce (po łyżce). Zamykaj sklejając dokładnie wszystkie brzegi ze sobą (jeśli nie chcą współpracować posmaruj brzegi leciutko odcedzoną wodą po cieciorce z puszki, czy ze słoika). Formuj delikatnie owalny kształt i złączeniem do dołu układaj na blasze wyłożonej pergaminem.
9. Posmaruj jajkiem (to już nie wegański stan sprawy) roztrzepanym z odrobiną mleka migdałowego lub samym mlekiem, albo wodą pozostałą z gotowania cieciorki.
10. Piecz 20 minut.
11. Po przestygnięciu zrób lukier jeśli chcesz i polej nim jagodzianki.


Lukier zrobisz wsypując jakieś 250 g cukru pudru do miseczki, dolejesz łyżkę gorącej wody, wciśniesz 2-3 łyżki soku z cytryny i będziesz mieszać. Lukier ma być gęsty, ale nie za gesty. Jeśli będzie za gęsty, dodasz wody lub cytryny, jeśli za rzadki dodasz cukru.

 

środa, 8 lipca 2015

Sałatka z arbuzem, sok arbuzowy i arbuzowe mohito oraz garść wspomnień spod powiek


Zawsze uwielbiałam nonszalancję lipca, bo jasną sprawą było, że choć czasem przyszły chmury, to w lipcu było po prostu ciepło. Nawet wtedy, kiedy padał deszcz.

Dziś, kiedy zadzwonił budzik, a ja mościłam się w rzeczywistości nie otwierając oczu, przez otwarte okno usłyszałam dźwięki samochodów jadących niedaleko okien moich... dziadków. To był taki sam dźwięk jaki niejednokrotnie słyszałam podczas upalnych wakacji kilka dekad temu. Dziś znów byłam w tamtym domu na piętrze, dziś znów zaczynał się tak samo upalny dzień jak wtedy. Dziadek na pewno już wstał i podlał ogródek pod domem, a babcia szykuje kanapki na działkę z mięskiem z poprzedniego dnia smarując chleb obficie masłem i dodając plasterki kiszonego ogórka. Kiedy wstanę, ubiorę się i będę się oglądać z każdej strony w ogromnym lustrze babcinej szafy. Chciałabym mieć takie w swoim pokoju... A później babcia w rozświetlonej słońcem kuchni z białym kredensem, który w tamtych czasach stał w każdej kuchni powojennych ludzi, postawi na stole świeżutkie bułki, zaproponuje twarożek z dżemem porzeczkowym, albo serek waniliowy i herbatę. Babcia wypije zioła, ja posłodzę dwie, a dziadek aż cztery czubate (...!!!) łyżeczki. Po śniadaniu, ruchliwymi ulicami miasta, po rozgrzanym asfalcie, pojedziemy na działkę. Babcia Helenka pierwsza na swojej czarnej damce, dziadek Heniuś na wielkim rowerze z ramą, a ja na tej ramie. Jak już przyjedziemy, to na ścianach, we wnętrzu jaśniutkiego zielonego domku z białymi podłużnie przybitymi listewkami i z białymi drzwiami, powieszę moje nowe rysunki z dnia poprzedniego (ta z bocianem wydaje mi się najpiękniejsza...!), wstawię nowe nagietki do wazoników, wyrównam serwetki i pozmiatam. Dziadek "zniknie" u sąsiada, babcia założy słomkowy kapelusz i razem będziemy rwały czarną porzeczkę. Później ona zajmie się plewieniem, a ja nazbieram poziomek na najlepszą galaretkę, którą po południu, całkiem samodzielnie, przygotuję pod okiem babci. Niebieską kobiałkę z poziomkami odstawię w cień, w chłodne miejsce, a sama pójdę szukać żab w trawie u tego sąsiada po lewej i... nie powiem Wam co będę z nimi robiła... A wieczorem, kiedy dziadkowie już "zasną" otworzę okno w korytarzyku i, patrząc w oczy Księżycowi Panu, będę się uczyła gwizdać na czterech palcach.

Każdy lipiec spędzałam w mieście u dziadków ze strony taty. Pamiętam skrupulatne przygotowania do tych wyjazdów, pakowanie sukienek i książek do czerwonej torby i autobus, który miał mnie zawieźć do Wałcza. Kierowca wiedział, że po tych ok. 70 km, podczas których na pewno przeczytałam już przynajmniej połowę książki, z dworca autobusowego odbierze mnie dziadek. Świat był bezpieczny. Bo tam zaczynał się taki świat, którego temperaturę, fakturę, zapach i smak pamiętam do dziś i noszę go tak wyraźnie pod opuszkami palców i pod powiekami jakby to było wczoraj.
Dziś, choć to takie oczywiste, zdałam sobie sprawę, że Wy wszyscy dorośli, którzy macie dzieci, tak i Ty Droga, moja która to czytasz, i Ty, mój Drogi, który zajrzałeś na ten blog, być może nawet nie wiecie, że właśnie TERAZ tworzycie wspomnienia własnym dzieciom. Każdą Waszą decyzją o wyjeździe, o pozostaniu, o pojechaniu nad morze, albo do dziadków, o ukręceniu lodów, o zrobieniu galaretki, czy wypiciu mięty z sokiem jabłkowym na balkonie tworzycie wspomnienia Waszych dzieci. To zostanie w ich uszach, palcach, w sercu. Niesamowita sprawa.

Zaletą tej sałatki, o której dzisiaj jest to, że równie dobrze można ją nazwa deserem
Ta niezobowiązująca sałatka też może być sałatką, która zapamiętają Wasze dzieci. Albo nawet zrobią. Albo zapamiętają ją Wasi goście i też przygotują swoim, których później zaproszą, a oni znów swoim następnym i, jak to z łatwymi przepisami bywa (choć słowo przepis jest tutaj  nadużyciem), i ten pójdzie w świat.
Robię ją od kilku lat nawet nie nazywając sałatką. Podczas upału kroję arbuz wyjęty prosto z lodówki, do tego truskawki i feta. Wszystko najładniej wygląda w przezroczystej misce pod warunkiem, że fetę będziesz wkładać z większą delikatnością niż pozostałe składniki. A na wierzch delikatne listki świeżej mięty, które dopełnią wizerunku. Słodki, soczysty arbuz wyrównuje słodko-kwaśny smak lekko transparentnych truskawek, słona feta balansuje te dwie czerwienie dopełniając smaki, a mięta orzeźwia. Jednym słowem harmonia. Obok miski można też postawić gęsty sos balsamiczny najlepiej biały, aby nie psuł tej wizualnej doskonałości, a do tego doniczkę z bazylią, jeśli goście będą rządni dodatkowych doznań... Prostota, szybkość, smak i wygląd w jednej misce. Zachwyt gości, którzy usiądą przy jednym stole, a Wy wręczycie im widelce, gwarantowany. Z jednej strony prymitywizm, z drugiej bliskość i wspólnota stołu. Jedzenie z jednej miski, a w zasadzie sięganie po kawałek arbuza, czy truskawki z fetą między słowami i wymachiwanie widelcem, aby podkreślić ważność słów... A jeśli chcecie bardziej elegancko można podać miseczki i widelce, wtedy... sałatka szybciej zniknie.

A jeśli zostanie Wam arbuza proponuję mohito w wersji bezalkoholowej i tę z Bacardi. Pierwsza może być dla dzieci, druga, dla dorosłych. Nie zauważą różnicy dopóki... nie pomylą szklanek. Oba napoje orzeźwiają i dają siłę na przetrwanie tych, skądinąd cudownych, upałów. Można je podać od razu do sałatki i nie trzeba dodawac lodu, jeśłi tylko arbuz jest z lodówki.


Sałatka z arbuza truskawek i fety
proporcje wg uznania

arbuz prosto z lodówki
truskawki (mogą być też prosto z lodówki)
feta
mięta

1. Arbuza pokrój na równe kwadraty.
2. Truskawki NAJPIERW umyj, później szypułkuj (aby przez miejsce po szypułce nie dostała się niepotrzebna woda)
3. Fetę krój GORĄCYM nożem (mocząc go od czasu do czasu w tej wodzie), aby osiągnąć doskonałe kwadraciki
4. Listki mięty posyp po wierzchu. Podawaj od razu, albo wstaw do lodówki i wyjmij tuż przed podaniem.


Sok arbuzowy z limonka i miętą

arbuz z lodówki
limonka
mięta

Arbuz zmiksuj w mikserze kielichowym, albo za pomocą "żyrafy".
Do każdej szklaneczki dodaj dwa porządne plastry limonki. Miętę pokrój drobniutko - jak czosnek - próbując wycisnąć z niej soki, albo ugnieć ją w moździerzu. Wrzuć garstkę mięty do każdej szklaneczki  i zalej sokiem arbuzowym. Włóż łyżeczkę i poleć gościom wyciskać sok z limonki.


Mohito arbuzowe

arbuz z lodówki
limonka
mięta
50ml bacardi (Bacardi Mojito) na jedną porcję

Arbuz, jak wyżej, zmiksuj w mikserze kielichowym, albo za pomocą "żyrafy".
Do każdej szklaneczki wlej bacardi, dodaj dwa albo trzy porządne plastry limonki. Miętę pokrój drobniutko - jak czosnek - próbując wycisnąć z niej soki, albo utłucz w moździerzu. Wrzuć jej trochę do każdej szklaneczki  i zalej sokiem arbuzowym. Włóż łyżeczkę i poleć gościom wyciskać sok z limonki.


piątek, 3 lipca 2015

Morele, czereśnie i czarna porzeczka z karmelizowanym kremem


Lipiec otworzył swoje podwoje. Z przytupem otworzył. Żar leje się z nieba, powietrze pachnie jaśminem i lipą oraz... kurzem wzniecanym przez spieszące się samochody. Sezon urlopowy w pełni. Kołobrzeg wypełniają tłumy spragnionych słońca, piasku i morza, więc na ulicach widać takich, co to w samych kąpielówkach (bo, co będą dźwigać..., a poza tym już w drodze można "złapać trochę hebanu") zdążają na plażę niosąc leżaczek, albo dwa i torbę z drożdżówkami oraz maślanką truskawkową. Od czasu do czasu wstępują na trawę, aby ochłodzić swoją... głupotę, która pęcherzami się staje na bosych stopach. Później będą leżeć plackiem, a następnego dnia znów kupią maślankę, aby leczyć oparzenia słoneczne. Ale tam..., każdemu według pragnień.

Od Wielkanocy nic nie piekłam. Tak duża przerwa nie zdarzyła mi się nigdy wcześniej. Sporo fotografuję, ale ostatnio są to tylko pola i kwiaty, albo codzienność. Na blogu też nieco kwiecia, choć mogłabym więcej. Ot takie całe pole faceliowe chociażby, ule i pszczoły..., a  wszystko leży i się... kurzy. Próbuje nie epatować tym zielskiem zbytnio, gdyż niektórzy mogliby się znudzić, albo, co gorsza, zezłościć, bo to przecież blog kulinarny (albo już się znudzili...???). Bloger kulinarny to przecież nie zawód, a blog nie praca, więc wklejam trochę tego, co mi w duszy gra i z jednej strony dobrze mi z tym, a z drugiej chciałabym więcej kulinariów, ale nie da się, bo rzeczywistość wzywa. Łatwiej sfotografować wdzięczące się kwiaty w wazonie, niż stanąć za sterami kuchenki, robota kuchennego czy innych sztućców. Zatem więcej tej mojej codzienności wrzucam na Facebook i jeśli chcecie, zaglądajcie tam, aby ją złapać za ogon.

Jem prosto, w miarę możliwości zdrowo i... szybko nie wprowadzając żadnych nowości, więc jakoś tak się nie składa, abym przy swojej sałatce z cieciorką, czy fasolą za każdym razem wyciągała aparat, bo... choć smak zawsze mi odpowiada, to... nie wiem czy zadowoliłby każdego, gdyż czasem moja sałatka zawiera tylko dwa składniki...


Tym razem jednak mam coś, co powinno trafić we wszelkie gusta. Karmię się tym już od zeszłego roku zamieniając tylko owoce. Deser od Gwineth Patrow, która mówi, że wymyśliła go jako lodówkową niespodziankę, kiedy brakowało jej czasu na przyrządzenie normalnego placka z nadzieniem owocowym. Gwineth podarowała przepis Sarze Wilson, a ta zamieściła go w książce "Rzucam cukier". Ja tę książkę kupiłam i od czasu do czasu korzystam z zamieszczonych w niej przepisów (na blogu tylko te ciasteczka ). Dzisiejszy deser to coś między sernikiem, a zapiekanką - owoce wrzucone do żaroodpornej formy, zalane serkiem mascarpone zmieszanym z jajkiem, jogurtem i syropem ryżowym*. W oryginalnym przepisie jest stewia, ale u mnie, muszę się przyznać, stewia wywołuje mdłości, więc zastąpiłam ją syropem ryżowym, ale jeśli lubisz, użyj. Bardzo dobry byłby także syrop daktylowy, bądź miód, więc próbujcie do woli. Można też nie dodawać słodkości do serka, tylko polać wybranym syropem PO upieczeniu, też będzie dobrze.


Owoce z karmelizowanym kremem
2-3-4 porcje


2 szklanki wypestkowanych czereśni
10 moreli bez pestki
garść, albo dwie czarnej porzeczki
250g serka mascarpone
2 łyżki kwaśnej śmietany
2 łyżki kremówki (opcjonalnie-e.)
1 jajko plus dodatkowo białko (albo dwa jajka-e.)
3-4 łyżki syropu ryżowego (oryginalnie 3łyżki granulowanej stewii)
ziarenka z jednaj laski wanilii
szczypta soli

1. Umieść kratke w piekarniku na środkowym piętrz lub bliżej spodu piekarnika i rozgrzej grill.
2. Wysyp owoce na blachę do pieczenia lub do naczynia żaroodpornego.
3. Zmiksuj (na małych obrotach) pozostałe składniki do uzyskania całkowicie gładkiej masy, po czym polej nią owoce.
4. Włóż naczynie do piekarnika i zapiekaj przez 5-10 min, aż krem zbrązowieje z wierzchu i ulegnie karmelizacji.
Podawaj po lekkim przestudzeniu.



* syrop ryżowy występuje czasem pod nazwą syrop słodowy ryżowy albo syrop z brązowego ryżu - jest naturalną substancją słodzącą zrobioną ze sfermentowanego gotowanego ryżu i cukrów złożonych, w tym maltozy, oraz glukozy. Po spożyciu syropu ryżowego cukier uwalniany jest do krwi dość wolno, więc nie obciąża on wątroby tak, jak czysta glukoza, czy sacharoza. Kupując syrop upewnij się,z e w składzie jest tylko ryż i woda, gdyż niektóre firmy dodają jeszcze zawierające fruktozę cukry.