sobota, 29 sierpnia 2015

Jeżyny, maliny i borówka z karmelizowanym kremem. Oczywiste poczucie szczęścia.


Lato. Powietrze końca sierpnia wysycone oczywistością jak stary, dobry przyjaciel, z którym możemy spędzać czas nie nudząc się. Poznaliśmy jego ulubione ścieżki, nauczyliśmy się tego lata. Wesołe słońce zniżając swój codzienny spacer po niebie stało się naszym sprzymierzeńcem, już nie mrużymy oczu tak często jak na początku lipca. Do każdego piękniejszego promienia słońca i światła pląsającego po naszej skórze pasują słowa: "Tak lekko płynie w nas to lato, jakby biedronki nim powoziły...". Na porządku dziennym są krótkie spodenki i spódnice, a sandały stały się naszą drugą skórą. Plaże pustoszeją, ale wakacyjny zestaw książek na te plaże wciąż nie dokończony..., a strój kąpielowy nadal na wierzchu.
Wydaje nam się, że oswoiliśmy to lato, ale to ono oswoiło nas. Wydaje się, że przyzwyczailiśmy się do ostrego słońca, ale ono właśnie zelżało i spaceruje po niższych partiach nieboskłonu i niestety... coraz szybciej chodzi spać.


Mimo wszystko taki koniec sierpnia mógłby trwać i trwać..., bo jego ciepły wiatr (niespotykany w Kołobrzegu) niesie ukojenie i bezpieczeństwo. Miejmy nadzieje,że błogość końca sierpnia przenie się się na wrzesień i nasza radość będzie jeszcze większa. Miejmy nadzieję, że i wrzesień otoczy nas swoistym poczuciem stabilności i bezpieczeństwa, a w konsekwencji poczuciem szczęścia. Takie uczucia-poczucia przychodzą znienacka, owijają nas jak ciepły wiatr tak. Mogą przyjść z bliską osobą, jej uśmiechem, spojrzeniem, słowami, mogą przyjść z wydarzeniem, pięknym zdjęciem czy obrazem, z radością z udanego zdjęcia, z cytatem, który pasuje jak ulał do naszej obecnej sytuacji, ze smakiem pomidorów, które smakują jak... pomidory, równie dobrze mogą przyjść z temperaturą, pogodą, piękną duchowo osobą, a nawet podczas przygotowywania pysznej potrawy. W gruncie rzeczy nie ważne skąd przychodzi takie uczucie, ważne jest to, że nas wypełnia, a my w tym momencie chcielibyśmy się w nim... kąpać.
Przygotowywanie tego deseru od początku do końca jest swoistym poczuciem szczęścia. Jest szansa je podwoić, bo obdarowany poczuje się tak samo szczęśliwy. Mam nadzieję, że podzielacie moje myślenie. To jest mój ulubiony deser tego lata. W lipcu wystąpił na blogu w innej odsłonie TUTAJ
Dobrego końca wakacji! I cudownego września!




Owoce z karmelizowanym kremem
2-3-4 porcje

1 litr jeżyn, malin i borówki amerykańskiej (wszystkich owoców po porządnej garści)
250g serka mascarpone
2 łyżki kwaśnej śmietany
2 łyżki kremówki (opcjonalnie-e.)
1 jajko plus dodatkowo białko (albo dwa jajka-e.)
3-4 łyżki syropu ryżowego (oryginalnie 3łyżki granulowanej stewii)
ziarenka z jednaj laski wanilii
szczypta soli

1. Umieść kratkę w piekarniku na środkowym piętrz lub bliżej spodu piekarnika i rozgrzej grill.
2. Wysyp owoce na blachę do pieczenia lub do naczynia żaroodpornego.
3. Zmiksuj (na małych obrotach) pozostałe składniki do uzyskania całkowicie gładkiej masy, po czym polej nią owoce.
4. Włóż naczynie do piekarnika i zapiekaj przez 5-10 min, aż krem zbrązowieje z wierzchu i ulegnie karmelizacji.
Podawaj po lekkim przestudzeniu.



Udanej końcówki wakacji! Słońca, światła i i poczucia szczęścia!



piątek, 14 sierpnia 2015

Podniecenie i jasnozielona uczta z orzechami czyli - chłodnik ogórkowy z mlekiem migdałowym, cebulką i prażonymi orzechami laskowymi


Latem życie przenoszę częściowo na zewnątrz. Poranną kawę smakuję na tarasie oglądając niezmącony niczym najpiękniejszy kawałek dnia. Wschodzące słońce odbijając się od okien z naprzeciwka coś pięknego zapowiada, a ja dziękuję za wszystko co mam i proszę o siłę na przyjęcie nowego. Nie każdy dostaje taki poranek, bo też nie każdy go potrzebuje. Nie każdy zdaje sobie sprawę z jego uroku, ale każdy może go sobie po prostu wziąć. Wstać i wziąć, żeby było jaśniej. Ukułam ostatnio teorię, że ludzie dzielą się na tych, którzy potrzebują zacząć dzień w ciszy i spokoju i to są ci potrzebujący poranka i długiego dnia oraz na takich, którzy wstają, bo muszą, a jak nie muszą to nie wstają i dla nich długość, czy krótkość dnia nie ma żadnego znaczenia. Nie oceniam. Każdy sobie. I nie będę mówić, że nie wiedzą co tracą, bo może nic nie tracą. Ja świtu w spokoju potrzebuję jak tlenu. To w spokoju poranka zapominam o tym, co uwiera i dręczy i z każdym małym łykiem kawy zanurzam się w zupełnie świeży dzień. Tu i teraz czuję przypływ energii. Drzewa drzemią wciąż jeszcze senne, zioła ani drgną, a lawenda dopiero zaczyna myśleć o przeciągnięciu swoich szaro zielonych"gnatów". Co ciekawe, o świcie rośliny w ogóle się nie poruszają i zastygają w krótkiej chwili ciszy. Tak, jakby i one nie chciały mącić tej mocy poranka. Cud ciszy poranka tylko dla mnie. I świadomość, że jutro też tak będzie. Coś pięknego.

Po południu na tarasie jem mój zwykle jednodaniowy obiad i wypijam kolejną małą kawę jako nagrodę za dobrze wykonaną pracę. Tu latem czytam otwierając markizę i zakładając okulary kiedy świeci słońce, albo otulam się kocem podczas chłodniejszej aury. Mam to szczęście, że w środkowej jego części jest zadaszenie i nie straszny mi nawet deszcz.
Dziś na tym tarasie zjadłam chłodnik ogórkowy. Ale po kolei.



Podniecenie..., bo wymyśliłam sobie chłodnik z ogórków. Nie wiedziałam jak go ugryźć, bo to chłodnik "nawinie", czyli wszystkie składniki znalazłam w kuchni. Chłodnik jest szybki i pyszny. 
Podniecenie tutaj to ten moment kiedy myśli smaku galopują w miejscu, bo wiesz jak coś powinno smakować, a nie wiesz którą drogą iść aby to osiągnąć. 
Stałam przy dzbanie zmiksowanych ogórków  i niby wiedziałam..., ale i nie wiedziałam co dalej. To może chlust mleka migdałowego? Chlust. To może soli i musztardy...? Może. Pieprz..? Eee... nie pasuje. W jednej miseczce połączenie z marynowanym imbirem, w drugiej pieprz biały - oba smaki nietrafione. W końcu smażę cztery średnie cebulki, których połowę miksuję z odrobiną ogórków. Świetnie się uzupełniają, ale konsystencja nadal jest płaska. Aż wreszcie myślę orzechy laskowe...! I nadal nie wiem jaki będzie efekt. Wrzucam orzechy na zimną patelnię, rozgrzewam ją i od czasu do czasu mieszam orzechy. Ich zapach wypełnia rozgrzaną letnim słońcem kuchnię. Wraz z tym aromatem przychodzi swoiste poczucie bezpieczeństwa tak dobrze znane jak ocieranie się kota szukającego pieszczoty.
Biorę łyżkę zupy z samymi orzechami i wiem, że znalazłam drogę do mojego chłodnika...!
Do miseczki dodaję jeszcze usmażoną wcześniej cebulkę, kilka plasterków świeżego ogórka, dwie łyżki neutralnej cieciorki (dla równowagi białkowej, która zasadniczo nie wpływa na smak) i porządną garść świeżo uprażonych orzechów. Jestem w tym miejscu, którego szukałam. Fantastyczna sprawa. I smak. Lekko chłodny i chrupiący. Wydeptałam ścieżkę do drugiego chłodnika (pierwszy możecie znaleźć TUTAJ). Zapraszam!


Chłodnik ogórkowy z mlekiem migdałowym, smażona cebulką i prażonymi orzechami laskowymi
2 porcje 

750 g obranych ogórków 
pół łyżki soli (ewent. do smaku)
pół łyżki musztardy Dijon (albo innej)
4 cebule średniej wielkości
trochę masła lub oleju (wtedy będzie wegańsko ) do smażenia cebuli
1 i 1/2 szklanki mleka migdałowego
dodatkowo do podania :
4 ogórki pokrojone w cienkie plasterki
4 łyżki cieciorki z zalewy
dwie porządne garści orzechów laskowych wcześniej uprażonych
cebulka, która została po dodaniu jej części do chłodnika

1.Cebulę pokrój drobno i podsmaż na złot. Odstaw.
2.Ogórki zmiksuj (miksowałam "żyrafą"), dodając pod koniec pół usmażonej cebulki, musztardę i sól. 
3.Wylej chłodnik do miseczek i dodaj ogórki, cieciorkę, orzechy i cebulkę. I już :).