Nie mam czasu na życie. Praca… Wychodzę rano i wracam wieczorem. Nie ma kiedy piec i gotować. A jak już zawalę wieczór, bo coś upiekłam to nie mam czasu na sen… Ba…, nie mam czasu na żadne obiecane spotkania. A przecież każdy dzień jest jak cud… Jak cud… powtarzam sobie i gdzieś w międzyczasie otwieram oczy na drobiazgi, przypominam sobie o ważnych Imieninach i Aniele Stróżu, co to przy mnie stoi wciąż..., i obiecuję spotkanie.
Szybkie sałatki, fasola, ciecierzyca, avokado, jabłka, pomidory i papryka (te ostanie od mamy) dostarczają mi białka i witamin. Czasem pojęczę i porobię miny, ale nie narzekam, bo pracę szanować trzeba i tyle. Z utęsknieniem czekam na piątek po pracy, właściwie zaczynam czekać już w środę… Czasem - no.., może raz na tydzień…- jednak trafi się wolne popołudnie. Wtedy chciałabym tyyyle nadrobć… I głupieję.., tak, jak ostatnio. Z rozpędu i radości gotuję zupę dyniową, piekę tartę podgrzybkową i tartę śliwkową. Na kilka dni, jak się okazuje…, bo w socjalnej mikrofali też można odgrzać, i nie zostaje mi czasu na inne zaległości, o nadrobieniu których marzyłam...
Dziś właśnie skończyłam szybciej. I nie miałam żadnych postanowień poza… szarlotką. Taką malutką…, niezobowiązującą, bo przecież pyszne jabłka wokół. Ale najpierw konkretne jedzenie, więc wracając domu po pracy, kupiłam kawałek wędzonego łososia i jak każdy taki głodny wracający myślałam: “Co by tu…, co by tu dzisiaj…?”. Zamknęłam drzwi od środka, torbę rzuciłam na podłogę, bakłażanowy płaszczyk na wieszak, a baleriny spadły mi w locie… Głód sięgał kręgosłupa.
Pomidory leżały na kuchennym stoliku. Pomyślałam, że mogłyby wystąpić w roli szybkiej sałatki. Chciałam je pokroić, skropić olivą i octem smakowym, dodać łososia i orzechów i wciągnąć najszybciej jak się da, bo głód sięgał…
Ale stało się inaczej..., bo na parapecie leżały jeszcze trzy dojrzałe gruszki klapsy. Zjadałam jedną by zabić ten głód. Przyjrzałam się spokojnie słonecznej jesieni za oknem, zatrzymałam wzrok na wciąż kwitnącej lawendzie, rzuciłam okiem na dorodną jarzębinę…, zobaczyłam, że wrzos traci swoje piękne barwy. W tym momencie uczucie osłabienia jakby malało.… Zjadłam jeszcze jabłko i przestałam być tak bardzo głodna, więc… zrobiłam zupę. Bardzo szybką zupę. Łososia do niej pokroiłam cieniutko, a orzechy zalałam wrzącą wodą - kiedy zmiękły, dodałam do zupy. A zupa była baardzo dobra. To co…, polecam! Tylko dodajcie tego łososia i orzechy – koniecznie.
Zupa pomidorowo gruszkowa
2-3 porcje
1kg pomidorów
2 słodkie gruszki
80g masła
2 łyżeczki słodkiej papryki
1 i 1/2 łyżeczki cukru trzcinowego
1 płaska łyżeczka soli
pęczek bazylii, albo półtorej łyżeczki suszonej
100-120g łososia wędzonego
3/4 kubka wyłuskanych orzechów włoskich
Orzechy zalej wrzącą wodą i zostaw na czas przygotowywania zupy aż zmiękną.
Pomidory sparz i zdejmij z nich skórkę. Gruszki obierz i oczyść z gniazd nasiennych. Jedne i drugie pokrój i włóż do garnka. Pogotuj 5 min., następnie dodaj wszystkie pozostałe składniki. Wszystko razem zmiksuj – ewentualnie dopraw jeszcze solą, bądź cukrem – smak zupy zależy od smaku i słodyczy pomidorów, których użyjesz.
Podawaj z cieniutkimi plasterkami łososia i dużymi kawałkami włoskich orzechów.
Oby do piątku...! Słonecznych dni Wam, życzę!
ja też czekam już od środy - straszne ;):):)
OdpowiedzUsuńale dziś byłam na glinie, miskę sobie ulepiłam ;), reszta gliny w plecaku na robótki domowe, bo...czasu przy chorych dzieciach brakło, a wieczory ciemne, więc wykorzystać trzeba ;)
zupa Twoja pachnąca, aromatyczna i taka...nieprzewidywalna, zjadłabym podwójną porcję ;)
Jaki wspaniały przepis! Właśnie zastanawiałam się co zrobić z ostatnimi żółtymi pomidorkami od Dziadzia.. z nieba mi spadłaś i to od razu z gotowym obiadem. I jak zawsze z historią, którą przeżywa się razem z Tobą czytając posta.
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby już był piątek - dla Ciebie :)
Właśnie mnie bardzo zaciekawiłaś to propozycją, koniecznie musze spróbować, bo wszystkie składniki kocham!
OdpowiedzUsuńJo - jak ja Ci tej gliny zazdroszczę... Tyle ciekawych rzeczy porobiłabym z Tobą... Ech... Mogłabym nawet z zupą przyjechać...:)
OdpowiedzUsuńekipo niepoprawnych optymistów - od Dziadzia...:):):):). Dziękuję za Twoje słowa i obecność. Rób zupę i Dziadzia pozdrów MOCNO:):):)
Karolo Smyk - witaj w mojej kuchni:) . Ucieszę się jak zrobisz:) Pozdrawiam Cie serdecznie!
cieszę się że trafiłam na Twój blog... pięknie piszesz i fotografujesz, bardzo mi tu przytulnie i smacznie :) pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńKochana! Trzymaj się mocno i ciepło, bo dni coraz chłodniejsze :)
OdpowiedzUsuńNiesamowita zupa! Zawiera wszystko co lubię :) Sama wymyślasz takie potrawy na poczekaniu? Jesteś mistrzynią! :D
Kochana, cudowne zdjęcia u Ciebie. Piękne kolory, takie pozytywnie nastrajające do tej jesieni i zimnych, coraz zimniejszych dni.
OdpowiedzUsuńZupka piękna, wspaniały ma kolor i smak z pewnoscią obłędny.
Śliczne te kubeczki,.
BUziaki:*
zuzayana - to ja się cieszę:):):). Zostań:) - zapraszam:)
OdpowiedzUsuńJustynko - coraz coraz... choć dziś w ciągu dnia 15 stopni było:). Z taka zupa to da radę, bo ja ciągle zupy robię, ale mistrzynią to nie jestem... Niemniej dziękuję:)
Majanuś - teraz cała masa kolorów. Trzeba łapać energię i gromadzić gdzie się da...! Choćby na blogu, choćby na zdjęciach:) Twoje grzybki tez cudownie kolorowe i ile energii musiały Ci dać:)
Kubeczki kłaniają się w pas:), a ja buziaki Ci posyłam:*:*:*
Jak tylko dopadnę żółte pomidory - robię! Robiłam często podobny, bo z czerownych pomidorów i jabłek, więc ten jest następny! ;)
OdpowiedzUsuńtej jesieni pokochałam wszystkie zupy w kolorze pomarańczowym bez pamięci i ta gruszka znów mnie nęci... pysznie!
OdpowiedzUsuńKolor zupy jest równie słoneczny i energetyczny jak słoneczników!
OdpowiedzUsuńTrochę się martwię też, że od połowy października też zacznie mi się szaleństwo, tęsknoty za weekendami i do weekendów.
Ściskam ciepło!
Pyszna, pożywna i tak słoneczna, bogata zupka :) A ja czasem jestem na siebie zła, że tak ciągle popędzam czas, bo ciągle byle do piątku, a te 5 dni tak po macoszemu traktuję, i życie mi tygodniami jakoś ucieka :) Najlepszego dla Ciebie!
OdpowiedzUsuńRozgrzewające kolory na zdjęciach...a kubek takiej zupy na pewno Cię rozgrzał..:)
OdpowiedzUsuńmnie niestety zagrzał dzisiejszy mróóóóz...;)
Pozdrawiam...:)
Nieustannie zachwycam się. Nie tylko daniami, ale i fotografiami!
OdpowiedzUsuńMarto - do dzieła...!
OdpowiedzUsuńWiewióro - ja jutro ZNÓW dyniową - :)
N. - Ty nawet nie masz pojęcia jak bardzo chciałabym wrócić do Twojego czasu.... Nawet tego, gdzie październik jest początkiem.... Buziaki Natka!
Kamilko - ja czasem tez, ale teraz świeci takie piękne słońce( za dnia oczywiście),z e aż mis ie, mimo tego zajętego mocno czasu...., gebę do niego uśmiecha:)
anno studio - mróz u Ciebie....???? Już....??? Ciepła w sercu, ale... w tym to jesteś mistrzynią:) i w tworzeniu Klimatu:)
Jagódko - nieustannie dziękuję:)
Avrea - że smaczne...???
oj oj oj alez tu zapachnialo u ciebie :)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia, smaczne przepisy i lekko sie ciebie czyta. Bardzo mi sie tu podoba.
Dziekuje za odwiedziny i wpis na moim blogu.
pozdrawiam z polnocy.
Mam nadzieje ze bedziesz miala okazje odwiedzic tutejsze strony, chociazby po to by zobaczyc zorze polarna :) Bo jest to cos co powinno sie miec na liscie "do spelnienia" :)
uscicki
Niesamowity pomysł: połączenie gruszek i pomidorów. Nigdy chyba nie łączyłam tych owoców w żadnym daniu...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, jak zwykle! Zawsze, kiedy do Ciebie zaglądam, wiem że będą świetne zdjęcia!
Very nice soup,a combination of excellent!
OdpowiedzUsuńJakie cudo! Alez mi sie zachcialo takiej zupy... przemysliwalam nad jakims nowym przepisem na zupe ale ten jest genialny... Musze poszukac takich pomidorow... Polecasz jakas konkretna odmiane gruszek procz klapsy?
OdpowiedzUsuńJa czasami mam wrazenie, ze cala moja codziennosc to jedna wielka zaleglosc...
Buziaki i usciskie serdeczne
Anna
Witam,
OdpowiedzUsuńProwadzisz przepiękny Blog. Podziwiam. Bedę zagladać często:-)
Pozdrawiam Cie serdecznie Marysia
Pomidory i gruszki, łosoś i orzechy, wow! To musi niezwykle smakować.
OdpowiedzUsuńA czas? Czas płynie, ucieka, pędzi.
Życzę Ci żebyś go miała na te zaległości i na przyjemności.
Przepyszne połączenie!
OdpowiedzUsuńPomidory i gruszki? Zupełnie nieznane mi połączenie, a brzmi niezwykle pysznie :). Zdjęcia to potwierdzają.
OdpowiedzUsuńPięknie tu u Ciebie :-) Zaglądam od jakiegoś czasu. Wyjątkowo jakoś tej jesieni czasu ucieka, czas pędzi, czas galopuje, czas... Mi także go brakuje. Na gotowanie także. Na zaglądanie na blogi, na wszystko. A jednocześnie łapię się na tym, że potrafię zatrzymać się na kilka sekund i zachwycić się uliczką ozłoconą żółtymi liśćmi, zachwycić się błękitem nieba, niespodziewanym przebłyskiem słońca i jeszcze od czasu do czasu uśmiechnąć się do nieznajomych na ulicy, w tramwaju.
OdpowiedzUsuńZupa wygląda bosko na zdjęciach. Przepis do wypróbowania. Ciepło i jesiennie, z życzeniami większej ilości czasu na gotowanie :-)
pozdrawiam, Fraszka
Świetny blog. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńdni jeden za drugim uciekają ... czasem trudno uwierzyć , że znów kolejny tydzień minął ...
OdpowiedzUsuńw tym zagonieniu ciągle coś gubimy ... uciekają nam myśli ... znikają nam z oczu uśmiechy przyjaciół...praca - obowiązki ... obowiązki praca - bo przecież odpowiedzialni jesteśmy , bo przecież tak trzeba ...celebrować chwile - mieć czas na ten luksus - tego i Tobie i sobie życzę :)
fajna ta Twoja zupa ... głód potrafi kreatywne pomysły podsuwać w kuchni :)
pozdrawiam serdecznie ...