Żegnaj lato na rok… Żegnaj, bo astronomiczna jesień próg przekroczyła. Co prawda dopiero jedną nogą, bo ja wciąż jeszcze w sandałkach. A tak, bo mi wygodnie, poza tym u nas tak ciepło, że zgrozą byłoby zakładanie innego obuwia, więc jaka jesień…??? Dni tak wyjątkowo spacerowe, że aż żal chodzić do pracy… Wczoraj jeszcze ludzie się kąpali i opalali nad morzem. I na balkonie na przeciwko też. Serio. Bo przecież trzeba jakoś godnie zakończyć sezon;). Zatem cieszę się tą łaskawością września i mam nadzieję, że w sandałkach “pociągnę” jeszcze tydzień, jak dobrze pójdzie. A później wcale nie będę się smucić, bo przecież miękkie światło, które rozpromienia duszę, jeszcze na trochę zostanie. Biel pójdzie na górną półkę, a wokół pozostaną ciepłe kolory, jak kolorowe astry, cynie, dalie czy aksamitki. Na szyjach dziewcząt zagoszczą kolorowe chusty jak mgły utulające pola do snów zimowych. Będzie zupa z dyni, szarlotki i ciasto ze śliwkami. A jesień będzie długa i piękna. I tego będę się trzymać...:)
Tymczasem prezentuję ziemniaki, które ostatnio wyszły z naszej ziemi przy pomocy Kaśki o aksamitnych nozdrzach. Bo ziemniaki u mojej mamy wyjątkowe. Nie dość, że smaczne to jeszcze różowe i fioletowe. Widzieliście, znacie? Różowe nie różnią się zbytnio smakiem, ale fioletowe są trochę bardziej ziemiste, ale tez bardzo dobre. Swoją charakterystyczną barwę zawdzięczają niezwykle dużej zawartości antocyjanów - naturalnych barwników, które działają na nasz organizm ochronnie, najogólniej mówiąc. Poza tym podczas pieczenia, jak i podczas gotowania, zachowują swój kolor. Co jest ich wielką zaletą. Świetnie sprawdzają się w sałatkach i zupach.
Do pieczenia wybieram ziemniaczki mniejsze i nawet takie całkiem malutkie, bo lubię je też w całości, ale te przekrajane, z aromatem oliwy i smakiem soli są pyszne. Do tego świeży tymianek i rozmaryn, których część rwę (nie siekam) na kawałeczki, a cześć, tak, jak gałązki rozmarynu układam częściowo pod ziemniakami, część nad. Po upieczeniu gałązki rozmarynu są kruche i aromatyczne. Wyciągam je szybko, pozwalam chwilę przestygnąć i chrupię ot tak, bo są moim wielkim przysmakiem. A ziemniaczki, muszę przyznać, że, po lekkim ostygnięciu, lubię jeść palcami. Maczam je wtedy w aromatycznej olivie, delektuję ich pieczoną soczystością i popijam maślanką. Nic mi wtedy więcej nie trzeba.
Czasem, jeśli ziemniaczki robię wieczorem (wiadomo…), wrzucam na nie nieobraną główkę czosnku, bo lubię taką jego pieczoną słodkość. Ale to pewnie znacie – ale i tak Wam polecam!
|
Pieczone ziemniaczki
ziemniaki - ile chcesz, u mnie zawartość blachy wystarczyłaby dla dwóch osób, pod warunkiem, że tylko z maślanką. Jeśli byłyby dodatki w postaci mięsa, czy ryby i surówki to dla 3-4 osób.
oliva z olivek- u mnie ponad pół szklanki na blachę
rozmaryn(duża garść+ 3-4 gałązki), tymianek (garść), sól
1. Piekarnik nagrzej do 200 º.
2. Ziemniaki umyj i dokładnie wyczyść szczoteczką albo “szorowaczkiem”. Przekrój na połówki, albo ćwiartki i połóż na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
3. Posyp rozmarynem i tymiankiem. Polej olivą i posól.
4. Piecz 45-60 mi. Podawaj od razu.
Polecam!
I ze spokojem mogę wkraczać w jesień, która tyle skarbów niesie…
Wszystkim, moi Drodzy, życzę bardzo ładnej soboty i niedzieli, a taką właśnie zapowiadają…A ja być może upiekę ciasto, być może wezmę rower…, być może pójdę ponurkować…, być może poczytam książkę…
A Wy, macie już plany na te pierwsze dni pogodnej jesieni?
Pięknie żegnasz się z latem!
OdpowiedzUsuńA wiesz, ja cieszę się bardzo z babiego lata i jesieni - stęskniłam się za jej kolorami i smakami!
Dobrego dnia!
Nigdy nie widziałam tak fantastycznie kolorowych ziemniaczków :) czerwone tak, ale fioletowe? Super!
OdpowiedzUsuńAle fajne ziemniaczki!! :) nigdzie takich w sklepie nie widziałam. Raz jadłam je w postaci chipsów :). Skąd takie wzięłaś?
OdpowiedzUsuńEwelino,to mi się podoba! Sandałki.Żadnego zaklinania jesieni na siłę.Opalamy się,spacerujemy i nie tęsknimy za melancholią.
OdpowiedzUsuńA ziemniaczki wspaniałe!
Ale się Kasia spisała.
Różowe znam,kupuję.Fioletowe mnie zachwyciły.
Słonecznego weekendu Kochana!
Tak tak, niech żyją ostatnie dni lata! czyż Wrzesień nie rozpieszcza nasz piękną słoneczną pogodą :) Ja też ruszam na rower :D By the way -Uwielbiam Twoje zdjęcia Ewelino. Pozdr
OdpowiedzUsuńziemniaczki tu takie pyszne.. a mnie i tak najbardziej kwiaty zachwycają...:-)))))
OdpowiedzUsuńMuszę poszukać takich ziemniaków! połaczenie kolorystyczne z kwiatami-piękne;)
OdpowiedzUsuńPiękne ziemniaki, piękne kwiaty i piękny dzbanek. Zapachniało końcem lata, które dzisiaj żegnamy :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia. Kwiaty w tej samej kolorystyce co ziemniaki, przypadek czy cel zamierzony?
OdpowiedzUsuńZiemniaki w kolorze astrów (albo na odwrót ;)) - szaleństwo, piękne!
OdpowiedzUsuńTeż chodze w sandałach, dzięki temu latu uodporniłam się chyba na niskie temperatury, może nie zacznę jak Anglicy chodzić w marcu z gołymi nogami, ale już wiem że można przywyknąć :D
Słonka dużo na weekend Ewelinka, u mnie sobota zakupowa ale w niedzielę będzie pięknie - Dolinki podkrakowskie albo spacer po kopcach, oby do niedzieli :)))
PS. Zdjęcie z nogami - ach jakie letnie :)
boskie te Twoje ziemniaczki, Ewelajno! My uwielbiamy jesien i wszystkie jej kolory, nawet te szare... i grube szale, dlugie swetry, welniane spodniczki i spodenki i cynamonowe zapachy otulajace cale mieszkanie... :)
OdpowiedzUsuńAh Ewelajno..nie widzialam jeszcze takich ziemniaczkow,a wiesz ze jesien pachnie mi zawsze pachnie pieczonymi ziemniakami( z ogniska)?ja wczoraj moje wszystkie sandalki zapakowalam w karton i leza juz w piwnicy:( u mnei nie jest tak cieplo,ale jest rownie pieknie.Musze koniecznie rozmaryn zasadzic:)
OdpowiedzUsuńA my zostawiamy Kraków i jedziemy na wieś :) Może zapalimy ognisko? Może pójdziemy na spacer do lasu? A może pojedziemy do Koryznówki zobaczyć, czy małe pawie urosły? Zobaczymy :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńjakie Ty piękne zdjęcia pstrykasz... i tak pięknie żegnasz lato... żałuję, że ostatnio jestem aż tak zabiegana, że nie mam czasu na blogowanie i porządne pichcenie :(
OdpowiedzUsuńPrześliczne te fioletowe ziemniaczki. Jadłam je raz (kupione we Francji). W Polsce nigdy ich nie spotkałam, a baaardzo żałuję, bo posadziłabym je sobie. Wiesz, że ja dzisiaj też piekłam różowe ziemniaki. Zgrałyśmy się kartofelkowo. Śliczne zdjęcia i pyszne ziemniaki (wybieram te z czosnkiem).
OdpowiedzUsuńEwelajna, fioletowych ziemniaczków nie znałam... Muszę o nich donieść mojej mamie. Pewnie zasadzi rządek :)
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia jak zwykle cudne! Piękny bukiet astrów, uwielbiam je :)
Tak ciepłego września zazdroszczę... w Warszawie niestety chłodno i coraz bardziej czuć nadchodzącą jesień. I do tego te ciemne poranki :/ Ale nie zostaje nic innego jak tylko czekać na wiosnę :) Choć jesienne i zimowe spacery też mają swój urok :)))
Piekne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńLato będzie nie za rok, lecz za 3/4 roku :-))
Uwielbiam takie ziemniaczki (choć fioletowych do tej pory nie znałam:) Piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńa jakie czadowe ziemniaki
OdpowiedzUsuńGenialnie wyglądają te filoletowo - różowe ziemniaczki! Aż czuję że mogłabym polubić t a k ą jesień :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewelinko!
:)
Wspaniałe te ziemniaczki. I kolory maja obłędne, za te fioletowe to bym chyba na głowie stanęła. I w dodatku wyglądają, że pycha.
OdpowiedzUsuńW Szczecinie też słonko, ale zimno strasznie - 17 stopni! No a ja zaczynam jutro wykłady na uczelni. Czyli u mnie już jesień.
Jutro po wykładach zamierzam iść na kasztany. Zahaczę o ogród różany, posiedzę na ławce, pogapię się w niebo, może się wreszcie wybeczę z dala od wszystkich. Strasznie ciężko być twardą kobietą, gdy człowiek umiera z niepokoju i strachu.
Życie bywa skomplikowane do bólu, ech...
No dobrze. Chętnie zrobię, ale jak skombinować fioletowe i różowe ziemniaki?
OdpowiedzUsuńZachwyciłam się pięknymi zdjęciami!!!
OdpowiedzUsuńAch,jakie zdjęcia Ewelinko! No,ale Ty wiesz:*.
OdpowiedzUsuńTe ziemniaczki są boskie, jakie kolorowe :). Cudowne nam tu obrazki pokazujesz.
Cieplutko u Ciebie, ja w sandałach już nie chodzę. Mało tego, dziś miałam płaszcz jesienny ubrany, zimno mi było. No,a dodatkowo jestem przeziębiona. :(
Chyba przyjadę do Ciebie:)
Pozdrowienia:*
Ślinka leci :-) Pamiętam jak z całą rodziną zbieraliśmy ziemniaki u babci, przypomniałaś mi dzieciństwo swoim poprzednim wpisem :-)) Ostatni raz gdy zbierałam ziemniaki robiłam to z przyszłym mężem :-) On nigdy wcześniej nie miał tej przyjemności :-)
OdpowiedzUsuńEwelinko- zdjecia masz przecudne!! takie bardzo cieple i nastrojowe :)
OdpowiedzUsuńW klapkach tez jeszcze czasem chodze, najchetniej caly rok bym w nich zostala....ale coz...nieodwolalnie nadchodza coraz chlodniejsze dni,choc slonce jeszcze cudnie swieci :)
Wspaniale wyglada ta kolorowa blacha ziemniaczkow :) rozowych nie jadlam jeszcze, fioletowe kupowalam raz do wspaniale kolorowej salatki, fajne byly, musze powtorzyc :)
Pozdrawiam :)
A ja czuję jesień już od kilku dni... Szczególnie wczesnym porankiem, który pachnie już zupełnie inaczej niż letni. Ale to nic. Każda pora roku ma swój urok, prawda? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Na Wyspie jesień raczej średnio złota... :( Ale ziemniaczki lubię, zrobię sobie a wtedy może lać, wiać i takie tam ;) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńMy z różowych ziemniaków to sadziliśmy w polu Irysy ale czerwonych nie znałam, Aczkolwiek wątpię, żeby Babcia chciała posadzić, bo o na nie bardzo lubi ciemne warzywa, które mają mieć inny kolor (np. za fioletowym marchewkami czy brokułam nie przepada).
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
Ja w tym roku nie jadłam pieczonych ziemniaczków..takich wiesz, prosto z ogniska z dużą ilością sadzy.. mMmm..
Ale świetne te kolorowe ziemniaczki! Pysznie się prezentuje to danie:)
OdpowiedzUsuńSą pieczone ziemniaki, to znak że jest jesień :)
OdpowiedzUsuńPiekę dokładnie tak samo. Niestety nie takie ładne ziemniaczki. Te kolorowe widzę pierwszy raz.
OdpowiedzUsuńUrocze te ziemniaki, jak bukiet!
OdpowiedzUsuńfajne zdjęcia, świetnie oddana atmosfera na przełomie tych kolorowych pór roku!
OdpowiedzUsuńU mnie na powitanie jesieni ciasto śliwkowe:) zeiemniaczki wyglądają świetnie!
nigdy nie widziałam fioletowych ziemniaków, chyba napomknę żebyśmy u nas zasadzili ich trochę
OdpowiedzUsuńpierwszy jesienny weekend rozpoczęłam szarlotkę, w teraz właśnie się zabieram za drugą :)
Takich ziemniaczkow to zjadlabym sama chyba cala blache :-) ale coz, pozostaje tylko nasycic oczy...
OdpowiedzUsuńNo i nie pisalam Ci jeszcze, jak bardzo mi sie podoba nowo czolowka...cudo
Buziaki
Anna
cudowne, nie wiedziałam , ze takie istnieją :)! A zdjęcia baaardzo apetyczne ..Pozdrawiam z Podlasia :)
OdpowiedzUsuńMiła pani, chleb dla pani w piątek. Zapraszam. Moim zdaniem wyszedł bardzo dobry ;-)
OdpowiedzUsuńróżowe znam i bardzo lubię, fioletowe pierwszy raz widzę... jakby nie patrzeć - obłęd!!!
OdpowiedzUsuńzawsze się u Ciebie relaksuję...
Ewelajno! Z Tobą to żadna pora roku niestraszna :) Przy Tobie czekam już na srogą zimę, którą pewnie też tak pięknie opiszesz i pokażesz :)!! Ja już wyciągnęłam zakryte buty, ale tez chciałabym ciepłej i suchej jesieni ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńEwelinko, jak ja mogłam tego pięknego posta przegapić? No, jak ja mogłam? Coś wspaniałego! Ja też chcę takie ziemniaczki! Cudnie to wszystko wygląda:-)
OdpowiedzUsuńEwelinko, ziemniaki pieczone mają niepowtarzalny urok. Nie znam osoby, która by ich nie lubiła...
OdpowiedzUsuńBardzo mi sie podoba jak komponujesz kolory na zdjęciach. Efekt naprawdę jest świetny :)
OdpowiedzUsuńUjęłaś mnie tymi fioletami...na ziemniakach :)pierwszy raz widzę...nigdy nie jadłam.Pysznie u Ciebie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZrobiłam twoje ziemniaczki i jestem już uzależniona :) Pasuje mi do nich twarożek ze szczypiorkiem...takim cieniutkim.
OdpowiedzUsuńPS. Kocham Twoje zdjęcia Ewelinko :**
Ach kolejna rewelacja ewelina - szczegolnei nogi "bimbające" z pomostu! Ziemniaczki - mnaim, tych filoetowych od Mamy to Ci zazdroszcze kapeczke :D I nadal sciskam!
OdpowiedzUsuń