To była ostatnia niedziela września. Pogoda od samego rana wywoływała uśmiech na twarzy i obietnicę oczekiwanego popołudnia. Umówiona byłam na 15, mając nadzieję, że pogoda nadal będzie łaskawa. I była. Spokój leniwie pełzał po nabrzmiałym od słońca asfalcie. Po obu stronach drogi co kilkadziesiąt metrów mijałam samochody, których właściciele poszukiwali grzybów. Jechałam w miejsce znane (bo kiedyś mieszkałam bardzo blisko) zobaczyć coś, co od bardzo dawna było w sferze moich marzeń. Po 30 minutach byłyśmy na miejscu. Bo wzięłam Mamę, wielką Miłośniczkę Miodów.
Borne Sulinowo. Już w mieście powietrze pachniało latem i lasem. Gdzieniegdzie wózki z dzieciaczkami, rower jeden, drugi…, eleganckie niedzielne starsze panie na spacerze, nieśpieszna kawa w barze przy ulicy. Było cicho… i pięknie.
Pan Grzegorz już na nas czekał. Poznałyśmy tez jego żonę i wnuczkę o jakże wdzięcznym i stosownym jak na dziadka pszczelarza przystało imieniu Maja:)
Zabrał nas do swojej pasieki, do swoich pszczół, o których zobaczeniu marzyłam od dawna. Pojechaliśmy za miasto. W cieniu wysokich świerków i dorodnych sosen w stały kolorowe ule. Miejsce pachniało wrzosem i mchem, a czas tutaj delikatnie zwalniał... Przynajmniej jeśli chodzi o pszczoły. W miejsce ogrodzone, swoistą zimową rezydencję pszczół, bo dla nich ten czas właśnie nadchodzi. Teraz jest czas odpoczynku i rekonwalescencji, czas ewentualnego leczenia. Czas obniżania temperatury i odrętwienia, bo pszczoły zimą niewiele jedzą i nie robią zapasów (w przeciwieństwie do os).
Najpierw w oddali zobaczyłyśmy tajemniczy cygański wóz, w którym piętrzyły się zużyte ramki i cudowny stary słomiany ul, który właściwie mógłby stać w moim ogrodzie. Choćby dla dekoracji, taki wydał mi się piękny. W przyszłości stanie pod domem Pana Grzegorza.
A później, bardziej na prawo dwa długie kolorowe rzędy uli. I wszechobecne pszczoły, które na zdjęciach są tylko małymi białymi punkcikami.
Przypomniała mi się w tym momencie bardzo dawna wizyta w Pustelni św. Jana z Dukli, gdzie nasz przewodnik, oprowadzając nas po pustelni, mówił “O, a tam on miał ule…”. Przy czym wszystkie trzy jak tam byłyśmy (bo byłam z przyjaciółkami) zapytałyśmy: “Jaką Ulę…???”. Do dziś się z tego śmiejemy…
Następnie był ul, zrobiony ze starej, ruskiej skrzyni na amunicję. Kolejna atrakcja i swego rodzaju zabytek, bo, jakby nie patrzeć, znajdujemy się na terenie byłego miasteczka rosyjskiego.
Dalej spacer po całej pasiece w rozsądnej odległości od uli, aby nie zdenerwować pszczół. Oglądałyśmy ule współczesne i takie starsze, drewniane, pod których urokiem pozostaję do dziś… ponad 50 uli w jednym miejscu. Ponad 50 rodzin pszczelich w ulach. Ile pszczół…? Nie sposób policzyć…A wiadomość, że może to być nawet 40 tysięcy jest niemożliwa do wyobrażenia… Ruchliwość niektórych była niesamowita, choć to podobno nic…, co zatem musi się dziać latem…?
Podchodziłam dosyć blisko, bo byłam chroniona prze bluzę i kapelusz z siatką. Widziałam pszczoły samotne…, albo śpiące…;)
I te bardzo zajęte rozmową… A może to była randka…? A jeśli naradzały się czy mnie ukąsić, bo może jestem zagrożeniem dla ula, czy jednak oszczędzić, bo nie czują lęku…, poza tym, w tym kapeluszu z dużym rondem wyglądam znajomo…;)
Mogłam dowiedzieć się, że pszczoły piją (nie miałam pojęcia…) i i zobaczyć jak pochylają się nad poidełkiem…
Pan Grzegorz więcej rozmawiał z moją mamą, a mi cierpliwie odpowiadał nawet na te najbanalniejsze z pytań, choć przyznam, że bardziej chłonęłam przestrzeń, zapach, pszczoły, las i kolory. Swoistą wyjątkowość tego miejsca.
Jak dobry jest miód i jakie cudowne właściwości posiada dobrze wiem, a jak nie wiem to doczytam. Chciałam zobaczyć ule, domy pszczół, a właściwie ogromne miejsca produkcyjne, w których powstają niewiarygodne ilości tego przysmaku. Chciałam “dotknąć” tego mikroświata, chciałam zobaczyć na własne oczy pszczelarza w jego pasiece, a nie tylko takiego, który stoi za ladą na jarmarku i sprzedaje słoiczki wypełnione bursztynem. Dowiedziałam się, że w ulu żyje ogromna ilość pszczół. Królowa zwyczajowo jest tylko jedna, a jej zadaniem jest wyłącznie składanie jajeczek, a więc „wytwarzanie” nowych pokoleń pszczół, które będą pracowały produkując miód. Oprócz królowej i robotnic, w ulu znajdują się również trutnie, których wdzięcznym zadaniem jest zapładniania młodych królowych.
Usłyszałam, że pszczoły mogą pokonać nawet 10 kilometrów, by zdobyć nektar i przynieść go do ula. Po dostarczeniu go, robotnice trawią częściowo miód, by następnie umieścić go w plastrach. Nie jest to jeszcze właściwy miód, gdyż zawiera zbyt dużo wody. Aby stał się produktem końcowym, który znamy i lubimy, musi zostać osuszony trzepotem pszczelich skrzydełek. Plaster osuszony zostaje zaklejony woskiem, wykorzystywanym w późniejszym procesie do produkcji świec.
Nasze spotkanie odbywało się w niedzielę, więc nie mogłam zobaczyć wszystkiego. Zresztą, to był czas kiedy pszczoły przygotowywały się do odpoczynku. Zobaczyłam wyjmowanie ramek z plastrami wosku (wyjmuje się je wówczas, gdy miód jest gotowy). Dowiedziałam się, że wosku trzeba sie pozbyć, a plastry umieścić w specjalnej wirówce (u pana Grzegorza zrobionej z pralki wirnikowej), której siła odśrodkowa “wydobędzie” z nich miód. Jeszcze tylko dokładna filtracja i dostajemy gotowy produkt do spożycia. Płynne, słodkie złoto, które może zastąpić cukier, złoto cudownie smakujące w świątecznych wypiekach, albo po prostu wyjadane palcem ze słoika - co mi się dosyć często zdarza przy świeżym miodzie:).
Pan Grzegorz zajmuje się pszczołami od 20 lat, pasiekę przejął po ojcu. Jego pszczoły wytwarzają m.in. miody wrzosowe – jak dla mnie bardzo wyjątkowe. Choć w tym roku bez typowej dla nich galaretki, gdyż większość tegorocznego wrzosu wymarzła. A musicie wiedzieć, że wrzosowiska, z których korzystają m.in. jego pszczoły są największymi w Polsce i jednymi z największych w Europie – to Wrzosowiska Kłomińskie, a miód wrzosowy jest najbardziej poszukiwanym miodem nektarowym. Spod jego rąk wychodzi też miód gryczany, drugi w kolejności mój ulubiony miód, a także miód lipowy, faceliowy (o którym pisałam tutaj), akacjowy, wielokwiatowy i rzepakowy. Pan Grzegorz prowadzi bezpośrednią sprzedaż z domu, spotkać go można na festynach, dożynkach i targowisku, które odbywa się w Bornym Sulinowie w soboty w środy.
Do domu przywiozłyśmy energię, która przyda się na zimowe chłody. Jedną w postaci zdjęć i cudownej na nich pogody oraz spokoju Pana Pszczelarza, a drugą zamkniętą w kolorowych w słoikach. Ja zakupiłam kilka woreczków pyłku pszczelego - też cudownego skądinąd produktu - i miody widoczne na zdjęciu, a moja mama dokładnie takie same. Wzięła też kilka słoików dla znajomych, którzy sobie “zamówili” to złoto.
Zatem zobaczyłam i zachwyciłam się, a pod urokiem pasieki pana Grzegorza Kapłona pozostaję do dziś… Lubię kiedy ktoś z pasją opowiada o tym co robi i lubi.
Mistrz Pszczelarski
M.G. Kapłon
ul. Bolesława Chrobrego 29B/1
78-449 Borne Sulinowo
tel. 784123999
Osobom starszym i chorym na terenie miasta oraz pobliskich miejscowości DOWÓZ GRATIS.
Piekna wyprawa Ewelinko :) I piekne zdjecia. Patrzac na nie ma sie wrazenie, jakby czas stanal w miejscu. Emanuje z nich taki spokoj i cieplo... Ule przeurocze. Szczegolnie ten ze skrzyni po amunicji :)
OdpowiedzUsuńMoj dziadek kiedys mial podobno ule i moja mama zwasze nam opowiadala jaki jest pyszny taki "domowy" miod. Ona miod uwielbia, ja tez miod lubie a gryczany znajduje sie i u mnie w pierwszej trojce. Miodu wrzosowego jeszcze nie probowalam. Jadlam za to lawendowy i goraco polecam :)
P.S. Tez nie mialam pojecia, ze pszczoly pija :)
Usciski.
świetny post :) z wielkim zainteresowaniem go przeczytałam :) piekne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńNiesamowicie, przepiękie, ciepło, spokojnie... Zazdroszcze takiej wizyty, cudnie!
OdpowiedzUsuńBardzo piękna opowieść Ewelinko. Ostatnio obejrzałam w kuchni tv bardzo interesujący program o pszczołach. Niestety nasza cywilizacja bardzo je niszczy, tracą orientacje w terenie z powodu natłoku masztów telefonii komórkowej i nie trafiają do ula. Gdy zabraknie pszczół - kto zapyli nasze roślinki, którymi się żywimy? Podobno na wysoce uprzemysłowionych terenach USA w miodzie znaleziono nawet herbicydy i pestycydy którymi pryskane są rośliny uprawne.O Chinach nie wspomnę.... Dobrze, że Borne Sulinowo "daleko od szosy"
OdpowiedzUsuńFantastyczny post, piękne zdjęcia, od razu chce się do lasu i chce się miodu:)
OdpowiedzUsuńEwelinko, co za cudna wyprawa, pieknie opisana i jak PIEKNIE obfotografowana! jestem wielka wielbicielka miodow (moj ulubiony to lipowy i gryczany) i zdaje sobie sprawe jak ogromna jest roznica miedzy miodem "supermarketowanym" a takim kupionym bezposrednio od pszczelarza, jak wazne jest to gdzie znajduja sie pasieki. Jak tylko mielismy taka mozliwosc kupowalismy ogromne zapasy, teraz takiej mozliwosci nie mamy, wiec coz, zazdraszczam...;) Usciski!
OdpowiedzUsuńojej, kupuję te miody w pobliskim sklepie! a teraz dzięki Tobie mogłam poznać Pana Grzegorza i jego pracowite pszczółki :) dziękuję :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie opisana i sfotografowana wyprawa marzeń.
OdpowiedzUsuń"Królik zapytał - Co wolisz, miód czy marmoladę do chleba?
Puchatek byl tak wzruszony, że powiedział - Jedno i drugie. - I zaraz potem, żeby nie wydać się żarłokiem, dodał - Ale po co jeszcze chleb, Króliku?"
Pozdrawiam
Jestem zaczarowana tym postem! Piękne zdjęcia, cudowna wyprawa. Też nie wiedziałam, że pszczoły piją:) Fantastyczne miejsce, chciałabym je też odwiedzić. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJestem oczarowana tą piękną pszczelą historią! I choć wzdrygałam się, bo nie jedna mnie ukąsiła, to chętnie też bym wchłonęła trochę tego świata. Piękne miejsce, piękna historia!
OdpowiedzUsuńCzytałam z zapartym tchem i zdałam sobie sprawę na samym końcu, że mi mało tej opowieści i chcę jeszcze... Masz dar pisania:-) Piękne zdjęcia. Zazdroszczę tej wyprawy. Coś pięknego! Ja i cała moja rodzinka zresztą, kochamy miody. Najlbardziej lubię, gdy mam kolekcję kilku lub kilkunastu miodów w domu. Muszę znów uzupełnić moja kolekcję.Pozdrawiam cieplutko:-)
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa do pasieki.
OdpowiedzUsuńUwielbiam miody,dlatego czuję z Twojego opisu zapach uli,pszczół i miodów...
Ach jak pięknie!
Ściskam!
Ewelinko jak Ty pięknie opowiadasz! Jesteś utalentowaną dziewczyną, wiesz? :)
OdpowiedzUsuńŚliczna ta Twoja wyprawa do pasieki,piękne zdjęcia. Nigdy nie byłam tak blisko pracy pszczół, to na pewno niezwykłe przeżycie.
Miody cudowne, chętnie bym skosztowała każdego z nich.
Ja sobie w Zakopanem kupiłam miod malinowy.
Uściski serdeczne Kochana :*
Borne Sulinowo znam, nawet mam tam jeszcze kolezanke, przez pare lat z rzedu jezdzilam w te okolice-no,po drugiej stronie jeziora (Pilawa) na urlop-wspaniale byly :)Nie mialam natomiast pojecia,ze tam tak wspaniala pasieka jest,ech.....jak juz nie jezdze,to nagle jest dobry adres :(
OdpowiedzUsuńCudna fotorelacje zaprezentowalas :) wspaniale zdjecia ,ciepla opowiesc....
Nadal mieszkasz w tych okolicach????
Pozdrawiam cieplutko :)
P.S do twarzy Ci w stroju pszczelarki :)bo to chyba Ty???
OdpowiedzUsuńJa czekalam jeszcze w napieciu na zdjecie ramki w zblizeniu, by nacieszyc ostatecznie oczy widokiem tego ciepla... ale i tak, zazdroszcze Ci kochana, uwielbiam takie miejsca, i ten zapach, ktory Ty chlonelas a ja moge go sobie tylko wyobrazic... Serdecznosci i pozdrowienia dla Uli ;-)
OdpowiedzUsuńAnna
majeczko - dziękuję Ci pięknie:). Dziadek z ulami to fajna sprawa:), moja mama mówi, że jak byłą mała to miód mieli od wujka lipowy i wrzosowy właśnie:). Jak tylko będziesz miał okazję łap wrzosowy:). Lawendowy właśnie wczoraj wykończyłam:):):)
OdpowiedzUsuńP.S. A widzisz;)
I ja uściski ku Tobie!!!
JOASIU - bardzo się cieszę, przeczytałam z uśmiechem na twarzy:)
Szczęściaro -jedna...;) witam Cię w moje kuchni i bardzo dziękuję za komentarz, u Ciebie tez cudnie:)
milko - moja Kochana, co ja bym zrobiła bez Twoich komentarzy...:) A problem trochę znam, ale za mało... Szkoda, że w tej spożywczej dziedzinie ludzie zamiast sobie pomagać wszystko niszczą, a przyczyną są jak zwykle pieniądze... Zatem wspierajmy lokalnych pszczelarzy:)
Ściskam Cię mocno!
malinko - dziękuję, jak na nie patrzę to tez tak mam, a obok mnie słoiczek...:)
asix - my, wielbiciele miodów bardzo dobrze się rozumiemy:)- bardzo Ci dziękuję:), jak tylko będziesz miała możliwość kupuj ten prawdziwy, a może w Twojej okolicy ktoś ma pszczoły...? Muszę Ci powiedzieć, że właśnie skończyłam lawendowy,ale kupiony w sklepie, francuskim:)
Ja tez ku Tobie przesyłam moc uścisków - takie uściski tylko sił dodają:)
Edith - naprawdę, u Ciebie są te miody? Cieszę się:) . I to od Pana Grzegorza? Niesamowite... I ja dziękuję , że zajrzałaś, że jesteś:)
Kamilko - ten fragment... Jejku jak go lubię:) Uśmiechałam się jak go czytałam;). bardzo się umśiechałam:)"...żeby nie wydać się żarłokiem..." Pozdrawiam Cię bardzo ciepło:):):)
Mar - Ty jesteś jak kameleon, nie poznałam Cię, musiał szukać po profilu...
Jak ja Ci dziękuję za te słowa:). Niesamowite, prawda? Zawsze można jakiś zlot, albo nalot na pasiekę latem usprawnić, w większej grupie... Pomyśl... I ja Cię pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Duś - Twoje oczarowanie mi pochlebia i cieszę się, że do mnie zajrzałaś:)
A ukąszenie... miałam tylko styczność z osami, co gorsza, pszczoły ukąszenia szybciej przechodzą:)
Gosiu - o jak Ty mi tu miło piszesz, Droga Gosiu:) Sama pojechałabym jeszcze raz, a przynajmniej do każdej innej pasieki, do której bym mogła:). U mnie też kolekcja, gdybym Ci powiedziała co mam... Pozdrowię Cię tylko gorąco!
Amber - właśnie miałam nadzieję, że ktoś poczuje zapach i smak i całą atmosferę. Bardzo Ci dziękuję, Amber:)
Majanko - no nie wiem właśnie, daru do pisania to ja raczej nie mam, staram się nadrabiać zdjęciami i mam nadzieję, że jakoś się udaje:). Pamiętam Twój miód malinowy, pytałam Pana g. o ten miód i mówił, że jest możliwy(bo mnie zastanawiał...). trzeba mieć tylko możliwość postawienia uli na jakiejś wielkiej plantacji malin - zatem trudny do zdobycia i wyjątkowy:) - szczęściara z Ciebie:)
Uściski największe!
Gosiu - Dziękuję, że Ci się spodobało i wywołało wspomnienia, to są piękne rejony, prawda? Miło wiedzieć, że dobrze Ci się kojarzą:). A pasieka dopiero od 97 roku tutaj, bo wcześniej była w okol. Czaplinka. W bluzie i kapeluszu to ja, ale zdjęcie robił mam i stąd taka ciemność (powtórki były podobne...)...
I ja Cię pozdrawiam Małgosieńko!
anno - nawet nie wiesz jak bardzo chciałam zrobić, ale pszczoły by się wkurzyły, a obiektyw miałam tylko makro... Gdybym mogła zapakowałabym te zapachy i klimat do koperty i już by leciały do Ciebie... Pozdrowienia dla Uli.. cha, cha... - dziękuję;););)
I ja Cię gorąco pozdrawiam i moc uścisków przesyłam:*
Ojej, pasieki są świetne. Byłam z klasą w czerwcu, Pan nam 'wypożyczył' trutnia - chodził nam po kolei po rękach, nadaliśmy mu imię i generalnie w życiu bym nie pomyślała, że takie stworzonko może być aż tak urocze! Ale potem musieliśmy go oddać oczywiście ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Pięknie opowiadasz moja Droga!
OdpowiedzUsuńCudowna wyprawa. Tyle pasji i życia.
Ja wczoraj oglądałam kolejne odcinki filmu: "Królowa słońca". Bardzo polecam!
A dla Ciebie słodkie buziaki :*
uwielbiam prawdziwy miód, szczególnie jakoś ostatnio rzepakowy albo białą koniczynę:) ale prawdziwy miód to teraz rzeczywiście tylko w prawdziwej pasiece można nabyć!
OdpowiedzUsuńCudownie! Dla takich chwil i tak opowiedzianych historii warto żyć!
OdpowiedzUsuńCudowne są takie pasieki i bzyczące pszczoły ....a ten miód skapujący z plastra na dłonie:) ...oj pamietam to doskonale. Mój dziadzio miał kiedys kilkanaście uli w naszym sadzie ...oj jak on kochał te pszczoły ...rozmawiał z nimi, dziękował za miód ...pamietam jak dziś jak siadywalismy z dziadkiem w małym drewnianym domku i wykręcalisy miód ...jak kłociłysmy sie z siostrą, która będzie kręcic korbką ...a dziadem nas uspokajał i mówił, ze miód nie lubi kłótni, ze miód lubi miłosć ....i juz sie nie kłociłyśmy ...a potem dostawałyśmy po kawałku plastra i to był moment, na który warto było czekać:) dziękuję za ten wpis i za przywołanie pięknych wspomnień ....a Tobie Dziadku, który siedzisz gdzieś tam w niebie i na nas patrzysz dziękuję za te piękne chwile:)
OdpowiedzUsuńCudowna wycieszka! Ewelajno, miałaś wielkie szczęscie tam być :) Musimy chronić nasze Polskie dziedzictwo choćby w postaci takich fantastycznych, pysznych miodów. Całkowicie naturalnych i ekologicznych. Najlepsze lekarstwo na wszystko! Pozdrawiam ciepło :)
OdpowiedzUsuńzrobilo mi sie tu u Ciebie romantyczno - rustykalnie... nie chce jeszcze odchodzic... zostane jeszcze chwilke... poczytam i poogladam... dziekuje za pieknego posta.
OdpowiedzUsuńEwelinka, zawsze chcialam uczestniczyc w, lub chociaz zobaczyc miodobranie, tak mnei ucieszylas tym reportazem ze nawet nei wiem co napisac, zachwyt moj nie ma konca! A wiem, ze ponizej mam nie przeczytane uwaznie kilka Twych wpisow (np. o wykopkach). Okropnei Ci dziekuje za ten wpis - na powolne czytanie zostawie na sobote... ach jaki slodki :) wielki :*
OdpowiedzUsuńPiękny post i zdjęcia. Miód to jeden z najwspanialszych darów jakie mamy od natury! Ładnie to pokazałaś. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPięknie Ewelinko napisałaś o pszczołach. Dużo wiem o tym, bo pracuję z ludżmi, którzyfascynują się życiem pszczół i zawodem przczelarza. Sama wczoraj kupiłam słoik tego sprawdzonego bursztynu. Podkarpacki miód spadziowy wpisany jest na listę produktów tradycyjnych.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o pustelnię św. Jana z Dukli to przed maturą byłqam tam i wpisałam dwa marzenia i oba wkrótce się spełniły!!! czego kosekwencje jednego ponoszę do dziś :) to o miłości....
Ewelajno - dla mnie taka pasieka w słoneczny dzień jest niedoścignionym uosobieniem prawdziwej sielanki. Ja też zawsze chciałam wybrać się na podobną wyprawę, póki co niestety mi się nie udało, ale - kto wie? Może już następnego lata? :)
OdpowiedzUsuńManiu179 - całą bandą? Ale zabawa...:) Wypożyczony truteń, powiadasz? Niesamowite? Następnym razem( bo ja jeszcze się wybiorę do pasiek...)tez sobie wypożyczę:)To musiało być przeżycie... I ja Cię, Maniu, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMimi - Oj, tam..., właśnie w słowach to mi średnio idzie...,ale staram się opowiedzieć zdjęciami:). "Królowa...' - muszę s ie rozejrzeć... Dziękuję za polecenie - ja ja Tobie buziaki słodkie posyłam i jeszcze uścisków moc!
Olu - witaj, kolejna Miłośniczko Miodu:). Dobrze mieć swoje ulubione smaki, bo to takie nasze małe rytuały...
Konwalie w kuchni - oj, mówię Ci, że warto...:) i gorąco witam Cię w mojej kuchni:):):)
jolanto szyndlarewicz - Jolu, jakie Ty masz ciepłe miodowe wspomnienia, ten Dziadek Skarb... Miód lubi miłość... ile w tym już miłości i szacunku:). Miód jedzony prosto z plastra pełen prostoty i powrotu do natury...
I ja pozdrawiam Twojego Dziadka i macham mu w kierunku Nieba, bo Pięknym Człowiekiem musiał być, skoro tak ładnie o nim piszesz:)
Escapade Gourmande - oj, tak wielka to była przygoda i mnóstwo radości pozostawiła po sobie:). Tak, najlepsze lekarstwo:):) - jak dobrze, że takie jest:). Cieszę się, że do mnie wpadłaś:)
Daria & Jarek - jak miło mi napisałaś,(...liście...), aż buziak mi się uśmiechnął od ucha do ucha:). Jak mi przyjemnie, że chcesz(...cie) zostać:). To ja dziękuję, bo dalej mi się chce:):):)
buruuberii - życzę aby Ci się kiedyś udało:) Bo ja tez marzę aby zobaczyć kręcenie (odwirowywanie miodu), ale to może latem... Przyjedź, pojedziemy razem:). Jak mi się serce raduje,z e Ty chcesz czytać zaległe wpisy..., oj, buru Ty Kochana:). To ja "okropnie" Ci dziękuję za ten komentarz:)
oninchoco - bardzo Ci dziękuję, cieszę się, że natura tak wyjątkowo nas obdarowuje:)i cieszę się, że Ty też to doceniasz:). I ja Cię pozdrawiam bardzo ciepło, bo u ns piękna pogoda( na ten deszcz, co to u Ciebie..)!
Patrycjo - ojej, jak Ty masz dobrze...! Wiesz,z e ktoś mi kiedyś przywiózł miód podkarpacki spadziowy, ale bez żadnych "fachowych" etykietek, wiec nie wiem jaki dokładnie to był... Mówisz, że marzenia u Jana zostawiłaś, a On spełnił... Gratuluję! Może powinnam jeszcze raz się wybrać...
Uściski!
delikatessen- to teraz miałaś okazję ze mną wybrać się wirtualnie:) Ja latem też chcę, bo teraz to pszczoły spać idą, za późno pomyślałam. A Tobie też życzę takiej wyprawy, może nawet w Twoich stronach... Marzenia, przynajmniej takie, przy spotkaniu Życzliwych Ludzi są możliwe do realizowania:). Wszystkiego dobrego!
jakie wdzięczne to poidełko dla pszczół:), a tak w ogóle to niesamowita relacja:). Mój miód #1 to gryczany.
OdpowiedzUsuńZazdroszczę takiej możliwości. No i te ule z historią.
OdpowiedzUsuńPamiętam wyprawy po miód z dzieciństwa, i tak dobrego miodu jak w Polsce nie łatwo dostać, a jak się dostanie to w sklepach "gourmet" i ceny astronomiczne. Tradycja około tysiąca lat jednak coś znaczy :) Znam też pewien pradawny Polski przepis na pierniki, w którym głównymi składnikami są miód i mąka i prawie nic więcej, a czas przyrządzania i dojrzewania to banalne około 20 lat :o)
OdpowiedzUsuńCudowny wpis :)Zawsze chciałam przypadkiem znaleźć takie domowe gospodarstwo. Ich produkty są najlepsze. Widać pasję.
OdpowiedzUsuńpiękny,ciekawy blog dam sobie do obserwowanych milutko pozdrawiam
OdpowiedzUsuńmój blog
http://agatucha123-agatuszka.blogspot.com/
Ewelajno...cudnie to wszystko opisalas dzieki temu mialam mozliwosc przeniesc sie tam z Toba ..piekne zdjecia ,zazdroszcze ci tych miodowych przezyc i tych cudnych widokow...pozdrawiam Cie serdecznie:)
OdpowiedzUsuńEwelinka, na tych zdjęciach po prostu widać tą piękną pogodę i .. przygodę? :) Marzę o takiej, tylko powiem,a dla takich notek tak lubię zaglądać do Ciebie :)))
OdpowiedzUsuńAleż przyjemnie byłoby zwiedzić takie prawdziwe,miodowe gospodarstwo;) i spróbować swojskiego miodu od pszczelarza!,piękne zdjęcia,pozdrawiam;*
OdpowiedzUsuńbardzo przyjemna relacja. miło się czyta Twoje słowa i ogląda piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Ewalajno, z wielką przyjemnością poczytałam dziś sobie twojego bloga, trafiwszy na niego - jak to bywa - zuepłnie przypadkowo z jakiegoś innego bloga:) tak tu u Ciebie swojsko i sielsko, przywołałaś wiele wspomnień z dzieciństwa! Aż mi się smutno zrobiło, że to, co dla mnie było (wakacyjną) codziennością, dla moich dzieci jest egzotyką... Dziękuję Ci za te miłe chwile, będę do Ciebie zaglądała. Pozdrawiam prawie z Afryki!
OdpowiedzUsuńniesamowite zdjęcia!:o
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
czysiek.blogspot.com
zbieram się, żeby kuić kiedyś prawdziwy miód z pasieki, a nie taki sklepowy. No i żeby spróbować tych rodzajów, których jescze nie mialam okazji, np. gryczany.
OdpowiedzUsuńbasiuP – dziękuję, ten gryczany jest wyjątkowy, świeżutki i lejący – wiesz co dobre – dobre myśli posyłam!
OdpowiedzUsuńkabamaiga – nie zazdrość, tylko pszczelarza szukaj:) i pojedź z dziećmi będą miały przygodę – pozdrawiam Cię!
Kasiu – jakie masz takie cudne wspomnienia…:). Oj, ta nasza Polska miodem słynie…, choć ciekawa jestem czy rzeczywiście ten polski miód jest tak poszukiwany… Ty to lepiej wiesz. Banalne dwadzieścia lat… ubawiłaś mnie:) :) :), ale pierniki najlepsze z gryczanym:)
Kasiu – ja nie znalazłam przypadkiem, choć pana Grzegorza poznałam… przypadkiem, ale wiesz… ma – wszystko dzieje się po coś…:)
agatucho123 – dziękuję i ja Cię serdecznie pozdrawiam:)
moniko – przyjedź kiedyś to pojedziemy razem… A ja lubię to, że zaglądasz:), nawet nie wiesz jak lubię:) i dla Ciebie między innymi robię takie notki.
Monisiu – to ma naprawdę dużo przyjemności w sobie, można się uzależnić… Gdyby nie świadomość, że zima to czas na sen pszczół, pojechałabym znów.
Kaś – a mnie miło się czyta takie komentarze jak Twój i ja Cię serdecznie pozdrawiam:)
Lady Ago – ho, ho… prawie z Afryki brzmi bardzo wyjątkowo – gdzieś Ty wylądowała , Moja Droga? A może dopiero wylądujesz…? Bardzo się cieszę, że podoba Ci się u mnie i, że chcesz zaglądać. Nie wiem jak będzie wyglądało życie moich dzieci(ufam, że będę je miała) i, że to, co ja mam na co dzień nie będzie dla nich egzotyką… Taka przynajmniej mam nadzieję… Pozdrawiam Cię gorąco, zawsze zapraszam i wszystkiego dobrego Ci życzę!
czysiek – dziękuję bardzo, witam Cię w mojej kuchni o zapraszam serdecznie:)
monami – oj, to Ty się zbierz, bo warto, bardzo warto. Gryczany jest niezwykły – polecam Ci gorąco!
Ewelinka, doczytalam sobie na spokojnie caly wpis i moge tylko dodac: wspanialy! A zdanie "...i jakie cudowne właściwości posiada dobrze wiem, a jak nie wiem to doczytam." dopelnilo pelni szczescia :-) I te punkciki to pszczoly - taka mialam nadzieje - relelacja! Sciskam Cie mocno :*
OdpowiedzUsuńBasieńko - dziękuję, cieszę się, że tak go odebrałaś, bo bardzo chciałam wyrazić swój zachwyt i wspaniałość tego daru natury:). Pełnia szczęścia...? To Ty mnie zachwycasz - buziak:*
OdpowiedzUsuńPrzepiękna relacja!
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję,za ten namiar. Na pewno skorzystamy.
Zdjęcia i cała opowieść - magiczna:):):) Miałas rację - bardzo, ale to bardzo mi sie spodobało.
Buziaki kochana:)
Green Canoe - Joasiu, ale mam zaległości z tą odpowiedzią... cieszę się! Uściski najserdeczniejsze!
OdpowiedzUsuńNo masz, przecież to moje dzieciństwo, pasieka, ule, pola faceliowe, a potem pomaganie w miodobraniach, odsklepianie ramek i oblizywanie plastrów z ociekającym bursztynowym miodem :))) Dzięki za przypomnienie !
OdpowiedzUsuńnata - widzę, że czujesz jak ja:)
OdpowiedzUsuń