Jeśli chcesz posłuchać i popatrzeć co teraz słychać na wsi, na naszej wsi, zrób sobie swoją ulubioną kawę, albo herbatę i usiądź ze mną, aby obejrzeć tych kilkanaście zdjęć.
Ogród na wsi, u dziadka, jest całym światem mojej mamy. Codziennie jeździ tam 10 km na rowerze. Plewi, kopie, przekopuje, sadzi, przesadza, zbiera plony, pije kawę, patrzy na dzieło rąk swoich i pod wieczór wraca tą samą drogą wioząc ogórki, maliny i pietruszkę. Później przerabia na pyszności, rozdaje, a czasem sprzedaje znajomym, którzy łakną dóbr wiejskich, jak ma za dużo. Kiedy byliśmy wszyscy w domu, potrzeby były większe, teraz porozjeżdżaliśmy się po świecie i już tyle nie trzeba ziemniaków, konfitur, sałatek buraczkowych i ogórków kiszonych. Zatem kawałek dużego ogrodu zostaje pusty i szkoda byłoby, aby się marnował, leżał odłogiem jak to się mówi. Czasem jest to kawałek bliższy, czasem dalszy. Zatem mama, chcąc utrzymać ziemię w dobrym stanie, sieje tam zazwyczaj różne zboża – łubin, grykę, facelię czy żyto, na poplon, aby ziemię użyźnić. Nie są to roślinki, z których zrobimy sałatkę, ale dzięki nim w przyszłym roku zbiory naszych warzyw mogą być bogatsze. Wysiewane rośliny nie dopuszczą do powstania chwastów, a w odpowiednim momencie, przekopane z glebą zadziałają jak naturalny nawóz, poprawiając jej jakość i wzbogacając ją o cenne składniki.
Na tym kawałku później, wiosną, sieje warzywa, sadzi truskawki, czy nowe krzaki malin.
W tym roku, wiosną, gdy pola jeszcze były zielone, zaraz obok ziemniaków, niedaleko agrestu, posiana została facelia błękitna. Trochę przerosła, bo pan Z. nie miał czasu w odpowiednim momencie jej przeorać. Zatem pachniało miodem i fioletowiło nam się niezmiernie (więcej mamie, wiadomo….). A nad całym tym pachnącym pięknem uwijały się roje pszczół, bo oprócz tego, że obecność takiej facelii zapewni udany poplon (czyli zastąpi kilka ton obornika), jest ona rośliną miododajną, a pszczoły zbierają z niej nektar do późnych godzin wieczornych.
W pewnym momencie musiała zostać zaorana. Nie było mnie przy tym, ale wszystko działo się przy pomocy jedynego konika w wiosce – Baśki - Kaski (przy żonie pana Z. zwaną Kaśką, bez żony Baśką:)) która już znacie z sadzenia ziemniaków, czy wykopków. Tym razem przyjechałam kiedy Basi zadaniem, pod kierunkiem (i opierniczaniem…) pana Z. było bronowanie. Ważna sprawa to bronowanie, bo spulchnia ziemię, natlenia ja i kruszy większe bryły ziemi. Brony wyciągają chwasty, wyrównują powierzchnię ziemi i przygotowują ja na następne (ewentualne) sianie poplonu, tym razem jesiennego, czy ozimego. Najprościej mówiąc, brony to takie większe grabki, które zagrabią wszytko szybciej i sprawniej.
Zatem poniżej przyjazd i praca Basi w fotograficznym “skrócie”:
Po bronowaniu, Basia mogła odpocząć i poskubać trawę, a pan Z. zasiał żyto, czyli zielony nawóz. Jak urośnie, jak będzie miało 20-25 cm, to przed zimą zostanie znów zaorane. Będzie ulegało rozkładowi i doskonale wzbogaci ziemię w składniki pokarmowe. Na wiosnę jak znalazł.
Pan Z. bronował, odpoczywał, wychylił jedno piwko…, a my z kawą w dłoniach przyglądałyśmy się wszystkiemu debatując nad ogrodem.
Okoliczne pola zżółkły nabierając ciepłych barw. Krowy dalekich sąsiadów- nie sąsiadów pasły się jak zwykle w cieniu drzew, zboża pochylały kłosy do ziemi, czasem przeleciał żuraw, albo bocian. Pełne malwy kwitły niewzruszenie a ciężkie, ciepłe powietrze dawało się małym kotkom we znaki. Nawet kocia mama nie zrywała się na każde przejście w ich pobliżu.
W szklarni dojrzewały pomidory dziwnych kształtów, które wyglądają tak jakby cztery duże pomidory połączyć w jedno. Nie łatwo było je pokazać je na zdjęciu (najmniejszy pomidor, ten, który widzicie na dole po prawej str., jest pomidorem o normalnej, klasycznej, sklepowej wielkości, ten na górze to jak cztery takie; po lewej stronie ten sam pomidor przed dwoma tygodniami)
Z kubkami w dłoniach chodziłyśmy po ogrodzie, a tuż za szklarnią dojrzewały oliwkowe jabłka, truskawki, nadal kwitły i dojrzewały cukinie, dynie i patisony. Nad pierwszymi malinami bzyczały osy. Było nadzwyczaj dobrze, pięknie i sielsko…
Mam nadzieję, że widok Basi i spacer po ogrodzie dobrze podziałał na Was w czasie tego upalnego lata. Gdybym mogła, każdego, kto wytrwał do końca, poczęstowałabym garścią poziomek… Dziękuję! Tymczasem wirtualna garstka….:). Do następnego, moi Drodzy!