Dziadek Heniu zawsze obierał jabłka. Nigdy nie widziałam, alby zjadł jabłko ze skórką. Patrzyłam jak z namaszczeniem niósł je w głębokim talerzu od zupy i razem z nożykiem, który leżał na jabłkach, stawiał na stole przykrytym lnianym obrusem w pokoju dziennym. Wracał zamknąć za sobą drzwi od korytarza i siadał na szczycie prostokątnego stołu. Spod większego talerza wyjmował mały, płaski i pomarszczonymi długimi palcami zaczynał obierać pierwsze jabłko. Po prawej jego stronie żółty kaflowy piec oddawał swoje ciepło na pokój, za nim i po jego lewej stronie w dużych, z sześciu szyb złożonych, oknach szarzał dzień. Za nie zasłoniętymi jeszcze oknami, przez woal firanek, widać było zapalające się światła i delikatnie opadające płatki śniegu. Przed dziadkiem, po lewej stronie, w rogu, na stoliku ze skośnymi nóżkami stał telewizor, a lampka stojąca za telewizorem kładła na całym pokoju spokojny blask. Były zimowe ferie, a ja siedząc po prawej stronie dziadka, z zapałem śledziłam losy Łucji, Piotra, Zuzanny i Edmunda. Z niepokojem, ale i zaciekawieniem, słuchałam intryg Białej Czarownicy, oczy mi się śmiały na widok Pana Tumnusa i z uwielbieniem czekałam na pojawienie się Aslana. Dziadek równo obierał skórkę z każdego jabłka, dzielił je na pół, później jeszcze raz na pół, z cząstek wykrawał wnętrze z pestkami i kładł te oczyszczone kawałeczki na wcześniej przygotowany mały talerzyk, który stał przede mną. Sięgałam po jabłka i było mi zwyczajnie dobrze. A dziadek zaczynał jeść jak już wszystkie przyniesione jabłka zostały obrane, cały głęboki talerz napełnił obierkami po jabłkach, a połowa tych obranych zdążyła już zadomowić się w moim brzuchu.
A pamiętacie Przyjaciela wesołego diabła (“Ja kudłaty durnowaty nie wiedziałem co to “taty”, Nie smutkować…) i cudowny, przewspaniały Robin Hood z Sherwood. Jak ja te filmy kochałam, z jakim utęsknieniem czekałam kolejne odcinki. Z jakim przejęciem śledziłam losy Robina, bo… chciałam być taka jak on. Albo chociaż jak Marion, skoro już nie mogłam być Robinem…;)
Dziś z nostalgią wspominam tamte popołudnia. Pamiętam nasze wspólne sanki po śniadaniu i karmienie łabędzi nad jeziorem, czasem biegałam mu po gazetę, a on ja całą musiał przeczytać i dzielił się z babcią wiadomościami. Latem jadąc na działkę wiózł mnie na ramie dużego roweru. Jejku jak ja się bałam na tym dużym skrzyżowaniu… I tylko z nim robiłam latawce… Cztery patyczki wyciągnięta z warsztatu babci, pachnącego drewnem i suszącą się cebulą… (takie zapachy nosi się później w sobie całe życie…), kawałek szarego papieru, długi sznurek i boisko przed domem… To był cały mój świat.
Dziś sama jestem dziadkiem… i też obieram jabłka…:) Nie, nie.., żartowałam, wiadomo. Dziś jem ogromne ilości jabłek, a miłość do nich zawdzięczam dziadkowi i tacie, ale ten chrupał je bez opamiętania ze skórką a mi pozwalał nawet nie umyć zębów jeśli zjadłam jabłko przed snem… Hmm…, pokrętna teoria, ale wtedy była idealna.
Teraz obieram je tylko do szarlotek. Właśnie zrobiłam jedną z najlepszych. Z jabłek w piwnicy zostało już tylko kilka pomarszczonych sztuk, więc kupiłam na rynku złote delicje. Polskie. Przepyszne. W szarlotce idealnie miękną, a później rozpływają się w ustach. Do jabłek dorzuciłam garść żurawin i połączyłam je z budyniem, który dodaje lekkości i smaku. Skoro można budyń z owocami to teraz owoce z budyniem. Idealna para. A jak jeszcze dodamy gałkę lodów waniliowych i sos żurawinowy, albo malinowy to…. to okazuje się, że na drugi dzień trzeba ją znów upiec, bo jakoś tak wyszła z kuchni…
Szarlotka z budyniem i sosem żurawinowym
Ciasto kruche:
250 g mąki
125 g miękkiego masła
1 jajko
1 łyżeczka drobnego cukru
1/2 łyżeczki drobnoziarnistej soli
50 ml zimnego białego wina (albo wody)
Dodatkowo:
5 większych jabłek
garść żurawin lub malin
budyń śmietankowy, albo waniliowy
1 żółtko (opcjonalnie)
1.Zagnieć dokładnie składniki na końcu dodając wino, albo wodę). 3/4 ciasta wylep formę do tarty (ciasto będzie niższe) lub tortownicę, 1/4 ciasta rozwałkuj na papierze. Tortownicę i papier wstaw do lodówki na co najmniej 20 min., a najlepiej na godzinę
2. Nagrzej piekarnik do 180°C.
3. Wyjmij ciasto z lodówki, nakłuj gęsto widelcem. Przykryj papierem do pieczenia i wysyp fasolą, bądź ceramicznymi kulkami. Piecz 10-15min. Wyjmij z piekarnika, zdejmij fasolę i papier. Odstaw.
4. Obierz jabłka i pokrój w wąskie cząstki. Odstaw.
5. Według przepisu na opakowaniu zrób budyń, dodaj żółtko do mleka w szklance – budyń będzie bardziej żółty
6. Napełnij pokrojonymi w talarki jabłkami, dorzuć garść żurawin i zalej budyniem. Przykryj ciastem, które wcześniej zostało rozwałkowane na papierze (wcześniej możesz w nim wyciąć wzorki..) i wstaw do piekarnika. Piecz 40 min. Lekko ostudź. Podawaj z lodami i sosem żurawinowym, albo malinowym (sos: 2 szklanki żurawin, sok z 1-2 pomarańczy, cukier do smaku)
Cóż… pozostaje zapisać sobie w kalendarzu: kupić jabłka – najlepiej złote delicje… i budyń.
jestem pewna, że przywołają wspomnienia podobne do moich… I nawet się nie pomylę, jeśli powiem, że w tym samym czasie wspólnie, w wielu polskich domach, wlepialiśmy oczy w telewizor snujący Opowieści z Narnii…