To był początek maja. Niebo zachwycało błękitem, a zieleń na polach nabierała mocy. Samochód zatrzymałam na parkingu, kilka ulic od Głównego Rynku w Edamie. Było tak ciepło, że wystarczyła cienka koszula, albo wręcz krótki rękaw dla odważniejszych. Zarzuciłam na szyję jeszcze leki szal w kwiatki na “w razie czego…”. Pachniały wszystkie skwery, a ptaki koncertowały na każdym drzewie. Spacerując chłonęliśmy każdy detal. Byliśmy pod dużym wrażeniem fasad budynków, podobało nam się połączenie zieleni, bieli, granatu i cegieł oraz przyrody tak umiejętnie wkomponowanej, jakby wprawny malarz kilkoma ruchami pędzla wcielił ją w istniejącą od dziewięciu wieków miejskość. Dzięki temu miasto nabrało miękkości i przytulności. Przemierzaliśmy wąziutkie kupieckie uliczki i malutkie zwodzone mostki. Zaglądaliśmy do ogródków i… okien. Nie mogliśmy się nadziwić zgrabnym doniczkom z wiosennymi kwiatami przed domami, które każdą uliczkę czyniły jedyną w swoim rodzaju baśniową krainą. Wchodziliśmy do sklepów ze starociami i tych z wyposażeniem wnętrz. Zachwycaliśmy się asortymentem małych spożywczych sklepików i kolorami serów, które były prawie cały czas w zasięgu wzroku. Obiad zjedliśmy naprzeciwko Muzeum Edamskiego.
Oczu nie mogliśmy oderwać od tego bajkowo-malowniczego miasteczka, którego pierwszymi mieszkańcami byli rybacy i rolnicy, a które prawa miejskie otrzymało w 1357 roku. Mieszkańcy mogli wtedy wtedy wybudować bezcłowy port i rozwinąć handel.
Nie udało nam się otrzeć o dodatkowy spokój i obejrzeć bogatych witraży jednego z największych kościołów w Holandii, XVII wiecznego kościoła św. Mikołaja (w oddali na zdjęciu powyżej), zwanego też Wielkim Kościołem, ale obejrzeliśmy słynną Kaaswaag (wagę serową), znajdującą się przy placu Jana Nieuwenhuizena. Budynek Kaaswaag datowany jest na rok 1778. Znajduje się w nim stała, bezpłatna ekspozycja na temat sposobu wyrabiania sera. Tu nie oparliśmy się pokusie kosztowania sera oraz zakupienia pysznego kawałka do domu. Edam to ser o bladożółtym kolorze otoczony czerwoną parafiną (która oznacza, że okres dojrzewania trwał co najmniej 17 tygodni). Nie jest też bardzo kaloryczny gdyż produkowany jest z mleka całkowicie lub częściowo odtłuszczonego.
Edamski budynek Kaaswaag zachwycił nas swoją oryginalnością. Kiedyś na tej wadze ważono ser, teraz to po prostu ciekawie wyglądający sklep i atrakcja turystyczna. Niemniej poznając pokrótce pasję wytwarzania sera, obiecaliśmy sobie, że przyjedziemy tu kiedyś na targi serowe (odbywają się od kwietnia do września - w Edamie co środę).
Na dłuższą chwilę wciągnęła nas bogata kwiaciarnia-pracowania. Pod wpływem kolorów, zapachów i faktur małe zakupy były oczywistością.
Wracając po raz kolejny próbowaliśmy serów w jednym z licznych sklepów usytuowanych przy głównym kanale. Edam, słynny ser w czerwone woskowej otoczce, przez który tu przybyliśmy, wcale nie był najlepszy…, choć jest bardzo odporny na starzenie (co pomiędzy XIV a XVIII uczyniło go najpopularniejszym serem konsumowanym na statkach i w zamorskich koloniach). Mimo wszystko wyszliśmy z zachwytem, dopełnionymi brzuchami i pakuneczkiem serów “na drogę”.
Zaraz po drugiej stronie ulicy weszliśmy jeszcze do sklepu
De Leuke Keuken (powyżej) pooglądać ceramikę i inne śliczne kuchenne gadżety oraz książki kucharskie. Jedną z nich była “
Chez Rahel”autorstwa Rahel Khoo. Z zachwytem przejrzałam wszystkie zdjęcia i z irytacją stwierdziłam, że jak zwykle do nas dotrze może za rok… jak dobrze pójdzie… Jak się później okazało, u nas pojawiła się dokładnie za tydzień, ale ja kupiłam sobie ją dopiero na moje majowe urodziny.
Teraz Rahel Khoo napisała nową książkę “Mała Francuska Kuchnia”, którą wydawnictwo Albatros obiecuje wydać w tym roku. Poza tym zapowiada, że 18 marca Rahel odwiedzi Warszawę, aby nagrać jeden z odcinków swojego nowego programu. W zeszły czwartek i piątek premierę miała właśnie niderlandzka wersja jej książki. Z tej okazji Rahel zawitała do Amsterdamu, gdzie pojawiła się w programie TV “Bake my Day” oraz przeprowadziła warsztaty z kulinarnymi blogerkami.
W najnowszej książce panna Khoo zabierze nas do Francji, gdzie przedstawi specyficzne dania regionalne. Będzie to ponad 100 przepisów z gór, z rynków i wybrzeża Francji. Będziemy z nią jeść ostrygi w regionie Bordeaux, poznamy francuski blask Bożego Narodzenia i przyprawy z alzackich rynków. Wszystko to znów sfotografował
David Loftus. Mam nadzieję, że nowa pozycja będzie tak samo pełna uroku, świeżości i inspiracji jak jej poprzedniczka.
W każdym razie ja “paryską…” jeszcze się nie najadłam. Tymczasem napisałam o tym bo ostatnio upiekłam
pain brié, łatwy normadndzki chleb
, na który przepis Rahel otrzymała od Gontrana Cherriera, którego rodzina od trzech pokoleń zajmuje się piekarstwem. .
Przepis w książce każe wziąć oliwki, których nie miałam, więc zrobiłam z suszonymi pomidorami z zalewy. I powiem Wam, że nie wiem, czy chcę próbować jak smakuje z oliwkami, bo pomidory sprawdziły się wyśmienicie. Dodatkową zmianą było użycie mąki orkiszowej, która od jakiegoś czasu jest moją towarzyszką w wypiekach. Zatem dość daleko od oryginału, ale bardzo smakowicie. Do tego trochę awokado skropionego sokiem z limonki, świeża pietruszka i gruboziarnista sól – rozpływałam się w pierwszych i następnych kęsach.
Chlebek można zrobić w całości, albo podzielić na kilka mniejszych części.
Pain brié – orkiszowy chleb z suszonymi pomidorami z zalewy
zaczyn przygotuj dzień wcześniej:
10g suszonych drożdży
130ml ciepłej wody
200g maki
2 solidne szczypty soli
Wymieszaj drożdże z wodą aż się rozpuszczą, dodaj mąkę i sól. Wyrabiaj, aż ciasto będzie gładkie( początkowo będzie się lepiło). Przełóż do miski i szczelnie zakryj folią spożywczą. Na godzinę pozostaw w ciepłym miejscu, a następnie wstaw na całą noc do lodówki.
następnego dnia:
5g drożdży suszonych
4 łyżki ciepłej wody
90g mąki
szczodra szczypta soli
kawałek miękkiego masła (dałam czubata łyżkę)
300g zaczynu (mojego było troszkę więcej, dałam cały)
nadzienie: 100 g osączonych suszonych pomidorów z zalewy
1. Rozpuść drożdże w ciepłej wodzie (w kubku). W dużej misce wymieszaj mąkę z solą. Dodaj rozpuszczone drożdże, masło i zaczyn. Wymieszaj składniki, uformuj kule i przełóż na oprószony mąka blat (albo zagniataj w misce jak ja). Zagniataj 15 min., aż cisto stanie się gładkie. Wróć z ciastem do miski, przykryj wilgotną ściereczką i na 30 min. pozostaw do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.
2. Osączone pomidory z oliwy pokrój na cienkie paseczki. Odstaw.
3. Na oprószonym mąką blacie (stolnicy) rozwałkuj ciasto, formując prostokąt grubości ok 1cm, nieco większy od kartki A4. Na wierzch nałóż pomidory i zwiń ciasto wzdłuż dłuższego boku, formując gruby rulon. Następnie łączem do spodu, ułóż go na arkuszu papieru do pieczenia. Ostrym nożem zrób nacięcia w cieście, odsłaniając warstwy nadzienia (nacięcia nie mogą sięgać dna). Ponownie przykryj ciasto wilgotną ściereczką i mniej więcej na godzinę odstaw w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Chlebek powinien dwukrotnie zwiększyć objętość.
4. Rozgrzej piekarnik do 240°C (bez termoobiegu). Na najniższej półce ustaw niewielką blachę dopieczenia, a na półce środkowej blachę, na której będziesz piec swój chleb, lub chlebki.. Kiedy piekarnik osiągnie pożądaną temperaturę włóż chleb razem z papierem na GORĄCĄ blachę, a do formy wlej szklankę wody. Po 5 minutach zmniejsz temperaturę do 210°C i piecz kolejne 20-25 min. Po upieczeniu przenieś chlebek na ruszt i podawaj od razu, albo kiedy wystygnie.
Powiecie w końcu co ma piernik do wiatraka…? Francuski chleb, Angielka i holenderski ser…? Ano ma, bo napisałam o tym, bo…. karminowe usta Panienki Khoo są tak samo czerwone jak oryginalna woskowa “skórka” sera Edam i dlatego, że jej książkę właśnie w Edamie zobaczyłam po raz pierwszy.