Sam ich aromat wystarczy, by każdy, komu doskwiera głód, natychmiast poczuł, że przenika go przyjemny dreszcz. Cudeńka smażone w gorącym oleju, piętrzące się na białym lnianym ręczniku. Żółta barwa kwiatów przebija przez złotawą i chrupiącą warstwę ciasta, cienką jak weneckie szkło. Jestem teraz daleko od Wenecji.
- Począwszy od dzisiejszego ranka, mieszkamy w Toskanii – powtarzam rozpromieniona, zupełnie jakby mówienie tego rodzaju rzeczy było na porządku dziennym.
Wczoraj Wenecja, a dziś – San Casciano dei Bagni. Minęło zaledwie sześć godzin od mojego przyjazdu, a ja już przesiaduję w kuchni – małym, zaparowanym pomieszczeniu w miejscowym barze. Przyglądam się, jak dwie kucharki w białych czepakach i niebieskich fartuchach przygotowują antipasti na coś w rodzaju lokalnego festynu. Pyszności, które szykują - a robią to tak szybko i sprawnie, jakby wirowały w tańcu - to smażone kwiaty cukinii, delikatne jak aksamit, okazałe niczym lilie. Najpierw należy na sekundę zanurzyć kwiat cukinii w leciutkim cieście, następnie poczekać, aż jego nadmiar spłynie z powrotem do miski, a potem delikatnie ułożyć na wrzącej oliwie; po chwili kolejny i następny. Dwanaście kwiatów smaży się na czterech dużych, głębokich patelniach. Kwiaty cukinii są tak lekkie, że gdy tylko po zetknięciu z oliwą powstanie chrupiąca skórka, zaczynają podskakiwać i obracać się, dopóki łyżka cedzakowa nie przybędzie im na ratunek. Usmażone lądują na grubym szarym papierze, który chwilę później posłuży również do przeniesienia ich na wyścieloną lnianym ręcznikiem tacę. Jedna z kucharek napełnia butelkę z czerwonego szkła ciepłą wodą z dodatkiem soli morskiej. Następnie przykręca metalowy spryskiwacz i skrapia złociste kwiaty osoloną wodą. Gorąca skórka zaczyna skwierczeć, roztaczając wokół aromatyczną woń, która szybko rozchodzi się w świeżym i wilgotnym czerwcowym powietrzu.
Te drobne przekąski spożywane bez użycia sztućców pozwalają przetrwać pierwsze dwanaście minut, jakie dzielą nas od kolacji. Tak więc, gdy pierwsze sto kwiatów cukinii jest już gotowe, kucharka o imieniu Bice wręcza mi tacę mówiąc: Vai – idź, i nawet nie podnosi przy tym wzroku. Traktuje mnie całkiem zwyczajnie, jakby wydawała polecenia koleżance, którą zna od lat. Tylko, ze dzisiejszego wieczoru ja nie gotuję. Czuję się raczej gościem – a może przypadła mi w udziale rola gospodyni? Nawet nie zauważyłam, w którym momencie festyn się rozpoczął, ale cieszę się nim.
Jestem szczęśliwa, mimo że z powodu nawału spraw, które spadły na mnie zaraz po przyjeździe, nie zdążyłam się nawet wykąpać. Moja spocona skóra jest słona zupełnie jak przekąski, które serwuję przybyłym. Częstują się nimi chętnie i bez zbędnych ceregieli. Wszyscy uśmiechają się do mnie albo poufale klepią po ramieniu, mówiąc: Grazie, bella – dziękuję moja piękna, jakbym przez całe życie nie zajmowała się niczym innym, tylko podawała im cieplutkie i chrupiące kwiaty cukinii. Podoba mi się to. Przez moment myślę, ze mogłabym skryć się w jakimś zacienionym zakątku piazza, przymknąć oczy i popaść w ekstazę, pałaszujące te pyszności, które jeszcze zostały. jakoś się jednak powstrzymuję. Niektórzy są zniecierpliwieni czekaniem i sami podchodzą. Biorą z tacy kwiaty sącząc jednocześnie wino i prowadząc rozmowy ze współbiesiadnikami. Wokół robi się coraz ciaśniej – otaczający mnie goście rzucają się na cukiniowe cudeńka i pożerają je w mgnieniu oka, tak, ze po chwili na lnianym ręczniku pozostają same okruszki, wciąż jeszcze chrupiące i ciepłe. Podnoszę je i wkładam do ust.
Przesuwam się w kierunku grupki gości prawiących komplementy rolnikowi, który rankiem zebrał te wszystkie dary przyrody ze swojego poletka i dostarczył do baru. Mężczyzna obiecał, że nazajutrz przywiezie ich znacznie więcej i jeśli ktoś chciałby wziąć trochę dla siebie, powinien stawić się w sklepie przed siódmą u Sergia, gdzie będzie czekała dostawa. Natychmiast wywiązuje się, przebiegająca jednocześnie na trzech niezależnych frontach, dyskusja, jak najlepiej przyrządzać kwiaty cukinii. Faszerować je czy nie? A jeśli tak, to mozarellą i solonymi sardelami, czy może niewielką ilością ricota salata, albo świeżą ricottą z kilkoma listkami bazylii? Do ciasta dodać piwo i białe wino, a może oliwę, czy lepiej bez oliwy?I najważniejsze pytanie – smażyć kwiaty w oleju arachidowym czy olivie extra vergin? Jestem tak pochłonięta tymi dywagacjami, ze nie słyszę jak ktoś woła mnie po imieniu z przeciwległego końca niewielkiego piazza.
- Chou-Chou – mówi do mnie Bice, stojąc w drzwiach i przytupując niecierpliwie. W wyciągniętych rękach trzyma kolejna tacę.(…)
Marlena de Blasi “Tysiąc dni w Toskanii”
Właściwie nic dodać, nic ująć. Pozwoliłam sobie na cały opis rozdziału zatytułowanego “Lato” , bo może jeśli ktoś nie czytał, dzięki temu opisowi sięgnie po toskańskie smakołyki tak obrazowo opisane przez Marlene de Blasi. Zachwyci się jak ja pięknem codzienności i światłem, które cudownie przenika przez wszystkie strony jej opowieści.
Nasze rodzinne spotkania ze zdjęć brzmiały podobnie. Olej skwierczał jak w opisie Magdaleny, a kwiaty cukinii mogłyby się nie kończyć. Dorabiałam dość rzadkie ciasto naleśnikowe, dolewałam białe wino zamiast wody i szybciutko smażyłam. Ot cały przepis... Chwytaliśmy małe porcje za ogonki i już patrzyliśmy za następnymi… W większości smażyłam męskie kwiaty (osadzone na pręciku), ale zerwałam też kilka żeńskich razem z zawiązkami owoców cukinii, które usmażyłam na chrupko i posypałam solą. Do tego lało się wino i pyszny podpiwek dla kierowców (patrz ja:)), jadło się ciasto drożdżowe, wciągało lody bakaliowe i resztki czereśni. Kogut z kurami już spał (a swoją drogą przez kilka dni była sam i wpadał w depresję, ale obecność płci przeciwnej postawiła go na nogi...). Trzy wielkie psy łasiły się nóg, koty buszowały pod stołem, a nad nami latało STADO bocianów. Czepiały się najwyższych konarów świerków i nie do końca wiedzieliśmy o co im chodzi. Zjawiskowość tego zdarzenia zostanie z nami na długo. Do tego nasz śmiech, radość i miłe toasty.
Daniem głównym były odsmażane ruskie pierogi.
A później zaszło, słońce, księżyc pokazał nam swoją glacę, a ja porozwoziłam Miłe Towarzystwo do domów:)