Niebo jak dziewczyna w intensywnie niebieskiej sukience z pomarszczoną, czerwoną szarfą na pasie, posyłało mi ostatnie rumieńce uśmiechu. Letnia radość wieczoru udzieliła się wszystkim.
Jeszcze godzinę temu, podczas aquaaerobiku, pomyślałam, że muszę zacząć reklamować swoje zajęcia mówiąc, że tylko u mnie na zajęciach piękny zachód słońca w pełnej krasie…! Bo naprawdę jest w każdy wtorek i czwartek. Nawet jeśli wcześniej padał deszcz (jak jeszcze w zeszłym tygodniu). Kochane Kobietki są zachwycone ! Ja też, i jak odwrócę się do nich plecami - czasem muszę - “luknę” sobie z lubością. Robię mu zdjęcia sercem… Nikt nie ma tak, jak my…
Skończyłam o 21.30. Kable, głośniki, takie tam sprzątanie. I na rower. Promenada między 21 a 22 tętniła życiem. Tu lody, tam gofry. Jakiś młody skrzypek wygrywający walca Straussa. Ach…, walca…! Tu klapki “klap, klap, klap…”, tam buciki na wysokim obcasie : ”tup, tup…”. Bluzeczki w paski, bluzeczki w kwiatki. Spodenki wykrojone zbyt wysoko (…!!!), krótkie i długie spódnice. Rower za rowerem…, rolka za rolką… Gdzieś na ławce zapomniany parawan, który dziś wcale nie był potrzebny. No, może tylko po to, aby zbudować sobie swój własny grajdoł.
Szarość niebieskiego wieczoru połączona z przyjemną grą ciepłych świateł. Kolejny ciepły wieczór, którego byliśmy spragnieni. Bo od niedzieli pojawiło się u nas LATO.
Dzisiejszy rogalik księżyca zwiastował dobrą i ciepłą noc. Przypomniał mi ten, który oglądałam w zeszłym roku nad wileńską starówką. Wyjazd - prezent dla mojej Mamy, która miała swoje okrągłe urodziny.
Wilnem zachwyciłam się po raz kolejny tak, że wciąż chcę tam wracać…
Zatem skoro lato to chłodnik, a księżyc podobny do litewskiego, to i chłodnik taki sam, jak na Litwie. Jadłam go w Druskiennikach – uroczym kurorcie litewskim, który odwiedziliśmy jeszcze przed sezonem. Smak chłodnika do niezapomnienia, więc zaglądając do Neli Rubinstein i do Roberta Makłowicza, próbując i dokładając warzyw, kefiru i jogurtu, odtworzyłam ten smak. Zmiksowałam wszystko, bo taki jadłam, choć u Roberta warzywa były pokrojone, nie zmiksowane. Zresztą sami zobaczcie:
W Druskiennikach podany został z ciepłymi ziemniakami z koperkiem. Choć bardzo tu pasują, to wolę z jajkiem. Smak winny, buraczkowo-kremowy. Jak dla mnie taki sam:) . Zajadałam się.
W sam raz na letni czas. Pod warunkiem, że lubicie chłodniki.
Chłodnik litewski
3-4 porcje
400g botwinki DOKŁADNIE oczyszczonej i umytej
pęczek rzodkiewek
3 ogórki (krótkie)
pęczek koperku
740g kefiru (370g x2)
390g jogurtu
2 łyżki cukru
3 łyżki octu jabłkowo-cytrynowego
sól
jajka – 1 jajko na osobę
dodatkowy koperek do posypania
1. Botwinkę zalać taką ilością wody, aby ją przykryła. Osolić, zagotować - buraczki muszą być miękkie. Ostudzić.
2. Zmiksować. Dodać pokrojone rzodkiewki i pokrojone(obrane)ogórki. Zmiksować wszystko razem. Dodać kefir, jogurt, cukier i ocet. Wymieszać, bądź zmiksować. Dodać koperek drobniutko pokrojony. Ewentualnie dosolić.
3. Przynajmniej na 2 godz. wstawić do lodówki
4. Podawać z kwaśną śmietaną, koperkiem i jajkiem, a wersji oryginalnej z ziemniakami na osobnym talerzu.
Polecam!
A poniżej kilka migawek z miasteczka, które w rankingu najlepszych uzdrowisk, które warto odwiedzić tygodnika "Newsweek”, w 2003 roku, uznane zostało najlepszym w Europie centrum balneologii. Cisza, spokój, mnóstwo drzew w mieście. Coś jak Borne Sulinowo, jeśli znacie.
Kilka, bo co będę zanudzać litewskim “ciechocinkiem”…
A … i jeszcze jedno. Zachwyciły mnie na Litwie dziewczyny chodzące w spódnicach, w sukienkach. Wszędzie, codziennie. Było kobieco i zwiewnie - coś ślicznego. Próbuję nadrabiać przynajmniej w niedzielę. Mój brat też był zachwycony. Ach…, te wszystkie koronki falbanki i kwiaty:).