środa, 25 lipca 2012

Chłodnik litewski w Druskiennikach




chłodnik litewski (3)

Niebo jak dziewczyna w intensywnie niebieskiej sukience z pomarszczoną, czerwoną szarfą na pasie, posyłało mi ostatnie rumieńce uśmiechu. Letnia radość wieczoru udzieliła się wszystkim.
Jeszcze godzinę temu, podczas aquaaerobiku, pomyślałam, że muszę zacząć reklamować swoje zajęcia mówiąc, że tylko u mnie na zajęciach piękny zachód słońca w pełnej krasie…! Bo naprawdę jest w każdy wtorek i czwartek. Nawet jeśli wcześniej padał deszcz (jak jeszcze w zeszłym tygodniu). Kochane Kobietki są zachwycone ! Ja też, i jak odwrócę się do nich plecami - czasem muszę - “luknę” sobie z lubością. Robię mu zdjęcia sercem… Nikt nie ma tak, jak my…
Skończyłam o 21.30. Kable, głośniki, takie tam sprzątanie. I na rower. Promenada między 21 a 22 tętniła życiem. Tu lody, tam gofry. Jakiś młody skrzypek wygrywający walca Straussa. Ach…, walca…! Tu klapki “klap, klap, klap…”, tam buciki na wysokim obcasie : ”tup, tup…”. Bluzeczki w paski, bluzeczki w kwiatki. Spodenki wykrojone zbyt wysoko (…!!!), krótkie i długie spódnice. Rower za rowerem…, rolka za rolką… Gdzieś na ławce zapomniany parawan, który dziś wcale nie był potrzebny. No, może tylko po to, aby zbudować sobie swój własny grajdoł.
Szarość niebieskiego wieczoru połączona z przyjemną grą ciepłych świateł. Kolejny ciepły wieczór, którego byliśmy spragnieni. Bo od niedzieli pojawiło się u nas LATO.

IMG_6148

Dzisiejszy rogalik księżyca zwiastował dobrą i ciepłą noc. Przypomniał mi ten, który oglądałam w zeszłym roku nad wileńską starówką. Wyjazd - prezent dla mojej Mamy, która miała swoje okrągłe urodziny.

IMG_9494

Wilnem zachwyciłam się po raz kolejny tak, że wciąż chcę tam wracać…

chłodnik litewski (1)

Zatem skoro lato to chłodnik, a księżyc podobny do litewskiego, to i chłodnik taki sam, jak na Litwie. Jadłam go w Druskiennikach – uroczym kurorcie litewskim, który odwiedziliśmy jeszcze przed sezonem. Smak chłodnika do niezapomnienia, więc zaglądając do Neli Rubinstein i do Roberta Makłowicza, próbując i dokładając warzyw, kefiru i jogurtu, odtworzyłam ten smak. Zmiksowałam wszystko, bo taki jadłam, choć u Roberta warzywa były pokrojone, nie zmiksowane. Zresztą sami zobaczcie:

chłodnik litewski2

W Druskiennikach podany został z ciepłymi ziemniakami z koperkiem. Choć bardzo tu pasują, to wolę z jajkiem. Smak winny, buraczkowo-kremowy. Jak dla mnie taki sam:) . Zajadałam się.
W sam raz na letni czas. Pod warunkiem, że lubicie chłodniki.

chłodnik litewski

Chłodnik litewski
3-4 porcje
 
400g botwinki DOKŁADNIE oczyszczonej i umytej
pęczek rzodkiewek
3 ogórki (krótkie)
pęczek koperku
740g kefiru (370g x2)
390g jogurtu
2 łyżki cukru
3 łyżki octu jabłkowo-cytrynowego
sól
jajka – 1 jajko na osobę
dodatkowy koperek do posypania

1. Botwinkę zalać taką ilością wody, aby ją przykryła. Osolić, zagotować - buraczki muszą być miękkie. Ostudzić.
2. Zmiksować. Dodać pokrojone rzodkiewki i pokrojone(obrane)ogórki. Zmiksować wszystko razem. Dodać kefir, jogurt, cukier i ocet. Wymieszać, bądź zmiksować. Dodać koperek drobniutko pokrojony. Ewentualnie dosolić.
3. Przynajmniej na 2 godz. wstawić do lodówki
4. Podawać z kwaśną śmietaną, koperkiem i jajkiem, a wersji oryginalnej z ziemniakami na osobnym talerzu.
Polecam!


chłodnik litewski
chłodnik litewski (2)


A poniżej kilka migawek z miasteczka, które w rankingu najlepszych uzdrowisk, które warto odwiedzić tygodnika "Newsweek”, w 2003 roku, uznane zostało najlepszym w Europie centrum balneologii. Cisza, spokój, mnóstwo drzew w mieście. Coś jak Borne Sulinowo, jeśli znacie.
Kilka, bo co będę zanudzać litewskim “ciechocinkiem”…

chłodnik litewski5 chłodnik litewski4 chłodnik litewski3

A … i jeszcze jedno. Zachwyciły mnie na Litwie dziewczyny chodzące w spódnicach, w sukienkach. Wszędzie, codziennie. Było kobieco i zwiewnie - coś ślicznego. Próbuję nadrabiać przynajmniej w niedzielę. Mój brat też był zachwycony. Ach…, te wszystkie koronki falbanki i kwiaty:).

chłodnik litewski1

sobota, 21 lipca 2012

Galaretka z białej, czerwonej i czarnej porzeczki

galaretka z biełej, czarnej i czerwonej porzeczki (7)

Jeszcze przed chwilą świeciło słońce i jednocześnie padał deszcz. I pierwsza tęcza nad moim domem. Dobry znak.

Dopijam cydr oglądając niemiecką komedię romantyczna pełną cynizmu, ciepłego zgaszonego światła i miłości. Rzeczą gustu uroda… Ludzie, których lubimy, których kochamy ZAWSZE są piękni. Jak zwykle się wzruszam… Niemiecki film, a w tle Apoligize, które zawsze tak samo na mnie działa. Na Was też?


galaretka z biełej, czarnej i czerwonej porzeczki (3)

Po filmie jeszcze troszkę ostatniej czarnej porzeczki do wyciśnięcia. Bo wycisnęłam soki ze wszystkich trzech kolorów.

Biała smakuje jak lekka, delikatnie uśmiechnięta dziewczyna w białej sukience. Czerwona to Lady in red z lekkim pazurkiem, a czarna… jest najwyborniejszym musem pod słońcem, któremu nie potrzebne są żadne dodatki. Jest taką optymistką pełną nadziei i serdecznego uśmiechu na każdy dzień, jeżdżącą z rozwianym włosem na rowerze i pełną klasy... Na co dzień i od święta. Mogłabym zjeść całą zawartość słoiczka na raz. Uwierzcie, że trudno mi było powstrzymać się przed oblizywaniem palców i tłuczka kiedy łączyłam mus z cukrem. Przecież musiałam spróbować czy na pewno jest dobre…

Biała i czerwona zachowują kolory, czarna, świeżo po wyciśnięciu jest lekko fioletowa, ale w słoiczku, pod wpływem czasu i światła czerwienieje.

3 galaretki3 galaretki1

Czarną wyciska się najtrudniej, bo skórkę ma grubszą. Robiłam ją też w inny sposób niż wcześniej: najpierw blendowałam, później przecierałam przez sitko, ale chcąc się pozbyć drobinek skórek i pesteczek, musiałam ją przelać i delikatnie przetrzeć jeszcze raz przez bardzo drobne sitko do herbaty. W ten sposób było trochę szybciej, ale pobrudziłam więcej naczyń.


galaretka z biełej, czarnej i czerwonej porzeczki (1)

Na zdjęciach galaretka bardziej zwarta jest galaretką z czarnej porzeczki. Ta w niższym słoiczku, bardziej po lewej i na łyżeczce po lewej stronie, to czerwona, którą już pokazywałam, a biała wiadomo. Przepis na wszystkie TUTAJ.

galaretka z biełej, czarnej i czerwonej porzeczki (2)


Pięknej soboty i niedzieli! Dla Was i dla mnie! Przede wszystkim słońca, a jak nie, to słońca po deszczu i pięknej tęczy ewentualnie!

♥ ♥ ♥ ♥ ♥

Ewelina

środa, 18 lipca 2012

Torebka czereśni i pieczone truskawki z sosem z granatów


pieczone truskawki

Wracając z pracy kupuję torebkę czereśni. Choć konfitura z nich jeszcze “nie ostygła” ja nie mam ich dość, bo przecież nawet te na straganach zaraz się skończą. Do tego kobiałkę truskawek, bo z nimi jeszcze bardziej krucho. Wieszam zakupy po obu stronach kierownicy i łapiąc równowagę “przekolebuję się” przez centrum oblężone przez turystów. Wreszcie docieram do księgarni wypchanej po brzegi (a mówią i piszą, że naród nie czyta…), gdzie kupuje kilka interesujących pozycji, a w drodze powrotnej zajeżdżam do maleńkiego sklepiku, w którym dużo dobrego mają. Wychodzę z pętkiem zwartej kaszaneczki i serem korycińskim z kminkiem. Wszystko zawinięte w papier, nie folię, co sprawia mi dużo przyjemności. Kiedyś zawsze było w papier… Stare, normalne czasy…

Już w domu kaszankę kroję na plastry, podsmażam ją do spieczenia i zjadam prosto z patelni. Na drugie, ser jedzony prosto z papieru. Jest obiad? Jest i to jaki smaczny:). No, wiadomo – co kto lubi. Ja czasem lubię właśnie tak.

Pogoda “kocykowa”, słońce, które wychynęło zza chmur w południe, już dawno odwróciło się do nas plecami, więc biorę moje czereśnie, układam się w pozycji horyzontalnej i sięgam po pierwszą z brzegu pozycję. Czytaliście?

A na kolację będą truskawki. Chociaż z tych “dobroci”” lata skorzystam.

Pieczone truskawki z sosem z granató i orzeszkami w towarzystwie kwaśnej smietany

Niedawno otrzymałam od Kochanej Marty tureckie orzeszki w miodzie i sos z granatów. Marta, dziękuję!Pyszny prezent:). Postanowiłam je wykorzystać prosto i smacznie. Truskawki umyłam, oczyściłam i pokroiłam. Włożyłam do blachy, zalałam niewielką ilością miodu z orzeszkami, sosem z granatów i kilkoma łyżeczkami ostu balsamicznego, posypałam brązowym cukrem. Piekarnik włączyłam na 180°C i piekłam 20 minut.

Równie dobrze można użyć samego miodu, albo brązowego cukru i octu balsamicznego.

Pieczone truskawki z sosem z granató i orzeszkami w towarzystwie kwaśnej smietany1 Pieczone truskawki z sosem z granató i orzeszkami w towarzystwie kwaśnej smietany2 truskawki (1)

Po upieczeniu, jeszcze ciepłe polewam kwaśna śmietaną. Dla mnie pycha…!


IMG_4844

Wracam do lektury:). Dobrego wieczoru Mili moi!

IMG_4882

Scali bread i norweskie fiordy w porcie


IMG_4211

Słońce składało już głowę na kolanach nocy. Wracałam po pracy mijając port rybacki, nad którym liliowo – granatowe chmury wyglądały jak potężne, majestatyczne góry, a czerwony rumieniec zasypiającego słońca rozlewał się po horyzoncie jak ciepła herbata z hibiskusa. Minął mnie samochód z norweską rejestracją. Nad głową z szeroko rozłożonymi skrzydłami przeleciała mała mewa z wydatnym, pomarańczowo zabarwionym brzuszkiem. Czerwone rzęsy słońca kładły się na wodzie portowej, głaskały kadłuby większych i mniejszych kutrów. Zwolniłam poruszona widokiem i z uśmiechem w sercu podziwiałam ten spektakl. Norweskie fiordy tylko dla mnie…- pomyślałam - choć w rzeczywistości zwyczajny port rybacki w Kołobrzegu. Majestat chmur niczym góry i taniec promieni słonecznych. Spokój wyprostowanych masztów i zamknięte oczy żagli... Ten moment, ten widok, tylko dla mnie... Dziękuję... Już czas na sen...

Lubię takie prezenty pod koniec dnia:), choć wiem, że taka pogoda zwiastuje tylko pogorszenie pogody, ale… przecież nie ma złej pogody, to tylko my bywamy źle ubrani… Dobrze to zapamiętać.

IMG_4228

Lubię takie wyjątkowe prezenty i ostatnio bardzo lubię te bułeczki, choć wersji początkowej były chlebem. Na początku dzieliłam ciasto i robiłam 8 większych bułeczek, teraz dzielę na 10-12 mniejszych bułeczek. Każdą część zaplatam jak miniaturową chałeczkę. Ciasto jedwabiście współpracuje podczas wyrabiania, a formowanie jest tylko przyjemnością. Bułeczki po upieczeniu są zwarte i bardzo smaczne. Na wytrawnie proponuję z kozim serkiem wymieszanym z garścią drobno pokrojonej bazylii, przyozdobione selerem naciowym i truskawkami a na dodatek polane miodem – pycha…! W wersji na słodko, z konfiturą czereśniową, pokazywałam je podczas mojego porannego śniadania na plaży.

IMG_4231

Scali bread

Na zaczyn:
150 g mąki pszennej tortowej
135 g wody
szczypta drożdży suchych

Następnego dnia:
300 g mąki pszennej tortowej
9 g soli
30 g mleka w proszku (2 łyżki)
5 g drożdży suchych (2 łyżeczki)
135 g ciepłej wody
2 łyżki oliwy

Przygotowanie:
1. Dnia poprzedzającego pieczenie, wieczorem, nastaw zaczyn: do dużego słoika wsyp mąkę i drożdże, wymieszaj. Dolej wodę i ponownie mieszaj do dokładnego połączenia. Przykryj, odstaw na całą noc. Jeśli w kuchni jest naprawdę ciepło – słój z zaczynem przechowuj w chłodnym miejscu.
2. Następnego dnia rano wymieszaj w misce mąkę z drożdżami i solą. Zrób zagłębienie, do którego wlejesz cały zaczyn. Mieszaj zagarniając mąkę z brzegów miski. Kiedy całość mniej więcej się połączy, dodaj wodę i oliwę, przełóż na stolnicę i wyrabiaj przez kilka minut do momentu uzyskania gładkiego, elastycznego ciasta.
3. Uformuj kule przełóż do miski wysmarowanej lekko oliwą. Przykryj, odstaw w ciepłe miejsce na około 90 minut lub do podwojenia objętości.
4. Po tym czasie odgazuj ciasto (uderz w nie pięścią). Jeśli chcesz zrobić chleb, podziel je na 3 równe części, jeśli bułeczki na 8-12 części, a każdą nich na 3. Odłóż na bok, pod przykryciem, na 10 minut, by odpoczęło.
5. Jeśli pieczesz chleb uformuj ruloniki, każdy długości nie mniejszej niż 30 cm, jeśli bułeczki, Twoje ruloniki dla każdej bułeczki muszą mieć jednakową długość. Każdy z osobna posmaruj białkiem i obficie posyp sezamem. Spleć jak warkocz. Dokładnie połącz ze sobą końcówki, ukrywając je pod spodem. Przykryj folią, którą wcześniej posmarujesz odrobiną oliwę, by nie przykleiła się do ciasta, na 90 minut.
6. Nagrzej piekarnik do temperatury 210 °C. Piecz bez nawiewu przez około 30 minut. Ostudź na kratce.


IMG_4193

Przepisem i wyglądem chlebka zachwyciłam się u Anny:), a przepis pochodzi z tego bloga. Jutro wieczorem znów zrobię zaczyn, a w czwartek zaserwuję ciepłe moim Miłym Gościom, z którymi zjem wspólnie śniadanie:).

p.s. Goście dojadą na sobotę:), zatem zaczyn w piątek:).

poniedziałek, 16 lipca 2012

Czereśniowanie. Szybkie ciasto czereśniowe z kruszonką albo Croquemitoufle


czereśnie (1)

Czereśnie na drzewie, czereśnie w wiaderku zaczepionym na “es-owatym haczyku”, czereśniowe gałęzie i liście we włosach, czereśnie w ustach, czereśniowy sok na brodzie i czereśniowe plamy na rękach…. Później jeszcze zapach czereśniowej konfitury rozchodzący się po mieszkaniu i czereśniowe drożdżowe wyciągane z piekarnika przed snem… Zapach…, smak… Ach…!

Ale najpierw w dwóch ciepłych bluzach balansowałam na czereśni przekładając nogi z gałęzi na gałąź, siedząc na najwyższych partiach, próbowałam nie dać się wiatrowi, który szarpał na wszystkie strony. Ja na drzewie, mama na drabinie, na trawie zaś dziadek doglądający swoich ulubionych owoców, a właściwie poszukujący towarzystwa: “Piłyście już kawę…?”. Dziadek pilnował swoich dolnych gałęzi, bo te muszą zostać dla niego. Na drabinę nie wejdzie, tym bardziej na drzewo, chociaż kto wie…, z naszym dziadkiem nigdy nic nie wiadomo… Kawy tym razem nie było, bo cały czas “łapałyśmy” pogodę – deszcz i przejaśnienia…Pędem z drzewa, bo deszcz i z radością z powrotem, bo parę promyków słońca.
Połowa czereśni “zżarta". Co chwila wymieniałyśmy się uwagami w stylu:” No, zobacz, biorę całą kiść, a tu ani jednej dobrej…”, albo: “No, takie z góry ładne, a wszystkie do wyrzucenia”.

Nie takie łatwe to czereśniowanie, bo wieczorem usłyszałyśmy “ Z jednej strony szpaki, z drugiej strony, osy, z trzeciej znowu deszcz… Pora umierać…” powiedział wieczorem nasz silny dziadek (który właściwie od roku boryka się z rakiem jelita grubego), po czym zapytał mamę jak długo ta Kal----sowa żyła po operacji. Mam na to, że jeszcze 5 lat i dziadek (lat 92 - wciąż jeszcze jeździ samochodem…), który planował pożyć do 105-ki, aż usiadł z wrażenia… “Aż tyle…???”. No i nie wiadomo, czy już zmienił plany, czy jeszcze nie, ale żeby przez szpaki i osy…??? A może przez ten deszcz, którego potoki z nieba wciąż spływają… Pogoda dla starszych ludzi jest bardzo ważna. Oj, już nie tylko dla starszych, bo nawet teraz, gdyby nie mucha bzyczeniem tęskniąca do świata za wielką szybą, nie wiedziałabym, że jest lato. O, przepraszam było… w zeszłą niedzielę.

I było jednego dnia, kiedy fantastyczna szóstka Alicjowo - Olkowych dzieci była u mnie na cieście. Też z czereśniami . I z kruszonką. Zajadaliśmy się jeszcze się jeszcze ciepłym. Chrrrrupiącym… Świetnym i szybkim na lato. Dla dzieci, dla dorosłych, dla wszystkich na zimne, jak u mnie, i na ciepłe, jak pewnie u Was dni. Przepis od Anny:), nazwa też od Niej:).

ciasto czereśniowe (1) ciasto czereśnioweciasto czereśniowe1ciasto czereśniowe (4)

Croquemitoufle albo Crumb cake

Składniki na dużą blachę 40x24 cm (możesz użyć połowy składników na mniejszą blachę albo użyć tortownicy 22 cm):
240 g gęstego jogurtu naturalnego
440 g mąki tortowej
220 g cukru
6 jajek
120 g roztopionego masła
3 łyżeczki proszku do pieczenia
1kg czereśni (jeśli użyjesz soczystych owoców weź 700 g)
1 łyżka Ameretto (może być Kirch)

Na kruszonkę:
180 g mąki
180 g cukru
180 g masła
180 g startych migdałów

Przygotowanie:
1. Nagrzej piekarnik do temperatury 180°C.
2. Dużą formę posmaruj masłem.
3. Umyte owoce wypestkuj (odsącz z syropu…-zależnie od tego, jakich użyjesz).
4. Do miski dodaj wszystkie - prócz owoców - składniki na ciasto, mieszaj krótko łyżką do uzyskania jednolitej, gęstej i gładkiej masy.
5. Ciasto wylej do formy.
6. W misce po cieście wymieszaj ze sobą dłońmi wszystkie składniki na kruszonkę do uzyskania odpowiedniej dla niej konsystencji.
7. Wydrylowane/pokrojone owoce ułóż na cieście. Posyp kruszonką.
8. Piecz 45 minut bez nawiewu. Może się okazać, że po 30 minutach trzeba będzie przykryć ciasto folią aluminiową, by uniknąć nadmiernego zrumienienia kruszonki. Ciasto sprawdź patyczkiem, po wyjęciu powinien być suchy. Ostudź przed pokrojeniem.

czereśnie

A jak Wasze lato?

piątek, 6 lipca 2012

Galaretka z czerwonej porzeczki i osobliwy miód z floksów


galaretka z czerwone porzeczki (1)

Byłam już bardzo zmęczona negocjowaniem ceny miodu z floksów… Kobieta upierała się, że chce 200 zł. Przecież najdroższy jest wrzosowy, to jakim cudem floksowy kosztuje aż tyle…??? Poza tym jeśli mają floksowy, co brzmiało – mimo wszystko – bardzo egzotycznie, to mają pole floksów, wiec jaki problem postawić ule na samym skraju… Myśli galopowały… Żaden problem zatem, ale… słoik 250ml za 200 zł…???

Będąc w trasie, zajechałam do pięknego starego gospodarstwa, gdzie magnolie były wielkości starych dębów… Było późne popołudnie, słońce opromieniało swoim blaskiem całą okolicę i każdy element krajobrazu wydawał się jeszcze bardziej wyraźny i majestatyczny. Odremontowany pałac, cudowna aleja grabowa, przepięknie odnowiony podjazd i duży stary stół nieopodal jako stoisko z produktami wytwarzanymi w gospodarstwie. Byłam zachwycona…!

Najpierw chciałam kupić sadzonki tych wyjątkowych drzew, ale stanęło na serze, wędlinach i gęstym, jasnym miodzie floksowym… Nalanym do słoików, zamkniętych pokrywką ozdobioną koronką, gdzie górną warstwę stanowiły białe, świeże kwiaty floksów (nie wiem czy kiedyś już widziałam białe, ale te tutaj takie były). Wszystko podane z wielkim smakiem i elegancją, ale żeby za całość chcieć 1750 zł…??? Mało się nie przewróciłam…! Przy czym wcale nie kupiłam wyrobów z połowy świniaka i sera z dziennego udoju całej wielkiej obory…!!!

Już byłam zmęczona tą negocjacją, cztery razy ruszałam do samochodu, ale kobieta co rusz spuszczała z ceny… Doszła do 500 zł za wszystko, przy czym sam słoik miodu dochodził do 100… Mogłam jej dać 50. Fantastycznie…, nigdy wcześniej nie próbowałam takiego miodu, ale żeby aż tyle…? Emocje negocjacyjne były zbyt duże…

I wtedy się obudziłam. Było w pół do piątej. Za oknem wstawał mokry świt. W nocy znów padało. Na szczęście w nocy. Ptaki głośno rozprawiały o czymś wyspane jak należy, co było słychać. Miałam wrażenie, że mewy swoim charakterystycznym “ha…, hahahaha…” naśmiewają się ze mnie w tym śnie…. A może zastanawiały się kiedy do nas przyjdzie to słońce…? Może to wreszcie dzisiaj...? Wzięłam kubeczek wody i rozważałam jak miód może tyle kosztować… No…, ale przecież to był miód z floksów…;). Osobliwy miód:).


galaretka z czerwone porzeczki

A wczoraj robiłam galaretkę. Znaczy przedwczoraj. Porzeczkową. Najlepszą. Ostatnio taką samą pokazywała Basia. W moim domu była zawsze. Złocistoczerwone półki w piwnicy…. I omlet na maśle TYLKO z tą galaretką. Najlepszy… To może ja zrobię sobie jeszcze jeden omlet…


galaretka z czerwone porzeczki (3)

Galaretka porzeczkowa “kilo na kilo”

porzeczki
cukier( najlepiej miałki, drobny)

1. Porzeczki umyj, odszypułkuj i osusz( ja odstawiam na godzinkę aby odciekły na sicie). Przy użyciu czystej ściereczki, albo gazy wyciśnij sok z porzeczek do większej miski. Zważ sok i dodaj tyle cukru ile sok zaważy. Ucieraj tłuczkiem (pałką) , aż cukier się rozpuści, a sok zgęstnieje (jeśli masz grubszy cukier, ucieranie będzie trwało trochę dłużej).
2. Przelej galaretkę do wyparzonych słoiczków (nakrętki też wyparz), możesz zostawić otwarte i zobaczyć, jak po godzinie galaretka stężeje… Zakręć i pasteryzuj wg własnego sposobu. Ja włączam piekarnik na 100°C i “piekę" słoiczki przez 20 min. Później piekarnik wyłączam, a słoiczki stygną w jego wnętrzu.

galaretka z czerwone porzeczki (2)

Właśnie dzwoni budzik… Lecę do pracy…! Niebawem weekend, a ja zaplanowałam wizytę w pięknym (niegdyś ) pałacu – pewnie stąd ten sen…:). Udanego tego weekendu i dobrej pogody! Przede wszystkim Wszystkim nad morzem, bo jakoś nie możemy się doczekać na ciepłe dni…