czwartek, 29 września 2011

Szarlotka z antonówkami


IMG_7200

Sandały na nogach i otwarte okna w nocy wciąż bez zmian, a na tablicy informacyjnej napisali, że kaloryfery należy odpowietrzyć. Przecież lato obiema nogami na moim balkonie. Jeżeli odpowietrzę to tak, jakbym wyganiała. Nie ma mowy – nie odpowietrzam. Tak mi dobrze. Tylko szkoda, że do pracy trzeba chodzić. Popracowałabym w ogrodzie. Dusza aż mi się rwie do tego… Dzwoniłam nawet do mamy, żeby się poskarżyć na to, że muszę pracować… Wiem, wiem, mówiłam, że lubię swoją pracę, ale teraz…???


IMG_7289

Aż nie chcę wierzyć, że ten Dzień Jabłka to już (mój drugi raz) …że już minął – chciałam powiedzieć… Zdążyłam pożegnać gości i się skończył. Za szybko, bo nie zdążyłam z postem przed 12, na szczęście na deser podałam szarlotkę. Może banalnie, ale jak tu w taki dzień podać coś innego? Tak samo, jak w zeszłym roku, szarlotka tylko w tym dniu:). Ale jeśli z antonówkami (od Pani z Ryneczku w Środku Miasta), to nawet taka banalna szarlotka będzie pyszna, bo goście chwalili. Mi też smakuje – bardzo. Jeszcze kawałek został. Poświętuję i jutro. A co! A w sobotę upiekę znów.

Szarlotka z jabłakmi tartymi na talarkowej1

Przepis na ciasto od Iwonki (która pierwszego dnia jesieni miała urodziny - jeszcze raz wszystkiego najpiękniejszego, Iwonko!), które bardzo mi smakowało, został zmodyfikowany. Margarynę została zastąpiłam masłem i śmietaną. A jabłek nie gotowałam, jak w oryginale, tylko dodałam surowe. Tak wolę.

Szarlotka z jabłakmi tartymi na talarkowejSzarlotka z jabłakmi tartymi na talarkowej2

Szarlotka z antonówkami

Ciasto:
3 – 3,5 szklanki mąki
1 masło (200g)
5 jajek (oddzielić białka od żółtek)
łyżeczka proszku do pieczenia
3 łyżki śmietany
3 łyżki cukru

Nadzienie jabłkowe:
1,5 - 2kg jabłek
3 łyżki bułki tartej
3 łyżki cukru
czubata łyżka cynamonu
cukier waniliowy z prawdziwą wanilią (opcjonalnie)

warstwa białkowa
5 pozostałych białek
pół szklanki cukru

1. Ciasto zagnieść z podanych składników, białka zostawiając w osobnej miseczce, następnie podzielić na pół*. Jedną częścią wylepić blachę (klasyczna prostokątna, bądź jak u mnie tortownica 26 cm + 3 tartaletki o średnicy 10,5cm) i włożyć do lodówki, a drugą do zamrażalnika.
2. Piekarnik nagrzać do 180 stopni.
3. W tym czasie przygotować jabłka: obrać i zetrzeć na tarce talarkowej. Wymieszać z bułką tartą, cukrem i cynamonem.
4. Ubić najpierw same białka na sztywno (miseczka odwrócona do góry dnem zachowuje swoją zawartość), następnie stopniowo wsypywać cukier.
5. Wyjąć ciasto, nakłuć widelcem. Najpierw wyłożyć jabłka, wyrównując ich warstwę, następnie pianę z białek. Na wierzch zetrzeć drugą połowę ciasta na tarce jarzynowej.
6. Wstawić do piekarnika na 45 min. Jeśli zbyt szybko się rumieni, przykryć folią aluminiowa.
7. Po chwilowym przestudzeniu można podawać opruszając wierzch cukrem pudrem. A kiedy wystygnie można podgrzać w mikrofali. Do tego gałka lodów… Polecam!

IMG_7304

Kiedy piekłam to ciasto w piekarniku gazowym, po upieczeniu piana z białek pozostała takiej samej wysokości jak przed pieczeniem, czyli jakieś 2 cm. W piekarniku elektrycznym piana stała się cieniutką warstewką –wstążeczką ( w cieście, które jadłam w pracy też była cienka warstewka). Wpłynęło to na wygląd ciasta, ale smak pozostał bez zmian.

* W przepisie Iwonki na wierzch powinno pójść 1/3 ciasta, ale ja wolę cieniutki spód i więcej chrupiącej maślanej góry dlatego podzieliłam je na pół

Szarlotka z jabłakmi tartymi na talarkowej3


image

piątek, 23 września 2011

Żegnaj lato na rok… i kolorowe pieczone ziemniaczki

koniec lata

Żegnaj lato na rok… Żegnaj, bo astronomiczna jesień próg przekroczyła. Co prawda dopiero jedną nogą, bo ja wciąż jeszcze w sandałkach. A tak, bo mi wygodnie, poza tym u nas tak ciepło, że zgrozą byłoby zakładanie innego obuwia, więc jaka jesień…??? Dni tak wyjątkowo spacerowe, że aż żal chodzić do pracy… Wczoraj jeszcze ludzie się kąpali i opalali nad morzem. I na balkonie na przeciwko też. Serio. Bo przecież trzeba jakoś godnie zakończyć sezon;). Zatem cieszę się tą łaskawością września i mam nadzieję, że w sandałkach “pociągnę” jeszcze tydzień, jak dobrze pójdzie. A później wcale nie będę się smucić, bo przecież miękkie światło, które rozpromienia duszę, jeszcze na trochę zostanie. Biel pójdzie na górną półkę, a wokół pozostaną ciepłe kolory, jak kolorowe astry, cynie, dalie czy aksamitki. Na szyjach dziewcząt zagoszczą kolorowe chusty jak mgły utulające pola do snów zimowych. Będzie zupa z dyni, szarlotki i ciasto ze śliwkami. A jesień będzie długa i piękna. I tego będę się trzymać...:)

Pieczona ziemniaczki2 Pieczona ziemniaczki3

Tymczasem prezentuję ziemniaki, które ostatnio wyszły z naszej ziemi przy pomocy Kaśki o aksamitnych nozdrzach. Bo ziemniaki u mojej mamy wyjątkowe. Nie dość, że smaczne to jeszcze różowe i fioletowe. Widzieliście, znacie? Różowe nie różnią się zbytnio smakiem, ale fioletowe są trochę bardziej ziemiste, ale tez bardzo dobre. Swoją charakterystyczną barwę zawdzięczają niezwykle dużej zawartości antocyjanów - naturalnych barwników, które działają na nasz organizm ochronnie, najogólniej mówiąc. Poza tym podczas pieczenia, jak i podczas gotowania, zachowują swój kolor. Co jest ich wielką zaletą. Świetnie sprawdzają się w sałatkach i zupach.


IMG_6781

Do pieczenia wybieram ziemniaczki mniejsze i nawet takie całkiem malutkie, bo lubię je też w całości, ale te przekrajane, z aromatem oliwy i smakiem soli są pyszne. Do tego świeży tymianek i rozmaryn, których część rwę (nie siekam) na kawałeczki, a cześć, tak, jak gałązki rozmarynu układam częściowo pod ziemniakami, część nad. Po upieczeniu gałązki rozmarynu są kruche i aromatyczne. Wyciągam je szybko, pozwalam chwilę przestygnąć i chrupię ot tak, bo są moim wielkim przysmakiem. A ziemniaczki, muszę przyznać, że, po lekkim ostygnięciu, lubię jeść palcami. Maczam je wtedy w aromatycznej olivie, delektuję ich pieczoną soczystością i popijam maślanką. Nic mi wtedy więcej nie trzeba.

Czasem, jeśli ziemniaczki robię wieczorem (wiadomo…), wrzucam na nie nieobraną główkę czosnku, bo lubię taką jego pieczoną słodkość. Ale to pewnie znacie – ale i tak Wam polecam!

Pieczona ziemniaczki4


IMG_6803

Pieczone ziemniaczki

ziemniaki - ile chcesz, u mnie zawartość blachy wystarczyłaby dla dwóch osób, pod warunkiem, że tylko z maślanką. Jeśli byłyby dodatki w postaci mięsa, czy ryby i surówki to dla 3-4 osób.

oliva z olivek- u mnie ponad pół szklanki na blachę

rozmaryn(duża garść+ 3-4 gałązki), tymianek (garść), sól

1. Piekarnik nagrzej do 200 º.
2. Ziemniaki umyj i dokładnie wyczyść szczoteczką albo “szorowaczkiem”. Przekrój na połówki, albo ćwiartki i połóż na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
3. Posyp rozmarynem i tymiankiem. Polej olivą i posól.
4. Piecz 45-60 mi. Podawaj od razu.

Polecam!


IMG_6807

I ze spokojem mogę wkraczać w jesień, która tyle skarbów niesie…

Wszystkim, moi Drodzy, życzę bardzo ładnej soboty i niedzieli, a taką właśnie zapowiadają…A ja być może upiekę ciasto, być może wezmę rower…, być może pójdę ponurkować…, być może poczytam książkę…
A Wy, macie już plany na te pierwsze dni pogodnej jesieni?


AAA (587)

poniedziałek, 19 września 2011

Wiśta wio – łatwo powiedzieć… trudniej zrozumieć.

wykopki)wykopki)1

17 września. Sobotnie słońce od rana zapowiadało piękną pogodę. Na fotografowanie porannej rosy miałam zaledwie kilka minut. A kwiaty od rana takie zachwycające… Zdążyłam zrobić tylko parę zdjęć, bo trzeba było otwierać bramę. Kaśka miała być za chwilę… Jeszcze tylko jedno zdjęcie, mamuś…

IMG_6417

I przyjechała. Razem ze swoim panem. Łagodna, ale zdecydowana. Silna, ale spokojna. Urok i czar konkretu. Smak siły i wielkości. Piękne blond rzęsy, rozkoszne powieki, ogromne oczy, delikatne i aksamitne chrapy, które można by głaskać i głaskać…

wykopki)7 wykopki)6

Była nam bardzo potrzebna, bo nasze siły już nie te, aby pracować przy pomocy motyki, jak kiedyś. A ziemniaki trzeba było wykopać, bo już czas. Zresztą tak naprawdę nie było komu. Mama i ja, pan Z. i jego żona. I Kasieńka oczywiście – kobyłka pana Z., który w większych polowych sprawach zawsze jest bardzo pomocny, razem z Kaśką ma się rozumieć. Niby nie było tego dużo, ot parę rządków, ale na wątłe kobiece siły to trochę za dużo. Przy pomocy Kaśki uporaliśmy się w 3 godziny:).
Od soboty wiem, że pan Z. w pracy rozmawia z Kaśką za pomocą: wiśta wio, co znaczy – do przodu i w lewo, a ajta wio (choć podobno niektórzy mówią hetta wio) to znaczy ruszaj i skręć w prawo. A Kasieńka wszystko rozumie, choć nie zawsze się słucha… Śmialiśmy się, że pan Z. posługuje się obcymi językami, ale może coś źle wymawia…


IMG_6429

Kasia- Basia walczyła dzielnie, a my za nią. Wiaderko i koszyk, krok za krokiem, ziemniaczek za ziemniaczkiem. Czasami “na chyląco”, czasami na kolanach, później wszytko na wóz i dreptanko po kolejną partię, którą kobyłka wydobyła przy pomocy kopaczki. Były też małe zawody rzucania do kosza… ;), z których śmiały się żurawie co rusz przelatujące nad nami.

wykopki)2IMG_6484 wykopki)3 wykopki)9wykopki)8

Prosta praca wykonywana od wieków…, świeże powietrze i radość, że pogoda była taka łaskawa. I radość z samych ziemniaków, radość z tego, że swoje, że nasze. Bo zasady w kuchni mojej mamy są proste: jak najmniej przetworzonego jedzenia, żadnych sztucznych dodatków, wzmacniaczy i temu podobnych świństw, od których warzywa może rosną większe, ale wcale nie zdrowsze. I chociaż ziemniaków nie jemy wcale dużo, to lubimy tylko te nasze. A z nich później placki ziemniaczane i babkę, sałatki ziemniaczane, ziemniaki duszone i pyzy, o które proszę mamę zimą, kiedy przyjeżdżam.

wykopki)4 wykopki)5

Kasia przewiozła ziemniaczki na podwórko, pan Z. zdążył je zrzucić na przygotowaną plandekę, aby je troszkę przewiało (aby obeschły), a my mieliśmy usiąść do wczesnego obiadu. Trzeba było jednak szybciutko wszystko zacząć przykrywać, bo nagle… spadł deszcz i zerwał się wiatr… Zatem kiedy wszystko zostało szczelnie okryte zasiedliśmy, w zadaszonej altanie, do wcześniej pieczonych ziemniaczków, surówki z czerwonej kapusty i pałek kurczaka. Ziemniaczki postaram się pokazać następnym razem.
Później była kawa i drożdżowe maleńkie paszteciki z twarogiem. Jak mi się uda to też postaram się je pokazać, albo raczej odtworzyć… Do kawy dołączył dziadek, który podczas naszych zbiorów tęsknym okiem patrzył i nie mógł przeboleć, że on już nie może…Robiłam mu test, czy dostanie rękoma do ziemi – udało się z jednym małym dygnięciem… Zresztą każdy taki test przeszedł i każdy z nas z lekkością położył dłonie na ziemi…, spełniony stretching;) - ot taka przypadłość zawodowa… Ciekawa jestem jak tam Twoje tyły nóg, rozciągnięte? Choć opuszki palców dłoni na podłodze?
Słońce znów pokazało swe pogodne, jesienne policzki. Ziemniaki zostały ponownie odkryte. Kiedy obeschną pójdą do worków i do piwnicy oraz do tych, którzy będą chcieli spróbować jak smakuje bryza od mojej mamy:).
Pożegnałyśmy pana Z z żoną (Kaśka dostała buziaka)a same, przy odgłosach odlatujących gęsi, zajęłyśmy się wykopywaniem marchewki, buraczków i zwożeniem dyń… Ale o tym już innym razem… A , i jeszcze ziemniaki przykryłyśmy na noc.

IMG_6694

środa, 14 września 2011

Wyjątkowa zupa z pomidorów Billa Grangera.


IMG_6182

Pyszną zupę wczoraj ugotowałam. Kolejny już raz. A właściwie upiekłam, bo wszystkie warzywa do niej kroi się, wkłada do garnka i zamyka w gorącym piekarniku. Zapomina się o nich na dobrą godzinę. Po tym czasie warzywa są miękkie, a aromat czosnku przenikający wszystko nie dominuje, jak można by się spodziewać patrząc na proponowaną ilość. Traci jednak swój charakterystyczny intensywny, nie dla wszystkich przyjemny, smak. I to jest wielką zaletą tej zupy, bo gdyby ktoś dał mi ją spróbować, a później powiedział, że jest w niej aż 8 ząbków czosnku (mogłoby to być nawet 10…) nie uwierzyłabym za nic. Bill właściwie proponuje 6 ząbków, ale na 2 kg pomidorów. Ja zrobiłam z 2,5 i taki też przepis podaję. Swoją drogą “miałam nosa”, bo zawartość miseczek znikała aż miło:).
Do zupy użyłam pomidorów, papryki, marchewki i czosnku z uprawy mojej Mamy. Ja w tym wszystkim uczestniczyłam robiąc grządki na marchewkę, siejąc ją, kupując część sadzonek pomidorów, podwiązując je później, kiedy były spore (aby się pięły) i weekendowo podlewając wszystko, co w szklarni rezydowało…Wszystko słodkie, pyszne i aromatyczne.
Sama zupa to jednak nic. “Posypka” do niej jest wyjątkowa. Połączenie wiórek kokosowych i nerkowca dało fantastyczny smak. Czegoś tak wyjątkowego się nie spodziewałam. Każda łyżka tej zupy była przyjmowana przeze mnie z rosnącym podnieceniem, które można porównać tylko do oczarowania kimś niezwykle interesującym…

Zupa pomidorowa Billa GrangeraZupa pomidorowa Billa Grangera1 Zupa pomidorowa Billa Grangera2Zupa pomidorowa Billa Grangera3 Zupa pomidorowa Billa Grangera4Zupa pomidorowa Billa Grangera5

Zupa pomidorowa z nerkowcami i kokosem (inspiracja: Bill Granger “Bill’s Basics”)
4-6 porcji

2,5 kg pomidorów
1-2 czerwone papryki
8 obranych ząbków czosnku
1 marchewka
1/2 szklanki oliwy z oliwek
2 łyżeczki mielonej kolendry
1 łyżeczki mielonego kminku
sól, pieprz
1,5 łyżeczki cukru
szczypta suszonych płatków chili (opcjonalnie)
250 ml bulionu (1 szklanka) z kurczaka lub warzyw( nie dawałam)
3/4 szklanki mleka kokosowego

Podawać z:
nerkowcami, wiórkami kokosowymi i kolendrą
3/4 szkl. orzechów nerkowca
3/4 szkl. wiórek kokosowych
duża garść liści kolendry

1. Rozgrzej piekarnik do 200 º C. Pomidory zanurz we wrzątku na 2-3 minuty i zdejmij z nich skórkę.

2. Pokrój pomidory, paprykę, rozgnieć czosnek, dodaj pokrojoną marchew i włóż do dużego garnka, albo naczynia żaroodpornego. Polej oliwą, posyp przyprawami, dodaj sól i pieprz. Przykryj pokrywką lub folią i piecz przez 1 godzinę. Po tym czasie odkryj i piecz jeszcze 15-30 minut, aż warzywa będą miękkie.

3. Wyjmij z garnek z piekarnika, dodaj cukier i zmiksuj wszystko na gładką masę. Następnie dodaj mleko kokosowe i - jeśli chcesz - bulion (ja nie dodawałam, według mnie konsystencja i smak zupy były idealne) – zmiksuj wszystko ponownie. Podgrzej zupę na średnim ogniu.

4. Tymczasem przygotuj “posypkę” : zmiksuj razem orzechy i wiórki dodając, albo nie, kolendrę. Ja podałam ją osobno.

5. Wlej zupę do bulionówek, lub talerzy. Podaj zmielone orzechy i kolendrę - każdy będzie mógł nabrać sobie tyle, ile potrzebuje. Jestem przekonana, że na jednej łyżce orzechów się nie skończy…


IMG_6185

piątek, 9 września 2011

Maślane muffinki z malinami i Toblerone o smaku wakacji


IMG_8916

Jeszcze wczoraj potoki wody z nieba spływały, naciągałam na plecy ciepły koc i z tęsknotą patrzyłam w okna mając na dzieję, że te grafitowe chmury to tylko taki głupi żart. Chwilowy, bo przecież wrzesień jeszcze i dopiero cieszyłam się, że taki ciepły. Czy to już ?- myślałam. Po niecałym tygodniu …??? Już ten czas, kiedy zaczynam mówić, że te pierwsze dni września były takie wyjątkowe? Przecież to wciąż są pierwsze dni września…
Słuchałam Marizy idealnej na taką pogodę, bo jakoś ociepla mi serce swym portugalskim fado. Oglądałam zdjęcia z zeszłego tygodnia pełne słońca i ciepła… nie chcąc wierzyć w to, co za oknem. Jesień i deszcz. Deszcz i jesień… Oby jeszcze nie na całego… - prosiłam…
A później pomyślałam, że ja tych dwoje troszeczkę przechytrzę, przynajmniej po swojej stronie okna… Rzuciłam koc na kanapę, włączyłam piekarnik i upiekłam małe babeczki, które pachną i smakują jak wakacje.

A dzisiaj wyszło słońce:). I choć wiatr robi z moimi włosami co chce, to niebo jest cudownie niebieskie!

Muffinki z malinami i tobleron

Maślane muffinki z malinami i białą czekoladą
Babeczki są tymi samymi, które piekłam z jagodami w lipcu. Tutaj zmieniłam tylko czekoladę i owoce.
- przepis na 36 dużych babeczek

• 400g (2 2/3 szklanki) mąki pszennej
• 2 łyżeczki proszku do pieczenia
• 220 g cukru pudru
• 300 g masła
• 480ml maślanki
• 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (albo cukru waniliowego)
• 3 jajka
• 300 g białej czekolady Toblerone, z grubsza posiekanej (albo innej ulubionej)-lepiej zostaw duże kawałki, bo później przyjemnie chrupią;
• 300 g świeżych malin (lub mrożonych)
• brązowy cukier demerara do zrobienia chrupiącej skorupki

  1. Rozgrzej piekarnik do 190 ° C. Natłuść blaszkę do muffinek, albo wyłóż papilotkami.
  2. Przesiej mąkę do miski, dodaj proszek do pieczenia i cukier, wymieszaj.
  3. Na małym ogniu, w rondelku rozpuść masło, następnie zdejmij z ognia i dodaj maślankę. Wbij jajka i wymieszaj. Powoli wylewaj na suche składniki i połącz miotełką (trzepaczką). Dodaj czekoladę i maliny, delikatnie wymieszaj dużą łyżką z pozostałymi składnikami.
  4. Nakładaj po dużej łyżce do każdej z papilotek. Posyp każdą z babeczek brązowym cukrem. Piecz przez 20-25 minut.
  5. Przynajmniej na 10 minut odstaw babeczki do ostygnięcia.

IMG_8930

Jaki będzie weekend? Macie już jakieś plany? To chyba już tylko od nas zależy… Niech będzie smakowity przynajmniej i bardzo udany - niezależnie od pogody…:). Tego życzę i Wam i sobie, a nawet żarłocznym osom, przez które ostatnio spotykałam się oko w oko ze strzykawką… Jest dobrze, nie jestem uczulona. Ale jak pięknie wyglądają… Przynajmniej dla mnie.

niedzielne malin zbieranie i osy w aronii

środa, 7 września 2011

Tarta cytrynowo-malinowa na początek września

IMG_6737

Wyjątkowe łagodnie obchodzą się z nami ostatnie dni lata. Może w już październiku, a może dopiero w listopadzie będziemy wspominać jaki piękny tego roku był początek września… I każdy przypominając sobie tę wyjątkowość delikatnie się uśmiechnie i rozmarzonym wzrokiem pobłądzi chwilę w głębinach obrazów zapisanych w duszy…
Nawet lepiej niż w lipcu i sierpniu, bo przecież lato tego roku szczędziło nam swych pieszczot. Niektórzy dorzucą, że na początku tego września nawet jeszcze się kąpali i opalali wreszcie, a inni, że zrobili piknik na plaży… Bo słońce ostatnio tak rozkoszne, jak dawno oczekiwany prezent. A ja biorę je pełnymi garściami i dopiero teraz kolekcjonuję jego promienie w postaci piegów na nosie. I cieszę się nim ogromnie. Pozwala czytać, tęsknić… i snuć marzenia jak nici pajęcze… Pozwala mieć nadzieję na cały taki miesiąc i na piękny październik i jeszcze trochę grzybów w lesie. Bo przecież jeszcze się wybierzemy…


IMG_6225

Tymczasem snując swoje marzenia piekę niezwykle lekką tartę cytrynowo-malinową. Lekką bo aż rozpływa się w ustach. Krem cytrynowy to po prostu jajka ze śmietanką, cukrem i sokiem z cytryny. Jeśli nie lubisz cytryny, albo wydaje Ci się że to będzie za duża koncentracja smaku kwaśnego ( tak, tak Ci się tylko wydaje…), to zrób krem waniliowy nie dodając cytryny. Możesz dodać ziarenka wanilii, albo cukier waniliowy. Pesteczki malin w polewie wyjątkowo niewyczuwalne, zupełnie nie przeszkadzają. Smugi białej czekolady wizualnie i smakowo dopełniają całości.

Jedząc tę tartę nie mogłam się oprzeć myśli, że byłaby pierwszym ciastem, które chciałabym mieć w swojej kawiarence.

Tarta cytrynowo-malinowaTarta cytrynowo-malinowa1Tarta cytrynowo-malinowa2

Tarta malinowo-cytrynowa z biała czekoladą
foremka 22-23 cm

Ciasto:
1 1/4 szklanki mąki
1/3 szklanki cukru pudru
szczypta soli
115 g miękkiego masła (trochę ponad pół kostki)
1 żółtko
1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego(albo cukru z prawdziwa wanilią)

Krem(śmietanka) cytrynowy:
3 duże jajka
3/4 szkl.cukru podru
1/3 (75 ml) szkl. soku z cytryny
1/2 szkl. śmietany 20-36%

Polewa malinowa:
400-500 g malin( dwa "pojemniczki dostępne w sprzedaży)
2 płaskie łyżki żelfixu “3 w 1”

Ciasto:
1. Żółtko połącz z ekstraktem (albo cukrem) w małej miseczce. Mąkę, cukier i sól wymieszaj. Dodaj masło i miksuj na wolnych obrotach aż mieszanina będzie przypominać kruszonkę. Dodać wcześniej połączone żółtko z ekstraktem waniliowym. Wszystko połącz dokładnie.
2. Ciasto wyłóż do foremki, nakłuj spód widelcem i wstaw do lodówki na godzinę.
3. Piekarnik ustaw na 190°C. Cisto przykryj papierem i wysyp “dyżurną” fasolę (bądź kulki ceramiczne). Piecz 20 min, lub do zezłocenia brzegów (które wcześniej zostały przykryte papierem). Po tym czasie zdejmij fasolę i papier, podpiecz ciasto jeszcze przez 5 min. Odstaw do ostygnięcia.

Krem cytrynowy:
1. Lekko ubij jajka – tylko tak aby je połączyć. Dodaj cukier i sok z cytryny, wymieszaj. Dodaj śmietanę i wymieszaj ponownie.
2. Napełnij tartę kremem i wstaw do piekarnika (190°C). Piecz 17-20 min. do momentu kiedy środek (centrum) będzie lekko drżący – ma się tylko “ściąć”. Ciasto ostudź.

Polewa malinowa i polewa z białej czekolady:
1.Do garnczka wlej tyle wody, aby jedynie przykryła dno. Włóż maliny, zagotuj i dodaj żelfix. Delikatnie wymieszaj, tak aby kilka malin zostało w całości. Odstaw aby dżemik lekko przestygł. Następnie delikatnie wyłóż na krem cytrynowy. Ostudź.
2. Białą czekoladę rozpuść w garnczku w mikrofali, albo w kąpieli wodnej (metalowa miska na garnku z gotująca się wodą), przełóż do foliowego sztywniejszego woreczka, odetnij róg i maluj:) co tam Ci do głowy przyjdzie.

IMG_6223

I jeszcze kilka zdjęć znad morza, bo ktoś ostatnio mówił, że mogłabym częściej… Zatem z radością oddaję kilka szybkich migawek z tego samego miejsca co ostatnio.

31 sierpnia31 sierpnia431 sierpnia2

Oraz księżyc zaglądający wraz z nocą na mój balkon w niedzielę…

IMG_6247

Jeszcze tylko dwa dni i znowu sobota z niedzielą! Pozdrawiam gorąco moich Domowników i Gości!