Kolejny poniedziałek kapryśnego czerwca, który z dnia na dzień karmił nas deszczem i gradem, mógł być taki, jak dotychczas - chłodny i mało obiecujący, ale tym razem słońce pojawiło się na niebie z tak zadziwiającą punktualnością, że zaglądając do okien sąsiadów, przed godziną piątą, złożyło swój jasny pocałunek na moich włosach. Z reguły nie zasłaniam rolet, więc przyjęłam tę pieszczotę z wielkim zdziwieniem: to już? Budzik…? Przecież nastawiłam na 8…
Odwróciłam się na drugi bok lekceważąc zaproszenie: kto to widział wstawać o tej porze…?
Po jakiejś godzinie, budzenie było intensywniejsze…, bo słońce zasiadając w fotelach sąsiadów, jednocześnie głaskało grzbiety książek na moich półkach. Jeden z jego palców ześliznął się i… otworzyłam oczy. Oglądałam tę jego ciekawość, nie chcąc stracić nawet najmniejszego promyka. Taki mały spektakl tylko dla mnie… Możliwy w mieszkaniach, których okna wychodzą na południowy zachód. Patrzyłam jak ślizga się odczytując tytuły i powoli znika...
Przeciągnęłam się miękko jak kot i wstałam. Cydr vel sok bzowy rozcieńczyłam z wodą oraz sokiem z cytryny i ze szklaneczką w garści, w piżamie, usiadłam na tarasowym fotelu. Podciągnęłam nogi pod brodę. Było ciut przed 6. Powietrze pachniało latem, początkiem pięknego dnia i zielenią rozbujaną ostatnimi opadami. Niezwykle obiecująco... Ostatnie majowe i czerwcowe prognozy JEDYNIE pas nadmorski wykluczały z przepysznej pogody i tak kulaliśmy się z parasolami, kurtkami przeciwdeszczowymi i pytaniami jakie będzie TO lato… Taki piękny poranek przynosił nieodparte wrażenie, że oto właśnie dziś się zaczęło…:)
Duże, wąskie liście młodej jarzębiny zasadzonej na najbliższym trawniku, poddawały się porannemu kołysaniu wiatru. Ktoś z naprzeciwka otworzył okno, gdzieś w dali zaszczekał pies, młody mężczyzna z jasną torbą przewieszoną przez ramie minął plac zabaw i zniknął w zielonej dali. Na zmianę przymykałam i otwierałam oczy do końca nie wierząc tej pięknej pogodzie. Mała myśl zaczęła podskakiwać mi w głowie jak piłeczka pomysłowego Dobromira… Właściwie czułam się wyspana. Szybko rozprostowałam nogi, odniosłam szklankę, włączyłam ekspres i poszłam się ubrać.
Konfitura czereśniowa tylko na to czekała…
Od kilku dni powinna być piwnicy. Teraz wreszcie jeden z trzech słoiczków wylądował w moim plecaku w towarzystwie bułeczek (z dnia poprzedniego), masła i świeżo zaparzonej kawy. Dorzuciłam jeszcze dwie garści czereśni. Zatem śniadanie nad morzem…! Wsiadłam na rower i pojechałam…
Wystarczyło mi 10 minut. Nie mogłam wpaść na lepszy pomysł, bo moje zapotrzebowanie na ciepło i morze wzrastało z dnia na dzień i wciąż nie mogło być zrealizowane…! Na ulicach cicho-sza…, ktoś czekał na przystanku, ktoś inny na rogu ulicy na transport, minął mnie samochód firmy ochroniarskiej i trzy albo cztery samochody…Poranną radość było widać i słychać. W parku nadmorskim dawno rozbudzone kosy uskuteczniały poranną gimnastykę przelatując z drzewa na drzewo, a właściciele wyhasanych psów wracali z porannego spaceru.
A na plaży bezkres błękitnego nieba i więcej ludzi niż mogłam sobie wyobrazić. Właściwie więcej niż na budzących się do życia ulicach. Tutaj wszyscy, już dawno, celebrowali poranek. Każdy na swój sposób.
Nordic Walking na całego…, kije właściwe i te oszukane, bo do trekkingu, technika właściwa i ta co to z kijami chodzić każdy może, więc gumki na końcach… Stopy bose, stopy obute, klapki w ręku, buty związane sznurówkami i zawieszone jak naszyjnik. Czapeczka z daszkiem, kapelusik,włosy koloru “płonący wieżowiec”… Spodnie długie, za krótkie spodenki, ramiona odkryte, ramiona zakryte, T-shirt i urocza biała sukienka z falbanami… Tutaj mężczyzna z piersiami miękko układającymi się na wydatnym brzuchu, tam filigranowa elegantka w spodniach 3/4 i koronkowej bluzce w uroczym kapelusiku. Całkiem nieopodal spotkanie biuściastej opalonej pani i jej bladej wiórkowej koleżanki z ogorzałym, łysiejącym kolegą… Spotkanie nad morzem… Być może później i spotkanie na “fajfie”… Kto wie… Docierająca do mnie radość i uśmiechy pań bezcenne… A później może “małżeństwo z poznania”… W końcu to też część leczenia uzdrowiskowego…;)
Było mi błogo i bardzo dobrze. Konfitura czereśniowa była najlepszą z możliwych, bo nutka truskawek i wanilii maczała w jej smaku swe wonie i a bułeczki (o których w następnym wpisie), no…, dawno takich dobrych bułeczek nie jadłam. Właściwie to pomijając sobotę (bo te bułeczki piekłam dzień po dniu), to ostatnim pieczywem wyciągniętym z piekarnika, miesiąc i trzy tygodnie temu, była chałka.
Konfitura czereśniowa z sokiem truskawkowym i wanilią
700 g czereśni
1/2 szkl. soku z truskawek( odlanego z truskawek podczas gotowania konfitury truskawkowej w jej początkowej fazie)
2oo-300 g cukru
2-3 łyżki ekstraktu waniliowego
1. Czereśnie pestkuję. Jeśli nie masz pestkownicy, możesz użyć wsuwki do włosów. Chwytasz ją w prawą dłoń, w lewą czereśnię i wbijając okolicę po ogonku, wykonując ruch od siebie, miękko wyłuskujesz pestkę.
2. Czereśnie wkładam od razu do garnka , w którym będę gotować konfiturę. Dolewam sok truskawkowy i zagotowuję, zostawiam na płycie do ostygnięcia. Jeszcze ze trzy razy tego samego dnia tak samo zagotowuję. Następnego podobnie, aż ilość soku zredukuje się do 1/3. Wtedy zagotowuję jeszcze raz, dodaję ekstrakt waniliowy i wkładam do wyparzonych słoiczków. Pasteryzuję w piekarniku nagrzanym do 100°C przez 20 min.
Po tak cudnie rozpoczętym dniu wróciłam do domu i miałam jeszcze całe , długie przedpołudnie dla siebie. Wszak w poniedziałki zaczynam o 13.
Ten dzień wyglądał jak pierwszy dzień lata. Okna pootwierane były wszędzie i każdy marzył o urlopie. Pod wieczór jednak front zmienił się całkowicie. Nad miastem powiało grozą… Spotkały się dwie burze… Co to była za bitwa…! Chwilowy brak światła w mieście, ulewa, pioruny i błyskawice..! A wszystko to w podwójnym wydaniu. Rower musiałam zostawić w pracy. Do domu wróciłam taxówką. W drodze powrotnej zaczęło się jednak przejaśniać i słońce, które tak pięknie mnie obudziło,pomachało mi mocno pomarańczowym uśmiechem na dobranoc. Odwzajemniłam ten uśmiech. Wtedy niebo zaczęło się rozjaśniać tak mocno o tej porze jak nigdy dotąd - zrobiło się wyjątkowo jasno, przejrzyście i tak niewyobrażalnie widno, że aż… słów było brak aby to opisać, a pan taxówkarz o 21.15 życzył mi miłego dnia.
A tak naprawdę lato przyszło dzisiaj z zimnym wiatrem, kurtką przeciwdeszczową i 17 stopniami. Udanego lata I Wam , Moi Drodzy, i mi! Mimo wszystko.
Ewelinko, czyta się Ciebie z prawdziwą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńZdjęcia ogląda również:)
Chętnie bym zjadła takie śniadanie w Twoim towarzystwie, na plaży właśnie:)
Wspaniałe bułeczki z konfiturą czereśniową - śniadanie marzeń.
Dobrego dnia Kochana i całego lata :)
Uściski:*
Ps. Jak czytam to po prostu Cię widzę:)
Ewelinko, jakie piękne zdjęcia! nie mogę sie na nie napatrzeć. są przeurocze ;]
OdpowiedzUsuńZazdroszcze okrutnie takiego poranka nad morzem. Widoki piekne, konfitura smakowita, wszystko na swoim miejscu :)) U nas pogoda zmienna. Wczoraj byla burza a dzis od rana slonce. Az chce sie zyc :))
OdpowiedzUsuńUsciski.
Jejku Ewelinko jak pieknie napisane!! az sie rozmarzylam, i wrecz czulam ten poranny zachach powietrza, zapach morza i wieczorny zapach po burzy:-) Czysta poezja!! Sciskam Cie!
OdpowiedzUsuńSpektakl słoneczny Ci się należał po deszczach .
OdpowiedzUsuńPięknie kiedy słońce tak nas rozpieszcza.
Czereśniowy dżem to coś dla mnie.
Pyszności!
I chciałabym tak rozsiąść się z nim nad morzem i zostać tam na długo...
Słonecznego weekendu!
Wspaniale sie ciebie czyta, wiesz?
OdpowiedzUsuńCzytając Twój wpis przeniosłam się chociaż na chwilę z zakurzonej, pachnącej brudem Łodzi na nadmorskie plaże, poczułam słońce i na mojej twarzy :) Uwielbiam czytać te wpisy, są niesamowite.
OdpowiedzUsuńZazdroszcze wszystkiego: domu z ogrodem, bliskości morza, konfitury, bułeczek...Cudownie :)
Majanko - już lato, przyjeżdżaj, bułeczki upieczemy "w try miga", słoiczek konfitury jeszcze jest, poza tym jeszcze zrobię, więc pakuj się...:)
OdpowiedzUsuńKarmel-itko - gdyby nie to, że niezapobiegliwa fotografka zabrała nie tę baterię co trzeba( naładowana została w ładowarce, a ja wzięłam , która leżała obok...) to byłoby tych zdjęć więcej. Dziękuję za przemiłe słowa:)
majeczko - u nas to dziś też kurtka przeciwdeszczowa,kaptur na głowie i lekka mgła o 7. Czekam na Prawdziwe Lato:)
Syl - jak miło Cię widzieć! Dzięki za Twoją energię i ciepło:) Uściskami się cieszę i odwzajemniam!!!
Amber - jeden poranek, ale JAKI...! Tak właśnie pomyślałam, że czereśnie to dla Ciebie, bo ostatnio to Twoja bajka:). Słonecznego tak, tak... i dla Ciebie i dla mnie!
Maggie - teraz już wiem:):):)
Madzialena - ale w Łodzi też pewnie są miejsca Szczególne? Są tacy, którzy chcieliby tam mieszkać - słyszałam. Cieszę się jednak, że poczułaś słońce i mój poranek:) Dom z ogrodem jest niestety 100 km ode mnie, to jedna wielka rzecz, której żałuję, że nie jest na wyciągnięcie ręki, ale dziś tam znów jadę:). Dziękuję Ci za wszystkie miłe słowa i życzę Ci, Madzialenko, pięknego weekendu może gdzieś za miastem.
Piękna historia Ewelinko ;) Możliwość śniadania nad morzem musi być cudowną sprawą! Życzę więcej takich :) Ściskam, podobnie udanego weekendu!
OdpowiedzUsuńRowerowe zdjęcie jest obłędne. Kiełkuje mi w głowie pomysł na rowerowy wpis, bo dawno żadnego nie było i zgłoszę się do Ciebie z prośbą o zgodę na wykorzystanie tego cudeńka u siebie.
OdpowiedzUsuńJaki spokój na tym zdjęciu i jaka świeżość!
Z Ciebie taka wariatka jak i ze mnie :).
OdpowiedzUsuńFotki cudowne, ach, poczułam wiatr od morza, bo ja taka mixowata genetycznie jestem, Tata z Kaszub, mama z Miasta Ceramiki, korzenie wileńskie, a dusza z Izraela ;),
I się dziwię, że się tam mewy nie rzuciły na ten wymarzony piknik w słońcu :), a może to taka przynęta na jakiegoś piłkarza, wiesz, przez żołądek do serca.... :)
Buziaki i miłego weekendu ;)
Uwielbiam czytać Twojego bloga, zrelaksowałam się na samą myśl o czereśniowej konfiturze :)
OdpowiedzUsuńJakie piękne zdjęcia, w taką pogodę jak nasza to tylko oczy cieszyć takimi widokami i smakowitościami!
OdpowiedzUsuńNakarmiłaś mnie tym wpisem do syta :))
OdpowiedzUsuńiDEALNIE IDEALNE ROZPCZĘCIE DNIA! MORZE, BUŁECZKI, KONFITURA, ROWER....
OdpowiedzUsuńTe pyszności na plaży, ale się rozmarzyłam! Piękne, słoneczne zdjęcia. Spróbowałabym tej konfitury z wielką ochotą :).
OdpowiedzUsuńZjadłabym chętnie śniadanie nad wodą... przepiękne widoki...
OdpowiedzUsuńA konfitura wydaje się być przepyszna! Na pewno spróbuje zrobić!
Bogna
jak pieknie napisane .... ach zdjecia bajeczne:))))))
OdpowiedzUsuńEwelinko, potrafisz mnie wyrwać z piątkowego otępienia ;)Mam śliniotok i odczuwam autentyczną zazdrość o tak nieprzyzwoitą bliskość morza ;)
OdpowiedzUsuńŚciskam ciepło!
Takie letnie poranki nad morzem, jeszcze poza sezonem, to byl nigdys i moj ulubiony czas... Dzemu zrobic nie moge, bo ceny czeresni tutaj sa po prostu tak zawrotne, ze te garsc, ktora da sie kupic pochlona wnet dzieciaki... I dobrze :-) Moze masz wiekszy zapas? :-))) A alejke chyba poznaje, ciekawa jestem przeogromnie tego Twojego nowego miejsca na ziemi... Buziaki sloneczne!
OdpowiedzUsuńPs. Zrobilas z niego bulki? Superpomysl :-)
ja chce tam do Ciebie nad to morze :) moge nawet pchac rower wypełniony po brzegi słoikami z marmolada i bułkami :) ale ja chcę nad morze !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że moje czereśnie już w słoikach, może zrobię podejście do konfitury truskawkowej. Mam szansę znaleźć przepis na takową na Twoim blogu?:) Będę miała chwilkę to poszperam:)
OdpowiedzUsuńJak pięknie to napisałaś. Czuję, jakbym towarzyszyła Ci w poranku:-) Pewnie dlatego zniknęło tyle konfitury ze słoiczka;-)Zauważyłaś?
OdpowiedzUsuńU nas też całkiem deszczowo. Podobno całe ciepło uciekło na Południe, w góry. Może kiedyś powieje w naszą stronę? Jeśli do mnie dojdzie, to obiecuję dmuchać z całych sił, bo to już prosta droga do Ciebie;-)
Miłego piątku, a potem soboty i niedzieli, niech będzie... miłego całego lata!
Wspaniały post, zazdroszczę śniadania nad morzem, podoba mi się kubek termiczny do kawy. Tak mi błogo jak Cię czytam, idealnie przed weekendem przeczytałam i jutro zamierzam zjeść śniadanie na balkonie oo :)
OdpowiedzUsuńCudownie się czyta Ciebie...A to zdjęcie morza mnie po prostu rozczuliło zupełnie...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Wspaniale i bardzo smacznie zaczęłaś tydzień :)
OdpowiedzUsuńcudowne zdjęcia i to z nad morza:) pozdrawiam ciepło z Gdańska: zostaję :)
OdpowiedzUsuńEwelinko Ciebie się czyta jak najdoskonalszą książkę !!! a morze za kilka dni powitam osobiście :))) i poproszę o pogodę idealną - bo zasłużyłam :)))))) pozdrowionka cieplutkie przesyłam ..
OdpowiedzUsuńKochana czy to aby nie Kołobrzeg? Pytam bo widoki bardzo podobne, zwłaszcza na tę alejkę:) .... konfitury czereśniowej zazdraszczam ....u mnie wszystkie czereśnie przerabiam osobiście, zajadam, aż mi sie uszy trzęsą:) ..... ale żeby przezyc takie śniadanko nad morzem to nawet bym jeden durszlak poświeciła:) buziaki
OdpowiedzUsuńrzeczywiście jest coś w tym co napisała Majana jak czytam Twoje posty to czuję się tak jakbym była wszędzie razem z Tobą no i te fantastyczne zdjęcia:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńcudne zdjęcia.<3
OdpowiedzUsuńPiękny wpis mówiąc krótko! Śniadanie na plaży to jest coś!
OdpowiedzUsuńJeszcze sobie na nie poczekam, na razie musi mi wystarczyć balkon... bo u mnie jeszcze ciężko z wstawaniem ;)
Cudnie piszesz:)
OdpowiedzUsuńKonfiturkę kopiuję - wreszcie trafiłam na dobry przepis - uwielbiam czereśnie i chciałaby zachować ich smak na zimę
pozdrawiam
Marta
Po naszej stronie Baltyku lato tez w tym roku jest kaprysne, ale na szczescie nad morzem zawsze jest dobrze, niezaleznie od pogody :) Piekne zdjecia, a czeresnie UWIELBIAM!
OdpowiedzUsuńWow. Juz dodaje do ulubionych ;-) Moge czeresnie zastapic wisniami? usciski
OdpowiedzUsuńAch ten błękit!
OdpowiedzUsuńCzy Ty na pewno mieszkasz nad Bałtykiem??
Wspaniałe śniadanie!:)
Chętnie bym dołączyła.
Pozdrowienia!
takie sniadanko nad morzem to fajna sprawa:)
OdpowiedzUsuńagnieszko – dzięki Ci piękne. Teraz to jest tak, ze dzień ulewą się zaczyna, jak dzisiaj, albo burzą kończy, jak przedwczoraj... Serdeczności, Słodziaku Drogi!
OdpowiedzUsuńfuNi!ta – dziękuję ślicznie i cieszę się,z e mogę Cię gościć u siebie:). Rower nie mój, al zgłaszaj się:)
Jo – ja myślę, ze mamy coś ze sobą wspólnego, ostatnio latałam polu facelii, na skraju którego stały ule...:):), a pole brzęczało, oj jak brzęczało...:). Wiesz, że tez mam korzenie wileńskie..., ale korzenie przeniosły się i urodziły zachodnich pomorców;). Mewy to chyba rano po śmietnikach buszują...
Buziaki, moja Droga, Jo! Mam nadzieję, że dzisiejszy wypad rowerowy był udany?
magdaleno – no nawet nie wiesz jak mi miło, jak czytam te Twoje literki:). Dziękuję:)
Moniko – dziękuję Ci bardzo, teraz to ja cieszę oczy, bo dziś o 6 rano zbudził mnie ulewa..., później jako-tako, dwa dni ciepłe zakończone burzami... Katastrofa, mówię Ci...
Auroro – ale masz dobrze..., ja też teraz potrzebuję takiej strawy... dziś morze co prawda w spódniczce, ale obowiązkowy sweter...:(
Kucharzy Trzech – jak miło Was widzieć:). I-de-al-ne...:)
Evitaa – powiem Ci jak spróbować: kupujesz czereśnie, pestkujesz, do garnka i za jakiś czas... próbujesz;)
ZapraszaMY do stołu – z przyjemnością się do Was przysiądę:). Witaj Bogno, teraz to i ja bym zjadła, na pewno jeszcze to powtórzę:). Pozdrawiam Cię serdecznie!
blaubeere - jak miło napisane... - dziękuję:)
Anito(Anisiu) – jakiego otępienia, Słońce Drogie, toż Ty w pięknym ogródku przesiadujesz, a tam nic tylko oddawać się pracy, później kontemplacji i popijać cydr lub pyszną kawkę:). Pozdrawiam i czuję Twoje uściski!
anno – miałaś takie poranki? To wiesz co to było:). Od tego weekendu tylko o 6 będzie dobrze, no... siódma tez do przełknięcia:). Popatrzę jutro, albo we wtorek jeszcze za czereśniami, bo zrobiłam tylko 3 słoiczki, z których został... jeden. Albo poczekam na te późne z naszego drzewa.
Tak, tak bułki:), muszę napisać, tylko nie mam kiedy. Były już nawet trzy razy:). Teraz na pewno z orkiszową:)
Uściskuję Cie mocno, mocno i wiem, że przydałby się @ - cierpliwości..., proszę:)
Joasiu – to dawaj, po prostu dawaj i już - ugoszczę chlebem z konfiturą, może kawy dam...:):):)i razem pójdziemy nad morze:)
heidi – na blogu nie mam truskawkowej, ale truskawkową robię jak Ćwierczakiewiczowa: na 400g truskawek 800 g cukru ( ale ja zawsze daję trochę mniej), zalewam cukier wodą tak, aby go przykryła i zagotowuję. Później wrzucam truskawki (całe). Zagotowuję, zbierając szumowiny(łyżką), później na 5 min. odstawiam i znów gotuję. Czynność powtarzam jeszcze 2-3 razy. Odstawiam na drugi dzień. Zagotowuję i gorące wkładam do wyparzonych słoiczków. Do góry dnem i...voila!
OdpowiedzUsuńAniu – towarzyszyłaś, bo myślałam o Twoim morzu niedawnym:). U nas z tym ciepłem to maskarada jakaś, co trochę nam kości pogrzeje to zaraz burza... Uściski serdeczne, moja Aniu Droga!
Kobieto majsterkująca – kubek niestety nie jest tak termiczny ja bym chciała, ale daje radę (Starb... znaleziony na starociach bez śladu używania:)). Śniadanie na balkonie było? Mam nadzieję:)
Olu_83 – dzięki, Duszo Dobra:). Rozczuliło... Tamto tak, ale dzisiejsze...brrrr... nie chciałabys go oglądać... Pozdrowienia, Ola, serdeczne!
Kamilko – niestety później już tylko padało. Zdjęcia ratowały sytuację:)
HandPickedForYou – witam w mojej kuchni:). Twoja obecność cieszy mnie bardzo:). Idę zajrzeć do Ciebie:)
monique – eee tam.... w to już nie wierzę...
Pogoda u nas niestety nawet jak Ktoś Bardzo Zasłużył jest do bani, chociaż... jak to mówią Skandynawowie: nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania i... tego się trzymajcie buszując w okolicy piasku i wody, a jak będziecie blisko to zajrzyjcie do mnie:)
Jolu Szyndlarewicz – aby:) Jeden porządny durszlak to jeden większy słoiczek – warto, nie warto... Musisz wybrać sama:).
piegusku1976 – i to jest bardzo miłe:). I ja Cię mocno pozdrawiam!
Olciaku vel Olciku – merci beaucoup!
Karolino – balkon to bardzo dobra sprawa, nie wiem jak bym bez powietrza wytrzymała. Ciesz się swoim i celebruj chwile!
Meis Ideis – Marto, wiesz, że jak widzę ikonkę Twojej fotografii to czuje niesamowity spokój w Tobie? Dziękuję Ci za miłe słowa, które zostawiłaś:) Aromat truskawki w czereśni jest wspaniały:)
Agnieszko – chciałabym być po Twojej stronie Bałtyku... Na Bornholm mam tylko 2 godz., ale to nie to samo... Pięknie chwytasz te chwile, którymi zagląda do Was słońce:)
ucho od sledzia – cieszę się:):):)
Możesz zrobić wiśnie, tylko wtedy na 400g wiśni 800 g cukru, bo wiśnie kwaśne. Cukier zalej wodą tak, aby go przykryła (jakieś2 szkl.) Wody i zagotuj, na wrzący syrop wrzuć wiśnie, gotuj na wolnym ogniu i jak się zagotuje zdejmij na 5 min. Potrząśnij garnkiem, aby wszystkie wisienki pokryły się syropem. Później znów zagotuj i powtórz to tak ze 4 razy. W trakcie zbieraj szumowiny. Odstaw na drugi dzień, jeśli jest zbyt rzadkie zagotuj jeszcze raz tak samo jak dnia poprzedniego:). Gorące do wyparzonych słoiczków i do góry dnem!
Konwalie w kuchni – Magdaleno, na pewno:):):). To zadzwoń kiedy będziesz i zjemy je razem!
aga – przefajna:)
Przepiękne zdjęcia!!!!
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Ada-Daro - dziękuję za te miłe wykrzykniki, zajrzę na pewno:)
OdpowiedzUsuńOd godziny już tu siedze glodna i nieuczesana no to chyba wsiąkłam- dołączam zatem do licznych wielbicielek:)
OdpowiedzUsuńZiemolino - i to mnie cieszy, a jak jesteś nieuczesana i tu siedzisz, to znaczy, że jesteś u siebie:). Czuj się tu dobrze!
OdpowiedzUsuń