Wracając z pracy kupuję torebkę czereśni. Choć konfitura z nich jeszcze “nie ostygła” ja nie mam ich dość, bo przecież nawet te na straganach zaraz się skończą. Do tego kobiałkę truskawek, bo z nimi jeszcze bardziej krucho. Wieszam zakupy po obu stronach kierownicy i łapiąc równowagę “przekolebuję się” przez centrum oblężone przez turystów. Wreszcie docieram do księgarni wypchanej po brzegi (a mówią i piszą, że naród nie czyta…), gdzie kupuje kilka interesujących pozycji, a w drodze powrotnej zajeżdżam do maleńkiego sklepiku, w którym dużo dobrego mają. Wychodzę z pętkiem zwartej kaszaneczki i serem korycińskim z kminkiem. Wszystko zawinięte w papier, nie folię, co sprawia mi dużo przyjemności. Kiedyś zawsze było w papier… Stare, normalne czasy…
Już w domu kaszankę kroję na plastry, podsmażam ją do spieczenia i zjadam prosto z patelni. Na drugie, ser jedzony prosto z papieru. Jest obiad? Jest i to jaki smaczny:). No, wiadomo – co kto lubi. Ja czasem lubię właśnie tak.
Pogoda “kocykowa”, słońce, które wychynęło zza chmur w południe, już dawno odwróciło się do nas plecami, więc biorę moje czereśnie, układam się w pozycji horyzontalnej i sięgam po pierwszą z brzegu pozycję. Czytaliście?
A na kolację będą truskawki. Chociaż z tych “dobroci”” lata skorzystam.
Niedawno otrzymałam od Kochanej Marty tureckie orzeszki w miodzie i sos z granatów. Marta, dziękuję!Pyszny prezent:). Postanowiłam je wykorzystać prosto i smacznie. Truskawki umyłam, oczyściłam i pokroiłam. Włożyłam do blachy, zalałam niewielką ilością miodu z orzeszkami, sosem z granatów i kilkoma łyżeczkami ostu balsamicznego, posypałam brązowym cukrem. Piekarnik włączyłam na 180°C i piekłam 20 minut.
Równie dobrze można użyć samego miodu, albo brązowego cukru i octu balsamicznego.
Po upieczeniu, jeszcze ciepłe polewam kwaśna śmietaną. Dla mnie pycha…!
Wracam do lektury:). Dobrego wieczoru Mili moi!
Wizyta wspólnych znajomych i moje na tę okoliczność nieskładne kucharzenie sprawiły, że zaraz po ich wyjściu swoje kroki kieruję w miejsce gdzie zawsze mogę 'poczęstować się' super-pysznościami. Znów się nie zawiodłam... Pozdrawia daleki północny wschód i... może do zobaczenia.
OdpowiedzUsuńMoja Droga,
OdpowiedzUsuńpięknie i pysznie znowu być u Ciebie...
Czereśniowy zachwyt i mnie nie opuszcza.
Ubolewam,że to ostatnie akordy.
A kaszaneczka z patelni to i moja mała słabostka.
Książki podobne na mojej półce.
Wspaniale z kimś dzielić takie momenty.
Truskawkami to mnie zachwyciłaś i jutro,pojutrze je sobie upiekę.
Dobrej nocy Ci życzę.
Ewelinko, wspaniałe są owoce lata, szkoda,że tak prędko się kończą. Nigdy nie zdążę się nimi nasycić, wciąż mi mało i mało.
OdpowiedzUsuńA potem tyle muszę czekać na to by zjeść truskawkę czy czereśnie.
Te pieczone truskawki bardzo kuszące.
Mmm...
A ja jutro maliny będę miała i może morele.
Kaszankę z patelni z cebulką lubię, niezwykle rzadko jadamy ,ale lubimy.
Ściskam:*
Piszę się na wszystkie Twoje posiłki, deser niebiański, proste składniki i doskonałą tworzą całość! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie obiady, proste i smaczne. Tak samo tęsknię za starymi, normalnymi czasami, pakowaniem w papier, a nie jakieś foliowe paskudztwa, za mlekiem, które kwaśniało w naturalny sposób i bułkami bez ulepszaczy. Takie drobnostki, a jednak klimat był inny.
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie się to czyta:)
OdpowiedzUsuńte truskawki wyglądają tak pysznie!
OdpowiedzUsuńi cóż za niecodzienny sposób podania ;)
czy ten sok z butelki z granatów można zastąpić świeżo wyciśniętym z odrobiną cukru?
Same dobroci wozisz ze sobą. Kaszanka najlepsza dla mnie jest od mojego wujka, z własnej produkcji. Jem bardzo rzadko, raz na ruski rok, ale u niego zawsze :).
OdpowiedzUsuńTe pieczone truskawki są cudowne :).
o jak pysznie!
OdpowiedzUsuńech Kobieta jak sie tak napatrze na te Twoje zdjecia to natychmiast głodna sie robię :)
OdpowiedzUsuńSkąd masz truskawki o tej porze, u nas śladu już nie ma :(, przynajmniej się napatrzę u Ciebie :), zdjęcia apetyczne nieprzyzwoicie :)
OdpowiedzUsuńpozdrów morze ode mnie :)
Wyglądają obłędnie i wolę nawet nie myśleć jak wspaniale smakują...
OdpowiedzUsuńPodobałby mi się taki obiad. Trochę kaszanki prosto, trochę sera prosto z papieru. Świetny pomysł jak się ma w głowie letnie leniuchowanie a nie gotowanie :-) a i pieczone czereśnie z dobrami wszelakimi to propozycja w sam raz dla mnie. Może nie zaraz po kaszance, ale na deser z ogromną chęcią :-)
OdpowiedzUsuńJak ja tęsknię za polskimi truskawkami! Pięknie i bardzo miło tutaj u Ciebie :-) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJa w tym roku antyowocowa jestem - uwielbiam czereśnie i truskawki, ale to, co króluje w tym roku na straganach, niewiele ma z nimi wspólnego. Woda, woda i zero smaku. Pleśnieją po jednym dniu, bleee. Więc machnęłam ręką.
OdpowiedzUsuńWieki nie jadłam kaszanki! I tak jak nie cierpiałam w dzieciństwie, tak teraz z chęcią bym zjadła.
A gdy latem pada deszcz, biorę koc, gorącą herbatę i wychodzę na balkon. Siadam z książką i trochę czytam, a trochę patrzę na brzozy i słucham deszczu. Chłonę zapach mokrych liści.
Uwielbiam.
Pozdrawiam.
Swietny pomysl, Kochana. Wyglada znakomicie a kiedy pomysle sobie o tym aromacie... I ja wracam codziennie do "domu" z woreczkiem czeresni. I malinami,obowiazkowo :-) Buziaki serdeczne
OdpowiedzUsuńANna
Bardzo lubię sklepy,
OdpowiedzUsuńw których produkty zawijają w papier.
Truskawki z sosem z granatów też chyba polubię:)
Życzę uroczego weekendu
i mniej kocykowej pogody!
Być moze uda nam się tegoroczne wakacje spędzić w okolicach Kołobrzegu ...dlatego też z checią poznałąbym adres tego sklepiku z serem korycińskim:) ...bo na pewno odwiedzenia Kołobrzegu bym sobie wówczas nie odmówiła:) ... Cudowne te Twoje obiady ... i te zapiekane truskawki:) Miodzio dosłownie:) ...a co do czereśni to po raz pierwszy w zyciu przejadłam się nimi w tym roku:) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńNie ma jak czerwień owoców lata przyprawiona szczyptą zmysłowych słów...
OdpowiedzUsuńO rany pyszności az mi ślinka pociekła, tylko skad Ty truskawki wzięłaś o tej porze?
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że kaszanka jest passe! A jednak jeszcze się ją jada. Ja też czasem lubię, co doprowadza mojego męża do rozpaczy. Podsumowuje to tak: "szynki z tłuszczykiem, z żyłką czerwoną nie zje, a kaszankę chce smażyć".
OdpowiedzUsuńNo i jak już mam ochotę, to od wielkiego dzwonu, ale jak wtedy smakuje! Uwielbiam:-)
Ściskam!
Wow! Ależ to musi byc pyszne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
Anonimowy – Już wiem, że to Ty:). Fajnie, że wspólni znajomi wybrali się w tę podróż. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła gościć Cię w swoich progach:). Uściski mocne, Kochana!
OdpowiedzUsuńAmber – wiesz, że czereśni już nie ma na straganach, ale truskawki jeszcze są? Też masz taką słabostkę? Dobrze wiedzieć, że nie jestem sama:). U mnie znów będzie, a co! Upiekłaś truskawki?
Majanko – żal z każdym dniem…, ale każda pora roku mam swoje pyszności i uroki:). Uściskuję i ja:)
Kamilko – to dawaj do mnie! I ja pozdrawiam!
Beato – to były oczywiste drobnostki. To, co kiedyś było normalne i oczywiste, teraz jest eko… Żal, bo sami sobie to robimy. Taka gospodarka jaka rządzi krajem, to jest rozpacz jakaś… Wyhodować tanio i szybko, najlepiej podsypać czymś brzydkim, a później sprzedać sprzedać – w efekcie wywoływać choroby i słynny cellulit… i napędzać przemysł farmaceutyczny… Taki mój żal w skrócie…, ale czuję, że myślisz podobnie:)
wiosenko27 – dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie!
Justyno – pewnie, że można! To była tak a moja wariacja:). Smak będzie trochę inny, ale równie pyszny. U mnie na straganie wczoraj jeszcze były truskawki – nie w pudełeczkach, na wagę:)
Evitaa – uhm… wiem co dobre:). Jestem przekonana, ze kaszanka Wujowej produkcji smakowałaby i mi:)
Dusiu - :):):)
Joasiu – no, moja Droga, wyobraź sobie, że ja też:)
Jo – właśnie mówię, że wczoraj były jeszcze na wagę. U mojej mamy tez śladu nie ma, ale tutaj jeszcze są:). Skąd? Nie mam pojęcia… Nie zapytałam.
Pozdrowiłam! I jeszcze pozdrowię!
Zosiu - :):):)dziękuję!
Joasiua Skoraczyńska – cieszę się! Widzę, że podzielasz moje podejście do jedzenia:). Dziś u mnie będzie podobnie:), bo smak na to znów przyszedł:).
crummblle – może jeszcze gdzieś najdziesz, jak przyjedziesz, bo, jak już pisałam wyżej, u nas jeszcze są:)
Usagi – no cóż, z truskawkami tak jest, że albo się ma miejsce, gdzie są te najlepsze, albo się szuka i niekoniecznie znajduje te odpowiednie. Wyobraziłam sobie Ciebie na tym balkonie z kocem i książką… Jak sobie kupię mebelki, to też tak będę…:)
anno – jutro jeszcze poszukam czereśni, a maliny.. obowiązkowo! Na krzakach u mamy, ale to w poniedziałek:)
Konwalie w kuchni – podstawowa sprawa kiedyś, a teraz urok i poszukiwanie takich miejsc, szkoda, że zazwyczaj droższych, ale, co tu dużo gadać, jakość ma znaczenie, prawda?
Teraz też koniec tygodnia, więc życzę Ci pięknego!
Jolu Szyndlarewicz – sklepik za katedrą, jak schodzisz w dół do rzeki, po prawej stronie:) „Zagroda”. Dobrego urlopowego czasu! Ja się chyba nigdy nie objem za dużo czereśniami…
Pozdrawiam mocno!
Patrycjo – nie ma jak dostać taki miły komentarz, poetko Ty Droga:)
Ziemolino – jeśli dziś jeszcze przyjedziesz do nas, to z całą pewnością dostaniesz truskawki, bo wczoraj były na straganach:)
Aniu – jakie tam passe…, jak dobrze zrobiona to czemu nie:). Ale jeśli o mnie chodzi to ja też z tłuszczykiem w mięsku jestem na bakier, a kaszaneczka owszem, owszem:). Ściskam i pozdrawiam Cię mocno!
Osowiała Sowo – Moniko, jest, było i pewnie jeszcze będzie, może w przyszłym sezonie. Pozdrawiam i ja serdecznie!