Już przed 7 rano wyprzedziły mnie zgrabne gołe łydki młodego chłopaka wchodzącego truchtem w dzień. W pracy wszyscy oczekiwali upragnionego ciepłego weekendu, który zapowiadało lokalne, cicho grające radio. Po 15 na własnych piegach mogłam poczuć, że wiosna idzie… I na własne, zmrużone słońcem oczy zobaczyć, jak piątkowa temperatura odsłania młode szyje spragnione słońca. Widziałam odpięte powiewające płaszcze, mnóstwo uśmiechu i młodych par zmierzających w kierunku morza na pierwsze ciepłe spacery.
Wiosenne rytuały co roku takie same. Jednego dnia kilka stopni i zastanawiamy się co z ta wiosną, co to już za rogiem, a następnego jednym ruchem ściągamy szalik i odpinamy kurtkę. Dorośli z wielką dozą niepewności, młodzi odpowiednio z przejrzystym zdecydowaniem.
A u mnie zdecydowana panna cotta. Dla lubiących eksperymenty. Z ostatnimi ładnymi mandarynkami i z lawendą, która raczej kojarzy się z ogrodem (znów kupię kolejne krzaczki mamie na imieniny). I dobrze, bo już niebawem będziemy ją sadzić, a w czerwcu zakwitnie – co to będzie za widok…!W każdym razie z lawendą w kuchni oszczędnie, bo zdecydowany ma smak. W dużej ilości raczej jako napar do kąpieli, a tutaj tylko łyżka i… niech was ręka Boska broni dodawać więcej!, bo… wtedy lepiej wrzucić zawartość garnka do kąpieli, niż czekać aż zastygnie. Już ja wiem co mówię… Robiłam eksperymenty... Dodajcie niewielką ilość, a będziecie usatysfakcjonowani.
Lawendowa panna cotta z sosem mandarynkowym
4 duże porcje, albo 8 mniejszych
1/4 szklanki gorącej (ale nie wrzącej) wody
2 łyżki żelatyny w proszku( albo 3 płatki)
2 szklanki śmietany kremówki (30-36%)
1/4 szklanki miodu
1 łyżka lawendy
2 szklanki maślanki
Na sos:
1/2 szklanki białego wina, albo wody
10 mandarynek
2 łyżki miodu
1. Wlej wodę do niewielkiej miseczki i rozpuść w niej żelatynę.
2. Do większego garnka wlej śmietanę, miód i lawendę i mieszając, na średnim ogniu, doprowadź do wrzenia. Gdy krem jest gorący zdejmij z ognia i dolej żelatynę. Połącz wszytko dokładnie. Dodaj maślankę i połącz. Jeśli krem jest grudkowaty przetrzyj go przez sitko. Wlej do przygotowanych pojemniczków i odstaw do ostygnięcia. Kiedy będzie już zimne, wstaw do lodówki na 5-6 godzin.
3. Zrób sos: wodę i miód doprowadź do wrzenia na patelni. Dodaj cząstki mandarynek obranych (bez przezroczystej otoczki) i mieszaj na wolnym ogniu aż sos zgęstnieje. Jeśli stwierdzisz, że zbytnio zgęstniał dodaj trochę wina lub wody. Możesz ostudzić i podawać z zimnym kremem śmietankowym, albo na ciepło w osobnej miseczce.
Znika tak szybko, że nawet nie zdążysz się obejrzeć…:)
Patrząc w słoneczne, wyjątkowo niebieskie niebo i lekceważąc dzisiejszy MAŁO ŁASKAWY… północny wiatr, razem z Wami czekam na wiosnę i chęci do życia, których wraz z nią coraz więcej!
niesamowite zdjęcia:), u nas już prawie lato, od ponad tygodnia temperatury ponad 23 stopnie, a w tym tygodniu ma być ponad 26, Brakuje mi łagodnego stanu prejściowego przed latem..
OdpowiedzUsuńZdjęcia jak zwykle cudne! Choć nie ukrywam miałam nadzieję na zdjęcie zgrabnych łydek też :)
OdpowiedzUsuńTak apetyczne i przepiękne zdjęcia... coś wspaniałego;)
OdpowiedzUsuńJak tak jak na wiosnę, czekam na każdy kolejny Twój post. Wiosennych uścisków moc!
OdpowiedzUsuńŚliczne fotografię. Nie pomyślałabym o użyciu lawendy do deseru. Zapach musi być niesamowity :) W zeszłą sobotę wysiałam lawendę do doniczki, ale póki co się nie pokazała :(
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia, podoba mi sie ten winno-mandarynkowy sos. A wiosna jak co roku taka sama - i jak zawsze wspaniala!
OdpowiedzUsuńTylko skad wziac lawende o tej porze roku?
OdpowiedzUsuńMniaaaam ,łasuch ze mnie niesamowity, i zawsze Twoje sugestywne fotografie na mnie działają niezwykle mocno, ciekawe czy sprawdziłyby się w hipnozie :)?
OdpowiedzUsuńMy mieliśmy weekend gorący, majóweczkę sobie przy cmentarzu koni zrobiłyśmy ( no może miejsce nie każdemu z majówką się kojarzące, więc dodam, że tuż obok zamku :), ale jakbyś to Ty a nie ja pakowała piknik do wiklinowego koszyczka, to pewnie dziś jeszcze bym była tam, a nie w pracy :)
Wielka buźka na dobry początek tygodnia :)
pewno ze sklepu zielarskiego,
OdpowiedzUsuńmnie się sos również podoba,
a w panna cotta zamiast wody dałabym mleko, dla pełniejszego smaku.
Zdjecia rewelacyjne, u mnie dziś niebo pochmurne :)
pozdrawiam
No tak, weekend był zdecydowanie sympatyczny, deptak nadmorski zatłoczony. Zosia na hasło : "idziemy do domu" reagowała : "nie, nie, nie" machając przy tym stanowczo rączką :)
OdpowiedzUsuńLawendowa pana cotta brzmi interesująco...
piękne zdjęcia:)pyszny deser:)
OdpowiedzUsuńSam tytuł przyprawia o wariacje kubków smakowych, ale prezentacja i przepis rewelacja :)
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz a jeszcze u mnie w tle leci Dire Straits "Why worry" i kawka pod nosem w trakcie czytania....piękny klimat zrobiłaś, dziękuję:)
OdpowiedzUsuńWolę creme brulee od panna cotty, ale Twoja jest oryginalna i ładne miseczki masz.
Piekne zjecia! Zawsze chcialam wyprobowac lawendy w jakis slodkosciach ale w ostatecznosci za bardzo sie balam. Super ze podalas proporcje i przestrogi. Teraz juz wiem i wyprobuje:)
OdpowiedzUsuńKrysia
codziszjemnasniadanie.tumblr.com
zdjęcia są cudowne. przeniosły mnie w zupełnie inny wymiar, inną sferę uczuć.
OdpowiedzUsuńniesłychanie się zapowiada Twoja panna. pobudzająca zmysły - wyczulająca smak, uwrażliwiająca, uwydatniająca piękno. naprawdę, jestem pod wrażeniem.
Ewelino,jakie kuszenie u Ciebie...
OdpowiedzUsuńPyszna panna!
Wspaniałe smaki i zdjęcia takie sugestywne,że chciałabym od razu sięgnąć po słoiczek przez ekran.
Wiosennego dnia!
rany, ten przepis brzmi po prostu obłędnie :)
OdpowiedzUsuńojej ale te słoiczki są śliczne , zawartość tez
OdpowiedzUsuńEwelinko mówisz, że będziesz sadzić lawendę? A kłopotliwa ona? Bo może i ja bym namówiła teściową na odrobinę chociaż. A deser? Czy mogę się przyznać, że panny jeszcze nie robiłam, a i chyba nawet nie jadłam. Wydaje mi się, że byłabym wniebowzięta.
OdpowiedzUsuńA mnie jest przykro, bo sklep do którego wygrałam bon na zakupy ma mnie w nosie. Nie wie o co chodzi i nie przysyła mojego zamówienia.
OdpowiedzUsuńJuż pal licho te zakupy, ale tak się nie robi.
Pozdrawiam
uwielbiam tak pięknie podane desery :-)
OdpowiedzUsuńO tak! Z lawendą lepiej nie przesadzać. Jeszcze nie robiłam panny z maślanką, chętnie wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńGdzie, jak i kiedy sadzi się lawendę?
Aha! I jeszcze jedno ;) Jestem uzależniona od mini słoiczków, a Twoje aż do mnie mówią "Pragniesz nas!".
OdpowiedzUsuńCudne! Ja mam odłożony przepis na sernik jaglany z jagodami i lawendą, ale rozbiło się właśnie o lawendę, której nie znalazłam nigdzie (ani w sklepach bio czy dobrych delikatesach). Chyba przyjdzie mi ją samej wyhodowac ;) :)
OdpowiedzUsuńPS. Gdzie kupiłaś słoiczki? Są rewelacyjne :)
cudowne zdjecia! a smak zapowiada sie wspaniale:)
OdpowiedzUsuńco do wiosennego zdejmowania okryć to jednym zdecydowanym ruchem odrzuciłam zimową kurtkę. od razu przerzuciłam się na wiosenny żakiet... i dobrze mi z tym!
OdpowiedzUsuńco do lawendy, też eksperymentowałam, więc doskonale Cię rozumiem z tym przestrzeganiem. ten mydlany posmak, nie zapomnę go do końca życia :)
panna cotta piękna!
Ja podziwiam deser i talerzyk z niebieskim brzegiem, a mój syn rewelacyjny gimnastyczny zegar!
OdpowiedzUsuńZdjęcia magiczne! Zapachniało ciepełkiem wiosennym ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Cudowne zdjęcia Kochana Ewelinko! Nie mogę się napatrzeć.
OdpowiedzUsuńTaka panna cotta pachnąca lawendą to musi być coś po prostu wspaniałego. Zachwycasz.
Uściski:*
Ewelinko jak tu pięknie u Ciebie!!!! jakie masz śliczne słoiczki-kokilki, zazdroszczę ich:)) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCos pieknego!!!!
OdpowiedzUsuńEwelinko, mam pytanie co do lawendy ... wlasnie kupilam nasionka, i bede ja sadzic w ogrodku...czy taka lawenda rowniez sie nadaje do pieczenia??? Nigdy jeszcze nic nie robilam z lawenda... ciekawy pomysl!!! Pozdrawiam cieplutko - juz calkiem wiosennie!!!
Jestem po prostu zachwycona! Przepiekny deser i przepiekne zdjecia. Robilam kiedys lawendowo-pomaranczowy creme brulee i byl boski. Twoja panna cotta na pewno smakuje doskonale :)
OdpowiedzUsuńUsciski.
Lawenda, brzmi interesująco, jeszcze nigdy nie próbowałam :) Zdjęcia cudne i oczywiście jak zwykle zauroczyły mnie Twoje talerzyki i słoiczki.
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam Twoje zdjęcia- wystarczy , że nasycę oczy i mogę iść w świat bez śniadania i z uśmiechem na buzi;)
OdpowiedzUsuńMmmm. Boska!
OdpowiedzUsuńfantastyczny widok :) super deser
OdpowiedzUsuńależ aromatycznie :)
OdpowiedzUsuńEwelinko cudowny przepis i wspaniałe zdjęcia. Subtelne, delikatne, wyważone...
OdpowiedzUsuńJejku nie mogę oderwać oczu!
:*
Ewelino Droga,
OdpowiedzUsuńwiesz, mam taka zabawe. Patrze na zdjecia na Durszlaku i potrafie na podstawie miniatury stwierdzic, ktore zrobilas Ty. Wazsze sie udaje i dobrze trafiam. Te zdjecia sa charakterystyczne i wyjatkowe. Cuda. A panna cotta cud malina. Sprobuje, gdy tylko skoncza sie swiateczne zawirowania...Serdecznosci i buziaki
Anna
Ewelinko wspaniałe rzeczy nam serwujesz, smaki, obrazy, wyobraźnia przy takich wpisach rusz do ataku...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Hmm..rozmarzyłam się, szkoda, że to nie weekend - przygotowałabym takie kulinarne cudo i delektowała się nim w zaciszu domowego azylu:)Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńRozmarzylam sie patrzac na Twoje przepiekne zdjecia:) I wszystko jedno czy zima czy wiosna, jesli bym tylko miala w zasiegu reki taki sloiczek z jego zawartoscia;)
OdpowiedzUsuńJuz same zdjecia chcialoby sie zjesc; sa piekne! U nas tez zrobilo sie juz bardzo wiosennie i zabralam sie z tej okazji za porzadki przedswiateczne. A na obiad bedzie dzis wiosenna quiche z pomidorami i cukinia.
OdpowiedzUsuńMilego dnia! :)
cudne foty!
OdpowiedzUsuńnajadłam się samym patrzeniem :)
przepiękne zdjęcia!! rozpływam się, widząc taki deser w ślicznych słoiczkach :)
OdpowiedzUsuńasiuP – dziś chciałam założyć cieńszą kurtkę, niestety mocno wiało, ale słonko było obiecujące. Zazdroszczę Wam tego lata wiosną:)
OdpowiedzUsuńAnonimow - dziękuję Ci, Droga Kobietko, rozumiem? Musiałabym zawsze mieć aparat pod ręką:), ale nie miałam tym razem, zresztą łydki biegły tak szybko, że pewnie bym nie zdążyła.
mojeprzetwory – dziękuję ślicznie, taka tam mieszanina w wolnym czasie;)
Kamilko – taka radość mi sprawiasz jednym zdaniem, że… nie wiem co! Uściski przyjmuję z radością i jeszcze mocniejsze odwzajemniam!
Jagodo – widziałam już ziarenka lawendy w ciasteczkach, próbowałam zrobić lawendowy napój( po części lawendowy), robiłam nektarynkową konfiturę z lawendowym aromatem( w podobny sposób jak tutaj), więc czemu nie do śmietanki? Z tą lawendą w doniczce, to powinnaś odnieść sukces, bo lawendę zazwyczaj wysiewa się w szklarni, a w domu też ciepło, więc życzę powodzenia. Ja zazwyczaj kupuje w końcu marca, na pocz. kwietnia gotowe roślinki. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Maggie – sos, Maggie Droga, pyszny:). Mam wrażenie, że bez sosu ta panna nie byłaby taka dobra. Wiosna co roku wspaniała, masz racje!
Klaro – może jak napiszesz do mnie na meila zacisznakuchnia@gmail.com, to prześlę Ci ziarenka. Chcesz?
Jo – nie chce mi się wierzyć, że Ty łasuch jesteś:), skoro chcesz w hipnozie pannę cottę zjadać. Zjeść i nie zjeść, a być sytym – też bym chciała:). A Twój zamek znam i lubię:). Pikniki też lubię. Chyba wszystko ma swój czas – jest czas pikników i czas chodzenia do pracy, choć ta, muszę przyznać, często przeszkadza mi w tak wielu sprawach… Serdeczności moc, moja Droga, dla Ciebie!
muffinko – moja lawenda z balkonu, z zeszłego roku:). Daj mleko, pewnie:), też będzie dobrze:). Przesyłam Ci moje słońce i niebieskie niebo, bo choć wiatr, to przez okno wszystko wygląda wyśmienicie:)
Gosha – a mnie nie było tutaj, ale pacjenci donieśli jak było:). Zosi się nie dziwię, też bym nie chciała do domu, skoro było tak cudownie:)
Ale babka i robi to co lubi – dziękuję i serdecznie Cię pozdrawiam!
kuchennefascynacje – dziękuję, ja jak patrzę na Twój nick to zachwycam się tymi dwoma słowami:). Super pomysł!
Kobieto majsterkująca – klimat, moja Droga, to sobie sama stworzyłaś:). Kto włączył muzyczkę, kto zaparzył kawkę…??? No przecież nie ja:). A ja sama nie wiem co wolę…, ale ta panna smakowała mi nieprzyzwoicie:). Te słoiczki po jakimś deseru kupionym w Deutschland:).
niebawem dalsze odpowiedzi:)
Krysiu – dziękuję, ja tez próbowałam i powiem Ci, że cienka granica między smakiem a niesmakiem w tym przypadku… Tak naprawdę lawenda jest kaprysem w tym przypadku, ale mi ten jej aromat i smak też przecież dodaje… tajemniczości i zastanowienia: „z czym to?” Pozdrawiam Cię Krysiu!
OdpowiedzUsuńKarmel-itko – jak Ty tu ładnie i delikatnie napisałaś:), ale to tylko zastygnięta śmietanka:) A, że pobudza zmysły to… to prawda:):):)
Amber – kuszenie mówisz, Amber? Powiem Ci, ze dla mnie to było kuszenie, kiedy słoiczki siedziały w lodówce, a ja już jeden miałam za sobą:). Sięgaj, sięgaj!
magdo barcik – sam przepis obłędnie? Maślanki tylko dodałam:) Ale cieszę się, zę Ci się podoba:)
Margot – słoiczki po deseru:), zawartość dawno zniknęła… Serdeczności, Margot!
kabamaigo – lawenda nie jest kłopotliwa. Nawet lubi taką biedną ziemię, raczej ciepły klimat i lubi rosnąć gdzieś w osłoniętym miejscu i jeszcze żwirek lubi na wierzchu. Namów teściową, albo kup jej kilka krzaczków – one się później rozrosną. Zresztą sobie, jeśli masz balkon, możesz kupić w donicy – będzie pięknie wyglądać:). Najpierw może zrób taką zwykłą pannę waniliową, a później eksperymentuj:)
POLALO - wszystko Ci napisałam w @ i powiem, że nie rozumiem… Będę dalej do tej Pani pisać, bo dziwny ten ich kontakt z klientem. Chciałabym Cię szczerze przeprosić…
Marto – bardzo dziękuję:)
Pralinko – widzę, ze coś wiesz o tym:). Ja zazwyczaj kupowałam w kwietniu, albo na dzień matki:). Starałam się taką mniej rozkwitniętą. Później do ziemi bez żadnych wielkich nawozów. W miejsce osłonięte, mało wietrzne, tam, gdzie ciepło. Reszta w koment. u kabamaigi. Słoiczki po deserach, ale to już Ci pisałam na fb:)
przyjdzie czas na ciąg dalszy..:)
przepiękne, eleganckie fotografie, jak zwykle!
OdpowiedzUsuńżycie & podróże
gotowanie
Nie wiem co lepsze - słoiczki, czy deser :))
OdpowiedzUsuńZ taką panną to i w zawieruchę nie ma na co narzekać.
Panna wyglada przepyszne.Jeszcze nigdy nie jadłam.Zachwycil mnie talerzyk na ostatnim zdjęciu.Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńIza
o mamusiu, co za zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPadłam, no!
Pomóż mi teraz się podnieść ;)
Olu - przepięknie dziękuję:)
OdpowiedzUsuńonionchoco - a zawierucha znowu szaleje... Słoiczki zostają, a deser się... ulotnił;)
Mammamisiu - dziękuję:). Spróbuj kiedyś:). Na pewno zasmakujesz:). Serdeczności Izo!
Russkaya - żyjesz...? Mam nadzieję, że wszystko dobrze? Uściski przesyłam!