niedziela, 21 grudnia 2014
Keks mojej mamy- "keks 250, 250, 250"
Dobre wspomnienia ma każdy z nas. Na myśl o nich mimowolnie uśmiechamy się, a na sercu robi się przyjemniej i jakby cieplej. Czasem mówimy o nich szeptem, czasem się ich wstydzimy, a czasem z radością opowiadamy o nich jak tylko nadarzy się okazja. Ważne, aby zbyt często się nie powtarzać… Mam nadzieję, że się nie powtarzam, ale gdyby…, przywołajcie mnie do porządku, proszę.
W moim domu choinkę ubieraliśmy w samą Wigilię, albo dzień przed. Nie był żadnego dodatkowego przystrajania domu, bo nie znaliśmy tej tradycji. Była figurka Dziada Mroza od rosyjskich sąsiadów i Świętego Mikołaja taka większa, piękna i jeszcze trochę orzechów w miseczce na stole. A na świąteczny stół najpierw mama (później my) robiła mały stroik w kryształowej miseczce koniecznie ze świecą. Ot, i tyle. Zamęt z lampkami był jak w każdym domu, wiadomo… Właśnie wtedy okazywało się, że te ruskie lampki (przezroczyste z cienkim, kolorowym środkiem) nie świecą… Nie było wtedy możliwości “podskoczyć” do sklepu po nowe, więc tata skrupulatnie sprawdzał każdą i zmieniał brakujące ogniwo. Trwało to w nieskończoność, ale jak wszystkie “zaskoczyły” to była radość. Na choince wieszaliśmy, jak wszyscy, łańcuchy i koszyczki, albo gwiazdki-wycinanki zrobione w szkole, do tego kolorowe bombki i misterne zabawki (najbardziej lubiłem białe smukłe łabędzie). Zabawki lubiłam najbardziej, a bombki tylko te duże, bo można się było w nich przeglądać i stroić miny.
Z dzisiejszego punktu widzenia było nudno, nie działo się nic, a człowie-cze-k miał wrażenie, że jest dobrze i właśnie tak ma być.
Przez cały Adwent nie można było słuchać głośno muzyki (tej z radia, albo z magnetofonu szpulowego, ale to już tata obsługiwał), a kolędy można było śpiewać dopiero w Wigilię. Jej…, jak na to śpiewanie się czekało. Nie pamiętam czy spodziewałam się prezentów. Pamiętam tylko, że kiedyś z siostrą obie dostałyśmy telefony na kółkach z prawdziwą słuchawką taką, jak u babci w Wałczu. Jak to była radość…! Siedziałyśmy pod stołem i rozmowom nie było końca… A wyjście na Pasterkę było jak magia jakaś… Opatulony człowieczek jechał sobie w sankach ciągnięty przez starszyznę i dobrze mu było jak nie wiem co…! Śnieg skrzypiał, dorośli się śmiali, a na granatowym niebie migotały gwiazd tysiące... Sanki parkowały przy kościelnej bramie. A później, w kościele najpierw gromkie Bóg się rodzi wyśpiewywane głośnymi męskimi głosami, a następnie to rozświetlające się niebo nad stajenką… Takie piękne i takie zagadkowe. Zastanawiałam się jak te białe gwiazdy pojawiły się na takim całkiem granatowym niebie…??? Można się było zapatrzyć, zadziwić i w tym pięknie pozostawać przez całą mszę. Nawet Murzynek, dziękujący dyndającą głową, za pieniążka nie robił na mnie takiego wrażenia jak to niebo. Do dziś pozostaję w zachwycie, choć domyślam się, że to musiało być grube podwójne płótno, albo karton, a w środku ukryte najprostsze białe lampki. Świadomość nie zabiła zachwytu, często wręcz potęguje moją tęsknotę za prostotą i zwyczajnością. Czar.
✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*
✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*✫*
Takim samym czarem jest keks. Niby babka piaskowa, a jednak nie babka. Keks zawsze był dla mnie najlepszym świątecznym ciastem. Zawsze przyciągał jak magnes. Mnie przyciągał aż tak, że podczas studiów był najczęściej pieczonym przeze mnie ciastem (łatwy do zapamiętani, bo zamienna jego nazwa to "keks 250, 250, 250" - odpowiednio dla masła, cukru i mąki; reszta składników łatwizna:)). Niezależnie od pory roku. I podróżował ze mną do różnych fajnych ludzi, bo łatwy do przewożenia, a w zawinięciu tylko zyskiwał. Właśnie wtedy przestawał być tą piaskową babką z bakaliami. Zatem jeśli tylko zdecydujecie się go upiec nie przerażajcie się jego kruchością. Po ostudzeniu, zawińcie go w papier i włóżcie w foliową torebkę dobrze ja zamykając. Już na drugi dzień keks będzie wilgotniejszy. Kolejny dzień może dodać mu jeszcze więcej pożądanej i potrzebnej w keksie wilgoci.
Keks mojej mamy
250g masła
250g cukru pudru
5 jajek
1 łyżka spirytusu (lub innego bezsmakowego alkoholu; alkohol spulchnia ciasto, ale podczas pieczenia traci swoje “procenty”))
250g mąki
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
rodzynki, morele, śliwki… (u mnie 3/4 szklanki rodzynek, kilka wędzonych śliwek i szklanka moreli)
1. Bakalie pokrój na mniejsze kawałki. Rodzynki (i pozostałe bakalie, jeśli są twarde) zalej gorącą woda, aby zmiękły. Później rodzynki odcedź, a wszystkie bakalie włóż do miski i wymieszaj z łyżką mąki tak, aby je otoczyła, wówczas bakalie nie opadną na spód.
2. Nagrzej piekarnik do 160°C.
3. Utrzyj masło z cukrem najlepiej w makutrze “na pianę” ~ 15 min. Żółtka dodawaj po jednym mieszając je z ciastem, na końcu dodaj alkohol. Teraz dodaj przesianą mąkę i proszek do pieczenia – wymieszaj dokładnie i dodaj bakalie. Piecz najpierw przez 10 min w 160°C, a później 35-40 min. w 180°C.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Nigdy nie robiłam jeszcze keksa, więc chyba czas nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńA wpis na początku bardzo piękny, nawet trochę się wzruszyłam :)
Pozdrawiam
Angel, to łatwe i pyszne ciasto - przyjemności pieczenia!
UsuńWzruszenia to dobra rzecz :)
U nas zawsze mokry (pewnie przez ilość bakalii i nieco inny przepis ;)
OdpowiedzUsuńRodzinnych, ciepłych i spokojnych Świąt, Ewelinko ;)
U nas też był mokry jak dodawałam do niego margarynę, wraz z masłem zaczął potrzebować czasu w folii :)
Usuń:*
U nas robi sie prawie takie same ciasto. To znaczy nie znam skladnikow (musze mame poprosic o recepis), ale wyglad jest podobny :) Na sam koniec jeszcze gotowy wypiek smaruje sie czekolada :)
OdpowiedzUsuńMilych dni! Jola
O tak, u nas mam też czasem smarowała, ale ja wole bez :)
UsuńPrzepraszam, jeszcze mam pytanie :) :) Jak dlugo piecze sie ciasto? A jaka make uzylas? Dziekuje :) :)
OdpowiedzUsuń10 min. + 35-40 min. Mąką 400.
Usuń:)
Wspaniale,że mamy takie wspomnienia...
OdpowiedzUsuńA serwetki z papieru też wycinaliśmy.
Teraz wycinają je w naszej rodzinie kolejni mali entuzjaści.
Keks mamy w naszej rodzinnej tradycji podobny i to nasze klasyczne świąteczne ciasto.
Dobrych świąt Ewelino!
Amber, bo ten keks to najlepszy w czasie Bożego Narodzenia właśnie i tak polska tradycja :) Dobrze, że jest :)
UsuńDziękuję za życzenia! Dobrego roku, Amber!
Ja smak keksa polubiłam dopiero niedawno, i bardzo żałuję, że tak późno. Teraz już zawsze na świątecznym stole :)
OdpowiedzUsuńSerdeczne życzenia radosnych Świąt
w cieple rodziny, pięknie pachnącej choinki,
zdrowia i energii na co dzień oraz uśmiechu
i życzliwości na każdy dzień Nowego Roku.
Nie ma co żałować:). Smakuj z umiarem i ciesz się, że jest :). Dziękuję za życzenia! Dobrego roku, Kamila!
UsuńEwelinka, to podobne mamy te wspomnienia, u nas też choinka ubierana w wigilię była jedyną dekoracją, no i ta droga na pasterkę w śniegu (w śniegu! no :-)) A na pasterce zawsze na początku ciemno zupełnie i na Wśród nocnej ciszy się światła powoli zapalały, a potem ten Bóg się rodzi, z orkiestrą dętą, ach :-) I czekanie na pierwszą gwiazdkę jeszcze a po kolacji a przed ciastem dzieci sio do drugiego pokoju wyglądać przez okno Mikołaja, taa.. zawsze przychodził z drugiej strony :D
OdpowiedzUsuńŚciskam i pięknych, dobrych Świąt Ewelinka :-)
Monika, chciałabym na chwile jak w "Godzinie pąsowej róży" wrócić do tamtych świat... :). U nas bez orkiestry, ale Wasza to musiało być COŚ...! Ty wiesz, że jak piszesz, to ja jestem z Tobą ? I czuję i słyszę :)
UsuńPięknego roku, Mała!
U mnie też będzie keks na świątecznym stole :-) Serdeczności życzę na Święta i na Nowy Rok :-)
OdpowiedzUsuń:) i to są święta :)
UsuńDobrego roku, Fraszko!
Wiesz co Kochana, uwielbiam Cie za to wszystko co napisałaś ... o ruskich lampkach, Pasterce o wszystkim .... bo przywołałas jedne z moich najpiękniejszych wspomnień. To prawda nie stroiliśmy kiedyś domów, niekiedy nie było prezentów, ale te Święta mialy w sobie czar, którego niekiedy teraz brakuje .... ten czar, którego jednak mam nadzieję będe jutro udziałem:).
OdpowiedzUsuńPisz tak cały czas, nie zmieniaj się, powtarzaj ile chcesz ....
Jola, ty mnie wzruszasz...:) Dziękuję :). A pisze jak serce coś ruszy i cieszy mnie,z e czujesz podobnie! Wiem,z e Twoje dzieci będą miały podobne wspomnienia, choć bez ruskich lampek ;)
UsuńWitam.Jaka szkoda że dopiero teraz tutaj trafiłam.Ale za to będę mieć więcej do czytania.Blog pisany ładną polszczyzną i w moim odczuciu pisany z sercem.Pozdrawiam,Mirka.
OdpowiedzUsuńMirko, ni żałuj, tylko się ciesz i witaj w moich skromnych progach :). Staram się, ale jak wychodzi, oceniają moi Czytelnicy:). Dziękuję i cieszę się, że Ci się podoba :)
Usuńsame zoltka bez bialek tak?
OdpowiedzUsuńTak żółtka, a później ubite białka :)
Usuń