niedziela, 19 lutego 2012
Drożdżowe mojej Mamy na niedzielę
W każdą sobotę wieczorem, długo po kolacji, kiedy już wszystkie naczynia zostały pomyte, a “pielgrzymki do lodówki” ustały, kiedy ktoś jeszcze oglądał telewizję, ktoś czytał przy nocnej lampce, a ktoś inny, jako ostatni miał całą łazienkę dla siebie (dodajmy, że by to czas, kiedy nie płaciło się za ilość zużytej wody…) trzeba było jeszcze umyć podłogę w kuchni i przedpokoju, aby na niedzielę wyglądała jak trzeba. Zazwyczaj robiła to mama, albo ja (starszeństwo zobowiązuje). I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie trzeba było doglądać ciasta. Aktywne oczekiwanie…, namiętność powtarzalna, ale jakby zupełnie nowa.
Najpierw jednak krzesła trzeba było postawić na stole, dokładnie zamieść całą podłogę, czasem nawet zahaczyć o przedpokój (częściej niż czasem, wiadomo…, sześć osób w domu sporo potrafi…), później miska z gorącą wodą, płyn, którego wlewałam więcej niż mama… i szmata. Od czasu do czasu rzucić okiem na zawartość piekarnika. Później skupić się na wszystkich zakamarkach, rowkach i miejscach przy szafkach. Czasem trafiła się jakaś niewidoczna paskuda, którą trzeba było nożem zeskrobać. Dokładność sprawiała mi przyjemność. Od czasu do czasu spoglądałam na piekarnik i na podłogę przede mną, która ściemniona wieczornym światłem błyszczała jak polakierowana. Później jeszcze “przejechać’ przedpokój manewrując tak, aby nie stanąć tam, gdzie już umyte. I jeszcze pilnować, aby komuś przypadkiem…, właśnie w tym czasie, nie zachciało się herbaty.
Aromat ciasta był tuż za przedpokojem… Teraz tylko zdjąć kapcie, aby śladów nie narobić, bo choć podłoga tak na pół podeschnięta. W skarpetkach, z grubo złożoną ściereczką w ręce otwierałam piekarnik. Buchało na mnie ciepło, a zaraz po nim odurzająca zmysłowość zapachu… Trzeba wyjąć ostrożnie, o tak…, aby tylko się nie poparzyć.
I wtedy właśnie jeszcze ktoś zjawiał się w kuchni. Zazwyczaj mama. Bo ona zawsze musi spróbować świeżo upieczonego ciasta. A miało chrupiącą skorupkę i twardą pyszną kruszonkę. Tam, gdzie się zapadła, smakowała jak marcepan. Odkrajałyśmy wtedy tylko brzeżek, tylko kawałeczek, aby spróbować i usnąć ze świadomością, że znów wszystko się udało.
Bo ciasto na niedzielę było zawsze. Nie muszę się zastanawiać, aby odpowiedzieć, że drożdżowe lubiłam i lubię najbardziej. I zawsze najbardziej lubiłam z porzeczkami. Z czarnymi też. A no i z agrestem, no, przecież. Dlatego od czasu do czasu, zazwyczaj w sobotę wieczorem, piekę drożdżowe i myjąc podłogi podglądam jak rośnie.
Ciasto drożdżowe z porzeczkami (przepis mojej Mamy)
rozczyn:
60g drożdży
łyżka cukru
2 łyżki mąki
3-4 łyżki ciepłego mleka
Ciasto:
3 szkl. mąki
3 jajka (jeśli bardzo małe to 4)
pół szkl.cukru
pół szkl. ciepłego mleka
szczypta soli
cukier waniliowy (opcjonalnie)
mniej jak pół szklanki oleju
kubek – półtora kubka porzeczek świeżych lub mrożonych
kruszonka:
mniej niż pół kostki masła(70-80g)
odpowiednio tyle samo cukru i mąki
1. Zrób rozczyn: pokrusz drożdże, dodaj cukier, mąkę i mleko. Odstaw na 10-15 min. do wyrośnięcia.
2. Wsyp pozostałe składniki do miski i wyrób ręką, bądź drewniana łyżką tak, aby wszystkie składniki dokładnie połączyć. Odstaw na 1 godz. do wyrośnięcia. Po tym czasie zamieszaj ciasto i odstaw jeszcze raz na 1 godzinę. Następnie wylej na blaszkę, posyp porzeczkami, albo innymi owocami (może być nawet dżem lub konfitura:)) i odstaw na jakieś 30-40 min.
4. Przygotuj kruszonkę: w małe miseczce palcami utrzyj masło z cukrem i mąką, odstaw.
3. Piekarnik nagrzej do 180°C. Posyp ciasto wcześniej przygotowaną kruszonka - więcej kładź na brzegach, mniej na środku, bo kruszonka zapadnie się. Wstaw ciasto i piecz 30-40 min. Jeśli zbyt szybko ciemnieje przykryj je papierem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam!Smakowite to ciasto, tak sobie czytam i wspomnienia same cisną się do głowy.Dziękuję!!!
OdpowiedzUsuńTakim drożdżowym to nikt nie pogardzi
OdpowiedzUsuńZ porzeczkami (moimi ulubionymi) wygląda tak smakowicie! Pyszne ciasto:)
OdpowiedzUsuńaaaa, drożdżówka z porzeczkami ?To ja chcę do ciebie !
OdpowiedzUsuńwygląda bardzo bardzo apetycznie :)
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś. W wyobrażni widziałam te schnące podłogi i poświatę unoszącą się z piekarnika. Wiesz, to jest jakaś metoda na polubienie mycia podłóg. Muszę ją przetestować. Ciasto urzeka. Domowymi wspomnieniami, maminym przepisem i ciepłem domu. Pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuńU mnie dziś też drożdżowe, bardzo podobne, ale bez porzeczek. Koniec zapasów(mrożonek) nastał już w styczniu ;-) Może jeszcze dziś uda mi się wstawić zdjęcia. Uścisków moc :*
OdpowiedzUsuńPiękne wspomnienia. U mnie było podobnie. Też mycie podłóg szmatą. Nawiniętą na miotłę, tak jak do tej pory widzę to u woźnej w szkole gdy myje szatnie i korytarz.
OdpowiedzUsuńU nas krzesła szły na czas mycia ( i schnięcia) podłogi do przedpokoju. I ciasto sie piekło - najczęsciej jabłecznik:)
To drożdżowe Twojej Mamy wygląda wspaniale! nawet w Gdyni czuć jego zapach:)
Serdeczności!
Aneto - witaj, witaj! Ty chyba pierwszy raz u mnie? Zatem tym bardziej witaj:) Chyba każdy ma podobne te wspomnienia... Czasem tak niewiele potrzeba aby skrzyneczka z nimi otworzyła swoje wieczko... To ja dziękuję, że chciałaś napisać:)
OdpowiedzUsuńkulinarne-smaki - i o to chodziło:). Dziękuję:)
Tyno - dziękuję! Najpyszniejsze:)
margot - to dawaj, bo wciąż jeszcze jest! Chyba nie masz daleko?
kuchenny bałagan - witaj i rozgość się:). Dziękuję:)
lo - wtedy najlepiej się kończy sprzątać. Miło, że tak ciepło odebrałaś moje wspomnienia, bo one takie są:). Te wspomnienia pełne ciepła, ale już światła nie, bo światła w piekarniku nie było, bo gazowy... Za to pokazało się teraz, po deszczowym dniu właśnie teraz niebo robi się niebieskie i świeci słońce - niesamowite... Posyłam je Tobie! I dziękuję:)
Mimi - jak Cię miło widzieć:). U mnie jeszcze czarnych troszkę i maliny. Dziś wyciągnęłam też kurki. Koniec tuż tuż... Drożdżowe to najpyszniejsze ciasto:). Czekam na Twoje zdjęcia:) i mocno ściskam:*
kasiac - jak fajnie obudzić i Twoje wspomnienia:). Dziękuję Ci za nie:). U nas było bez miotły, tylko na kolanach:). Jabłecznik też pamiętam - muszę kiedyś wstawić (na blog) i jabłecznik mojej mamy:) Dobrze, że mi przypomniałaś:).
Mówisz, że w Gdyni je czuć? Popatrz jaką mam moc! Cóż to jest 200km dla takiego ciasta...:)
Czytając Twoje zwyczaje przedniedzielne widzę swoją kuchnię...i mycie podłogi... i ciasto drożdżowe....i zapach który obezwładnia także mój dorosły dom...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam niedzielnie z drożdżówką w ręku:)))
Ja także piekę często drożdżowe z owocami z działki. Z czarną porzeczką ze śliwkami, które jeszcze rozpychają się w zamrażalnik, czereśniami drylowanymi przez ukochanego pod moja nieobecność w lipcowe noce Dzisiaj piekłam serowe z owocami i kruszonką , ale mimo,że wygląda kolorowo i rustykalnie przegrywa z umiłowanym przez mojego cistkozercę drożdżowym. A Twoje, chociaż przepis nieco inny, wygląda identycznie jak moje.
OdpowiedzUsuńMycie podłogi na kolankach- także u mnie bezcenne.
super, kwaśne porzeczki fajnie równoważą słodycz ciasta. Pyszności.
OdpowiedzUsuńto też moje smaki dzieciństwa
Pozdrawiam
Monika
Daleka północ? Ja mieszkam 100km od gdańska to może mam całkiem blisko co?
OdpowiedzUsuńMamine drożdżowe zawsze ciepłe z kubkiem mleka. Pyszne mamy wspomnienia. A te podłogi to i u mnie w domu muszą być pomyte, nawyk z domku. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIle ja bym dała teraz za kubeczek czerwonych porzeczek ....i za drożdżowe, bo te też uwielbiam:) .... a sprzątania i mycia podłóg nie znosiłam i nie znoszę ...choc ja też jako druga w kolejosci, akurat, zawsze musiałam sprzątać całe 200 metrów domu:)
OdpowiedzUsuńCudowne ciasto! Kocham drożdżowe, uwielbiam jego smak, zapach, jego ciepło.
OdpowiedzUsuńUwielbiam zjadać je na ciepło właśnie.
Z porzeczkami robiłam latem, ach i znowu mi się takiego zachciało.
Jak tylko będą latem porzeczki to ciacho na pewno powstanie.
Wspaniałe Ewelinko!
Ściskam:*
Ach te twoje opowieści....przypominają mi wiele chwil z czasów gdy mieszkałam w Polsce z rodzicami...:) I drożdżowe ciasto też było :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam mistrzynią ciast drożdżowych, z każdą chwilą jestem coraz większą jego fanką. Przestają mnie kusić inne ciasta, tylko myślę jaki by tu chleb albo drożdżówki zrobić. Twojej mamy ciasto na pewno też spróbuję, bo zwykłego ulubionego drożdżowego ciasta wciąż też nie mam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę:) ja już Ci pisałam,że uwielbiam jak piszesz:) wszystko to dokładnie widzę...czuję ten zapach...
OdpowiedzUsuńbuziaki!
kass - tak sobie właśnie myślałam, że u jednych to wspomnienie, u innych to sobota jak każda:). Pozdrawiam Cie Kasiu serdecznie o tej porze z ciachem zamkniętym na "cztery spusty":)
OdpowiedzUsuńmilko - a widzisz, bo ja w w koment. pod ostatnim postem myślałam, że to jakaś inna milka, a Ty zmieniłaś zdjęcie:). Dopiero Twój Ciastkożerca mnie oświecił... Ot, po prostu:).
Mycie podłogi... - hmm... minusy to minusy, co zrobisz, przynajmniej u mnie, co ja bym mogła zobaczyć z odległości kija od szczotki...;). żarcik - nie jest tak źle, gołym okiem widać,że nie jest, prawda?:)
mnemonique - kwaśne porzeczki na prezydenta! oj, to się rozbrykałam...:). Dziękuję i pozdrawiam Moniko!
margot - ale w którą stronę, margot, jak na zachód to masz do mnie po prosu "żabi skok". Lokalizuj się Pani:)
Kamilko - no, powiem Ci, że u mnie ten kubek niekoniecznie..., przełamuję się, ale tylko do zimnego... Najwyżej kawka z mlekiem, ale to już nie na wieczór... Wspomnienia to jest ważna cząstka nas samych - kształtuje nas, uczy i często pomaga. I ja Cię pozdrawiam, Kamilko Droga!
Jolu Szyndlarewicz - Jeszcze mam woreczek tych porzeczek:). Nie znosisz?. Ja też, ale tylko wtedy kiedy nie mam czas, jak mam to bardzo lubię:)
Majanko - na ciepło, kiedy jeszcze trochę paruje... Ojojojoj, teraz to już troszkę czerstwieje, ale z masełkiem i tak będzie "jak znalazł". A lato będzie niedługo! naprawdę! Pamiętam Twoje porzeczki...:). Dziękuję Ci Kochana, drożdżowe kochająca:)
Aniku - jak miło Cię widzieć:). Miło, że Ci przypomniałam:). Drożdżowe, rodzice i dom...:). Pozdrawiam Cię serdecznie i nawet nie wiesz jak się uśmiałam z Glusia Twojego podczas kąpieli:). W głos się śmiałam:):):)
Magda - polecam Ci bardzo Ci polecam to ciasto, bo nic nie trzeba wyrabiać, a smak boski:) Cieszę się Cie widzę:)
Olu_83 - jak niezwykle mi miło, podziwiałam herbatki od Ciebie u Mimi - cudo! Niezwykłe i wyjątkowe, gdzie to można nabyć? Uściski Ci posyłam na dobrą noc i każdy dzień!
ja na wprost w głąb , na południe , Kwidzyn
OdpowiedzUsuń:) to jedyne ciasto, które umiem robić od dziecka :)
OdpowiedzUsuńMi rowniez ciasto drozdzowe kojarzy sie z dziecinstwem, a szczegolnie z wizytami u Babci ze strony Taty, ktora byla (i nadal jest) mistrzynia pieczenia... Twoje ciasto wyglada wspaniale, a zdjecia hipnotyzuja!
OdpowiedzUsuńCiasta z porzeczkami jeszcze nigdy nie jadlam....hmm, wyglada slicznie!!!! Kochana, skad wzielas swieze porzeczki w srodku zimy???
OdpowiedzUsuńps.- u nas niestety porzeczek nie ma!!!! tylko suszone widzialam w sklepie!!!
wspaniale drozdzowe ciacho!!! a do tego te porzeczki... mniammm:)
OdpowiedzUsuńTakie przepisy od mam, babć są najcenniejsze. Ach ten smak, te wspomnienia!
OdpowiedzUsuńcudownie opisujesz przepisy,az wrocilam wspomnieniami do dziecinstwa,u mnie tez tak wygladalo przygotowanie do niedzieli i chyba mi tego dzis brakuje,to dawalo jakis klimacic zyciu,piekna drozdowka,mam jeszcze porzeczki wiec uderzam do pieczenia,u mnie w domu rewelacje zrobil Twoj chlebek z nutella,cos wspanialego,zawsze bedzie mi umilal jesien,pozdr.Kasia
OdpowiedzUsuńKochana, spadłaś mi z nieba z tym przepisem-w zamrażalniku masa porzeczek, a ile można jeść kisel:)
OdpowiedzUsuńwypróbuję s sobotę
ps. myć podłóg nie cierpię-po starszeństwie robi to mój mąż:)))
życie & podróże
nasze gotowanie
A tu jakie smakowitości:) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńIwona
Nie ma to jak przepisy rodzinne... te mamusine :) Pysia :)
OdpowiedzUsuńEwelinko, czuję dzięki tobie tę atmosferę i zapach tego ciasta.
OdpowiedzUsuńRozpływam się pod kruszonką i dzięki temu wpisowi, który przeczytałam już jakiś czas było u mnie, a moze jest nadal szaleństwo drożdżowe.
Pulla, drożdżówki, chleb, pączki....
Tak cudownie napisłas, tak, że aż szkoda, że już koniec.
Uściski!
cudowne te ciasto, uwielbiam przepisy ze skarbnicy mamy :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam drozdzowe ciasta z owocami!
OdpowiedzUsuńpiękna opowieść i apetyczne ciasto :) prawie czuję zapach przez monitor
OdpowiedzUsuńWlasnie wyjelam z pieca drozdzowke,jest super,dziekuje za przepis,dobrej niedzieli Kasia
OdpowiedzUsuńPyszne, w dodatku z owocami lata. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńmargot - zatem jakieś 300 będziesz miała - i tak zapraszam:)
OdpowiedzUsuńJo - wielu wydaje się, że to taki skomplikowany wypiek, a dla Ciebie to pestka:). Cieszy mnie to:)
Maggie - a może to tak jest, ze każdy ma swojego Mistrza Drożdżowego...? Dobrze, ze masz Babcię, możesz korzystać z jej sprawdzonych receptur, to wielki skarb:). Dziękuję:)
CZARODZIEJKO W KUCHNI - spróbuj kiedyś, bo najpyszniejsze, poza tym to cisto zachowuje swoją pyszność i świeżość (swego rodzaju...) przez 5-6 dni. A porzeczki wzięłam z zamrażalnika;). Suszone niekoniecznie, w żaden sposób nie zastąpią... świeżych.
aga - dziękuję:), najwspanialsze:), bo mojej mamy:)
Ivko - tak, wspomnienia i smaki to coś, czego nam nikt nie mógłby zabrać. Nawet jeśli stracimy zmysł smaku, to we wspomnieniach pozostanie.
Anonimowy - bo to były takie czasy, że w domu siedział się częściej, sobota była sprzątaniem po całym tygodniu i przygotowaniem do niedzieli. Były to swoiste rytuały, które wyznaczały rytm życia i nadawały mu to piękno, o którym piszesz. Cieszę się, Kasiu, że razem ze mną wróciłaś do wspomnień:)
Olu - porzeczki w zamrażalniku w lutym to dla wielu rarytas - korzystaj, bo to teraz towar deficytowy. Zmiksuj sobie tez porzeczki z bananem i dosłodź ciutkę - pycha!
www.iwonabaldyga.pl/blog - domowe, najlepsze pod słońcem:). Dziękuję i ja Cię pozdrawiam, Iwonko!
Ivon - ależ miło Cie widzieć:). Nie ma to.., prawda..., Ty też pewnie jakieś masz..., choćby te pączki, które wyglądały jakby zrobiła je moja mama:)
Toniu - bez kruszonki drożdżowe nie byłoby tym samym drożdżowym:) Cieszę się Twoim szaleństwem i tym, że mogę inspirować, nic tak nie dodaje skrzydeł:) Bardzo Ci za ten komentarz dziękuję:)
Pozdrawiam Cię mocno i dużo ciepłych myśli posyłam...
magdo k. - dziękuję, łączę się z Tobą w tym uwielbieniu:)
Schokolade - choć lubię wszystkie i zazwyczaj próbuje każdego, które mnie zainspiruje, to zawsze wracam do drożdżowego z owocami:)
zauberi - dziękuje:). PRAWIE czyni wielka różnicę... niestety, choć gdyby tak było czuć, to wtedy chcielibyśmy pójść dalej...
Anonimowy - Kasiu, ciesze się niezmiernie:):):)Drożdżówka w Twoim domu nie wiadomo gdzie, a tyle radości...:)
Parycjo - owoce lata... i motyle razem z nimi... Już niedługo... Czekamy razem... I ja Cię pozdrawiam!
Jakie wymiary miała blaszka, w której piekłaś to cudne ciasto? ^^
OdpowiedzUsuńAnonimowy - 19x30 cm, ale troszkę mi "wykipiało", więc jak dasz taką normalną prostokątną blachę to pewnie będzie troszkę niższe. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńEwelina, moziwsz "jeszcze “przejechać’ przedpokój" to niezle z tym slowem "przejechac" czasem tez slyszlam od tych starszych: przejedz jeszcze pod stolem ;-)
OdpowiedzUsuńDrozowe z kruszonka dlugie lata wygrywalo na najlepsze ciasto u mnei i cociaz czasem pojawialy sie inne drozowe naj, to jednak nikt temu z kruszonka nei byl w stanei odebrac zlotego medalu :D Usciski!
buruuberi - mówię, mówię:):):). U nas to jakieś takie... naturalne:) i właśnie z tym "przejedź jeszcze pod stołem". Ale się uśmiecham jak Cie czytam Buru:). U mnie to tez mam złoty medal - "najzłotszy" jak dotąd:). Uściski radują serce! I jak Cię ściskam, Buru!
OdpowiedzUsuńdzięki za przepis-ciasto wypróbowane-pyszne, szkoda, że o bananie dopiero teraz przeczytałam, ale rada będzie jak znalazł na następny raz:)
OdpowiedzUsuńżycie & podróże
gotowanie
Drozdzowe z kruszonka i owocami jest the best! Babcia piekla najlepsze, choc moze to tylko wspomnienia upiekszaja smak... Ja zawsze obawiam sie, ze przy takiej ilosci owocow (tym bardziej mrozonych) wyjdzie mi mega zakalec, wiec w ostatniej chwili pieke co innego :/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ewelino!
Olu - ale się cieszę, bo dla mnie najlepsze:), a banany zrobisz jak na porzeczkowych krzakach zaczerwieni się:)
OdpowiedzUsuńBeo - wspomnienia zawsze upiększają smak:), ale to ciasto jest realne:)i co ciekawe jeszcze nigdy nie wyszedł mi zakalec:).
Uściski, Beo Droga!
ten placek jest cudowny.idealnie taki,jaki lubię najbardziej/ i w mroźną zimę i upalne/deszczowe lato;)na oleju są chyba najlepsze;)
OdpowiedzUsuńMoniko - witaj:). Dziękuję:) To drożdżowe było w piątek u nas z czereśniami:). Dla mnie nie ma lepszego:) Ciesze się, ze CI się spodobało:)
OdpowiedzUsuńewelajna!!! Dzis na przepis trafilam i dzis od razu wykonalam. Intuicja mnie nie zawiodla! :) Robie drozdzowe wypieki od kilku lat, mam swoj ulubiony przepis na drozdzowe jagodzianki, buchty, racuchy, czasem probuje nowego ale powracam do tych ulubionych. Ciasto drozdzowe robie kilka razy w roku, nie za czesto, raz w miesiacu powiedzmy, i fakt ze korzystam z roznych przepisow swiadczy o tym, ze jeszcze na ten swoj nie trafilam. Chociaz w tym momencie powinnam chyba napisac co innego :) Przepis na Twoje drozdzowe jest idealny! Mocno wilgotne, ale lekkie, silnie drozdzowe (takie wlasnie lubie), nie watowate ;) Naprawde super. Zuzylam resztki owocow - troche rabarbaru, borowek, malin. Cos mi sie wydaje ze przy kolejnej okazji nie bede juz probowac kolejnego przepisu :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
moniko - wiesz jak się cieszę i cieszę się, że to piszesz, bo może jeszcze ktoś inny skorzysta:) Ja tez wchodzę w różne drożdżowe, ale zawsze z wielką przyjemnością i PEWNOŚCIĄ wracam do tego przepisu:). Ostatnio modyfikowałam go trochę( w jagodziankach "otwartych") zmieniając mąkę na orkiszową i byłam bardzo zadowolona.
OdpowiedzUsuńI ja Cię serdecznie pozdrawiam!
Pyszne ciasto:) Cudowne wspomnienia... Ciasto upiekłam wczoraj w nocy i wreszcie znalazłam idealny przepis na drożdżowe z owocami. Nie mogę się od niego oderwać. Znów biegnę po kolejny kawałek...
OdpowiedzUsuń