Poranna kawa z ekspresu pachnie tak apetycznie, że życie od razu wydaje się przyjemniejsze. Rzeczywistość za oknem nie nastraja optymistycznie, ale młody mężczyzna w ogniście czerwonej kurtce z misiem prowadzący przed sobą wózek z maluchem już tak. Przeszedł, a na chodniku i okolicznych trawnikach została wesoła “plama” po tym optymistycznym widoku. Przynajmniej w moich oczach, a na pewno w moim uśmiechu… Bo ja też szarą rzeczywistość załatwiam kolorem. Różowa kurtka ( nie..., nie majtkowy róż, FUKSJA), a jak ta czarna, to różowa, tfu... fuksjowa czapka, i szalik , do tego zielone oczy… Zawartość filiżanki kojąco rozlewa się po podniebieniu. Kroję kawałek czterodniowego davidowego piernika i nakładam na niego obfitą porcję borówki, a jak się skończy (bo, szybko się skończy..) to żurawiny (tutaj), które robię tak samo (choć nie zawsze z dodatkiem gruszki).
Właściwie nie robię nic. Rozkoszuję się chwilami przesuwanymi wskazówkami dużego okrągłego zegara nad stołem, które cykając dają mi czas. Czas na ciszę, czas na siebie, czas na zastanowienie nad tym z jakiego powodu obchodzimy te Święta… Ciekawe jaką minę ma Jezus jak tak ogląda te nasze gonitwy po centrach handlowych (ja nie latam, bo nawet nosa nie wyściubiam przez drzwi)…? A czas, a bliskość, a wspólne pieczenie pierniczków…, wspólna kwa herbata, gra czy film, a nawet wspólne czytanie książki? Pamiętam taką parę, kiedyś w pociągu. Oboje czytali “Kubusia Puchatka” i oboje co chwila, jedno drugiemu mówili: “Słuchaj, słuchaj, a posłuchaj tego…!” i po fragmencie wybuchali śmiechem. Chociaż... chyba się zagalopowałam, bo Ci, którzy tu zaglądają na pewno nie ganiają, tylko pieką te pierniczki i zapalają świeczki tworząc klimat... Można…?
Kolejny raz czytam o choince u Muminków, jak to Paszczak obudził je którejś zimy, a one nie wiedziały co to Wigilia. Dziwiły się jak to wszyscy ganiają i krzyczą, że nie zdążą… Jak niektórzy teraz, a przecież opowiadania wydane były na początku 60 roku…, czyli ponad 60 lat temu… A później Tatuś Muminka wyciął choinkę, którą wszyscy ozdobili tym, czym mieli i położyli pod choinką to, co mieli najcenniejszego… Zaległa zupełna cisza, wszyscy patrzyli na nieruchome płomienie świec wśród łagodnej nocy, czuć było jak wszyscy podziwiają i tęsknią…
Jednym tchem pochłaniam “Od Astrid do Lindgren”, później “Księzniczkę z lodu”. Każda na swój sposób mówi, ze najważniejsza jest miłość.
Biorę do ręki kolorowe gazety, które przynieśli zatroskani moją choroba i z przykrością odkładam, bo nachalne reklamy sieją mi mętlik w głowie. Z jednej strony myślę:”później poczytam”, a z drugiej czuję ulgę zamykając kolorowy kulinarny magazyn.
Zostawiam w pół obraną, ostatnią mandarynkę, których worek przyniosła mi wczoraj Miłeczka i idę otworzyć drzwi listonoszowi. Przynosi mi życzenia od Pralinki, książkę “Poszukiwany, poszukiwana” od kochanej Oli i “Dobry wiatr “od Mimi i Zorkiego, gdzie znajduje siebie na jednej z fotografii w książce. Najpierw gładzę, później rozrywam papiery, przeglądam wszystko z radosnym sercem, czytam pierwsze rozdziały to jednej to drugiej… Tyle radości z jedną wizytą listonosza.
Między drugą a trzecią po południu niebo zaczyna tracić swój delikatny niebieski odcień – szarzeje -a ja przynoszę z piwnicy pudło z zabawkami na moją choinkę, która już niebawem. Czas na kolejny kawałek piernika. Zapalam lampki. Jak dziecko bawię się światełkami, jak dziecku świecą mi się oczy… Jest cicho i spokojnie, a ja nigdzie się nie śpieszę…I dalej czytam…A później zapakuje prezenty.
Piernik nie jest typowy, jak choćby wersja, którą bardzo lubię, a pokazywałam w zeszłym roku TUTAJ, bo David, jak to on…, nie mógł się powstrzymać od dodania sporej ilości czekolady. Zatem przez jej obecność nie można spodziewać się ciasta lekkiego jak puch. Wersja Davida to zbita konsystencja i niezwykle intensywny smak czekolady. Czyli bardziej czekoladownik niż piernik, choć jak piernik pachnie. Najlepszy zaraz po wyjęciu z piekarnika... Moja babcia Helenka piekła taki, tylko oblewała go jeszcze polewą czekoladową. W każdym razie ten, bardzo przypomina tamten. A ja chciałam mieć go jeszcze więcej więc podwoiłam ilość składników i czas pieczenia. Jeśli nie masz osobno przypraw, dodaj gotową przyprawę do piernika. Ciasto do podjadania z kwaśnymi smakami, ciasto do kawy dla wielbicieli ciast czekoladowych.
Piernik czekoladowy
PAIN D’EPICES AU CHOCOLAT – D. Lebovitz “Słodkie życie w Paryżu”
składniki na okrągłą blachę o śr. 23 cm.
100g (7łyżek) masła pokrojonego na kawałki + odrobina do wysmarowania blaszki
200g gorzkiej czekolady połamanej na kawałki
160g (1 i 1/4szklanki) mąki
25g (3 łyżki) niesłodzonego kakao
1 łyżeczka proszku do pieczenia
3/4 łyżeczki cynamonu
1/2 łyżeczki mielonego imbiru
1/2 łyżeczki mielonych goździków
1/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki ziaren anyżu (w całości)
2 duże jajka w temperaturze pokojowej
2 duże żółtka
80g miodu (1/4 szklanki)
130g (2/3 szklanki) cukru (dałam 100g)
1. Rozgrzej piekarnik do 180°C. Wyłóż blachę posmarowanym masłem papierem do pieczenia.
2. W garnku, postawionym na średni ogień rozpuść czekoladę i masło( David proponuje podwójny garnek, lub żaroodporną miskę postawiona na garnku z gotującą wodą, według mnie, średni ogień i mieszanie wystarczą). Odstaw i zostaw do ostygnięcia w temp. pokojowej.
3. Do drugiej miski przesiej mąkę, kakao, proszek do piecz., cynamon, imbir, goździki i sól. Dodaj ziarenka anyżu).
4. W innej misce zmiksuj jajka, żółtka i cukier na najwyższych obrotach jak na biszkopt, później delikatnie dodaj miód.
5. Dodaj połowę ubitych jajek do czekolady z masłem, a następnie wymieszaj z resztą.
6. Dodawaj po jednej trzeciej suchych składników do ciasta. Mieszaj dopóki się nie połączą.
7. Wlej ciasto do blachy i piecz przez 30-35 min., aż ciasto pośrodku zetnie się, lecz pozostanie wciąż wilgotne.
PRZECHOWYWANIE: porządnie zapakowane ciasto można przechowywać przez około tydzień w temperaturze pokojowej lub miesiąc w lodówce.
Kochana, piekne slowa. Zgadzam sie z Toba. Przesylam Ci serdeczne usciski i zyczenia radosnych Swiat Bozego Narodzenia, wypelnionych tym, co najwazniejsze i najpiekniejsze. Jestem zreszta pewna, ze Twoje Swieta wlasnie takie beda :)
OdpowiedzUsuńI znowu mnie "zabiłaś" opowieścią i tym piernikiem!
OdpowiedzUsuńA jaka wielkość formy - keksówki? Iwa
OdpowiedzUsuńWspaniały piernik! Uwielbiam takie ;)
OdpowiedzUsuńWygląda cudownie, nie mogę się na niego napatrzeć <3
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wspaniały:)
OdpowiedzUsuńAgnieszko - Kochana, dziękuję za te słowa:)i za życzenia, przylecę do Ciebie jeszcze..:)
OdpowiedzUsuńOlimpio Davies - no co Ty?, piszę jak jest nic nie opowiadam...;)
Anonimowy - Iwo - wzięłabym tez taka keksówkę o dł. 23-25, bo ta moja to jest wielka-31cm, bo ciasto było z podwójnej porcji.
pieczarkomysiu - to bardziej czekoladowiec niż piernik muszę przyznać i chyba to dopiszę.
Kamcis - miło, że tak mówisz, ale wygląda tak najzwyczajniej w świecie, ale... uzależnia;)
Droczilko - dziękuję:)i witam u mnie:)
Mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm..... i nic wiecej nie moge powiedziec:)
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia, piernik wygląda smakowicie chętnie zjadłabym kawałek:) Wesołych Świąt:)
OdpowiedzUsuńWyglada naprawde bardzo apetycznie :-)napewno wspanialy przepis!Ale co jest najwspanialsze to cale twoje opowiadanie:-)
OdpowiedzUsuńPrzytulnie tu u Ciebie, jesli pozwolisz,bede czesciej zagladac :-)
Zycze Wesolych Swiat!
Pięknie napisane, jak zwykle zresztą. Do mnie też nie dawno dotarł Dobry Wiatr, nie ma jak dobra książka na zimowy, długi wieczór. Ja jestem zwolennikiem czekoladowych ciast, a czy w smaku przypomina trochę brownie?
OdpowiedzUsuńEwelinko dużo zdrówka Ci życzę i cudownych, nastrojowych, spokojnych Świąt!
mogę uznać, że ominął mnie świąteczny szał w tym roku.. tylko kilka chwil, kilka kupionych podarków. później chorowanie, nikt nie przyniósł mi gazet abym się nie nudziła, ale po Twoich słowach stwierdzam, że może to i dobrze! upiekłam piernik, ale mój nie ma w sobie czekolady. jest ciężki od morelowego nadzienia i nie tak prześlicznie sfotografowany jak Twój, ale i tak go lubię. ten Twój też bym polubiła, na pewno.
OdpowiedzUsuńJeszcze Cie trzyma choroba? Jak ją tu zaczarować, żeby sobie poszła? Może Tata Borejko by coś zaradził? Albo Gabrysia? O tak, ona wszystko potrafi!
OdpowiedzUsuńMy też jakoś nie ganiamy po centrum handlowym. Nie mamy jeszcze wszystkich prezentów, ale w tym roku będzie kilka kulinarnych, więc biegam na ryneczek po składniki, a potem znów jestem w kuchni. Adaś siedzi na blacie i znów pieczemy ciasteczka. dziś były gwiazdki, choinki i buciki Mikołaja. Pachnie w domu! A zamiast nachalnej muzyki włączmy sobie tą, na którą akurat mamy ochotę. I tak czekamy na święta, powolutku odliczając godziny do kilkudniowego urlopu.
Ściskam niespiesznie!
Zdrówka!
I... Wesołych Świąt!
cudowny ten piernik!!! a ja świąt nie czuję jakoś i czytać nie mam kiedy :( za to audiobooka dorwałam i słucham "Narrenturm" Sapkowskiego. Może weekend będzie jakoś bardziej nastrojowy :)
OdpowiedzUsuńWesołych i pogodnych Świąt :)
wiesz co? u Ciebie nawet słoik potrafi być piękny!
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt!
Mniaaaam!! Piernik z dzemem, rozpusta dla moich kubkow smakowych :) slinotok gwarantowany :)
OdpowiedzUsuńjak ja się cieszę, że do mnie zajrzałas, bo dzięki temu tu trafiłam. Mi potrzeba takich inspiracji, bo ja jakoś kuchnię omijam dużym łukiem, a chciałabym to zmienić :-) A jak patrzę na te Twoje pyszności, to aż mi się chce coś zrobić :-)
OdpowiedzUsuńTwoje opowieści mozna czytać i czytać ....i nigdy się nimi nie znudzić:).
OdpowiedzUsuńJa z tych co to po centrach polatali odpowiednio wcześniej, a teraz raczej juz odpoczywają i z uęsknieniem wyczekują niedzieli kiedy to będziemy wspólnie lepić pierogi:) ..... jutro na spokojnie popeikę chlebusie i mogę witrać nowonarodzonego Jezuska:).
Podejrzewam, ze Jezusek patrząc na nas z góry zazdrości Ci tego piernika z borówką:) .... ja troszkę też:)... a korzystając z okazji raz jeszcze życzę zdrowych, wesołych i przepysznych Świąt:)
Ewelajna, chorujesz biedactwo, ale dzięki masz fajny przedświąteczny czas z książką, herbatą i pysznym czekoladownikiem. Zgadzam się, u Ciebie nawet słoik wygląda bosko! Zdrowiej Kochana i to szybko! Ściskam!
OdpowiedzUsuńMniam, jaka pychota na zdjęciu!
OdpowiedzUsuńTeż mam lampki w szkle ;-)
Jak tak czytam i patrze, to mysle, ze .... moze by taki zrobic? Przyznaje, ze do wypiekow nie mam reki... Albo sobie wmawiam,... no nie lubie piec. Ale jak tak patrze... :)
OdpowiedzUsuńKochana, wracaj szybko do zdrowia, sciskam Cie!
Dagi
z taką walizą to na kolonie jeździłam, ale wspomnienia:))
OdpowiedzUsuńFajnie, że wyciągasz z choroby to co najlepsze, czas dla siebie i na przyjemne spędzanie czasu:)
Na prośbę mojej córki Gabrysi zaliczyłam dzisiaj centrum, nawet nie wiesz jak mną wstrząsało, nie-zno-szę, omijam szerokim łukiem - ale dzisiaj się nie dało, połowę przesiedziałam w kawiarence, jedyny plus, że spędziłam trochę czasu z własnym dzieckiem, czyli babskie popołudnie no i kawa była całkiem, całkiem:)
zdrówka życzę i dalszego niespiesznego oczekiwania na święta,
Marta
czaję się na "Słodkie życie w Paryżu" :) pewnie polecasz? Piękny wpis :))) poczułam te kolory, zobaczyłam oczami wyobraźni! Wszystkiego pięknego na Święta!
OdpowiedzUsuńJej Ewelinko,jak Ty piszesz!
OdpowiedzUsuńPo prostu wyśmienicie! Jestem zakochana.
A piernik i zdjęcia piękne.
Ściskam Kochana ,zdrowiej! :**
Kolory to doskonaly sposob na przegnanie szarych mysli :)
OdpowiedzUsuńWaliza bardzo retro. Zdjecia piekne. No i piernik... Tak, piernik chyba najlepszy z tego wszystkiego.
Mmmmm! Aż tu zapachniało piernikiem :)
OdpowiedzUsuńPiszę się na kawałeczek!
wspaniale się Ciebie czyta i ogląda Twoje zdjęcia!
OdpowiedzUsuńpiernik fantastyczny :)
Witaj...
OdpowiedzUsuńTrafiłam do Ciebie...:):):)
i czuję się taka onieśmielona.........
Twoimi pięknymi zdjęciami i.....
tym co na nich...;)
Cudnie tutaj...zostaje...:):):)
Jest mi niezmiernie miło...że spodobało Ci się u mnie...normalnie czuję się zaszczycona...;)
''Lecę'' poczytać...by lepiej Cię poznać...
Pozdrawiam...
ten przepis uderza do głowy:)będzie mi się po nocach śnić..;)
OdpowiedzUsuńlubię do Ciebie wpadać.na złapanie oddechu.chwilę spokoju z kojącymi słowami.
pozdrawiam!
m.
To pierwsze zdjęcie jest tematem na całą piękną opowieść.
OdpowiedzUsuńMa w sobie tyle uroku i tajemnicy.
Ja też czytam Zimę Muminków...
Szczęśliwych świąt Ewelino!
To niemożliwe, że trafiłam do Ciebie dopiero dziś, ale jak to mówią lepiej późno niż wcale, oj rozgoszczę się tu u Ciebie, oj tak...
OdpowiedzUsuńJakie piękne i kojące słowa, a czekoladowy piernik absolutne mistrzostwo świata. No niech.... kiedyś też spróbuję zrobić.
OdpowiedzUsuńA Muminki dla mnie zawsze były i są tajemnicze :)
Cudownych Świąt!!!!!!
Ewelinko,
OdpowiedzUsuńżyczę Ci najwspanialszych Świąt wśród bliskich, radości, miłości i białego puchu za oknem, a w Nowym Roku samych szczęśliwych i twórczych dni,
Uściski,
Marta
Ewelajno! Cudownych świąt Ci życzę:)
OdpowiedzUsuńA wiesz, mam podobną walizeczkę po Pradziadku:)
Pozdrawiam!
Przepiękne pierniczki i wspaniałe zdjęcia! Poległam, chcę więcej! Wesołych Świąt, niech atmosfera będzie ciepła i magiczna :)
OdpowiedzUsuńPiękny to czas, ten niezaganiany, z oddechem Świąt, oby trwał co najmniej do Nowego Roku,
OdpowiedzUsuńpiękne słowa, Ewelinko, piękne zdjęcia, czy ja się kiedyś Twojej kucharskiej doczekam :)? Tego sobie życzę na ten Nowy rok :)
P.S. Cudna ceramiczna forma ;)
Taki "czekoladownik" to coś w sam raz dla mnie. Bardzo lubię takie mocno czekoladowe wypieki :)
OdpowiedzUsuńDopiero dziś zobaczyłam, że jestem tutaj podlinkowana. Szalenie mi miło :)
OdpowiedzUsuńOjej, też czytałam tej zimy opowiadanie o Gwiazdce w Dolinie Muminków :) To jest czysta magia!
OdpowiedzUsuńI najlepsze jest to, ze przed świątami zastanawiałam się nad tym piernikiem, ale w końcu upiekłyśmy inny... Ten zostawię sobie na następny rok.