Wstałam zaraz po dzwonku ostatniego z trzech budzików, które co wieczór ustawiam na 6. Powlokłam się do łazienki, spojrzałam na poranną wersję siebie z codziennym niedowierzaniem… Umyłam twarz, założyłam szlafrok opatulając się szczelnie. Trochę szybszym krokiem ruszyłam do kuchni. Zobaczyłam, że ekspres do kawy już się uruchomił, ‘prosi’ tylko o wodę. Napełniłam dzbanuszek, a później pojemnik ‘wołający’ o płyn. Zerknęłam przez okno, gdzie jednocześnie, ale osobno, w stronę głównej ulicy zmierzała blondynka średniego wzrostu w jasno różowej bluzie, z słuchawkami na uszach i wysoki chłopak w marynarskim mundurku z słuchawkami na uszach i z plecakiem przewieszonym tak samo rzez jedno ramię tak, jak plecak blondynki. Pomyślałam, że pasowaliby do siebie… I nagle z tych obserwacji wyrwał mnie zgrzyt…, który dochodził z mojego ekspresu. Co jest…??? Ooo, nie…! Wodę wlałam do pojemnika na kawę…! Zalałam ziarenka…! O nie…!!!! - jęknęłam w środku… Zatem szybko… strzykawka, odciąganie wody… , jedno, drugie, trzecie napełnienie… Wszystko trwało jakieś 2 minuty. Kiedy wydawało mi się, że wszystką wodę odciągnęłam, spróbowałam uruchomić ekspres. Jęknął, drgnął, udawał, że mieli i wypuścił z siebie ciecz wyglądającą jak siódme płukanie ostatniej torebki Liptona. I tyle.Jak mogłam...??? Zatem wyciągnęłam młynek do… kawy (w którym zazwyczaj mielę cukier, czy przyprawy) i w następnej minucie durzyłam się zapachem świeżo zmielonej kawy. Nie ma tego złego…
Ekspres poszedł do naprawy, a ja następnego dnia rano, robiąc sobie koktajl truskawkowy z mlekiem kokosowym i miodem, po otworzeniu puszki, wlałam połowę jej zawartości do litrowego słoika z miodem… zamiast do dzbanka ze zmiksowanymi truskawkami… No cóż... Ranek... Tutaj straty nie były już tak wielkie. Wystarczyła przelać mleko i wyskrobać ścianki słoika.
Wniosek: za mało snu.
Tak, czy siak za oknami wieje i leje. Liście lecą z drzew, liście lecą z drzew… I nawet drzewa lecą. Tak jak to przy ulicy Sybiraków dzisiaj… Mam nadzieję, że to w nocy było i nic się nikomu nie stało…
Ściągam mokre sandały, spodnie i kurtkę przeciwdeszczową. Zakładam suche spodnie i ciepłą bluzę w kolorze lekko zgaszonego fioletu. Zmierzając do kuchni ‘lukam’ na taras i serce mi pęka, bo biedny biały groszek zgiął się w pół jakby dostał w brzuch. Próbuje przetrzymać wichurę nie pozbawiając się cudownego zapachu. Podczepiam jego cienkie niteczki na nowo i szybko wracam do ciepłego mieszania. Zamykając drzwi widzę jak cieniutka lawenda kołysze się na wietrze i mam wrażenie, że cicho kwiląc prosi o słoneczny czas. Mięta przygasła, a cyprysy gną się na lewo stawiając opór wiatrowi z zachodu. Przemoknięte serca rzodkiewek i sałaty, a w kącie kołysze się ogórek wąsaty, ale temu to akurat na dobre wyjdzie.
A w domu spokój i zapach jaśminu.
W takie dni jak dzisiejszy, kiedy temperatury końca czerwca oscylują w granicach 15 stopni, a deszcz leje się z nieba strumieniami potrzeba mi czegoś cieplejszego. Najlepiej szybkiego i zdrowego napełnienia brzucha, bo wróciłam przemoknięta do suchej nitki. Zatem biorę moje cukinie, które uśmiechają się do mnie od trzech dni i napełniam je farszem. Pysznym – słodko (od cebuli) – orzechowo – słonym. Muszę się powstrzymywać przed wyjadaniem z patelni…
Zapiekana cukinia z cebulką, orzechami włoskimi i serem feta
3 porcje
1 duża cebula
3 łyżki olivy
1 mała cebula
3 średniej wielkości cukinie
160 g orzechów włoskich (wyłuskanych)
100g migdałów mielonych
270g sera feta (lub innego, ale nie polecam pleśniowego, bo zdominuje potrawę i zniweluje cały pyszny smak - na zdjęciu ser feta i ser pleśniowy)
sól, pieprz,
1. Orzechy włoskie wsyp do miseczki i zalej wrzącą wodą. Odstaw na 10 min. Później odcedź.
2.Włącz piekarnik na 180°C.
3. Dużą cebulę obierz i pokrój w kostkę. Wrzuć na rozgrzany tłuszcz i chwile podsmaż. Małą w piórka – użyjesz jej na końcu, kiedy będziesz napełniać cukinie farszem
4. Cukinie przekrój na pół. Wydrąż miąższ, pokrój go w kostkę i dodaj do smażącej się cebuli. Posól troszkę (nie za dużo, ot do smaku, bo później dodasz ser, który jest słony), popieprz delikatnie i mieszaj. Za chwilę dodaj orzechy włoskie i zmielone migdały - wymieszaj.
5. Ser feta pokrój w kostkę i delikatnie wymieszaj z cebulą.
6. Nakładaj farsz do wydrążonych połówek cukiń. Wstaw do piekarnika na pół godziny. Po wyjęciu podawaj od razu.
Mniam, ale mi narobiłaś smaka:) Ściskam mocno i wyśpij się wreszcie:)
OdpowiedzUsuńDużo snu i odpoczynku życzę! Dla mnie deszczowe dni to idealna pora na zaszycie się pod kocem i regenerujące drzemki.
OdpowiedzUsuńJak zwykle wspaniałe zdjęcia!
wow, aleś miała przeżycia ;)
OdpowiedzUsuńza to cukinia wygląda OBŁĘDNIE!!! a ja uwielbiam cukinię pod wszelką postacią :)
dobrego dnia!
Widzę, że mamy taki sam system wstawiania ;)
OdpowiedzUsuńA z tymi cukiniami to mnie skusiłaś, jutro kupuję cukinię i wypróbuję twój przepis.
Jaśmin...cudny zapach, jakoś w tym roku nie zdążyłam się zaopatrzyć, no cóż sezon w pracy pełną parą ;)
już nie mogę się doczekać kiedy cukinia urośnie w moim ogródku :)
OdpowiedzUsuńwspaniałe zdjęcia!
Ewelinko, mam podobnie z tym porannym wstawaniem, dzisiaj ledwo co zwlokłam się z łóżka i podjerzewam że to też przez to że za mało śpię, bo wieczorem ciągle coś jest do zrobienia i żal mi dnia. A cukinie super, chętnie bym sobie taką na obiad zjadła :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńEwelinko,
OdpowiedzUsuńCukinię uwielbiam, więc z pewnością wypróbuję Twój przepis.
Chciałabym spędzić z Tobą taki poranek, w szlafroku, przy porannej kawie i dłuuuuugich pogaduchach!
Ściskam i dziękuję za kolejny, taki fajny post!
Miłego dnia,
Ania
Zdecydowanie, niewyspanie... i ten trudny dzien wczoraj... martwie sie, napisz...
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiesci... mam wrazenie, ze jestem tam tuz obok i wszystko to widze...
A cukinia mi zapachnialo a jaka ona piekna! U nas takich nie ma :-(
Usciskie serdeczne
Anna
PS. Nie wiem, czy to bedzie jakies pocieszenie dla Ciebie, ale u nas rano jest 6 stopni... a niektorzy rozwazaja wlaczenie ogrzewania...w domu...
Mniam, jak pysznie u Ciebie! Słonka :)))
OdpowiedzUsuńAle jestes zakrecona kochana :))) Wspolczuje tego niedosypaiania bo wiem, co to znaczy. Mam nadzieje, ze wreszcie to sobie jakos odbijesz. Pogoda u nas tez nieciekawa, zimno i deszczowo, brrr.... nie lubie. Juz wole zar lejacy sie z nieba, bo wtedy chociaz wiadomo, ze jest lato.
OdpowiedzUsuńCukinia wyglada wysmienicie. Dolaczylabym sie do konsumpcji :) A talerzyk jaki uroczy... :)
Sciskam Cie mocno :)
ale pyszność ,trzeba będzie wypróbować:)
OdpowiedzUsuńniesamowita ta Twoja cukinia :) pyszne smaki :)
OdpowiedzUsuńCukinia = love, love, love :)))
OdpowiedzUsuńO szóstej to ja jeszcze słodko śpię;)
OdpowiedzUsuńSkoro mówisz, że z fetą lepsza,
to właśnie tą połówką się częstuję.
Słońce przesyłam!:)
jajku! To musi być pyszne! Czekam z niecierpliwością na moje cukinie...
OdpowiedzUsuńAle mi się dzisiaj miło czytało Twój post, taki balsam dla duszy (mimo zepsutego ekspresu;)). Ja chodzę jak lunatyk, śpiąca mimo, że spałam i kawę piłam. Słońca więcej, ale chłodno - coś jakby przesilenie letnie..o co tu chodzi. Twoje cukinie bym zjadła bez mrugnięcia okiem :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam taką zapiekaną cukinię - a jakie pyszne nadzienie: orzechy, cebula, ser... pycha ;)
OdpowiedzUsuńPrzepyszna potrawa i piękne zdjęcia:) Zakochałam się w talerzyku! Gdzie dorwałaś?:D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
ja tez kupilam cukinie ale zrobilam leczo pieke to turkusowe naczynie :)marta
OdpowiedzUsuńps mozesz napisac gdzie je kupilas
No proszę jaki świetny przepis! Dziękuję bardzo, na pewno wypróbuję tylko nam cukinie urosną ;) Buziaki!
OdpowiedzUsuńCudowne to naczynie do zapiekania i wspaniała jego zawartośc:) .... ja lubię deszcz i wiatr ... nawet jeśli jestem wówczas na zewnątrz ... ale najbardziej lubię wtulać się wówczas w moje dzieciaki i czytać im pięne baśnie Braci Grimm:) Buziaki zasyłam
OdpowiedzUsuńświetny pomysł na wypchanie cukinii :-)
OdpowiedzUsuń