Śni mi się las z przezroczystym porannym światłem i grzybowa jedzona na werandzie. I lawenda pod domem. I koty siwe jak dmuchawce. A później kawa, albo herbata ”co kto sobie życzy?”… Śni mi się rwetes, harmider i śmiechy. I dużo ludzi. Jedni na werandzie, inni w cieniu pod czarnym bzem. I przynoszenie krzeseł, aby każdy miał gdzie siedzieć. Kubki i filiżanki z kawą i herbatą stawiane prosto na surowy drewniany stół. I moja mała, chwilowa, ucieczka od tego wesołego rozgardiaszu na ogród po pęczek mięty, “bo ja miętę sobie zaparzę”. A później kto tam co chce… "To my idziemy rwać maliny...!" Do koszyka, do buzi, na sok, na nalewkę… Ktoś wyrywa marchewkę zachwycając się, że taka z ziemią, tfu, tfu...!, najlepsza. Ktoś kalarepkę: "boszszsz.., co za rarytas...". Ktoś został poproszony o zerwanie pomidorów i papryki ze szklarni. Na pewno tez podjada... Robimy zdjęcia, śmiejemy się i wygłupiamy. Słońce świeci, wtóruje i generuje pozytywną energię. Jest tak dobrze. Jest tak dobrze, że mogłoby trwać i trwać. Niestety budzę się i… mam całe mieszkanie tylko dla siebie…
I wiem, że ten dom, co to mi się śnił trzeba będzie sprzedać.. Ostateczna klamka jeszcze nie zapadła. Ostatecznie nic jeszcze nie wiem, ale to są bardzo trudne decyzje (nie moje) i wszystko na to wskazuje… A tam tyle emocji zostało, tyle poranków, tyle zachodzącego słońca…, tyle zapachów, smaków, tyle bosych stóp biegających po zielonej trawie i tyle włożonej pracy… Tyle przekopanych szklarni, posadzonych ziemniaków, tyle taczek kamieni wywożonych z ogrodu, wyjątkowych wykopków i spotkań z pracowitą Baśką… Tyle kaw wypitych na ławce za szklarnią, tyle zamglonych jesieni i mroźnych zim w oczekiwaniu na wiosnę. Tylko tam deszcz pachnie tak wyjątkowo, tylko tam, ziemniaki z patelni są najsmaczniejsze, tylko tam jabłka i czereśnie mogę rwać prosto z drzewa. Bo choć mieszkam w mieście i wykonuje typowo miejski zawód, to taką country duszę mam. Zachwycam się każdą gazetką o wsi i wiejskim życiu. Z niecierpliwością wypatruję Werandy Country, aby zobaczyć jak żyje się ludziom na wsi. Jakie pomysły wpadają im do głowy, co zaczynają produkować, co im się marzy i czym zajmują się od lat. Zachwyca mnie proste, zdrowe, zwykłe wiejskie życie. Lepsze. W zgodzie z przyrodą i zauważaniem pór roku. Zachwyca mnie własna marchewka i ta mięta za płotem. I choć wiem, że to nierealne, tęsknię…
Tymczasem żyjąc w mieście i poddając się zasadom w nim panującym, pracuję , jak Pan Bóg w mieście przykazał…;). Wstaję o 6, robię sok pomarańczowo-grejpfrutowy, a chwilę później miksuję sobie śniadanie do pracy. Garść mrożonych owoców i banan. Czasem dodam mleka kokosowego i siemienia. Ostatnio miksuje jagody, maliny i jeżyny (w zeszłym roku miksowałam TUTAJ). Pakuję wszystko do słoiczka i zabieram ze sobą. W pracy deser-śniadanie jak malowane, pytania "co mam dzisiaj?" gwarantowane.
Jagody (najciemniejsze na zdjęciach) ożywiam dodając ekstrakt waniliowy – fenomenalnie podkreśla smak jagód. Zamiast ekstraktu może być cukier waniliowy.
Maliny (najjaśniejszy kolor) same w sobie są przepyszne, ale jeśli ktoś woli słodsze, to można sobie dosłodzić np. miodem.
Smak jeżyn ( w słoiczku tworzą środkową warstwę) z bananem totalnie mnie zaskoczył. Orzeźwienie, słodycz i pełnia mówiąc… krótko :) . Od kilku dni moi faworyci.
Myślę, że taki deser może być sympatycznym prezentem na Walentynki dla tych, którzy dotrzymują noworocznych postanowień.
Ewelina jak przeczytałam, że sprzedać trzeba będzie to i mnie ścisnęło w dołku, bo to jak być wyrwanym z miejsca, które się bardzo kocha. Z twoich sielskich opowiadań wiem jak pięknie tam bywało i żal mi razem z Tobą. Mam nadzieję, że jednak to się nie spełni i będziesz miała swoje "country" dla siebie :) trzymam za to kciuki!
OdpowiedzUsuńA deserek na śniadanie sobie może w niedzielę też zmiksuję.
Ciepło Cię pozdrawiam!
Jak to pisałam tez mnie ścisnęło... Dziękuje za życzenia:). I zmiksuj sobie, bo to bardzo dobre jest:). Pozdrawiam i ja, Karola!
UsuńNie mam zamrożonych jeżyn. Jagód zresztą w tym roku też nie, no chyba, że są jeszcze u teściowej w zamrażalniku. A coś podejrzewam, że mogą być. Jakoś nie wpadłam na to, żeby zabierać takie cuda do pracy.
OdpowiedzUsuńJa tez nie miałam, ale okoliczne sklepy miały:). Skończyły mi się moje maliny, porzeczki czerwone i czarne, to zajrzałam do obcych zamrażarek i przytargałam co nie co. Zajrzyj do teściowej i weź co jest;) jak.... da:)
UsuńTaki prezent to ja bardzo poproszę :))) Też czekam na te nasze maliny z działki, które zjadamy prosto z krzaczków, ach... do lata...
OdpowiedzUsuńNo widzisz, Tobie podpasowałO:) Oby Natalio...:), będą owoce i wszystko inne dobre:)
Usuńfajny wpis:)
OdpowiedzUsuńJa również obecnie przezywam ekstazę powrotu do prostego sielskiego życia :)
OdpowiedzUsuńTo jesteś kolejna...:):):):). I po uśmiechu widzę, że sprawia Ci to radość:)
UsuńAuroro, nic ponad to... Nie ma nic lepszego. Kocham tych, którzy to doceniają i jest mi dobrze w ich towarzystwie:)
OdpowiedzUsuńwygląda smacznie, piękne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńdziękuje:)
UsuńTaki piękny kolor w kuchni zwiastuje chyba nadchodzące walentynki :) Na walentynkową stylizację wnętrza zapraszam do siebie już niedługo na wpis.
OdpowiedzUsuńhttp://mysweetdreaminghome.blogspot.com
Oj rzeczywiscie, sentymantalnie... i ja sie rozmarzylam. Ale wiesz co? WYdaje mi sie, (czuje to przez skore i gdzies z tylu glowy tez) ze znajdzie sie rozwiazanie... znajdzie go Ta, ktora decyzje podjac musi i nie martw sie, snij dalej i jezdzij tam jak najczesciej i przywoz migawki cudne, jak zawsze... i jak nigdy...
OdpowiedzUsuńJa tez codziennie rano miksuje... tyle ze warzywa z owocami... Ale to zorwarstwienie kuszace i czarodziejsiekie... musze sprobowac :-)
Buziakow Moc, Kochana Moja...
Anna
Anno, już niebawem coś miłego będę miała do powiedzenia w temacie ogrodu:), póki co zostawiam to na osobny post:), dzięki czemu kąciki ust w górze:)
Usuń:* :* :*
Ewelajna beautiful post and pictures!
OdpowiedzUsuńHugs
Nely
Nely, hvala:)
UsuńOj Ewelinko jak zobaczyła Twoje zdjęcia i przeczytałam opis zaraz mi się zamarzyła pełnia lata, tęsknię za ciepłem i owocami z krzaczka :) I tak w tajemnicy Ci się przyznam że mi część mnie też marzy o takiej sielsko-wiejskiej przygodzie :) Ściskam ciepło :)
OdpowiedzUsuńSianeczko, pełnia lata tuz tuz;) musimy tylko dobrze czekać, a później to lato wykorzystać najpiękniej jak umiemy:)
UsuńBuziaki:*
A nie można zrobić tak zeby nie spzredac tego domku?
OdpowiedzUsuńCzy była już sprawa spadkowa? No obawiam sie , że Dziadek mimo lat wielu zapomniał o testamencie... dla swojej córki lub wnuczki przepracowitej i wieś kochającej. Można pomóc jakoś?
Miłeczko, ostatecznie chyba nie można, bo posiadanie takiego domku 100 km dalej jest niemożliwe...jak się spotkamy( jak się wychorujemy...) to Ci wszytko opowiem:)
UsuńNo to jednocześnie mnie wzruszyłaś (pierwsza część) i zainspirowałaś (druga część)!
OdpowiedzUsuń:) Ty wiesz, że jak do mnie zaglądasz, to pogodniej się robi? :)
UsuńJak można w środku zimy kusić takimi pysznościami. :)
OdpowiedzUsuń:) Wiosna tuz tuż:)
UsuńOch, jak ja bym sobie na tej werandzie z Tobą usiadła i posypaną malinami tartę jadła, kawą popijała...
OdpowiedzUsuńA tak przy ziemi będąc - podziwiam Cię, że Ci się chce, tak z rana, obierać, dobierać, płukać, miksować. Ale widzę, że ten owocowy mix służy Twojej urodzie.
Maliny to moje ulubione owoce:))) Tylko nimi moglabym żyć. Tutaj w Szwecji sprowadzane są, prześwietlone i smakują jak woda... Więc gdy jestem w Polsce to najadam się malinami za wszystkie czasy.
Cudnych Walentynek, Ewelajna!
Monika, myślę, że byłoby to jedno ( no, nie jedno ma się rozumieć...) z lepszych spotkań:)
UsuńPoranne miksowanie to szybka sprawa:) Mycie to tylko dzbanek i ostrza - da się wytrzymać. Przecież moje ciało to moje mieszkanie, póki co:), więc jeśli mogę dbam o nie:)
Buziaki Monia i cieszę się, że zobaczyłaś Babcię - Ci, których kochamy to skarb:)
Mam podobne miejsce na ziemi, z czereśniowym sadem i starymi ulami...kiedyś biegałam po nim ja, teraz biegają moje córki... i podobnie jak Ty obawiam się co to będzie w przyszłości... i w czyje ręce to "nasze" miejsce kiedyś trafi...
OdpowiedzUsuńMagdalenka, póki co ciesz się! Chciałabym odwiedzić to Wasze miejsce - już po Twoich słowach ule i czereśnie mnie urzekły....:):):)
UsuńAle może będziesz miała szansę, aby te ręce to były Twoje-Wasze ręce...
Cudowny zwłaszcza o tej porze roku, kiedy się tęskni za letnim słońcem :).
OdpowiedzUsuńPS A pomidory ze szklarni mojego dziadka pachniały wspaniale. Nie znalazłam już potem żadnych, które by mi pachniały tak samo. Jego domu już nie ma.
Evitaa- pomidory we wspomnieniach zawsze pachną najpiękniej:)
UsuńŻyczę Ci żeby wszystko wyszło po Twojej myśli. Wiem jak, nawet, sama myśl o stracie takiego miejsca działa na człowieka. Sama niedawno przeżyłam takie chwile i na wielkie szczęście skończyło się dobrze, czego z całego serca życzę i Tobie. Mam nadzieję, że to miejsce pozostanie nie tylko w Waszej pamięci. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTwoje optymistyczne zakończenie i na mnie działa kojąco:) - dziękuje:)
Usuńja również doceniam sielskie życie od niedawna- mam działkę na której mogę się poczuć jakbym miała domek na wsi, wiem że to nie to samo ale choć cień wspomnień ożywa :) trzymaj się ciepło i trzymam kciuki za pozytywne zakończenie!
OdpowiedzUsuńPiegusku, nie to samo, ale taka namiastka dla Ciebie jest całym Twoim światem cudownego odpoczynku, odstresowania i wszechmogącej gleboterapii:)
UsuńKciuki mile widziane:)
Wiesz co, jak czytam Twoje posty to niekiedy czuję się jakbym i ja brała udział w wykopkach, chodziła po szklarni .... musi Ci być niezmiernie ciężko wiedząc, że to miejsce być może trzeba bedzie sprzedać ..... to część Ciebie.....
OdpowiedzUsuńCo do koktajli to sa cudowne:) .... uwielbiam:) buziaki
Jola, bo Ty towarzyszysz mi tu od dawna, więc się nie dziwię Twoim odczuciom i jednocześnie dziękuję za tę empatię:)
UsuńRozumiem ten smutek bo to bolesne być wyrwanym z takiego szczęśliwego miejsca. Mam nadzieję, że wszystko zakończy się pomyślnie, trzeba wierzyć że prędzej czy później będzie Pani miała okazję cieszyć się dalej tym sielskim domem z duszą...
OdpowiedzUsuńczasem sobie myślę - tym, albo tamtym... pocieszając się i dziękuję za słowa wsparcia:)
UsuńWitaj, czuje smutek jaki nastapi po sprzedaniu domu, a moze jest jaka mozliwosc pewnego dopasowania aby dom pozostal i byl tymczasowo wynajmowany dla "wczasowiczow" wczasow blisko natury, na jakis czas, pare sezonow letnich, wiosennych , jesiennych, ludzie tesknia do natury, zwlaszcza Ci co mieszkaja w miastach. Wybacz to tylko taka mysl, ktora mi przemknela czytajac Twoj powyzszy jak zwykle ciekway i sinspirujacy, tekst. Klaniam sie.
OdpowiedzUsuńTo jest jakiś pomysł, ale dom leży w takim miejscu, że to nie wchodzi w grę. Poza tym, tyloma udogodnieniami należałoby się zająć... Myśl jest w sam raz:), ale ja musiałbym byc bliżej. Dziękuję za prawdziwą troskę:)
UsuńEwelinko czytajac Twoj dzisiejszy wpis ,lezka w oku mi sie zakrecila...jest mi przykro ze tak los chce zadecydowac, uwielbiam czytac Twoje wpisy o tym czarodziejskim ogrodzie ...
OdpowiedzUsuńEwuś, niedługo napiszę co się będzie działo, bo się dzieje, że hoho... Za łezkę dziękuję, bo to wsparcie jest:). Byłam na ogrodzie tydzień temu, z 15 stopni w słońcu było, przebiśniegi kwitną jak szalone:)
UsuńAch ta kusząca malinka...
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, by wszystko skończyło się nieprzewidywalnie pozytywnie :)
http://mysweetdreaminghome.blogspot.com/
Magdaleno, z całego serca dziękuję :)
UsuńEwelina pisałaś kiedyś że marzysz o starym stole. Czy to marzenie się spełniło? :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAśka A Twój blog piękny i kojący :) Nasycam się tu spokojem i urodą rzeczy.
Asiu, spełniło się:) Jest ze mną od lata:) Napiszę o nim kiedyś słów parę:) Ale miło, że pamiętasz, niesamowite...:) Dziękuję za takie uśmiech wywołujące literki:). Zachodź do mnie jak tylko bedzie Ci się chciało:)
UsuńWygląda przepysznie i zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńdziękuję, zatem spróbuj sama:)
UsuńSmutno i niestety żadna garść owoców tego nie zmieni. Szkoda.
OdpowiedzUsuńdziękuję za wsparcie:). Gdyby taka garść owoców była władna byłaby... pierścieniem Arabelli;)
UsuńWitaj, zaglądam pierwszy raz ale zapewne nie ostatni.... Fajny blog i piękne zdjęcia.... :))
OdpowiedzUsuńPiszesz tak, że chwyta za serce...:)
Ze mnie też jest country dusza.....;)wychowałam się na wsi i z niej pochodzę ; jako nastolatka trochę się tego wstydziłam i strasznie chciałam wyrwać się do wielkiego miasta. Tak też się stało, od 20 lat mieszkam w mieście ; w rodzinnym domu, w sielskiej okolicy spędzam wakacje, biegam na grzyby do lasu, pomagam Mamie w pracach ogrodowych...potem wiozę do siebie całe 400 km... marchew, buraki, ziemniaki i inne. Cieszę się ich smakiem do wczesnej wiosny, a smakują wyjątkowo, nie to co te ze sklepu.
Czytam,, Sielskie życie,, ....i coraz częściej marzę o powrocie do swej sielskiej okolicy na stałe, by żyć w zgodzie z przyrodą i rytmem pór roku, by mieć swoją marchewkę na wyciągnięcie ręki i pyszne pomidory pachnące słońcem, zerwane prosto z krzaka... W tym celu muszę znowu wywrócić swoje życie do góry nogami...ale myślę, że warto... Życzę Ci powodzenia i pozytywnego rozwiązania sprawy.
Pozdrawiam!
Ola, Duszo Bratnia, coś mi się zdaje, że miałybyśmy o czym gadać na werandzie:)
UsuńMoje 100km przy Twoich 400km to jak pojechać na kawę i tego samego dnia wrócić..
Może nam się uda jak... Bóg da;)
Dziękuję za Twoje wszystkie ciepłe słowa, wielkie t wsparcie wiedzieć, że ktoś tak samo myśli i czuje:) i jeszcze to wyrazi:). Jeśli mas tam wrócić , to wrócisz... Ja też :)
Uściski, Olu, serdeczne!
Jak u Ciebie Pysznie !!! :-))
OdpowiedzUsuńDziękuję, zapraszam :-)
UsuńA może klamka nie zapadnie i drzwi do bajki się nie zatrzasną? Los lubi robić niespodzianki. Szczególnie wiosną :) Po takich śniadaniach na pewno coś wymyślisz i pomożesz. Uściski.
OdpowiedzUsuń