Znasz to uczucie, kiedy w nawale obowiązków i pracy zaczynasz marzyć o choć jeden dzień dłuższym weekendzie, o kilku dniach wolnych, albo o kilkudniowym maleńkim przeziębieniu…??? Ot tam taka myśl, nic więcej. Przychodzi lepszy dzień, albo dłuższa noc i jest lepiej, myśl umyka, a Ty nadal zajmujesz się obowiązkami zwanymi życie. Znów dzień w pogoni, a noc, jak za krótka kołdra, nie daje wytchnienia. Wtedy gdzieś w godzinach popołudniowych przychodzi wielki chłód połączony z podwyższoną temperaturą. Zaczynają boleć przedramiona, pęka głowa, a w nocy ból tułowia jest tak wielki, jakby ktoś żywcem skórę z Ciebie zdzierał… wtedy zaczynasz to wolne i przeziębienie przeklinać… Bo oto czas, który przyszedł, jest tak bezproduktywne, że aż skręca. A za oknem wiosna i 15 stopni. Mięta z tarasu już nadaje się na herbatkę, pietruszka zarzuca grzywą na wietrze, a szczypiorek urósł tak, że marzę o świeżym twarożku. I o rowerze. O nim nawet bardziej. Jedyne pocieszenie to takie, że skoro mija nawet najdłuższa żmija…, to i przeziębienie minie, a wtedy u mojego ulubionego sprzedawcy gawędziarza kupię twarożek i będę śmigać na rowerze z nowym koszykiem, którego wkład będzie w białe groszki na granatowym tle.
Póki co nie byle jaka propozycja śniadaniowa. Z komosą i pysznymi dodatkami. O ile sama komosa, jak dla mnie, jałowa i bez smaku, o tyle przekonują mnie jej wartości zdrowotne. Komosa jest jedną z pierwszych roślin, którą człowiek zaczął wykorzystywać “w kuchni”. Ma lekko ziemisty smak, a jej ziarna, jako jedne z nielicznych, zawierają dziewięć niezbędnych aminokwasów, dlatego idealnie nadają się do solidnych, prostych i sycących niemal w prymitywny sposób śniadań.
Przepis na komosę po inkasku, bogatą w węglowodany, białko, tłuszcz i słodkości, którymi są owoce i cynamon, znów zaczerpnęłam od Scotta Jurka. Nie spodobał mi się pomysł, aby WSZYSTKIE składniki zmiksować. Co to za owsianka, kiedy wlewasz w siebie po prostu płyn..? Nie miksowałam nic, ale zrobisz jak zechcesz. Z podanych składników wyszły mi trzy porządne śniadania (no, dobrze dwa śniadania i jedna kolacja ). Przy pierwszym badałam smaki, i dozowałam cynamon i miód, jak zwykle przy pierwszych razach, przy drugim pomyślałam sobie “jakie dobre śniadanie sobie przygotowałam”. W tej owsiance słodki dopełnia owsiankę, a kwaśny prowadzi do balansu i zadowolenia, końcu w życiu chodzi o równowagę, prawda?
Komosa po inkasku
3-4 porcje
1 szk.wypłukanej i odsączonej komosy
2 szkl. wody
1 szkl. mleka migdałowego lub innego niezwierzęcego (dałam kokosowe)
1 dojrzała gruszka lub banan
1/4 szklanki wiórków kokosowych (u mnie płatków)
1/2 łyżeczki soli morskiej lub łagodnej pasty miso (nie dawałam)
1/2 ekstraktu z wanilii (lub orzechów)
1 i 1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
do przybrania rodzynki, jabłko w plasterkach nasiona szałwi lub orzechy; u mnie starte jabłko, jedna pokrojona w kostkę truskawka na porcję i pół gruszki.
i trochę miodu do smaku
1. Wsyp komosę do średniego garnka i zalej wodą. Gotuj do zagotowania i wyłącz. Zostaw, jeśli po 10 min okaże się,z e komosa nie wchłonęła wody, zagotuj szybko jeszcze raz i znów wyłącz.
2. Tutaj Scott proponuje zmiksowanie wszystkich składników… Ja podgrzewam mleko i dodaję pozostałe składniki, albo zabieram wszystko do pracy, tam podgrzewam mleko i ostateczny kształt nadaję owsiance na talerzu.