- Dziadku, a te kubeczki z kotkiem to jeszcze masz?
- Z jakim kotkiem?- zdziwił się dziadek.
- No, te, wiesz, w których babcia robiła kakao na niedzielne śniadanie…
- A te… Zostały jeszcze dwa – mruknął dziadek nie przywiązując uwagi i próbując wstać od stołu.
- A używasz ich jeszcze? – drążyłam mając w tym cel.
- Czasami do mleka, ale rzadko, takie jakieś nieporęczne – wymamrotał siadając z powrotem.
- To może mogłabym… jeden? – spytałam z nadzieją.
- Ten kubek? A po co ci taki kubek, mało to teraz lepszych? – zdziwił się ponownie.
- Wiesz, dziadku to sentymenty, wspomnienia, miłe chwile. Wiesz jak z B. lubiłyśmy te kubki? Bardzo! To może jak tak rzadko używasz, to wystarczy ci jeden? – nie dawałam za wygraną.
- To zajrzyj tam do szafki i weź jeden, ale ten gorszy – powiedział dziadek podpierając głowę na ręce i spoglądając za okno. Zakręciłam się podskakując w miejscu z radości! Starając się nie słyszeć ostatnich słów, zajrzałam do wskazanej szafki. Przecież mógł zostać tylko jeden…Wróciłam do stołu, a dziadek dostał buziaka.
-No, no… tam, bierz.
Wzięłam ten gorszy, który w zasadzie, oprócz małego zadrapania, nie różnił się od swojego bliźniaka. Dwa wspomnieniowe kubeczki z dzieciństwa, których kiedyś było 6. Tyle kałałek w nich wypitych, tyle babcinych drożdżówek tym kakałkiem popijanych… Tyle radości z jednego starego lekko uszczerbionego kubeczka z kotkiem…
Powspominaliśmy z dziadkiem te poranki niedzielne. I jakoś oboje bardziej pamiętaliśmy zimowe. Zimne nogi po powrocie z kościoła zakładane na kaloryfer elektryczny i kolejne kubeczki zapełniane gorącym kakao. I drożdżowe, którego dziadek nie umiał piec, choć miał kilka ciast, z których mógł być dumny.
Później, jak już wychodziłam i żegnałam się z moim 90-letnim dziadkiem, usłyszałam jeszcze:
- To może zabierz ten drugi kubek, bo co ja z jednym zrobię?- uśmiechnął się “chytrus” jeden i puścił oko.
I tak wróciłam do siebie z dwoma stareńkimi kubeczkami z dzieciństwa. Cieszą mi teraz oko, serce i przywołują obrazy i smaki dzieciństwa. Stara, dobra "Chodzież". Ciekawa jestem, czy ktoś z Was też takie kubeczki pamięta?
A ja z tej dziecięcej radości kolejny raz piekę ciasteczka (tu przepis, a tu oryginalny) -z piekarni Momofuku w Nowym Jorku - moje ulubione.
Ciasteczka te sprzedawane są w ilości od 500 do 700 sztuk dziennie. I nie sprzedaje się ich na wagę, jak u nas najczęściej, a na sztuki, bo ich rozmiar jest zdecydowanie większy niż choćby tych moich tutaj. Skąd taka duża popularność? Ciastka z Momofuku, chociaż wyglądają jak przeciętne amerykańskie cookies, wcale tak nie smakują. Dzięki glukozie są miękkie i lekko ciągnące w środku. Biała czekolada i mleko w proszku sprawiają z kolei, że ich smak jest lekko karmelowy, taki trochę jak krówki.
Jeśli chcielibyście upiec takie ciasteczka, ale nie macie jagód, można je zastąpić suszoną żurawiną, porzeczką, czy wiśnią - jak już robiłam, można dać też pecany lub orzechy włoskie. Efekt jest, powiedziałabym, zadowalający, ale nie taki, jak z jagodami ma się rozumieć. Gdybyście więc jednak bardzo chcieli je upiec z jagodami - proszę bardzo… :). Powiedzcie tylko w komentarzach jakie ciasteczka lubicie najbardziej, a ja wylosuję jedną osobę, która zostanie obdarowana jagodami przeze mnie zbieranymi i suszonymi:).
Zapraszam i życzę miłego wieczoru i dobrej niedzieli!
* pomysł zaczerpnęłam od Karolci
Cudne szafirki :)
OdpowiedzUsuńA moje ulubione ciasteczka to z dodatkiem płatków owsianych
OdpowiedzUsuńSuper ciasteczka:)
OdpowiedzUsuńA bardzo podobny bukiecik przyniosłam sobie dzisiaj z działki:)
Ewelajno, jaki piękny wpis, który obudził we mnie tyle wspomnień i dotknął kilka najczulszych strun...
OdpowiedzUsuńI tę kubeczkową, i tę dziadkową, i tę nowojorską, ciasteczkową też...
Moc uścisków.:)
Fajne wspomnienie z dzieciństwa :) Czasami obiektywnie mało ważne rzeczy mogą nabrać naprawdę dużego znaczenia.
OdpowiedzUsuńA takich ciasteczek chętnie bym spróbowała :) Zaintrygowałaś mnie że smakują trochę jak krówki - na pierwszy rzut oka powiedziałabym że są kruche ;-)
Piękne wspomnienia...też takie mam...dotyczą miseczki:)
OdpowiedzUsuńZ motylkiem i gąsieniczką...ach...sentymenty...
A ja najbardziej ostatnio lubie ciasteczka z kandyzowanym imbirem( jeszcze wersja zimowa) albo z lawendą, moje ostatnie odkrycie:)
Widzę, że każdy wspomina z dzieciństwa jakieś naczynko ;) Ja wraz z siostrą miałam głęboki talerz z obrazkiem na dnie. Nawet nie zbyt smaczną zupę przełykało się pospiesznie, by móc ujrzeć koty na łące :) A garnuszków mam całą szafkę. Jestem ich maniakiem ;)
OdpowiedzUsuńTeraz na przykład, piję czerwoną herbatkę w staroświeckim kubku z hipopotamem i pandą ;) Dziecinny ale uroczy! Gdy jestem u M, mam też tam swój ulubiony i rezerwowany- z boską Aundrey.
A pogryzam sobie świeże i ulubione ciastka z owsianki, tony bakalii i mleczka skondensowanego :) Choć nie są zbyt urodziwe, bo lepkie i ciągnące, pewnie po jakimś ładniejszym razie wylądują na blogu :)
A Twój kubeczek wcale nie wygląda na wiekowy! :)
I również myślałam, że ciasteczka są kruche.. :)
Pozdrawiam!
Piękna historia, czytałam Waszą rozmowę z nieukrywaną przyjemnością :) Kubeczki są wprost prześliczne, ten niebieski kłębek wełny.. teraz takich już nie ma :]
OdpowiedzUsuńJa to uwielbiam florentynki!
ja pamiętam miseczkę z kubeczkiem i talerzyczkiem w grzybki, takie małe, urocze, na których mama kroiła swoim niejadkom kanapeczkę na 10 kawałków po pół kęsa, a w kubeczkach tatuś robił kakałko albo mleczko z miodem i czosnkiem na katarek :)
OdpowiedzUsuńCudowne są takie przedmioty z dzieciństwa. Pełne wspomnień, dobrych chwil i emocji. Bardzo podoba mi się Twoja opowieść. Ciasteczka sa super. Zapisuję do zrobienia wkrótce. czy glukoza ma być w płynie vzy w proszku?
OdpowiedzUsuńGosiu - oj, cudne:). Z płatkami owsianymi też lubię:)
OdpowiedzUsuńwiosenko27 - szafirki cieszą niezmiernie, pięknie mieć takie na działce, te są od mojej mamy:)
Lekka - ale miło czytać takie słowa:). Cieszę się:)
nat. - taki banalny wpis..., ale wiesz jak się cieszyłam tymi kubkami? Ciasteczka smakują TROCHĘ jak krówki ale są też TROCHĘ kruche jednocześnie:)
Trzcinowisko - witaj w mojej kuchni:)Ach sentymenty... Dziecinne, ale żywe... Gąsieniczki, motylki:):):)
Ciasteczek z kandyzowanym imbirem nie jadłam jeszcze. A lawenda wciąż jeszcze przede mną - obawiam się mydlanego smaku...
Praline - każdy? A kto jeszcze? Ten Twój z hipopotamem chętnie bym zobaczyła:). Twoje ciastka cudowne:) Też takie lubię:)
A kubeczek myślę, że spokojnie ma 50 lat... I ja pozdrawiam:)
viridianko - Twoje słowa przeczytałam z przyjemnością:). Ja tez uwielbiam florentynki!
Beti - a u Ciebie grzybki:).Mleka z czosnkiem nie cierpiałam - zatykałam nos aby wypić...:(
lo - wiesz jak się cieszę, że tak miło to odebrałaś? Ciasteczka robię już 5 raz. Raz robiłam z fruktozą, a później z glukozą w proszku. Zdaje mi się jednak, że ta płynna byłaby lepsza - ciastka byłyby bardziej ciągnące:)
Ewelina,jakie masz szczęście,że dziadek jest i możesz porozmawiać o tych kubeczkach i je dostać...
OdpowiedzUsuńJa też pamiętam swoje z dzieciństwa.Zostały gdzieś...
Ciasteczka bardzo pyszne.Szkoda,że nie mogę wziąć choć jedno jutro na drogę...
Do ,zobaczenia'!
Hmm... Ja po moim ukochanym Dziadku mam książki - bajki, które czytał mi na dobranoc. Najpiękniejsze.
OdpowiedzUsuńA najbardziej lubię... Pomarańczowe ciasteczka z makiem. Zdecydowanie ostatnimi czasy smakują mi najbardziej :)
Amber - tak, to takie małe szczęścia...:). Na drogę..., zapomniałam Ci życzyć dobrej tej drogi i wspaniałego odpoczynku! Regeneruj się, odpoczywaj i wracaj nowa i świeża:). Serdeczności posyłam!
OdpowiedzUsuńgin - to cudowne wspomnienia...:). Zachowuj je i dbaj, bo takie skarby są niezmiernie cenne:)
OdpowiedzUsuńCiasteczek pomarańczowych z makiem nie znam. W ogóle ciasteczek z makiem nie jadłam... Czas nadrobić:)
Ewelajno, zupełnie nie wiem co Twój Dziadek miał na myśli mówiąc, że teraz kubki lepsze, bo te są przeurocze!
OdpowiedzUsuńA jeszcze ta wartość sentymentalna! ach że też nie mam takich kubeczków i ja co by mi wspomnienia babcino-dziadkowe i w ogóle młodzieńcze przywoływały!
Ciasteczka ulubione? te czekoladowe, popękane - chocolate crinckle cookies:) czekoladowa moc!
buziak!
Piękny wpis :)
OdpowiedzUsuńEwelinko, po pierwsze: łezka mi się zakręciła od Twojej opowieści. Kochanego masz dziadka. Piekne wspomnienia, normalnie widzę moją babcię w kwiecistym fartuszku...
OdpowiedzUsuńKubeczki takie pamiętam,oczywiście, że tak :) U nas się chyba nie został żaden. Moze to nie były z kotkami, ale były różne.
Po drugie: piękne zdjęcia, tak piękne te kwiaty, te kolory, aż się buzia uśmiecha sama.:))
Po trzecie: ciasteczka - piękne! I Twój trud zbierania i suszenia jagód! :))
Kochana, zobacz ile dziś emocji wywołał u mnie Twój wpis :)) Uwielbiam do Ciebie zaglądać.
I nie piszę tego po to by dostać suszone jagódki, choć pewnie, że bym je chciała ;-)).
A moimi ulubionymi ciasteczkami ostatnio stały sie lawendowe.
Bardzo ciepło pozdrawiam :**
Najbardziej lubię ciasteczka mocno czkekoladowe,z dodatkiem rozgrzewającego chili..mmm..pycha ;)
OdpowiedzUsuńPS. Piękna historia! pzdr
No takiego z kotkiem, to akurat nie pamiętam;)...ale pamiętam półlitrowe emaliowane kubki, w różnych kolorach, z gdzieniegdzie odpryśniętą emalią, w których piłam u babci jeszcze ciepłe mleko - prosto od krowy:)
OdpowiedzUsuńJa miałam podobny kubeczek! I te ciacha! Cudne wspomnienia! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńOj, a ja nie mam takich pamiętanych kubeczkó :( Ale mam za to coś, co wspominam ciepło i za każdym razem wyciągam jak robię jajka - jak byłam mała, mieliśmy w domu takie filcowe duże kokoszki, je się nakładało na jajka na miekko, zeby nie ostygły po ugotowaniu, rano podczas śniadania. Do tej pory ich używam :)
OdpowiedzUsuńUrocze kubeczki. Ja niestety nie mam takiego sentymentalnego kubeczka u Babci i Dziadka, ale w domu już tak. I jest w rybki ;).
OdpowiedzUsuńA moje ulubione ciasteczka... Miejsce drugie przyznaję makaronikom z lemon curd, a pierwsze należy do ciasteczek chorwackich, najlepiej z jabłkami.
Pozdrawiam! ;)
Ewelajno, też mam takie wspomnieniowe kubeczki, ale wciąż jeszcze są w domu rodzinnym :) A szafirki całkowicie mnie oczarowały. Ciasteczka też :)
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam takie pełne wspomnień opowieści... :) i ciastka też ;)
OdpowiedzUsuńKubków ze swego dzieciństwa nie pamietam...ale miseczkę z trzema świnkami tak :))
Uściski!
ciasteczka są przecudne!
OdpowiedzUsuńa Twój wpis uświadomił mi, że też mam mam takie małe skarby w babcinym domu. do tej pory nakrywając do stołu biorę tą samą, starą i wygiętą łyżkę, którą pamiętam z dzieciństwa, że była "moja" :)
A ja wlasnie mam glukoze - teraz mam tez pomysl, jak ja wykorzystac :) Ciastka wygladaja niesamowicie kuszaco.
OdpowiedzUsuńJa nie mialam takiego "sentymentalnego" kubeczka (ani niczego innego), wiec tym bardziej zazdroszcze wspomnien :)
Rozkoszne Maleństwa ;-)
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
Po tej opowieści szukam wspomnień po swoim dziadku: Patryca! Uspokój się!... Dzidku, nie jestem Patryca, jestem Pa-try-cja!... To jedyne wspomnienie po dziadku...
OdpowiedzUsuńI babcine plastikowe niebieskie talerze na zupę i aluminiowe łyżki...
ale mi się zrobiło ciepło na serduszku....:) mam taki kubek, tyle że nie nadaje się do użytku bo go stłukłam...o ja gapa!, ale pieczołowicie posklejałam, "kakałka" w nim juz nie wypiję ale stoi w kuchni na honorowym miejscu;)
OdpowiedzUsuńBardzo Wam dziękuję za wszystkie komentarze i ciepłe wspomnienia z dzieciństwa. Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam taki sentyment do staroci:). Teraz pozostaje wybrać Tych, którzy napisali o tym, jakie ciasteczka lubią najbardziej, bo to chodziło w komentarzach:). Ale poczekam jeszcze chwilę..., bo jeśli zapomnieliście o tym napisać,a chcielibyście otrzymać jagody, to jest jeszcze szansa... Pozostaję w oczekiwaniu... i pozdrawiam Wszystkich serdecznie:)
OdpowiedzUsuńzakochałam się w twoim opowiadaniu o kubeczkach <3!
OdpowiedzUsuńA mi się przypomniała bajka z kotem Filemonem :))
OdpowiedzUsuńSweet hausewife - wiesz jak mi miło? Bardzo:) Pozdrawiam Cię serdecznie!
OdpowiedzUsuńEspresso - po Twoim komentarzu i mnie się przypomniała:). Szare, bure..., lub pstrokate..., wszystkie koty za pan brat....:)