Takiej pobudki nigdy bym się nie spodziewała…
Nagle usłyszałam pukanie do okna. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mieszkam na trzecim piętrze. W głębokim śnie zapomniałam o tym, i przez moment zastanawiania się “co to…?” i “kto to…?
Moment we śnie jest zawsze jest dużo dłuższy, niż ten na jawie, do głowy więc przychodziły mi pomysły z dzieciństwa, kiedy to jeszcze mieszkałam w domu i zdarzało się, że ktoś pukał do okna… Inna to historia, ale miałam podłoże i teraz ze spokojem kombinowałam “kto to może pukać…?”.
Nagle… Trzecie piętro…!!! - przypomniałam sobie. Nikt nie może pukać…! A przynajmniej nie powinien…! I nigdy nie pukał...! Zerwałam się na równe nogi… nie wiedząc czego się spodziewać, a tam na balkonie, na wysokości moich kolan stała mewa. Ta wielka – paskudna… Trzymając w dziobie woreczek z nawozem do kwiatów patrzyła mi prosto w oczy… Ptaszki…, wiosna…! Brr…!!!
Nie polecam takich spojrzeń. I nie cierpię tych ptasich wielkoludów . Próbowałam ją przestraszyć podskakując i krzycząc mając jeszcze drzwi balkonowe zamknięte, ale ona odwróciła się jak jakaś obrażona napuszona “dama” i poszła w drugi koniec balkonu. Nie reagujesz, durna kozo…???!!! Otworzyłam balkon, klasnęłam, wrzasnęłam i dopiero wtedy szanowana pani raczyła odfrunąć na sąsiedni dach. Jeszcze przez chwilę miałyśmy się na oku. Ona mnie z góry, ja ją z dołu…Za chwilę wróciła wybierając daszek nade mną i miała mnie “pod stopami”, ja zaś miałam jej cień kroczący na sąsiedniej ścianie budynku i łopoczące serce jak po nadmiernej ilości kofeiny. Czułam, że Ogromna szuka wzrokiem smakowitych kąsków tak pod sobą, jak i na przeciwnych balkonach. Jaki to wzrok musi mieć bestia…
Taka mewa to jak bezpański kot na śmietniku. Te małe nad wodą darzę sympatią, ale olbrzymy to już taka trudna bajka. Ich wręcz nie znoszę. Patrząc na taką rodzą się uczucia niepewności…
I odleciała… Na szczęście. Widziałam jak szybuje gdzieś dalej… Uff… Są mewy i mewy… ta zostawiła mnie z uczuciem niepokoju – kiedy znowu i czy…? Czyżby na własnym balkonie zaczynało się robić niebezpiecznie…??? Mam nadzieję, że nigdy więcej…
Na szczęście po pracy przygotowałam coś na pocieszenie tych “trudnych spojrzeń”. Pyszny makaron z sosem à la carbonara. Kto lubi ten smak, ten wie o co chodzi. Kto nie zna, niech przeczyta składniki. Na pewno polubi. Pod warunkiem, że lubi groszek:). I Jamiego.;). Jeszcze się nie zawiodłam na jego propozycjach:). Podaję przepis na dwie porcje, Jamie na 4, ale ja zwiększyłam ilość boczku i tak też radzę, będzie pysznie...!
Farfalle w sosie carbonara z zielonym groszkiem (inspiracja: “Moje obiady” Jamie Olivier)
NA DWIE PORCJE
250 g makaronu farfalle (kokardki)
1 jajko
100 ml śmietany kremówki
sól morska i świeżo mielony czarny pieprz
12 plasterków wędzonego boczku pokrojonych na kawałki
1,5 garści wyłuskanego lub mrożonego groszku
listki oberwane z 1 gałązki świeżej mięty (dałam garstkę pokruszonych suchych listków-E)
2 garści świeżo startego parmezanu
Najpierw w dużym garnku doprowadź do wrzenia osoloną wodę, włóż farfalle i ugotuj zgodnie z instrukcją na opakowaniu. W miseczce ubij jajko ze śmietaną, solą i pieprzem. W innym garnku (lub patelni-E) usmaż boczek na złocisty kolor, aż stanie się chrupiący.
Kiedy makaron będzie juz prawie gotowy, na ostatnie półtorej minuty wrzuc do niego groszek. W ten sposób będzie pękał dopiero w ustach i będzie miał cudowny słodki smak. Po ugotowaniu odlej farfalle, pozostawiając trochę wody z gotowania. Włóż makaron do ranka z boczkiem (bądź z powrotem do tego garnka, w którym się gotował-E) i wymieszaj większość drobno pokrojonych listków mięty - jeżeli garnek jest zbyt mały, wymieszaj wszystko w dużej ogrzanej misce.
Teraz połącz makaron z jajkiem ubitym ze śmietaną. Trzeba to zrobić, kiedy makaron jest jeszcze gorący. W ten sposób jajko się zetnie, ale nie będzie przypominało jajecznicy. Pod wpływem ciepła makaronu utworzy delikatny gładki sos. Wymieszaj go i jeżeli trzeba, dodaj trochę wody z gotowania, aby nie był zbyt gęsty. Dopraw solą i pieprzem, posyp parmezanem i pozostałymi listkami mięty i podawaj jak najszybciej.
Smacznego!
Temperatury co raz łaskawsze. Jeszcze kilka stopni więcej i będziemy nosić krótki rękawek! Czego sobie Wam życzę. Tymczasem.
Ewelino, co za historia z mewą!Brrrr...
OdpowiedzUsuńA farfalle przepyszne! Ostatnie zdjęcie takie smakowite,mniammmm.
Czy wiesz,że wczoraj kupiłam jaskier dokładnie w takim samym kolorze? Urzekła mnie ta pastelowa barwa.
Słonecznego dnia!
Smakowite to danie! I świetne te kokardki.
OdpowiedzUsuńDo mew mam dokładnie taki sam stosunek jak Ty. Te duże są tutaj nie do zniesienia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
Ja nie zznoszę gołębi! Choć ostatnio muszę je tolerować, bo Alicja jest na etapie, ze wszystko co się rusza jest super. Mamy gniazdo gołębie za oknem, wiec tysiąc razy dziennie sprawdzamy czy są i czy nie śpię czasami;) Ale doskonale Cię rozumiem!
OdpowiedzUsuńA danie, które pokazałaś, to zdecydowanie danie dla mojego męża:)) Kiedyś mu zrobię:)
Miłego dnia!
Mew się nie boję, ale nie daj Boże, żebym zobaczyła ćmę. A kokardki cudowne. Te kolorki
OdpowiedzUsuńPiękne te kokardki! Nie rozumiem ludzi, którzy nie lubią Jamiego. Jego się kocha ;)
OdpowiedzUsuńSama chciałabym być ptakiem i móc odlecieć hen daleko..
Miłego popołudnia!
lubię groszek i Jamiego, a kokardki wyglądają pysznie :)
OdpowiedzUsuńPiekne kokardeczki, pyszne danie! Ja bym z chęcią zjadła coś tak kolorowego i pysznie wyglądającego:)
OdpowiedzUsuńA tymczasem też mam pyszne... naleśniki dziś;)
Ewelinko,jeszcze troszkę i krótki rękawek:)) Ach.:) A u mnie dziś, rano 1 stopien był,a potem 18 haha;D
Co do mewy, normalnie jak z Hitchcocka;-)
One są ładne,ale mozna sie ich przestraszyć fakt ;)
Buziaki Kochana :*
Przygotowuję ten makaron średnio raz na tydzień ;) i uwielbiam! Tak samo jak groszek i Jamiego :) Życzę, żeby nigdy więcej wielka dama Cie nie obudziła!!
OdpowiedzUsuńU mnie też latają, ale żadna jeszcze nie straszyła mnie swoim wzrokiem na moim balkonie. Pierwsza moja myśl byłaby taka: gdzie aparat?
OdpowiedzUsuńNie znałam tego przepisu, ale podobny stworzyłam i czeka na publikację.... Po świętach....
Pozdrowionka z innego miasta pełnego mew :)
wygląda zachęcająco i już porwało moje serce
OdpowiedzUsuńCiekawy opis ptaka! Ja jakoś tak od dziecka uwielbiam wszelkie ptactwo. Niektóre mnie śmieszą, inne po prostu się podobają, a niektóre podziwiam.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak swego czasu, spędzając wakacje u babci, codziennie rano skowronek budził mnie pukając dziobkiem w szybę drzwi balkonowych. Sprawiało mi to dużo radości!
Mnie w niedzielę rano obudził szalony kaloryfer (i spuszczanie z niego wody przez jakiegoś geniusza ze spółdzielni), faktycznie senne skojarzenia bywają dziwne;) A farfalle cudownie kolorowe! :)
OdpowiedzUsuńpycha!!! i jakie sliczne kokardki:)
OdpowiedzUsuńPrzepyszne.. i idealne danie.. wprost dla Smakoszy Makaronów.. rozmarzyłam się patrząc na Twoje zdjęcia ;-))
OdpowiedzUsuńwww.przysmakiewy.pl
Rzeczywiście te duże mewy są specyficzne ale przyznaję się że Twój opis jak dla mnie to było połączenie horroru z komedią a makaron pierwsza klasa :-)/
OdpowiedzUsuńWiesz Ewelina, wcale się nie dziwie że w Ptakach Hitchcocka wystąpiły właśnie mewy - okropne są.. Jeszcze śmieszki fajne, ale te wielkie śmietnikówy o których piszesz, brr.. Życzę żeby Cię nie odwiedzały zbyt często!
OdpowiedzUsuńA kwiatek śliczny i makaron taki wesolutki - carbonarę robię zawsze taką najprostszą, ale czuję że groszek jest tu bardzo na miejscu!
Pozdrawiam ciepło Ewelinka :)
No ten makaron i jego kolory to istna orgia dla oczu. Szkoda, że nie ma w wersji pełnoziarnistej, bo tylko taki mogę jeść. A z dodtakami m.in . zielonym gorszkiem wygląda obłędnie!!!
OdpowiedzUsuńŚniłaś mi się :))
OdpowiedzUsuńNa serio:)
Kupuję :-)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji > Wesołych Świąt!
Mewy to dla mnie ptaki latające nad plażą albo Trójmiastem. Nigdy nie przestaję się zachwycać ich obecnością w mieście. Nie są to jednak olbrzymy, tylko takie średniaki. Takie danie to coś dla mnie. Lubię carbonarę i groszek, a więc w duecie musi to być podwójnie pyszne.
OdpowiedzUsuńAle fantastyczny makaron! Ogromnie mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńhistorii z ptakiem nie zazdroszczę, ale zawartości garnka owszem - pycha! :)
OdpowiedzUsuńAleż się uśmiechnęłam na myśl o takiej pobudce spowodowanej przez mewę. Choć Tobie w tamtej chwili bez wątpienia do śmiechu nie było. No cóż. Miejmy nadzieję, że nigdy więcej! :)
OdpowiedzUsuńA carbonarowa bomba kaloryczna. O tak! To jest to, co lubię. Bardzo. Choć z groszkiem jeszcze nie próbowałam. :)
Uściski wielkanocne! :**
Taka przygoda o poranku może zepsuć cały dzień, całe szczęście, że miałaś w zanadrzu tę carbonarę! Ja uwielbiam, ale chociaż próbowałam już z tuńczykiem i pomidorem (to była dość daleka kuzynka tej klasycznej ;) to z groszkiem jeszcze nie, a jestem pewna, że jest przepyszna. No i taka wiosenna :)
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt i dużo miłości. Ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńRadosnych Swiąt, Ewelino!
OdpowiedzUsuńMnie czesto budza gruchajace na balkonie golebie lub kraczace w drzewie obok kruki / wrony ;)
OdpowiedzUsuńBardzo kolorowe Twoje danie Ewelino! Niezwykle optymistyczne :)
Pozdrawiam!
PS. A u nas nawet w krotkim rekawku czasami juz za cieplo! ;))
Amber - dziękuję! Jaskry są cudne!
OdpowiedzUsuńKamila - dziękuję!
basiaP - duże mewy - fe...:(
Piegowata - ja gołębi też nie znoszę...! Ale Alicji mogą się podobać tak, jak wszystkie zwierzęta, prawda? A makaron mężowi zrób, bo pyszny:)
kabamaiga - ćma makro - paskudny widok, nic dziwnego, że się boisz...
Praline - Jamie jeszcze mnie nie zawiódł, ale nie lubię tego całego zamieszania wokół niego... Tez bym odleciała... Ciekawe czy widziałaś "Makro..." i "Mikrokosmos"? Tam się dopiero lata...!
MaLa - i to się chwali!
Majanko - jak lubisz groszek i J. to to jest dla Ciebie:). Wiesz, że to tylko u nas tak zimno...? Nie dość, że wielkie mewy to jeszcze wciąż zimno... Buziaczek:*
A... i jeszcze śniłam Ci się... - to dopiero...:):):)
agnieszko - wiesz co dobre! Wyobraź sobie, że dziś popołudniu tez miałam wizytę jednej takiej... Co jest na tym balkonie...?
mikimamo - aparat... No dziś próbowałam, bo było to samo, ale ona była szybsza... A danie smakowite, prawda? Pozdrawiam Cię mocno!
kulinarne-smaki - ciekawe czy kubki smakowe też?
Staroświecki Zakątek - skowronek...??? Jejku, jak uroczo:)
goh. - śpiew kaloryfera na ranem... A to Ci..! Nie zazdroszczę. U mnie jeszcze grzeją, bo 9 na termometrze...:(
aga - :):):)
Biedr_ona - to Ty Smakosz Makaronów jesteś!:)
Mihrunnisa - horrorów nie oglądam, bo to nie na moje nerwy, ale to porównanie jest bliskie, bo wiesz jak mi serce biło...?
moniko - no widzisz, coś w nich jest - niedobrego... Choćby ten wzrok... Lubię jak tak siedzisz, podpierasz się i piszesz do mnie komentarz:)
Kinga - to Ty sobie zrób, moja Droga, makaron pełnoziarnisy i będzie ok, a cała reszta tak samo:)
Moja Kawiarenka - Tadeuszu, smacznego i dziękuję poświątecznie!
lo - przepyszne! , a mewy tylko śmieszki... Przypatrz się tym wielkim kiedyś dokładnie...;). Buziak:*
Kuchareczko - ogromnie mi miło:)
Tylko Spróbuj - i to jest właściwa zazdrość;)
Zaytoon - a mnie się wydaje, że to nie była taka bomba, bo tego sosu tu jest tylko deczko w porównaniu z klasyczną carbonarą - a jego ilość uzupełniamy woda po makaronie:).
Uściski powielkanocne!
KaroLinko - z tuńczykiem tez pyszna, ale... dla mnie teraz ta lepsza, bo ten groszek taki rozweselający:)
BeataLipov - bardzo dziękuję i ściskam poświątecznie:)
basiuP - dziękuję w oktawie:):):)
Bea - och te gołębie - niby to takie sympatyczne ptaki, a nie do końca...
Bea, u Ciebie już rękawek, a u mnie 9 stopni dzisiaj, choć w radiu mówią, że TYLKO w Trójmieście zimno - na całej Północy...! Nie ma co, jadę do Ciebie!
9 stopni nie zazdroszcze i przesylam troche ciepelka (mnie znow bylo dzis na spacerze za goraco... ;)).
OdpowiedzUsuńMilej niedzieli!
Swietny przepis, a mew tez nie lubie :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne danie! Aż bym chciała złapać za widelec i dopaść się do tego gara (boskie naczynie swoją drogą :) ).
OdpowiedzUsuńuściski!