poniedziałek, 19 września 2011

Wiśta wio – łatwo powiedzieć… trudniej zrozumieć.

wykopki)wykopki)1

17 września. Sobotnie słońce od rana zapowiadało piękną pogodę. Na fotografowanie porannej rosy miałam zaledwie kilka minut. A kwiaty od rana takie zachwycające… Zdążyłam zrobić tylko parę zdjęć, bo trzeba było otwierać bramę. Kaśka miała być za chwilę… Jeszcze tylko jedno zdjęcie, mamuś…

IMG_6417

I przyjechała. Razem ze swoim panem. Łagodna, ale zdecydowana. Silna, ale spokojna. Urok i czar konkretu. Smak siły i wielkości. Piękne blond rzęsy, rozkoszne powieki, ogromne oczy, delikatne i aksamitne chrapy, które można by głaskać i głaskać…

wykopki)7 wykopki)6

Była nam bardzo potrzebna, bo nasze siły już nie te, aby pracować przy pomocy motyki, jak kiedyś. A ziemniaki trzeba było wykopać, bo już czas. Zresztą tak naprawdę nie było komu. Mama i ja, pan Z. i jego żona. I Kasieńka oczywiście – kobyłka pana Z., który w większych polowych sprawach zawsze jest bardzo pomocny, razem z Kaśką ma się rozumieć. Niby nie było tego dużo, ot parę rządków, ale na wątłe kobiece siły to trochę za dużo. Przy pomocy Kaśki uporaliśmy się w 3 godziny:).
Od soboty wiem, że pan Z. w pracy rozmawia z Kaśką za pomocą: wiśta wio, co znaczy – do przodu i w lewo, a ajta wio (choć podobno niektórzy mówią hetta wio) to znaczy ruszaj i skręć w prawo. A Kasieńka wszystko rozumie, choć nie zawsze się słucha… Śmialiśmy się, że pan Z. posługuje się obcymi językami, ale może coś źle wymawia…


IMG_6429

Kasia- Basia walczyła dzielnie, a my za nią. Wiaderko i koszyk, krok za krokiem, ziemniaczek za ziemniaczkiem. Czasami “na chyląco”, czasami na kolanach, później wszytko na wóz i dreptanko po kolejną partię, którą kobyłka wydobyła przy pomocy kopaczki. Były też małe zawody rzucania do kosza… ;), z których śmiały się żurawie co rusz przelatujące nad nami.

wykopki)2IMG_6484 wykopki)3 wykopki)9wykopki)8

Prosta praca wykonywana od wieków…, świeże powietrze i radość, że pogoda była taka łaskawa. I radość z samych ziemniaków, radość z tego, że swoje, że nasze. Bo zasady w kuchni mojej mamy są proste: jak najmniej przetworzonego jedzenia, żadnych sztucznych dodatków, wzmacniaczy i temu podobnych świństw, od których warzywa może rosną większe, ale wcale nie zdrowsze. I chociaż ziemniaków nie jemy wcale dużo, to lubimy tylko te nasze. A z nich później placki ziemniaczane i babkę, sałatki ziemniaczane, ziemniaki duszone i pyzy, o które proszę mamę zimą, kiedy przyjeżdżam.

wykopki)4 wykopki)5

Kasia przewiozła ziemniaczki na podwórko, pan Z. zdążył je zrzucić na przygotowaną plandekę, aby je troszkę przewiało (aby obeschły), a my mieliśmy usiąść do wczesnego obiadu. Trzeba było jednak szybciutko wszystko zacząć przykrywać, bo nagle… spadł deszcz i zerwał się wiatr… Zatem kiedy wszystko zostało szczelnie okryte zasiedliśmy, w zadaszonej altanie, do wcześniej pieczonych ziemniaczków, surówki z czerwonej kapusty i pałek kurczaka. Ziemniaczki postaram się pokazać następnym razem.
Później była kawa i drożdżowe maleńkie paszteciki z twarogiem. Jak mi się uda to też postaram się je pokazać, albo raczej odtworzyć… Do kawy dołączył dziadek, który podczas naszych zbiorów tęsknym okiem patrzył i nie mógł przeboleć, że on już nie może…Robiłam mu test, czy dostanie rękoma do ziemi – udało się z jednym małym dygnięciem… Zresztą każdy taki test przeszedł i każdy z nas z lekkością położył dłonie na ziemi…, spełniony stretching;) - ot taka przypadłość zawodowa… Ciekawa jestem jak tam Twoje tyły nóg, rozciągnięte? Choć opuszki palców dłoni na podłodze?
Słońce znów pokazało swe pogodne, jesienne policzki. Ziemniaki zostały ponownie odkryte. Kiedy obeschną pójdą do worków i do piwnicy oraz do tych, którzy będą chcieli spróbować jak smakuje bryza od mojej mamy:).
Pożegnałyśmy pana Z z żoną (Kaśka dostała buziaka)a same, przy odgłosach odlatujących gęsi, zajęłyśmy się wykopywaniem marchewki, buraczków i zwożeniem dyń… Ale o tym już innym razem… A , i jeszcze ziemniaki przykryłyśmy na noc.

IMG_6694

41 komentarzy:

  1. Taka Kasienka to skarb:)
    A ziemniaczki z wlasnego pola zawsze najlepsze. U nas sa od Babci, ktora jeszcze co roku je sadzi. Mniam:)

    p.s. U mnie ze stretchingiem nie najgorzej:) Cale dlonie na podlodze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewelinko Twój blog to twraz kolebka magii i uczuć. Domowego ciepła i miłości.
    Ty wiesz jak czytanie Ciebie mnie uspokaja??
    Nie wiesz :)
    Ale ja wiem.
    Piękna kobyłka!
    Od dziecka marzę o tym, by pogłaskać konia.

    Miłęgo dnia ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewelinko cudne zdjęcia i piekne opisy:)
    A Kasienka śliczna.:)

    Pozdrawiam cieplutko i zyczę miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ile magii...
    cudowny post. taki ciepły, pełen pozytywnej energii i miłości. po jego przeczytaniu aż czuję się lepiej!
    poprawiłaś mi nastrój.
    do tego przepiękne zdjęcia - och, naprawdę, robisz wspaniałe ujęcia.
    jestem... duchowo rozmarzona.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ewelina,głaskanie konia to coś niewypowiedziane kojącego.
    A Kasia jest taka pracowita.Jak wszystkie konie,które muszą pracować.
    Lubię takie prace,znój i zapach ziemi.
    Piękne kwiaty z rosą.
    Uściski Kochana!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zwyczajne sprawy opowiedziane w taki czarodziejski sposób! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawdziwa magia zwyczajności wyłania się z Twoich słów:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnóstwo pracy, mnóstwo ziemniaków i perspektywa placków ziemniaczanych. A czy z kwaśną śmietanką?
    Uwielbiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Twoje zdjęcia skojrzyly mi sie bardzo sielankowo :) Lubie takie klimaty, bardzo. Niestety nie mam ich na co dzień, przez co jeszcze bardziej do nich tęsknię.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakby Stasiek taka Kaske spotkal, to by jej nie pozwolil tak po prostu odjechac do domu z panem Z. Mozesz sobie wyobrazic... A gesi u nas mocno przetrzebionym kluczem leca, nie tak jak w Polsce...tego Ci zazdroszcze, i tego zapachu ziemii i pracy na niej...buziaki serdeczne
    Anna

    OdpowiedzUsuń
  11. Umiem mówić w końsko-ludzkim języku bo mój Wujek mieszka na wsi i ma kilka koni, jak u niego jestem to mi daje powozić - stąd się nauczyłam ;)
    Dawniej też mieliśmy taką ziemniaczano-porzeczkową działkę, bo hodowała Babcia tam tylko ziemniaki i porzeczki, no i się jeździło na takie zbiory, fajne to było choć szkoda że bez konia o ile to szybciej praca idzie :)

    Musiałam się chwilę rozciągnąć, ale udało mi się całe dłonie na podłodze położyć :P

    OdpowiedzUsuń
  12. Przepięknie opisane :)
    Kiedyś jeździłam do babci na wieś i uczestniczyłam w wkopkach..
    Zapachy wsi i wspomienia , tego nie mozna zapomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  13. moje dłonie spoczywają spokojnie na podłodze :) nie mam z tym najmniejszego problemu (w przeciwieństwie do mojego Męża...)
    Chętnie pomogłabym Wam w wykopkach. To jest mój żywioł! Sadzenie, przesadzanie, wyrywanie chwastów, zbieranie owoców swojej pracy...
    pozdrawiam Ewelinko:)
    ps. przeczytałam że z północy jesteś... zdradzisz skąd?

    OdpowiedzUsuń
  14. Ewelajno! Zdjęcia zachwycające! Nawet zadek konia w tym wypadku wygląda jak dzieło :) Pozdrawiam serdecznie, miłego tygodnia! :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Prezentujesz niesamowite zdjęcia. Bardzo mi się u Ciebie podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Głaskanie konia to prawie jak głaskanie kilku kotków na klacie.Uwielbiam patrzeć na klucze odlatujących ptaków. Ostatnio z moim ciastkożercą oglądaliśmy je na działce- to trochę niestety nostalgiczne i przypomina mi się skandynawska bajka o Nilsie. Pracowita dziewczyna z Ciebie Ewelajno!!
    Nasze szkolne obowiązkowe "Wykopki" były przede wszystkim okazją do młodzieńczych figli.... ach. czasy. Ala ja także jestem fanką zdrowej żywności i dumna z każdego robaczka w śliwce na nietkniętej pestycydammi działce. I jakoś rodzi juz 5 lat bez trucizn i rundapów.Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  17. Ewelino tak piękne zdjęcia zwykłych zmieniaków to chyba tylko Ty potrafisz :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Uwielbiam Twoje zdjęcia!
    I też lubię wykopki :) U nas "na pagorku" rozpisuje się grafik, kto kiedy kopie ziemniaki. Zbierają się sąsiedzi, pracy jest na dwie, trzy godziny, a potem biesiaduje się przy placku i herbacie.
    No i u nas jest hetta wio :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ewelinka, esencja wczesnej jesieni w Twoich zdjęciach, słowach.. A to zdjęcie z kopaczką jest absolutnie przepiękne!
    Znam wykopki tylko od strony zbieracza (i zjadacza ziemniaków z ogniska), chciałabym kiedyś znów na wykopki jechać :)

    Ściskam serdecznie :)

    PS. Ha, nawet czółkiem mogę w kolana stuknąć - rehabilitacja po pewnych feralnych "fikołkach" zrobiła swoje ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Oj chyba muszę Cię namówić na jakąś krótką pogawędkę na temat fotografii, może mi zdradzisz kilka swoich sekretów:)A tak zupełnie poważnie, piękne zdjęcia, po prostu piękne!

    OdpowiedzUsuń
  21. pięknie tu u Ciebie :) urokliwie i ciekawie

    OdpowiedzUsuń
  22. oj takich Kasiek na wsi coraz mniej ...a kiedyś widywało sie je na codzień .... piękne zdjecia:) a wykopki to ja uwielbiam ...te zbieranie ziemniaków, ból pleców i to oczekiwanie na pieczone w łętach ziemniaki ...oj ten czar:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Prawdziwy skarb;)zazdroszczę bardzo,zawsze marzyłam, aby by taki piękny konik mieszkał,gdzieś blisko i mogłabym go pogłaskać,kiedy tylko chcę;*,wspaniałe zdjęcia,lubię;*

    OdpowiedzUsuń
  24. Zdjecia piekne :)Konik super :)
    A kiedy bylas przy tym moim wodospadzie? :) :) :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Ewelino, oglądałam zdjęcia z zapartym tchem!
    Naprawdę potrafisz stworzyć klimat - człowiek ogląda a potem te obrazy zostają w świadomości, to jest sztuka!
    Zdjęcie ogona konia i makro na pysk - absolutne mistrzostwo. I kolorystyka...

    Chcę takich ziemniaków!
    Na ognisko, albo do ulubionych placków - prostego jedzenia, które nie może nie smakować!

    Pozdrawiam Cię gorąco!
    :*

    OdpowiedzUsuń
  26. Wspaniałe zdjęcia robisz, aż miło się ogląda.

    OdpowiedzUsuń
  27. Ewelinko,

    Jako poznańska pyra stwierdzam,że wasze ziemniaki wyglądają super:-)
    Fajna relacja, poczułam się jakbym film oglądała albo czytała dobrą książkę.
    Wróciłam już z Pobierowa. Pięknie było. I ten wiatr. I te fale. Mmmm...
    Pozdrawiam ciepło,
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  28. ooo rety klimat trochę jak z Władcy pierścieni :))

    A polowanie na rosę - rzeczywiście nie łatwa sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
  29. Kurczę, wiesz co? Ukradnę Ci te zdjęcia, wywołam i obkleję sobie pokój!
    A poważnie to 17 września musiał być ładny, co roku musi być ;)))
    Buziaki :****

    OdpowiedzUsuń
  30. u nas wykopki niestety przeciągały się niemiłosiernie. wyrywanie chwastów i praca z motyką, ze 3 tygodnie nam zeszło. przydałaby się taka pomoc :) tak czy siak - masz rację - satysfakcja z posiadania "naszych" ziemniaków jest ogromna

    OdpowiedzUsuń
  31. Pamiętam, dawno temu, jeździliśmy do cioci na grzyby, a czasem też, przy okazji, na wykopki. Poza tym mnóstwo jeżyn pomiędzy polami, przy lesie... Ech, co to były za czasy! Piękne zdjęcia i piękna opowieść :) Można się rozmarzyć.... :) Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  32. Piękny reportaż! Byłam kilka razy (jeszcze dzieckiem będąc ;)) na takich prawdziwych wykopkach i potwierdzam, że jest w nich rodzaj magii i nostalgii. A potem koniecznie wielkie ognisko z ziemniaczkami w popiele... Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  33. Bo wszystkie Kaśki to fajne dziewczyny :)
    Zdjęcia jak żywe, aż zapach ziemi drapie w nosie. Dla mieszczuchów to radość niezwykła oglądać takie historie.
    A ziemniaków Ci otwarcie zazdroszczę!
    Już je widzę takie skwierczące, z pieca, nadziewane boczkiem, cebulką i serem... ehhhh, czas coś zjeść.

    OdpowiedzUsuń
  34. Pierwszy raz przeczytałam tak piękny opis wykopków, przeczytałam i obejrzałam bo zdjęcia są świetne.
    Własne ziemniaki i do tego wykopane własnoręcznie to jest coś!
    A ze zdjęć zachwyciły mnie te z ptakami.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  35. U mojego wujka była Baśka - kropka w kropkę podobna :) Tylko znała nieco inny język: wio (do przodu), ojcip (w prawo), ksebie (w lewo), nazad (w tył), nastąp się (cofnij)...
    A do tego mnóstwo innych, już nie tak specjalistycznych zwrotów, choćby "Baśka, Ty cholero jasna" ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. Ja bardzo lubię kopanie ziemniaków. U nas Dziadek ma traktor więc jest ok (konia pożyczaliśmy czasem do sadzenia, trzeba było robić bruzdy - teraz Dziadek ma sadzarkę).

    Zbieramy zazwyczaj ja, Dziadek. Babcia i kuzynostwo jak się napatoczy albo Ciocia. Z czego kuzynostwo dość szybko "wymięka", a Babcia 75 lat nic nie mówi, tylko pocina i pakuje do tych wiader:D Ja tam lubię zbierać, więć też się nie skarżę. A na koniec zawsze robimy rodzinne ognisko : "chabiele" i pieczone ziemniaczki:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Co za nastrój! Piękne zdjecia i ten klimat jesienny...Bardzo nastrojowy wpis, Ewelajno.

    OdpowiedzUsuń
  38. W tym roku też się załapałam na wykopki. Śmiechu co nie miara, choć pogoda niesprzyjająca... Pięknie świat pokazujesz...

    OdpowiedzUsuń
  39. Ewelajna, chcialabym napisac cos wiecej niz: wspanialy reportaz, dech zapiera w piersiach! Przypominaja mi sie wykopki, dawno, dawno temu to bylo, nie towarzyszyly temu tak radosne chwile jak Toie, to co pamietam to koniecznosc, pospiech, przymus... Jednak Twe zdjecia ogladam z przyjemoscia i przypominam sobie tamte obrazy, ktoras z kobylek tez chyba miala na imie Kaska :) Dziekuje Ci za ten wpis, za budzenie obrazow! I sciskam bardzo serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń