czwartek, 24 października 2013

Jabłka z marcepanem pod cynamonową kruszonką


jabłka z migdałami pod kruszonką (6)

Bywają takie dni, że myśl o szarlotce nabiera obsesyjnego znaczenia. Nagle jabłka dostrzegam wszędzie: bilbord, warzywniak, reklama ciasta przed cukiernią. Każdy warzywniak rzuca się w oczy, a kolorowe jabłka zaczynają wołać: ja…., weź mnie, jestem najlepsze…! Na widok każdego czuję jego zapach podczas pieczenia. To nic, że najbardziej lubię te świeże jesienne jabłka, nie mówiąc o tych zrywanych prosto z drzewa, albo podnoszonych z pod jabłonki i wycieranych rękawem… Teraz chcę domowej szarlotki pachnącej cynamonem. Tego niepowtarzalnego połączenia masła, mąki, cukru, cynamonu i jabłka. Wizyta w cukierni byłaby jakimś rozwiązaniem, ale przecież nie tego chcę. Wizyta w kawiarni…, tam też nigdy nic nie wiadomo (no…, chyba, że byłabym pewna tego, co dostanę, a nie jestem…) poza tym nie mam czasu. Wiem, czego chcę, ale nie chcę też czekać. Moja niecierpliwość sięga kręgosłupa lędźwiowego… Chcę teraz, zaraz, już… ! I nie chcę czekać aż kruche na szarlotkę nabierze mocy w lodówce…

Też tak czasem macie?

jabłka z migdałami pod kruszonką (5)

Kiedy tak właśnie mam, robię jabłka pod kruszonką. Prosto i szybko. Właściwie najszybciej jak się da. Jabłka w domu mam zawsze. Mogę powiedzieć, że są podstawowym składnikiem mojej diety. Teraz przepyszne jonagoredy z naszego ogrodu, więc główny składnik pod ręką.

jabłka z migdałami pod kruszonką (1)

Zatem kroję jabłka w kostkę, skrapiam sokiem z cytryny, wrzucam do naczynia do zapiekania i robię kruszonkę z cynamonem… Voila! Zapach w domu nieziemski… Obsesyjne myśli zanurzam w nim po brzegi… Przez pół godziny przebieram nogami i co jakiś czas patrzę, czy to już, czy kruszonka wystarczająco zezłocona.
Ostatnio robię ja z marcepanem.

Jabłka z marcepanem pod kruszonką

Po półgodzinie, kiedy stwierdzam, że wszystko jest tak, jak należy, wyciągam ciasto tryumfalnie z piekarnika. Łyżką nakładam sobie słuszną porcję, dodaję kwaśnej śmietany i jestem w siódmym niebie…

jabłka z migdałami pod kruszonką (7)


Jabłka z marcepanem pod kruszonką

6-7 jabłek
sok z jednej pomarańczy, albo cytryny
300 g marcepana
80g cukru trzcinowego
80g mąki orkiszowej 650  (albo pszennej)
80g masła
łyżeczka cynamonu
cukier puder do dekoracji

1. Obrane jabłka pokrój w kostkę i wymieszaj z sokiem z pomarańczy, albo cytryny.
2. Zetrzyj marcepan i wymieszaj go z jabłkami.
3 .Mąkę, cukier, masło i cynamon połącz jak na kruszonkę (w grudki).
4. Jabłka z marcepanem włóż do żaroodpornego naczynia, posyp kruszonką i zapiekaj 30 minut, aż powierzchnia kruszonki będzie złota. Podawaj z kwaśną śmietaną, albo bez…,  z lodami, albo bez…, podawaj tak, jak lubisz.

Wszystkiego jak najsmaczniejszego!

jabłka z migdałami pod kruszonką (8)

niedziela, 20 października 2013

Papryka czekoladowa nadziewana kaszą gryczaną i kurkami w sosie śmietanowym


czekoladowa papryka faszerowana kaszą gryczana i kurkami w sosie śmietanowym (6)

Uroda jesieni nie mija jeszcze, choć liście w większości straciły kolor moich oczu. Teraz są ciepło - wesołe i pogodne jak fasady i dachy kamienic na starych rynkach, albo wysuszone staruszki ze śmiejącymi się oczami. Taka piękna przemijalność. Na rogach ulic jeszcze gdzieniegdzie można zachwycić się bukiecikami z ostatnich jesiennych kwiatów i dostać zielonki, rydze, podgrzybki, resztki prawdziwków i kurek, jak dzisiaj,  których obecności się dziwię, ale pan mówi, że to przywiezione z południa, bo tam cieplej… Wierzę, bo widzę i biorę.
  U progu restauracji, sklepów i kwiaciarń rozsiadły się dynie, kolorowe chryzantemy, eleganckie wrzosy i ozdobne kapusty. Nie opieram się jednemu z tych zaproszeń i w końcu nie mogę się zdecydować czy wrzos, czy pokrzywka jakiej jeszcze nigdy nie widziałam…? W wreszcie wybieram tę drugą, przecież wrzos mam w donicy na tarasie. Wychodzę z kwiatem i jeszcze szerszym uśmiechem niż zwykle. Jest pięknie sucho i słonecznie.

czarna papryka faszerowana kaszą gryczana i pieczarkami

Sobotnie przedpołudnie aktywnie, bo dwie godzinki fitnessu dla babeczek, które łikendują w Dźwirzynie. Najpierw wylewam z nich siódme poty na aerobiku, później łagodnieję na pilatesie. A po zajęciach obiad, gdzie obowiązkową przystawką było tiramisu z wątróbki i kaszanki – takie wymyślne, ale całkiem dobre.
Po obiedzie wdycham zapach mchu z nadmorskiego lasu, zbiegam ścieżką po wydmach i razem z mewami, chodząc brzegiem morza, słucham delikatnego szumu fal, wędruję ciepłym krajem, malachitową łąka morza, patrzę jak dzień liże morze słodką grzywą fal i wyszukuję korale jarzębiny w okolicach wydm a pejzaż w powieki miękko wsiąka… (tutaj zdjęcia)
 
czekoladowa papryka faszerowana kaszą gryczana i kurkami w sosie śmietanowym (8)


A dziś przychodzę pokazać Wam swoje czekoladowe papryki, które przywiozłam od mamy. Wczesną wiosną kupiłam nasionka tej papryki bo lubię smakować nowe, nieznane. Eksperyment, który od początku prowadziła mama był bardzo obfity – kto tylko się napatoczył dostawał paprykę i…. zachwycał się jej kolorem. Papryka jest czarna na zewnątrz, ale w środku zielona. Bardzo dobra zaraz po zerwaniu z krzaka, ale nie tak słodka jak czerwona. Po upieczeniu, czy ugotowaniu, traci czarny kolor zmieniając go na zielony tak, jak czarna fasolka. Szkoda. Czyli kolejny owoc do kolekcji: “jak kameleon”. Paprykę nadziałam kaszą gryczaną i kurkami. Podawałam z fasolką z… zamrażalnika. Danie jest bardzo łatwe do przyrządzenia i robi wrażenie na jedzących – przetestowane kilkakrotnie. Świetna alternatywa dla klasycznej faszerowanej papryki zapiekanej z mięsem.

czekoladowa papryka faszerowana kaszą gryczana i kurkami w sosie śmietanowym (10)
czekoladowa papryka faszerowana kaszą gryczana i kurkami w sosie śmietanowym (1)czekoladowa papryka faszerowana kaszą gryczana i kurkami w sosie śmietanowym (3)

Papryka zapiekana nadziewana kasza gryczaną i kurkami z cebulką

6 średnich papryk
180g kaszy gryczanej
1 łyżka iliwy do kaszy
6 łyżek masła
2-3 łyżki oliwy
100ml śmietany 30%
400 g kurek
2 średnie cebule
3 łyżki drobno posiekanej zielonej pietruszki
sól, pieprz do smaku
oliwa do pieczenia

1. Kaszę zagotuj pod przykryciem w osolonej wodzie z jedną łyżką oliwy, odmierzając filiżankami, w proporcji jedna część kaszy i dwie części wody, (czyli jedna filiżanka kaszy, na dwie wody). Jak tylko kasza zagotuje się, odstaw- kasza w tym czasie wchłania wodę i pęcznieje. Po 10 min. jeszcze raz doprowadź do zagotowania i znów odstaw.
2. Papryki umyj i odetnij im “czapeczki”.
3. Piekarnik ustaw na 180°C
4. Kurki najpierw oczyść szczoteczką lub pędzelkiem i opłucz na sitku, następnie osusz ściereczką bądź papierem.
5. Cebulę pokrój w drobną kostkę
6. Na dużej patelni roztop połowę ilości masła, połowę oliwy i lekko zrumień posoloną cebulę . Wymieszaj i smaż przez około 2 minuty.
7. Dodaj pozostałe masło, oliwę i kurki - smaż na średnim ogniu przez około 5 minut. Wlej śmietankę, dodaj  pietruszkę, wymieszaj i gotuj przez około 2 minut aż sos lekko zgęstnieje. Dopraw solą i pieprzem
8. 3/4 kurek połącz z kaszą gryczaną, wymieszaj delikatnie i nadziej tym nadzieniem papryki. Papryki włóż do naczynia żaroodpornego lub garnka bez plastikowych dodatków. Wlej mniej-więcej 1,5 cm oliwy. Wstaw do piekarnika pod przykryciem i piecz 1 godz.
9. Podawaj z pozostałym sosem z kurkami. Jeśli jest za gesty dolej wody i ewentualnie dopraw.

czekoladowa papryka faszerowana kaszą gryczana i kurkami w sosie śmietanowym (5)

Dobrej niedzieli dla nas wszystkich i smacznego obiadu, albo pysznej kolacji!

środa, 16 października 2013

Łikendowe okruchy jesieni. W ogrodzie.


IMG_2093

Lubię kiedy budzi się dzień, a my piejemy kawę na balkonie wciąż jeszcze w szlafrokach. Poranek, to moja ulubiona pora dnia. Taki czas, kiedy czuję, że potrafię naprawdę oddychać. Światło wstającego dnia jest jak balsam dla mojej duszy, a bezchmurne niebo i rześkie powietrze nastrajają pozytywnie, nawet jeśli w perspektywie mam pracowity dzień.

Ona wstaje wcześniej, siedzi w ciszy i słucha jak budzi się świat rozwiązując… krzyżówki. Ja zamieniam kilka zaspanych jeszcze słów na dzień dobry i idę wstawić wodę. Kilka minut później razem pijemy kawę i słuchamy budzącego się poranka nic nie mówiąc.. Po kilku chwilach wracam do kuchni i kroję nam po kawałku nie napoczętego jeszcze sernika, który się piekł poprzedniego wieczoru, w czasie kiedy kisiłyśmy kapustę. Tym razem nie 50 kilo, jak w zeszłym roku, a jakieś 30… Do tego 3 całe główki na spód – na gołąbki najlepsze na świecie z kiszonej właśnie…

Właściwie się wyspałyśmy, skoro każda z nas wstała bez budzika… Jeszcze tylko zbudzić Najmłodszego…, bo przecież dziś ostateczne sprzątanie ogrodu przed…zimą.

Zatem jeśli macie ochotę, zapraszam Was na spędzenie bardzo przyjemnego dnia w naszym ogrodzie, a w zasadzie w ogrodzie mojej mamy, którego jestem tylko łikendowym gościem. To już moja kolejna propozycja wspólnego spaceru po ogrodzie. Poprzednie znajdziecie w zakładce “niekulinarnie”. Zróbcie sobie herbatę malinowską, albo dobrą kawę...

Zanim ogród zacznie przechodzić w stan uśpienia, które tuż tuż..., trzeba poświęcić mu trochę pracy, aby wiosną znów móc cieszyć się jego pięknem, żyzną glebą, pięknymi kwiatami i relaksującym klimatem.

W drodze do ogrodu, do którego mamy 10 km, układamy plan co kto…, co po czym… i kiedy…,

IMG_1988

a w czasie jazdy towarzyszy nam słońce i niebo takie, jakiego w mieście nigdy…

IMG_0450IMG_0459

A później, po przyjeździe spojrzenia na całą gamę detali, które przyciągają wzrok: drobne świeże stokrotki wśród suchych liści, miechunki jak odblaskowe światełka, wyliniałe drzewo czarnego bzu, które tak niedawno przecież kwitło…, sieci pajęcze rozpostarte między krzewami, zardzewiałą starą bańkę na mleko, która od dawna jako donica dla aksamitek służy, kosz ozdobnych dyń, co to w pobliżu garażu malowniczo wygląda, ostatnie kwitnące pąki róż, wyschnięte liście winogron jak nietoperze (to już…?), pastelowo-różowe chryzantemy, którym przy jesiennej aurze wiedzie się całkiem dobrze i fioletowe marcinki, co jeszcze żółtym oczkiem wesoło mrugają do słońca. I tak mogłabym bez końca…, i może nie każdy by się zachwycił, ale to moje, nasze, swojskie, znajome. 
 
W każdym razie wiemy już co komu zostało przypisane i każdy z nas rusza do swojej pracy. My do malin, a Najmłodszy w tym czasie zajmuje się bardzo poważną sprawą - naprawia bojler, bo problemy z wodą są i daje radę, bo Najmłodszy sprytny jest i zawsze dokładnie potrafi zająć się technicznymi sprawami.

Zatem zakładamy kalosze i rękawice, bierzemy narzędzia i idziemy ciąć maliny, na które już czas…

W mieście nie ma potrzeby zakładania kaloszy, nawet jeśli taka moda… Tutaj zakładasz takie takie gumowce i nie martwisz się czy porysujesz, ochlapiesz, czy wejdziesz w błoto, czy w ziemię świeżo skopaną albo w mokrą trawę od której wilgoci w zwykłych butach tylko katar…

IMG_2091IMG_2122

A wokół nas liście. Jedne wirują z wiatrem, albo próbują ukryć się w rynnie. Inne stabilnie strzegą letnich pozycji wciąż, jakby nieświadome, że niebawem najdzie ich czas… Tymczasem cieszą oczy i ubarwiają świat dokoła nas.

IMG_1987

Po drodze, zaraz za płotem, zrywam i zjadam ostatnich siedem truskawek, których kwiaty wciąż kwitną nieświadome nadchodzącej zimy...

Połowa października, ścinanie mali, kopanie szklarniPołowa października, ścinanie mali, kopanie szklarni1

Maliny rosną w prawym rogu, na końcu ogrodu. Są takie wysokie, że ponad nimi wystają nam tylko głowy… Myślę, że gdybym teraz była dzieckiem (często wydaje mi się, że nadal nim jestem…)…, mogłyby być świetną kryjówką do robienia jedzenia kukurydzy albo groszku, albo maleńkich 3-centymetrowych ogórków…
 Zanim radykalne cięcie, zrywamy maliny z dolnych gałązek, te, których wrześniowy mróz nie chwycił. Później tniemy łodygi 20cm nad ziemią układając je wzdłuż na grządkach tak, aby okryły obcięte końcówki. Taki stan rzeczy zostanie na zimę, a wiosną wysuszone łodygi zostaną spalone.

IMG_2191IMG_2193Połowa października, ścinanie mali, kopanie szklarni3IMG_2195IMG_2273IMG_2201

Pracujemy, gadamy, wspominamy, decydujemy i planujemy jak zwykle…, zrzucając kolejne ciepłe warstwy, w które jesteśmy ubrane, a  takie mamy widoki za płotem:

IMG_1996IMG_2002IMG_2013

Taka perspektywa w zasięgu ręki   porusza mnie zawsze i najzwyczajniej cieszy. Co ja zrobię, że rozczulają mnie pasące się krowy….? Ile ja im już w życiu zdjęć narobiłam… Albo żurawie, z którymi nawet “pogadać się” da…, czy w końcu to stado saren, które często tak blisko… Rozczula, bo chciałabym częściej przy pracy, czy z kubkiem kawy w ręku podziwiać taki widok.  Cieszy, bo choć czasem mogę się pozachwycać mając świadomość, że są tacy którzy nigdzie, nigdy takich zwyczajnych przeżyć nie doświadczyli… Niby tylko tyle, bo pole, las i zwierzęta, a przecież AŻ tyle. Jak dla mnie AŻ TYLE, bo ten pozornie błahy widok niesie spokój  i jednocześnie odpowiada na pytanie co jest dla mnie ważne.

Po malinach mama do segregacji cebuli, czosnku i do innych zadań, które sobie wyznaczyła, a ja mam czas na zrywanie pigwy (a właściwie owoców pigwowca, bo to zasadnicza różnica), na którą jeszcze przyjdzie pora na blogu…

IMG_2349

Gdzieś w trakcie pracy przerwa na obiad przygotowany przez mamę. Jemy mocno wysmażoną wątróbkę z cebulką i sałatkę w postaci pomidorów z czosnkiem, a dla chętnych ziemniaki. Później wracamy do pracy, a po jakimś czasie pijemy kawę i raczymy się wcześniej wspomnianym sernikiem i tegorocznym sokiem malinowym.

IMG_2078

Później trochę wspólnej pracy przy jabłkach, których w tym roku 10 razy mniej niż w zeszłym, ale na kilka szarlotek wystarczy:).

IMG_2157

Gdzieś między jednym kursem na ogród, a kursem na strych, czy do warsztatu, fruwają rusałki pawiki jak małe energetyzujące liście, choć w zasadzie swoim wyglądem chcą odstraszyć potencjalnego wroga “mrugając “ złowieszczo pawimi oczkami. Cieszą mnie tym bardziej, że to ich ostatnie chwile przed wejściem w stan hibernacji. Za moment zaczną szukać zacisznych, w miarę ciepłych, miejsc na zimowisko.

IMG_2230

Zostawiłam motyle z ich sprawami i spijaniem resztek nektaru, zerwałam ostatnie papryki i pomidory ze szklarni,  powyrywałam pozostałości krzaków,

IMG_2058

następnie ją podlałam 40-stoma wiadrami wody, bo sucho było jak pieprz a później skopałam… Uff…! Było gorąco…

IMG_2365Połowa października, ścinanie mali, kopanie szklarni2

Ale warto było, bo satysfakcja po takiej ciężkiej robocie gwarantowana. A to, że wieczorem nie bardzo wiedziałam jak się nazywam… to…, to już zapomniałam;). W każdym razie wypociłam bzdury, głupie myśli i różne tam takie co to głowę zaśmiecają. Gleboterapia wyśmienitym lekarstwem na... wszystko…! oprócz kręgosłupa ma się rozumieć (pamiętaj: "przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania lub skonsultuj się...")

IMG_2384

Pod koniec dnia bilans wyszedł na Wielki Plus, bo plan został zrealizowany ponad normę: maliny ścięte, warzywa i owoce zerwane i posegregowane, bagażnik załadowany (część do domu, część dla mnie), bojler naprawiony a szklarnia skopana (tego elementu nie było w planie, mama chciała to zrobić w poniedziałek), a my wróciliśmy do domu zmęczeni, ale zadowoleni. Zatem ogrodowy porządek na zimę jest:).

12 października, obcinanie malin, kopanie szklarni, bojler2

Teraz korzystam z pierwszej wolnej chwili i przesyłam Wam ten “zdjęciotok” pełen mojej jesiennej radości! 
Dziękuję Wam za wspólne chwile w naszym ogrodzie:).
Do następnego!

IMG_1985

środa, 2 października 2013

Słoneczna zupa z żółtych pomidorów i gruszek na początek października


zupa z zółtych pomidorów (15)

Nie mam czasu na życie. Praca… Wychodzę rano i wracam wieczorem. Nie ma kiedy piec i gotować. A jak już zawalę wieczór, bo coś upiekłam to nie mam czasu na sen… Ba…, nie mam czasu na żadne obiecane spotkania. A przecież  każdy dzień jest jak cud… Jak cud… powtarzam sobie i gdzieś w międzyczasie otwieram oczy na drobiazgi, przypominam sobie o ważnych Imieninach i Aniele Stróżu, co to przy mnie stoi wciąż...,  i obiecuję spotkanie.
Szybkie sałatki, fasola, ciecierzyca, avokado, jabłka, pomidory i papryka (te ostanie od mamy) dostarczają mi białka i witamin. Czasem pojęczę i porobię miny, ale nie narzekam, bo pracę szanować trzeba i tyle. Z utęsknieniem czekam na piątek po pracy, właściwie zaczynam czekać już w środę… Czasem - no.., może raz na tydzień…- jednak trafi się wolne popołudnie. Wtedy chciałabym tyyyle nadrobć… I głupieję.., tak, jak ostatnio. Z rozpędu i radości gotuję zupę dyniową, piekę tartę podgrzybkową i tartę śliwkową. Na kilka dni, jak się okazuje…, bo w socjalnej mikrofali też można odgrzać, i nie zostaje mi czasu na inne zaległości, o nadrobieniu których marzyłam...

Zupa z żółtych pomidorów1

Dziś właśnie skończyłam szybciej. I nie miałam żadnych postanowień poza… szarlotką. Taką malutką…, niezobowiązującą, bo przecież pyszne jabłka wokół. Ale najpierw konkretne jedzenie, więc wracając domu po pracy, kupiłam kawałek wędzonego łososia i jak każdy taki głodny wracający myślałam: “Co by tu…, co by tu dzisiaj…?”. Zamknęłam drzwi od środka, torbę rzuciłam na podłogę, bakłażanowy płaszczyk na wieszak, a baleriny spadły mi w locie… Głód sięgał kręgosłupa.
Pomidory leżały na kuchennym stoliku. Pomyślałam, że mogłyby wystąpić w roli szybkiej sałatki. Chciałam je pokroić, skropić olivą i octem smakowym, dodać łososia i orzechów i wciągnąć najszybciej jak się da, bo głód sięgał…

Zupa z żółtych pomidorów2

Ale stało się inaczej..., bo na parapecie leżały jeszcze trzy dojrzałe gruszki klapsy. Zjadałam jedną by zabić ten głód. Przyjrzałam się spokojnie słonecznej jesieni za oknem, zatrzymałam wzrok na wciąż kwitnącej lawendzie, rzuciłam okiem na dorodną jarzębinę…, zobaczyłam, że wrzos traci swoje piękne barwy. W tym momencie uczucie osłabienia jakby malało.… Zjadłam jeszcze jabłko i przestałam być tak bardzo głodna, więc… zrobiłam zupę. Bardzo szybką zupę. Łososia do niej pokroiłam cieniutko, a orzechy zalałam wrzącą wodą - kiedy zmiękły, dodałam do zupy. A zupa była baardzo dobra. To co…, polecam! Tylko dodajcie tego łososia i orzechy – koniecznie.

zupa z zółtych pomidorów (9)

Zupa pomidorowo gruszkowa
2-3 porcje

1kg pomidorów
2 słodkie gruszki
80g masła
2 łyżeczki słodkiej papryki
1 i 1/2 łyżeczki cukru trzcinowego
1 płaska łyżeczka soli
pęczek bazylii, albo półtorej łyżeczki suszonej

100-120g łososia wędzonego
3/4 kubka wyłuskanych orzechów włoskich

Orzechy zalej wrzącą wodą i zostaw na czas przygotowywania zupy aż zmiękną.
Pomidory sparz i zdejmij z nich skórkę. Gruszki obierz i oczyść z gniazd nasiennych. Jedne i drugie pokrój i włóż do garnka. Pogotuj 5 min., następnie dodaj wszystkie pozostałe składniki. Wszystko razem zmiksuj – ewentualnie dopraw jeszcze solą, bądź cukrem – smak zupy zależy od smaku i słodyczy pomidorów, których użyjesz.
Podawaj z cieniutkimi plasterkami łososia i dużymi kawałkami włoskich orzechów.

Zupa z żółtych pomidorów3

Oby do piątku...! Słonecznych dni Wam, życzę!

zupa z zółtych pomidorów (14)

wtorek, 24 września 2013

Tarta cytrynowo-jeżynowa i powrót, albo odwrotnie…


jezyny  (6)

Zatem wracam. Serce pozostanie dość mocno zmienione, bo działo się bardzo wiele i… zmienił się Punkt Odniesienia. Trzeźwym umysłem staram się ogarnąć wszytko to, co zaniedbałam ostatnio. 
 
Słoneczna sobota była dobrym dniem na porządki. Wyszłam na taras. Wyrwałam sałatę, która pozwoliła sobie zakwitnąć, zebrałam przedostatnie już  może ogórki na mizerię. Z suchych lisków oczyściłam miętę i szałwię. Cieszyłam oczy lawendą, która wraz z wcześniejszymi deszczami odzyskała drugą młodość. Z dumą patrzyłam na marchewkę, której wiosną cztery rządki posiałam.
 
Nowy folder
Nowy folder1
 
A później z mądrą książką i podwiniętymi nogami usiadłam na ciepłym tarasie. A mój buziak, jak to z nim bywa... bywał w książce i zbierał pocałunki słońca współistniejąc z nowymi zmarszczakami. Do tego podwójne espresso i pyszna tarta z sosem jeżynowym. Powrót do domu. I już się uśmiecham, już patrzę pogodniej, bo wszystko się zmienia, ale trzeba  żyć dalej. Niby nic, a porządek, cisza, spokój i świadomość tego, co ważne przywracają harmonię. Nadal pojawia się wiele "gdyby"… i nic już nie będzie tak samo. Niektóre zdania już nie zostaną wypowiedziane, innych nawet nie będę zaczynać… Pytania, które były na porządku dziennym, już się nie zdarzą… Pewna Opowieść się skończyła. A jej początek jest TUTAJ.
 
jezyny  (1)

Bo...dawniej było lepiej...  mówił mój dziadek... Wszystko przemija... powtarzają mędrcy i prostaczkowie. Tak samo mówią rodzice i wreszcie my sami, gdy dojrzejemy. Coraz bardziej doświadczam tej przemijalności. Czuję jak ucieka to, co bliskie, choć błahe i żal..., a czasem coś tak ważnego, że koniecznie chciałabym to zatrzymać...i żal ZA duży.
Tak, jak z latem, które zamknęło swój kalendarzowy rozdział, ale czasem jeszcze odwraca głowę posyłając mi coraz słabsze promienie swego ciepła. Zostawia lekkie, miękkie światło padające z ukosa, z drzew zrzuca kolorowe liście, przynosi krótsze dni i mgły o świcie i zdziwienie, że to JUŻ...??? Do tego wielkie owocowe bogactwo: dynie, śliwki, soczyste jabłka i gruszki, z których kapie sok po brodzie. I wreszcie granatowe jeżyny, którymi można się cieszyć pod koniec lata. Piękne i szlachetne - udomowione owoce lasu. U mnie pojawiły się za sprawą Dobrej Duszy, która odkryła Jeżynowe Królestwo w zapomnianym zakamarku miasta i obiecała udostępnić mi je w przyszłym roku. Dziękuję:). 
 
Dzięki temu tarta z jeżynami. Przepis w zasadzie jest TUTAJ. W zeszłym roku też piekłam ją we wrześniu. Przepis jak na przepyszną tartę malinową, ale troszkę pozmieniałam składniki, więc zapisuję od nowa. Użyłam mąki orkiszowej, którą ostatnio namiętnie używam do każdego ciasta, zwiększyłam ilość jajek i cytryny, a cukier był trzcinowy.
Zamiast malin użyłam jeżyn. A, że jeżyny na zdjęciach są płynne to…, to już zasługa mojego braku cierpliwości. Ale tak też jest pysznie.
 
Nowy folder2Nowy folder3

Tarta jezynowo-cytrynowa z biała czekoladą
foremka 22-23 cm
Ciasto:
1 1/4 szklanki mąki orkiszowej
1/3 szklanki trzcinowego cukru pudru
szczypta soli
115 g miękkiego masła (trochę ponad pół kostki)
2 żółtka
1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego (albo cukru z prawdziwa wanilią) 
 
Krem (śmietanka) cytrynowy:
 4 jajka
3/4 szklanki cukru podru
1/3 (75-80 ml) szklanki soku z cytryny
1 szklanki śmietany 30-30% 
 
Polewa malinowa:
600-700 g jeżyn
3 płaskie łyżki żelfixu “3 w 1” 
 
Ciasto:
1. Żółtka połącz z ekstraktem (albo cukrem) w małej miseczce. Mąkę, cukier i sól wymieszaj. Dodaj masło i miksuj na wolnych obrotach aż mieszanina będzie przypominać kruszonkę. Dodać wcześniej połączone żółtka z ekstraktem waniliowym. Wszystko połącz dokładnie.
2. Ciasto wyłóż do foremki, nakłuj spód widelcem i wstaw do lodówki na godzinę.
3. Piekarnik ustaw na 190°C. Cisto przykryj papierem i wysyp “dyżurną” fasolę (bądź kulki ceramiczne). Piecz 20 min, lub do zezłocenia brzegów (które wcześniej zostały przykryte papierem). Po tym czasie zdejmij fasolę i papier, podpiecz ciasto jeszcze przez 5 min. Odstaw do ostygnięcia. 
 
Krem cytrynowy: 
1. Lekko ubij jajka – tylko tak aby je połączyć. Dodaj cukier i sok z cytryny, wymieszaj. Dodaj śmietanę i wymieszaj ponownie.
2. Napełnij tartę kremem i wstaw do piekarnika (190°C). Piecz 17-20 min. do momentu kiedy środek (centrum) będzie lekko drżący – ma się tylko “ściąć”. Ciasto ostudź
 
Polewa jeżynowa i polewa z białej czekolady:
1.Do garnczka wlej tyle wody, aby jedynie przykryła dno. Włóż maliny, zagotuj i dodaj żelfix. Delikatnie wymieszaj, tak aby kilka malin zostało w całości. Odstaw aby dżemik lekko przestygł. Następnie delikatnie wyłóż na ostudzony krem cytrynowy. Ponownie ostudź.
2. Białą czekoladę rozpuść w garnczku w mikrofali, albo w kąpieli wodnej (metalowa miska na garnku z gotująca się wodą), przełóż do foliowego sztywniejszego woreczka, odetnij róg i maluj:) co tam Ci do głowy przyjdzie.

tarta cytrynowo-jezynowa (2)

Zapomniałabym... Bolesławiecki kubeczek z motylem jest prezentem od Jo, która Bolesławiec przedstawia tak, że chciałabym tam zamieszkać, a w  ostatnim poście pokazuje jak tworzy się takie dzieła. Dziękuję!