Ona urodziła się w Oszmianie pod Wilnem (teraz Białoruś), a on w Michalowie w okolicach Zamościa. Ona chodziła do Gimnazjum im. Piłsudskiego w Wilnie, a później przez 3 lata “do zakonnic”, które prowadziły szkołę krawiecką. On miał zostać młynarzem, ostatni rok mu został. Kiedy ją zabierali, w 42r., koleżanki namówiły ją, aby w rubryczce narodowość napisała Litwinka, wtedy będzie miała lżej… Ją wywieźli do Himbach, jego dwa lata wcześniej ok. 20 km dalej, do Eckartshausen w okolicach Hanau (miasta braci Grimm…) w Hesji w Zachodnich Niemczech. Ona zajmowała się domem i dzieckiem “dygnitarza”, który pracował we Frankfurcie, on pracował w gospodarstwie. Spotkali się kilka razy i spodobali się sobie. Ona, od swojej gospodyni, dostała zakaz spotykania się z tym Polakiem, który nosił literkę “P” na rękawie. “Przecież jesteś Litwinką, nie możesz się z nim zadawać…!”. Nie widzieli się rok… Ktoś powiedział Paulowi, że nadal się jej podoba, że cały czas o nim pamięta…
Nadszedł rok 1945. Spotkali się raz, czy dwa razy…, skończyła się wojna, przyszli Amerykanie, zaczęli tworzyć obóz “oczekiwania” tylko dla Polaków, dla 3 tysięcy ludzi. “Ten dla ruskich był po drugiej stronie ulicy”. Przyszła wiosna, on odszedł od Niemców i z kolegami pojechali, aby ja zapytać, czy jedzie z nimi do obozu, do Hanau. Tam Paul był blokowym, do którego należało zwoływanie zebrań i rozdawanie jedzenia dla wszystkich. Mijały słoneczne dni, kwiaty wychylały się z ziemi czując nadejście nowego… Ludzie cieszyli się i martwili jednocześnie.
Trzy tygodnie na zapowiedzi czekali, a msze św. były co niedziela. 19 sierpnia wzięli ślub. “Stefka, wiesz Twoja babcia, sukienkę z koleżankami załatwiała… Chyba od kogoś kupiła…, trzewiki miała białe z czarnymi czubkami, a mi garnitur uszył krawiec, z wioski oddalonej o 10 km od Hanau, ale to Polak był. Ubranie "dosyć eleganckie, bo nowe” – wspomina. Zdjęcia zrobili pod drzewami w koszarach. Wesele dla siedmiu osób, odbyło się w jednym z pokoików w koszarach. Świadkami była ciocia Janka (dziadka siostra cioteczna, której już nie ma z nami - pisałam o niej tutaj), z przyszłym mężem. “Ksiądz dał ślub, miałem trochę wina, wódkę z cukru zrobiłem…, jedzenie było z koszar. No i co…, pojedli, popili, pocieszyli się i tyle, a tydzień później Janka z Zygmuntem wzięli ślub...!”.
Później wrócili transportem do Polski. Jechali dwa dni. Pamięta jak ona w wagonie, jadąc przez Pragę, pytała “Paweł, a może pojedziemy do Kanady…?”, a on ze złością odpowiedział: “Nie. Będziemy jeść chleb z solą, ale w Polsce…!”.
Przyjechali do Dziedzic, jedząc amerykańskie konserwy, przez tydzień czekali na repatrianckie papiery, bo jak mieli papiery, to byli trochę bardziej bezpieczni, “bo w Polsce te piekielne bandy, co to wiesz, trochę ich jeszcze żyje dalej…, napadały na Polaków wracających z zagranicy”. I tak dojechali do ciotki, która wcześniej wychowywała dziadka, do Wólki Nieliskiej i tak powoli zaczęli życie w biednej Polsce.
Pierwsza na świat, w marcu 1946r. przyszła Józefa zwana Ireną, później Janek (właśnie minęła 5 rocznica jego śmierci), dalej Piotr, Danka, Wanda, Teresa i na końcu w 59r. Urszula. Stefania miała wtedy 37 lat. Tylko tyle…, i aż tyle przeszła… Była tą “lepszą”, kochaną babcią.
Teraz, z babcią Stefcią, od 15 lat spotykamy się tylko na cmentarzu. Dziadek w maju będzie obchodził 12 rocznicę ślubu z “nową” żoną Tereską, a w styczniu skończył 92 lata… Ot tak sentymentalnie Dzień Dziadka nam minął. Z obecnością mamy (Wandy), przyszywanej “babci” Tereski i moją. Do tego czekoladki z nadzieniem, które dziadek tak lubi i ciasto mamy ("Nie Ewelinka piekła…? Czemu…?") i kawa, na sam zapach której każdy odzyskuję siły.
zdjęcie sprzed roku
Dobrego, zgodnego tygodnia, moi Mili!
Rogaliki genialne:) i piękne tło:)
OdpowiedzUsuńPiękna historia, piękne croissanty, chyba się skuszę i takie zrobię :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWierzę, że kiedyś Twoją książkę kucharską będę miała na swojej półce. A w książce znajdą się te wszystkie opisy, wspomnienia. Jesteś cudowną osobą. Od dłuższego czasu chcę napisać komentarz, ale chciałam wcześniej przeczytać dokładnie wszystkie wpisy. Z braku czasu jeszcze mi się to nie udało. Dziękuję Ci za tego pięknego bloga, w którym znajdujemy nie tyle przepisy co te cudowne wspomnienia, które tak miło się czyta. Gratuluję dziadkowi 92 lat życia. Za dwa dni minie zaledwie miesiąc odkąd zmarła moja babcia. Była cudowna i też dużo przeszła.
OdpowiedzUsuńTobie również gratuluję talentu kulinarnego i cudownego bloga. Pozdrawiam!
Iza
Piękna opowieść. Normalnie tak się wzruszyłam... Też nad tym, że ja od wielu lat dziadków nie mam.
OdpowiedzUsuńBrawo dla dziadka za te 92 lata! Jeśli to w miarę aktualne zdjęcie to jestem pod wrażeniem :))
Czytając...wzruszyłam się, zal mi że nie mam już dziadków... i rodziców, no cóż sa ze mna we wspomnieniach, które nigdy nie umra:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, croissanty musze sobie upiec, koniecznie!!!!
Ewelciu czy Ty musisz mi to robić ??? Ryczę jak bóbr przy połowie Twoich postów ... piszesz tak pięknie ....pal licho przepisy Ciebie chce się czytać i czytać bez końca !!! Zrób coś z tym proszę bo takiego talentu nie można zmarnować !! A Twojego dziadka uwielbiam !! Tak bardzo przypomina mi mojego , którego już od kilku lat z nami nie ma :((( ściskam Kochana !!!
OdpowiedzUsuńJaka urocza historia, i jak cudownie opisana:) Mówisz, ze Dziadek sie ozanil ponownie w wieku 80 lat?? Cóz za temperament! Fantastycznie!
OdpowiedzUsuńBuziaki sle:)
Masz talent ;) literacki i kulinarny ;)
OdpowiedzUsuńPiękny wpis. Od serca...
OdpowiedzUsuńZapraszam do mojej akcji na Durszlaku
Pozdrawiam ciepło
http://durszlak.pl/akcje-kulinarne/smakolyki-dla-babci-i-dziadka
Piękna opowieść. Cudowne croissanty.
OdpowiedzUsuńEwelina niesamowita historia i ten dziadek taki cudowny.. jak ja kocham starych ludzi.. kocham na nich patrzeć! zdjęcia są rewelacyjne! Ile ty jeszcze tych talentów masz? :-) A zdanie dziadka: nie Ewelinka upiekła? wzruszające bardzo! Jakoś nam się te posty złożyły ze zdjęciami dziadków :-)
OdpowiedzUsuńFantastyczna historia! Moja Babcia też urodziła się koło Oszmiany - w miejscowości Święty Duch , a do Oszmiany chodziła do szkoły.
OdpowiedzUsuńZ serdecznymi pozdrowieniami!
cudne zdjęcia, historia również:)
OdpowiedzUsuńAch, jak ja lubię takie historie... Są niesamowicie ciekawe. Taki croissant i taka opowieść, to dopiero sentymentalny relaks... :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam croissanty :) ja też mam wpaniałą babcię, kocham ją nad życie!
OdpowiedzUsuńWspaniała historia miłości! Najlepszego dla Was! Dziadkowi dużo zdrowia!
OdpowiedzUsuńCo za historia!
OdpowiedzUsuńI jakie świetne zdjęcia! (Bardzo lubię Twoje zdjęcia)
Pięknie jak zawsze u Ciebie:-). Rogaliki idealne:-)
OdpowiedzUsuńEwelino - piękna historia! Uwielbiam takie!
OdpowiedzUsuńŻycie nie rozpieszczało Twojej babci...
Przecudowna historia, aż łezka w oku się kręci:)
OdpowiedzUsuńJak się takie historie cudownie czyta... Piękny wiek dziadka. Nasza rodzina w całości krótko wieczna "60-tka" to jakaś magiczna granica, która niewiele udało się przekroczyć, o lat kilka i wszyscy odchodzili. Dlatego w naszej rodzinie urodziny 60-te są zawsze tymi najtrudniejszymi...
OdpowiedzUsuńA już 92 lata - Ewelinko koniecznie upiecz Dziadkowi te ciastka ;)))))))
Serdeczności ♥
Niesamowita historia, dobrze, że miałaś możliwość ją spisać, a dziadek opowiedzieć. I ujęlo mnie jeszcze to, że dziadek 12 lat temu wziął ślub :) Piękna historia, jak zwykle mnóstwo ciepła u Ciebie, Ewelajno.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia ciepłe ślę!
piękna opowieść:) wiesz Ewelajno, moi dziadkowie pochodzili z tym samych stron co Twoja babcia,a dokładnie z Iszkołdzi i po wojnie wyemigorwali w okolice Poznania, ale Babcia ciągle wspominiała tamte okolice jakby niedawno je opuściła, ja niestety nigdy tam nie byłam, może kiedyś, fajnie by było zobaczyć miejsca z opowieści Babci :)
OdpowiedzUsuńEwelinko, u Ciebie jak zwykle i poczytac i popatrzec i najesc sie mozna...idealne polaczenie ;9 wspaniala-ciepla historia, piekne zdjecia i apetyczny wpis :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i milego poniedzialku zycze :)
No dlaczego Ewelinka nie piekła? Jak mogła?
OdpowiedzUsuńEwelinko, przepiękna historia, pięknie napisana. Wzruszyłam się, naprawdę.
OdpowiedzUsuńDziadek z kotkiem :).
A croissanty - wiadomo, piekne., takoż i Twoje zdjęcia!.
Pozdrowienia:)
z chęcią sięgam przez monitor po rogalika:) cudnie!! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPiękny, wzruszający wpis. Niech żyją dziadkowie, z dwieście lat co najmniej :).
OdpowiedzUsuńCroissanta porywam :).
Przepiękna historia, dziadkowi pogratulować wspaniałego wieku. Rogaliki wyglądają bardzo apetycznie- na pewno wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękna opowieść ..... moi Dziadkowie też poznali się na wojnie. Babci zmarł pierwszy mąż, wkrótce poznała Dziadka ... po drodze do własnego domu zaliczyli Przybraże i wiele trudnosci, ale żyli razem do końca i byli szczęśliwi:) .... a croisanty kiedyś na pewno zrobie, bo sa cudowne .... ale to jak juz Lilek na świecie będzie:) buziak
OdpowiedzUsuńPS ...a dla Dziadka dużo lat w zdrowiu życzę:)
Ewelina, piekny wpis! czytalam z ogromna przyjemnoscia, jakbym kradla cudze opowiesi, te skrywane pod sercem... ostatnio jestem na takie bardzo zachlanna :) A i niesamowita ta laweczka pod urocza sciana :)
OdpowiedzUsuńFajnie, sentymentalnie i jakże pięknie! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Piękna historia, i croissanty dla babci. Jej też na pewno by smakowały.:)
OdpowiedzUsuńPięknie i wzruszająco!
OdpowiedzUsuńA wiesz, że moja Babcia z Wilna pochodzi:)
Kończy w tym toku 90 lat.
To chyba dobra okazja, żeby upiec w końcu croissanty,specjalnie dla niej, nie sądzisz?
Dużo zdrowia i radości dla Dziadka!
Ewelinko...dziękuję za miłe słowa:))...ale ja nie o tym dziękuję przede wszystkim za tę historie...wzruszyłam się:))))
OdpowiedzUsuńOj Ewelinko jak ja tu lubie zagladac...historia niemalze taka sama jak moich ,,dziadkow,,...uwielbialam te zimowe wieczory kiedy w pokoiku bylo ciemno tylko latarnie na ulicy oswietlaly pokoj,a babcia z dziadkiem opowiadali mi i bratu swoje historie...znam je i wspominam do dzis...dziadek odszedl 27 lat temu,wczoraj ,gdyby zyl obchodzilby 100 lat,a babcia odeszla rok temu,ale nadal we wspomnieniach sa ze mna...
OdpowiedzUsuńMieszkam w poblizu terenow ,gdzie pracowali twoi dziadkowie:) i czesto spaceruje po lasach gdzie chodzili bracia Grimm...och rozpisalam sie ,przepraszam...wielki buziak dla Ciebie:)
Pięknie opowiedziane :)))
OdpowiedzUsuńHistoria porusza serducho...
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego dla dziadka i ''nowej''
babci...
Ewelinko, jaka piekna historia! Przeczytalam ze wzruszeniem. Moja ukochana Babcia (lat 93) tez ma na imie Stefania, a ja od zawsze uwielbiam sluchac jej opowiesci. To byly moje pierwsze lekcje historii.
OdpowiedzUsuńDuzo zdrowia dla Dziadka i "Babci" Tereski!
Łza konkretna się zakręciła w oku... o życiu moich Dziadków też można by wiele i pięknie napisać...
OdpowiedzUsuńCo do croissantów, także zauważyłam u siebie tę prawidłowość, że w styczniu smakują mi najbardziej :)
ale pysznie, a talerz cudowny ...
OdpowiedzUsuńlatem zapraszam na czereśnie :)
Rogaliki zachwycają :}
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością przeczytałam o historii miłosnej twoich dziadków. Warto takie opowieści przekazywać z pokolenia na pokolenie....
OdpowiedzUsuńŚledzę Twój blog od kilku tygodni i nawet spróbowałem zrobić korzenne śledzie z daktylami. I muszę przyznać były pyszne. Proponuje Abyś jakiś swój przepis zgłosiła na konkurs Wlentynkowy Zwierciadła oto adres: http://kuchnia.zwierciadlo.pl/2013/kuchnia/newsfood/konkurs-walentynkowy-przez-zoladek-do-serca Myślę, że wygrasz. :-) Polecam wszystkim
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością zjadłabym Croissanty Pierra przy takiej miłosnej historii :)
OdpowiedzUsuńJa w styczniu mam wiele słabości. Nie tylko do rogali :) piękna historia, w tamtych czasch miłość miało chyba jakąś inną defnicję. Śliczne zdjęcia i zazdroszczę Ci tych croissantów, sama jeszcze nigdy nie robiłam...
OdpowiedzUsuńZdjęcia są obłędnie!! Aż chce się zjeść takiego rogalika :)
OdpowiedzUsuńOjej,
OdpowiedzUsuńja to dopiero jestem gapa. Wchodze niemal codziennie, zeby sprawdzic co nowego i w glowie mam, ze juz komentarz swoj dorzucilam, ale oczywiscie, ze nie :-)
Piekna, dobra twarz czlowieka, ktory wie...
A historia... zaluje, ze ja takich nie znam ani moi bliscy.
Buziaki
Anna
prawdziwe historie są piękniejsze niż książki... pisze je samo życie
OdpowiedzUsuńapetyczne cudeńka, ja jednak zostaję przy prostych, drożdżowych rogalikach o zapachu domu ;)
pozdrawiam ciepło ;)
Ale piękne, apetyczne rogaliki, mniam!
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia inspirują do stworzenia słodkiej biżuterii :) Będę tu zaglądać :D
dawno mnie tu nie bylo, bo przegapilam tak cudowna opowiesc... pozdrawiam serdecznie!!
OdpowiedzUsuńextra.niewiedziałem nawet,ze moi dziadkowie mieli taką ciekawą historie.wnuk robert
OdpowiedzUsuńperfekcyjne, niczym z najlepszej piekarni
OdpowiedzUsuńmogłabym słuchać i słuchać opowieści Dziadków - ich historie, choć tak prawdziwe, często wydają się wprost nierealne
jestem pod wrażeniem
OdpowiedzUsuńnapisz mi swój adres mailowy,
mój: tapasdecolores@gmail.com