Miasto przykryte płaszczem nocy… Ciemny balkon, wygodny fotel. Rozmawiam z Gwiazdami, mówiąc o swoich…, a one mrugają do mnie porozumiewawczo. Co ma być to… będzie… Tak. Tylko…, co to ma być…? Gwiazdy wiedza co ma być… A dla nas to znaki zapytania. To niewiadome zawsze będą przed nami. Przez głowę przemykają obrazy. Tyle ludzi, których spotkałam, tyle truskawek, które widziałam i … zjadłam, tyle taktów i fraz, które “wytuptałam”.
Jeszcze 15 min. - ciasto od Polki “dochodzi” w piekarniku. Tarta, jak na nie mówią Francuzi. Powoli sączę herbatkę rumiankową – tisane, jak powiedzieliby ci sami.
Myślę o tym, że jeszcze kilkanaście minut, zaraz wyjmę ciasto, zamknę piekarnik i ułożę się do snu. Przytulę wreszcie ten upragniony spokój z głową schowaną w poduszkę. I wtedy właśnie nadchodzi…, nadchodzi moja maleńka melancholia.
Wracam do pokoju i kolejny raz od trzech tygodni sięgam po zdjęcia z młodości cioci Janki(siostry ciotecznej mojego dziadka), które przywiozłam z południa Polski. Jestem teraz gdzieś w jej późnym dzieciństwie. Chusteczka dziwnie zawiązana na głowie, dorosłe spojrzenie… Jaka była ciocia, jak się śmiała, jak płakała? Jak elegancko wyglądała.. Buciki, sukienka, kołnierzyk, broszka… Myślą o jej młodości i ślubie zaraz po wojnie. Dlaczego na zdjęciu ślubnym za parą młodą suszy się… bielizna…??? Patrzę na zdjęcie babci Stefci i cioci w kwiatach na czarno białym zdjęciu. Wyglądają na szczęśliwe. Może to, że miały siebie było ich szczęściem w trudnych czasach powojennych?
Ciocia z mężem i cała rodziną(sama nie miała dzieci…), z moją mamą i jej rodzeństwem, dziadkami, ciocia ze mną jak miałam dwa latka, ciocia pozująca u fotografa…
Staruszek CZAS dodaje cioci do jej 90-ciu przeżytych lat kolejne. Głowa już nie ta, głowa już bardzo nie ta…, tylko wspomnienia te same…
Wiem, że były trudne, ale chciałabym choć na chwilę zanurzyć się w tamtym czasie. Na chwilę, choć na jeden dzień… Gdyby tak móc przekręcić godziny zegara jak w “Godzinie pąsowej róży”…. Ubrać się tak, jak wtedy się ubierano. Wejść w atmosferę tamtych, choć trudnych, na pewno spokojniejszych czasów. “Dawniej było lepiej…” – mówi mój dziadek…
Piekarnik już “pika”. Czas wyjąć tartę. Czas odłożyć zdjęcia na kolejne zaproszenie melancholii…, bo ona przyjdzie do mnie jeszcze nie raz.
Migdałowa tarta z truskawkami (źródło: Poleczka)
u mnie wyszła tarta i 6 tartaletek. Jeśli chcemy zrobić jedną tartę proponuje wziąć połowę ciasta i 1/3(!!!.. naprawdę), no dobrze 1/2… składników na nadzienie, bo tego wychodzi naprawdę bardzo dużo…
Spód tarty
300g miałkiej semoliny
szczypta soli
50g drobnego cukru
100g mielonych migdałów
180g zimnego masła
2 jajka
4 krople esencji migdałowej
Semolinę przesiać z solą do miski.
Dodać cukier i migdały, wymieszać i dodać zimne masło pokrojone na kawałki.
Wetrzeć masło w mąkę, aż do powstania dużych okruchów.
Jajka lekko ubić z esencją migdałową i dodać do suchych składników.
Szybko zagnieść ciasto, zlepić w kulę, owinąć folią spożywczą i schować do lodówki na minimum 40 minut.
Po tym czasie ciasto cienko rozwałkować, wyłożyć nim formę do tarty i ponownie schować do lodówki na 40 minut.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 180C (termoobieg 160, gaz 4), wyłożoną ciastem formę przykryć kawałkiem papieru do pieczenia, obciążyć ceramicznymi groszkami i piec przez 15 minut.
Zdjąć groszki, papier i dopiekać kolejne 5 minut, aż ciasto będzie złoto-brązowe.
Wystudzić.
Nadzienie tarty
350g niesolonego masła
150g cukru
350g mielonych migdałów
4 duże jajka
Masło ubijamy z cukrem na puszystą masę (tak jak na masę do tortów).
Dodajemy mielone migdały i miksujemy.
Dodajemy po jednym jajku i miksujemy na gładką masę.
Masę przekładamy do upieczonego spodu i pieczemy przez 35 minut w piekarniku nagrzanym do 160C (termoobieg 140, gaz 3).
Studzimy na kratce.
Wierzch tarty
1kg dojrzałych truskawek
cukier puder
opcjonalnie kilka kropli ulubionego alkoholu
Truskawki kroimy wzdłuż na ćwiartki (jeśli używamy alkoholu to przekładamy je do miski i delikatnie mieszamy z alkoholem).
Układamy je na wierzchu wystudzonej tarty i posypujemy cukrem pudrem.
Teraz zanurzam się w miękki spokój poduszki… Dobranoc Kochani…!
uwielbiam
OdpowiedzUsuńTwoje słowa
i obrazki magiczne
truskawki pełne czerwieni.. ulubione smaki
nic więcej mówic nie potrzeba
Śliczne robisz te zdjęcia i fajnie piszesz, tak jak opowiadasz. Czy dawniej było lepiej? Zależy komu. Każdy starszy człowiek dobrze wspomina swoje młode lata, był wtedy zdrowy , piękny otoczony przyjaciółmi i kochająca rodziną. To co smutne - łątwo zapomnieć. Przyjaciele odeszli do "krainy wiecznych łowów" i nie ma nikogo, kto mówiłby do Ciebie po imieniu. Człowiek zaczyna tesknic za tymi , którzy odeszli i chciałby spotkać sie z nimi w innym , lepszym świecie. I tylko z roku na rok coraz wiecej lampek trzeba zapalic na cmentarzu ......
OdpowiedzUsuńŚciskam mieszjąc w rondlu truskawki w syropie. A, dodam dzisiaj limonki i skórki dla aromatu
Dzien dobry, kochana!
OdpowiedzUsuń...zaproszenie melancholii...?Podobno ktos tu nie umie pisac???
Cudenka, slowa i obrazy, gratuluje.
I pozdrawiam w goraczce, tej przed wyjazdem (juz za kilka godzin) i tej nadrzeczywistej (36° w cieniu), sciskam goraco. Na nas truskawki juz czekaja, mam nadzieje, ze tak piekne jak te Twoje, sciskam serdecznie, anna
Asiejko, dziękuję i... chyba się rumienię, czego dawno nie robiłam...:)
OdpowiedzUsuńAnonimowa, zdaje się M...a??? Dziękuję:) Widzisz niby to, co smutne łatwo zapomnieć, ale i tak o tym się opowiada. Może już się tego nie czuje... Nie wiem, a może to jest indywidualna sprawa...
A do tej "krainy..." to mi się wydawało, że zwierzęta odchodzą...??? A może to jedna Kraina... te truskawki to i ja muszę zrobić, bo mi się nagromadziło chęci... przez Ciebie...:):):)
Aniu, ano dzień dobry...!
No nie umie..., nie umie..., duka coś trzy po trzy i zastanawia się, czy ktoś to rozumie... Ty się przygotuj, że tutaj temperatura podobna, u mnie termometr padł...:(
Witaj Ewelajna!
OdpowiedzUsuńJa czasami lubię tą niepewność z gwiazd, zwłaszcza jeśli ma zwiastować dobre chwile...
Piękne zdjęcia i wspomnienia, i oczywiście tarta!
Cieszę się, że tu do Ciebie trafiłam:)
Serdecznie pozdrawiam!
To Indianie przenoszą sie do Krainy wiecznych łowów. Zwierzęta wędrują za "tęczowy most".
OdpowiedzUsuńJako ,że mam borówki amerykańskie na działce to i zapewne ten pyszny placek upiekę dla mojego wojownika.Niech no tylko dojrzeją!!!
Ja, "żona -odpoczynek wojownika"
Ewelinko lubię Twoje zdjęcia, bo w każde wkładasz siebie. Są takie... dopracowane. Idealne!
OdpowiedzUsuńWiesz co tak sobie myślą nad ilością tego ciasta i farszu i daję sobie rękę uciąć, że mi wyszło 8 małych tart :)
Ale może w trakcie coś zmniejszyłam i nie zanotowałam :) To mi się zdarza bardzo często :)
Miłego weekendu Pani życzę i postaram się jak najszybciej odpisać :*
Pani Polko Droga - Inspiratorko ma!
OdpowiedzUsuńA może wszystko zależy od wielkości tych tartaletek- u mnie 9cm.
To ja Pani teraz miłej niedzieli życzę i zmykam spać..., bo... zasłużyłam:)
:*:*:*
Anno-Mario i ja się cieszę, żeś tu do mnie trafiła...:)
OdpowiedzUsuńA niepewność będzie zawsze - nigdy nie wiemy, czy to, co nas spotka będzie dobrą chwilą, w jednym momencie ta dobra może się zamienić... Nie chcę jednak snuć smutnych scenariuszy. Mimo wszystko staram się patrzeć na świat z NADZIEJNEJ jego strony...
Anonimowa M... - ładnie to napisałaś, żona jest odpoczynkiem wojownika... Ale i ona przecież wojuje...Ale to jak wojuje...!!!