Czapka albo kaptur. Noga za nogą… nadal w zimowej kurtce… I tak przez dwanaście zimnych dni kwietnia w oczekiwaniu na cieplejszy powiew wiatru. Wracając do domu, na klatce, czuję zapach czyjejś zupy koperkowej. Gotuję sobie kaszę gryczaną, smażę do niej cebulę i otwieram sałatkę buraczkową. Włączam kaloryfer, robię kawę i zawijając się w fioletowy koc zapadam się w książkę. Jedną po drugiej. Właśnie skończyłam “W miasteczku długowieczności”- ojojoj jakie ładne – takie moje, prawdziwy zdrowy świat, w którym czas pięknie płynie. Wcześniej było “Echo winy” – jesienny thriller w brytyjskim klimacie z zaskakującym zakończeniem, który dał radę po Larssonie i Camilli. Nie mogę skończyć “Białych trufli”, bo doświadczyłam ogromnego rozczarowania… początek zachwycający, a później już schizofrenia… Ale może Wam się podobała? Bo może ze mną coś nie tak…, ale postaram się poszukać tego sensu do końca. Teraz “Dzień miodu”, w którą się wgryzam i poznaję ciekawe historie potraw wschodu. W oczekiwaniu “Brudna robota” i “Wyznaję”.
W międzyczasie kręcę sobie kogel-mogel z cukrem przepysznym kokosowym, który można jeść… łyżeczką (taki dobry ten cukier). Taka moja słodkość na “pierwszą potrzebę”. W zasadzie pół jajka by wystarczyło i jedna łyżeczka kokosowego, ale jak to podzielić…
W ostatniej chwili przypominam sobie, że dziś - 12 kwietnia - Międzynarodowy Dzień Czekolady…, więc czym prędzej wyskakuję z koca, łączę czekoladę z koglem moglem i czekam… godzinkę co z tego wyniknie…
Inspirowałam się przepisem znalezionym TUTAJ.
Kiedyś razem z innymi dzieciakami z mojej ulicy wychodziliśmy razem kręcić kogle-mogle. Zazwyczaj na naszym ganku. Każdy ze swoim żółtkiem. Wystarczyło, pokazać się z kubeczkiem i łyżeczką… Moja siostra, Edyta, Wioleta, Ewa, Gienek… Z jajek od normalnie grzebiących i biegających kur. Własnych, mojej mamy. Wtedy innych nie było. A mama była młodsza niż ja teraz… Teraz takich jajeczek ze świeczką szukać. Dobrze, że mam “swoją Panią od Jajek”
Mus jest w zasadzie od razu tak bardzo dobry, że nie potrafię się powstrzymać przed próbowaniem i rozchlapuje go dookoła, ale…
strukturę pianki osiąga dopiero po godzince, no…., półtorej najlepiej. Wtedy staje się właściwym aksamitnym musem. Polecam Wam bardzo!
Aksamitny mus czekoladowy
6 porcji
100 ml mocnej kawy – podwójne espresso
100g czekolady 70% (Lindt)
100g czekolady mlecznej (Milka)
4 jajka
3 łyżki brązowego trzcinowego cukru demerara
1. Kawę rozpuść z czekoladami. Odstaw.
2. Żółtka ubij z łyżką cukru na mus. W osobnej misce ubij białka na sztywno i dodaj dwie pozostałe łyżki cukru. Delikatnie dodaj do białek żółtka (możesz to zrobić tez widełkami). Powstała masę wmieszaj delikatnie do rozpuszczonej czekolady z masą. Rozlej do przygotowanych filiżanek.
3. Wstaw do lodówki i chłodź 1,5 do 2 godz., albo zostaw na drugi dzień. Podawaj zaraz po wyjęciu z lodówki.
Mam nadzieję na ciepły rześki wiatr, który przyniesie dużo dobrych sił – dla Was i dla mnie:). Dobrego łikendu! U mnie będzie dużo basenu i pluskania się – nawet ja wejdę do wody…;)
Wiesz co, ja bym chyba nie wytrzymała tych 2 godzin.
OdpowiedzUsuńkabamaigo - dlatego jeden kubeczek wciągnęłam od razu:)
OdpowiedzUsuńMoja kurtka całoroczna, więc pocieszam się tym, że nie noszę już od dłuższego czasu podpinki zimowej, puchatej :) Dzień Czekolady w tym roku środkowonocny. Mam nadzieję, że biodra i talia mi wybaczą.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem jak smakuje ten cukier kokosowy..
Ależ tu lubię być i patrzeć!
Udanego weekendu! Uściski!
P.
Wiosna bez wiosny zaczyna mnie przerażać ;/ i boję się, że w tym roku jej nie uświadczymy :(
OdpowiedzUsuńprzykre to ale sami zgotowaliśmy sobie ten los, Matka Natura po prostu powiedziała "basta" ;)
dlatego podobnie jak Ty Ewelinko uciekam w książki, teraz jest to Rybałtowska ale w kolejce czeka już "Niezwykła wędrówka Harolda Fry" z piękną okładką ;)
Wczoraj byłam w pracy i totalnie mi uciekło, że był dzień czekolady, a taki czekoladożerca jak ja musi to uczcić~dziś! musu chętnie bym spróbowała, najlepiej w tej przecudnej filiżance w niebieskie róże na drugim zdjęciu ~ mniodzio!!!
Dobrego dnia!!
Jestem oczarowana, zachwycona, zauroczona musem :D długo by pisać, a dobrze, że piszesz, moja miła, o "Miasteczku długowieczności", bo miałam lekki dylemat czy zaczynać czytać teraz ;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wszyscy należycie świętujemy ten piękny dzień w roku :D
OdpowiedzUsuńKochana Moja,
OdpowiedzUsuńWyznaje i u mnie lezy i czeka... I chyba jeszcze poczeka, moze nawet do wakacji, kiedy dzieci wyjada i popoludnia po pracy beda wolniejsze od odrabiania lekcji...Bo do pociagu zabrec jej ze soba nie moge...sama rozumiesz. Ale lubie sobie na nia popatrzec...To taka wielka obietnica i tajemnica, ktora lezy i czeka w zasiegu wzroku.
A taka czekolade to zrobie dzisiaj wieczorem sobie i dzieciom...Dzieki Ci za ten przepis, Droga Moja
PS. Pozwolisz, ze skorzystam z reszty rekomendacji...? U mnie pisze sie juz wpis o moich, moze w weekend uda mi sie go skonczyc, co do publikacji pewnosci nie mam nigdy. Przynajmniej ostatnio...
Buziakow moc,
Anna
oj żebym to ja nie była na diecie ... Ale jakaś dziwna ta moja dieta bo mimo luźniejszego samopoczucia spadku wagi nie widać , chyba coś robię źle :(( Dziękuję za czekoladkę , którą poczułam na ustach od pierwszego zdjęcia :)))) Buźki
OdpowiedzUsuńPrzespałam dzień czekolady:/przełoże więc go na inny dzień z Twoim musem oczywiście:)
OdpowiedzUsuńPraline - nie mają co, bo w ten dzień nic tam nie wchodzi... Cukier kokosowy jest przepyszny, ale raczej do słodzenia( kupowałam u Bogutyna). Wypieki z nim jednak nie sprawdziły się - żaden...., choć tak bardzo chciałam.
OdpowiedzUsuńFajnie, że chcesz:) Udanego, Pralinko!
ika - ciekawa jestem tego Harolda...:). Z Rybałtowską jeszcze nie maiłam do czynienia - popaczę:)za nią:). Na drugim zdjeciu jest kogel-mogel jajko z dwoma czubatymi łyżeczkami cukru ubite mikserem - wiesz, jak na biszkopt:). Dobrego i Tobie, Monika!
Aurora - bardzo Ci polecam - dobry klimat, dobre jedzenie, przepisy... Zaraz chciałabym się tam przenieść, a jak nie tam to na pewno do dziadka, tam, gdzie moja mama uprawia ogród - wszystko zdrowe i pyszne... Ech...
Paulino Podgórska - pewnie, gębą pełną czekolady...!;)
addiopomidory - ojej, Anno, to poczekasz..., ale wiesz, że ja jej nie chcę tak po prostu. Chcę pokończyć wszystko pozaczynane i dopiero wziąć Cabre. Do pociągu za ciężka, wiadomo i szkoda by jej było tam zabrać - chyba...
Korzystaj korzystaj, tylko sama nie wiem czy z tego musu, co to lepiej zostawić na później czy "Miasteczko..." i "Brudna robota...
Uściski najcieplejsze!
monique - :):):):) - luźniejsze samopoczucie jest początkiem wszystkiego:). Sił!
iga - oktawa też chyba może być wzięta pod uwagę;)- zatem świętujemy jeszcze osiem dni!;)
A ja siedzę uziemiona i to bynajmniej nie z książką w ręku ale z ryczącym (dzisiaj trochę mniej) Synciem na rękach :( Trufle dopiero czytać zaczęłam, wydały się ciekawe ale to dopiero początek...
OdpowiedzUsuńMiły dzisiaj mam poranek, słońce świeci i ogrzewa moje stare kości, okno swobodnie otwarte, robię kaszę manną z cynamonem dla dzieci, nam francuskie tosty z konfiturą truskawkową. Tylko takiej czekoladowej rozkoszy mi brak. Piękny ten Twój mus :)
Kusicielka jedna no ;-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjny mus!
U mnie dziś tak ładnie, trzeba uskutecznić w końcu spacerek.:)
Uściski:*
Bajeczny! Prawdziwa rozkosz!
OdpowiedzUsuńPrzepyszne, apetyczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńCudne światło na nich!
Co do dnia czekolady... kurczę nie celebrowałam jak trzeba... Niby zjadłam jakąś czekoladę, ale będąc taką jej fanką powinnam się była bardziej postarać... ;(
bajeczne zdjęcia ,a sam mus taki prawdziwie musowy , cudny i smaki fajne bo z kawą
OdpowiedzUsuńJej, jak ja uwielbiam do Ciebie zagladac:) Taka malutka sie znowu czuje, w krotkich gatkach i z poobijanymi kolanami:) I wtryniajaca kogel mogel:) Dzieki wielkie za wspomniania! Buziak:)
OdpowiedzUsuńPS> A mus z pewnoscia wyprobuje, tylko troche mi sie na dietke zebralo teraz bo dupka sie za bardzo zaokraglila:)
Pięknie napisane :) Ja z kubeczka zamiast kogla mogla wyjadałam mleko w proszku z cukrem siedząc z koleżankami na krawężniku :) Było bezpiecznie, beztrosko, to były piękne czasy. Graliśmy w dwa ognie, klasy, gumę i nie spotykało się otyłych dzieci. Czasy się zmieniają, ale fajnie jest mieć takie wspomnienia. Co jakiś czas bierze mnie na wspominki i przypominamy sobie z mężem czasy dzieciństwa. Przysłuchuje się temu moja trzynastoletnia Julia i komentuje, że w fajnych czasach żyliśmy bo ona takich wspomnień mieć nie będzie... to chyba prawda.
OdpowiedzUsuńMus wygląda rewelacyjnie, a do książek powtarzam sobie, że siądę po czym na stoliku nocnym od miesięcy leżakują ulubione czytadła :)
pozdrawiam serdecznie!!
Ja też na diecie:-) ale jeśli chodzi o czekoladę, to nigdy nie byłam jej fanką...
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie książką "Echa winy"...u mnie na półce hmm...zaskoczę Cię- kolejne części Jeżycjady i Wyznaję.
Buziaki!
Wspaniały ten mus, takie delikatny i bardzo, bardzo czekoladowy... :)
OdpowiedzUsuńuwielbiam nieprzyzwoicie te Twoje czekoladowe obrazki, mimo że na czekoladę mam uczulenie. uwielbiam je podwójnie, albo i poczwórnie, są piękne!
OdpowiedzUsuńCzytam post, pożeram bezwstydnie fotografie, od których błyskawicznie rosną mi oczy. A w powietrzu wyczuwam... aromatyczną magię :).
OdpowiedzUsuńP.S. Kiedy wrócę do Polski zakopię się w łóżku ze stosem książek. "Białe trufle" też czekają. wygrałam je za przepis - sprawiły mi dużo radości, więc nawet jeśli książka mi się nie spodoba, to nic :).
Zrobilam!
OdpowiedzUsuńWYszlo za malo. Wszystko przygotowywala corcia pierwsza... dumna z siebie. Wyszedl pyszny, mimo, ze na Ince, bo dla dzieci :-) Trudno odczekac godzine, ale tyle wystarczylo, zeby mus mial konsystencje comme il faut... A mus byl, zeby zjesc go w koncu. Pysznosci :-) Dziekujemy!
Buziaki slemy.
Anna&Co
Tyle filiżanek, kubeczków... musu dla...Ciebie?!;)
OdpowiedzUsuńA ktoś zachęcał do odstawienia słodyczy...;)
Czekoladowe buziaki przesyłam...:)
wygląda obłędnie:)
OdpowiedzUsuńna szczęście mamy już upragnioną wiosenną aurę z zapachem kwiatów we włosach:)
OdpowiedzUsuńmało czasu na siedzenie przed komputerem,ale Twój niebiański mus kusi od pierwszego spojrzenia!/nie mogłam się oprzeć:)
pozdrawiam!
Lubię takie aksamitne klimaty, pysznie i kusząco wygląda. Co do książek to ja również utknęłam w Białej Trufli, więc jest nas dwie a to znaczy że chyba wszystko z nami w porządku:-)
OdpowiedzUsuńAch ten mus! Z sentymentu do kogla-mogla i wołających z lodówki żółtek też ostatnio spreparowałam post o koglu-moglu. :) To ten wiek, gdy we wspomnieniach z dzieciństwa kręcenie żółtka ma niodparty urok.
OdpowiedzUsuńPS. A skąd taki kokosowy cukier???
I ja właśnie z żalem skończyłam "W miasteczku długowieczności", a przez "Białe trufle" się przedzieram, choć jakoś ciężko mi idzie;)
OdpowiedzUsuńDałaś radę tym wszystkim czekoladowym filiżankom sama?:)
Mamy już piękne słonko .... cieszę sie nim , spaceruję ile sie da:) .... po takim spacerze mogłabym chyba zjeść porcyjkę musu bez wyrzutów sumienia:) buziaki zasyłam:)
OdpowiedzUsuńale cuda pichcisz, nie mogę się napatrzeć :)
OdpowiedzUsuńale cudo!wspaniale wyglada.
OdpowiedzUsuńp.s.Przepiekne zdjecia!
mmm pychotka! pozdr i zapraszam do nas w odwiedziny
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. A mus wygląda pysznie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMus wyglad super ! :)
OdpowiedzUsuńZapraszam
zdrowiezwyboru.blogspot.com