Nocą pada, a w ciągu dnia świeci słońce. Jest tak jak w naszych prośbach…, bo ciągle słyszę, że właśnie tak byłoby najlepiej. I było. Znaczy idealnie. Poza tym o 6 rano 12 stopni – bajka. Taka ładna pogoda, taka ładna pogoda... Idealnie i w sam raz na... rower.
Mój góral ma 9 lat. Kiedyś używałam go tylko wycieczkowo, a do pracy jeździłam sporadycznie. Jakieś prawie 3 lata temu spodobały mi się holendry (co tam spodobały…, spodobały mi się jak mieszkałam w Holandii, jeździłam już wtedy na holenderku do pracy, teraz <znaczy wtedy>zakochałam się w nich…!) takie eleganckie co to sukienkę można do nich założyć, bucika elegantszego nie zdejmować, koszyk doczepić, no co tu dużo mówić… damą być, ah damą być…! Zrobiłam eksperyment, który trwa do dziś. Skoro tak mi się podobały rowery i w ogóle ten rowerowy styl bycia, to chciałam sobie sprawić jakiś miejski rower, ale nie chciałam podejmować pochopnej decyzji. Najpierw sprawdzę czy będę jeździć tym, co mam, pomyślałam. Wiadomo, że sportowy rower to zupełnie inna bajka niż miejski, więc marzeń nie mogłam zamienić na rzeczywistość, ale mogłam się skonfrontować ze światem na dwóch kółkach. Jeździłam rowerem do pracy, do sklepu, na rynek, woziłam kobiałki z owocami na kierownicy, ciężki plecak na plecach targałam (mój rower nie ma bagażnika więc, zbawienne sakwy odpadają), jeździłam na spotkania towarzyskie i co sezon mówiłam sobie, że jeszcze nie teraz, jeszcze chyba nie jestem taka rowerowa, to jeszcze nie to, chyba jeszcze nie...
Teraz, po 2,5 roku myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, że przystosowałam się do mojego roweru, ale moje marzenia nie uległy przystosowaniu. Teraz z większym spokojem i świadomością, że dałam radę, chcę świadomie wybrać sobie kobiecy rower. Taki, na którym przyjmę wyprostowana pozycję, taki którym pięknie i spokojnie będę mogła jeździć po mieście i wreszcie taki, który pozwoli mi podziwiać okolicę (a nie zadzierać głowę do przodu obciążając odcinek szyjny, który poczułam podczas ostatniej wycieczki…, a właśnie… może to kalendarz cyka i wraz z upływającymi latam… E tam..., gupie myśli – to po prostu potrzeba komfortu, chociaż…. ta również przychodzi z wiekiem… Ech…).
Zatem, skoro egzamin zdany pozostaje zastanowić się nad ewentualną sprzedażą roweru (pod wpływem którego, koledzy zaczęli zmieniać sobie przerzutki i inne takie tam) i wyborem tego mojego wymarzonego zwiewnego kobiecego modelu. Macie jakieś sprawdzone typy?
A teraz do rzeczy, bo panna na stole. Podczas naszego ostatniego spotkania zaprezentowałam Wam mój kisiel z dzieciństwa i obiecałam, pokazać do czego może się przydać ten szybki deser. Zatem tym razem pokazuję go z panna cottą, idealnym deserem na każdą okazję. Na przygotowanie panna cotty potrzebujemy 4-5 godz. (razem z czasem chłodzenia), na kisiel 5 minut. Mimo wszystko i śmietankę i kisiel najlepiej przygotować dzień wcześniej, wtedy można być spokojnym o konsystencję obu składników. A duet ten pyszny jest – waniliowy aromat, wyważona słodycz miodu i rabarbar balansujący na pograniczu kwaskowatości i słodyczy. Do tego mała czarna (tak nawet sukienka, bo deser spokojnie nadaje się na elegancki wieczór- tylko talerzyki trzeba wybrać mniej rustykalne…), albo kawa z mlekiem, ale to już będzie rozpusta.
Panna cotta z wanilią i miodem w towarzystwie rabarbaru
500g = 2 szkl. śmietany 36%
3/4 szkl. mleka skondensowanego niesłodzonego (7%)
1/2 szkl. miodu
1 laska wanilii przekrojona wzdłuż lub 2 łyżeczki aromatu (ekstraktu) waniliowego
3 płaskie łyżeczki żelatyny
3 łyżeczki zimnej wody
1. Śmietanę i mleko skondensowane wlej do średniej wielkości garnka, dodaj miód i wanilię (wcześniej oddziel nasionka i również je dodaj ). Podgrzej aż wszystko się rozpuści i połączy. Gotuj na lekkim ogniu przez 1 minutę.
2. Zdejmij garnek z ognia, wyjmij wanilię (możesz ją włożyć do cukru, zostawi tam pozostałą część swego aromatu).
3. W małej miseczce rozpuść żelatynę - mieszaj aż wchłonie wodę. Rozpuszczoną dodaj do gorącej śmietany mieszając aż do połączenia. Dla pewności, że żelatyna się rozpuściła, możesz śmietankę zmiksować (na wolnych obrotach).
4. Odstaw śmietankę i zostaw aż ostygnie. Przelej do 6-7-8 foremek, szklanek, bądź pucharków i wstaw do lodówki na 3-4 godz., albo na całą noc. Podawaj z gęstym kisielem rabarbarowym z przepisu STĄD, albo z innymi sezonowymi owocami
Jejciu Ewelinko jakie tu u Ciebie smakołyki ;) a zdjęcia apetyczne jak zawsze ;))
OdpowiedzUsuń:) dziękuję:) Agnieszko! U mnie tylko smakołyki ;)
UsuńO widzisz Ewelinka i to jest i mój dylemat.. Bo odkąd kilka lat temu zwypadkowałam swojego górala (i siebie przy okazji też .. ;)) tak że już się do jeżdżenia nie nadawał to nimam roweru, bo z jednej strony marzy mi się taki zwiewny, śliczny i wygodny do jeżdżenia "po mnieście" a z drugiej strony to ja tu tego miasta mam tyle co nic, lasu dużo więcej, a gdzie do lasu na takich wąskich oponkach? Nie dogodzi :D No to chodzę pieszo ;)
OdpowiedzUsuńA pannę z rabarbarem, oj żebyś wiedziała, na piątek potrzebuję deseru i ten mi się wydaje wręcz idealny :-)
Buziaki :)
Monia, poważny wypadek? Ale żyjesz i kisisz szparagi, jest pięknie :). Jeśli nie masz traumy, to powinnaś wybrać coś pośredniego między cienką oponką, a grubasem górskim i powinien mieć dobre amortyzatory na te Twoje dróżki. Ja nie mam dylematu, bo u mnie miasto, chociaż cały ostatni miejski czas spędzam w górskim siodle :)
UsuńBierz pannę, na wieczór jak znalazł ;)
Połamane kolano i pogięty rower, ale to dawno było ;) Dobrze jest, śladów mało, ja raczej nie z tych "traumatycznych", równie dobrze mogłam spaść z kanapy ;) A do pokonywania leśnych ścieżek na jednośladzie mi się tęskni :) Chociaż na nogach też jest fajnie, nie powiem :) Te pastelowe ze zdjęć u Ciebie są przepiękne :)))
UsuńPanna koniecznie, zwłaszcza że z rabarbarem :)
:) :) :) . Moniś, obyś znalazła to, co Ci będzie sprawiało przyjemność :)
UsuńJejku samymi oczętami najeść się można .... aż tu ślinotoku dostałam ;)))
OdpowiedzUsuńCudnie złapane !!!
A rower .... ech marzenie taką śliczną damką w sukience pomykać ... i ten wiatr we włosach .... ech
Gdyby tak oczętami się dało... Ale jedz, jedz, na zdrowie :)
UsuńA no właśnie, wiatr we włosach... zapomniałam :)
Ewelinko jak zawsze piękny klimat na zdjęciach :) Zachwycam się nieustannie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i wizawi :) Serdeczności!
UsuńA ja mam tak damkę z wiklinowym koszykiem ale marzy mi sie taki stary, odrestaurowany rower, który będzie miał duszę i wspomnienia :**
OdpowiedzUsuńp.s. a deser... dla mnie idealne połączenie słodyczy i kwasowości rabarbaru :)
Deli, jestem przekonana, ze Twój rower już ma duszę, bo TY jesteś jego właścicielką :) . Też bym taki brał gdyby się napatoczył :) Uściski wielkie
Usuńp.s.cooclet nie odpowiada...:( Bu...
Piękne te Twoje zdjęcia kochana! Co do roweru, ja na góralu jeżdżę, bo i po lesie, po drogach leśnych, po krzywej drodze też ;). Miejski jest fajny owszem, ale chyba nie dla mnie. Jak będę zmieniać rower na nowy to pewnie też na górala, bo ten już wysłużony, ale jeździ :).
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Dobrze mieć taki swój i się nim cieszyć :) Fajnie, że Ty też rowerowa jesteś:), bo wiele aktywności Ci odpada, ale rower pozostaje. Nasze leśne i nadmorskie drogi to tez tylko góral :) Majanko, chyba bym nie myślała o zmianie, gdyby nie ten szyjny obciążony na wycieczce...
UsuńJejku jakie Ty apetyczne zdjecia robisz Ewelinko! Wsiorbalabym ta PANNE na miejscu! No i nabralam ochoty na rabarbar i na... rower!
OdpowiedzUsuńSciskam Kochana!
Dagi
Dagunia, dziękuję :)mam nadzieję, że spełniła Ci się i panna i rower :)
UsuńPyszności, kusisz, i jak tu teraz iść spać :) Twój góral to młodziutki bardzo :) Mojego dostałam na 18 urodziny i wcale się nie przyznam ile już ze mną :) Marzy mi się jeden taki miejski, ale jeszcze cenowo nieosiągalny chwilowo :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńcoś mi się zdaje, że Twój już 'dorosły' :) . Przyjdzie czas będziemy miały swoje marzenia na dwóch kółkach :) I Ty i ja :)
UsuńEwelajno!
OdpowiedzUsuńTaki rower to nawet pięknie wygląda tylko stojąc w przedpokoju :)) A wybierając go kierowałabym się przede wszystkim kryterium siodełkowym, choć i to zawsze można dokompletować :)
Panna cotta kusi mnie okropnie, ale bardzo nie lubimy się z nabiałem.. zrobię sam kisiel.
Pozdrawiam Cię serdecznie,
Praline
Pralinko, ja jeżdżę na męskim siodełku i nawet nie mam pojęcia jak się jeździ na damskiej kanapie;) , więc to kryterium odpada - chyba..., że jeszcze o czymś w kwestii siodełka nie wiem... A.., a do przedpokoju by się nie zmieścił.
UsuńMiałaś kisiel?
Ewelinko, ja nie o rowerze napisać chciałam, a o zastawie ze zdjęć. Piękne talerzyki (ten pierwszy CUDO) i garnek też. Piękności!
OdpowiedzUsuńA wiadro pod rabarbarem to co...??? Też vintage ;), bo zużyte :), ale ono od mamy, reszta ... wiadomo :)
UsuńI ja lubie jezdzic na rowerze :) Marzy mi sie taki piekny holender...najlepiej bialy, z wiklinowym koszykiem na przedzie... Na razie jednak "dobijam" moj stary rower. Od czasu do czasu pedaluje sobie na nim cztery kilometry do naszego malego centrum handlowego w okolicy bo u nas na wsi to sklepu zadnego nie ma :) Oczywiscie robimy tez weekendowe wycieczki rowerowe. Bo my to taka rowerowa rodzinka jestesmy :)
OdpowiedzUsuńPanna przecudnej urody. Chetnie zjadlabym porcyjke :) I ten bialo-niebieski garnek...pasowalby do moich kubkow, dzbanka, itp :))
Usciski :)
Majeczko, ja codziennie rano się cieszę, że choć dwa razy ( w najmniejszym przypadku) wsiądę na rower: do pracy i z pracy, a jak COŚ to i częściej :). Lubię rowerowe rodzinki :)
UsuńGarnek do dostania na szrotach, bo to z takich niemieckich gratów, może kiedyś upolujesz u siebie albo w Katwijk :)
Buźka!
Piękne te damskie, zachwycam się i też mam chrapkę, a i tak jeżdżę na moim góralu, który ma przeszło dwadzieścia....lat, mniejsza o wiek ;) i wściekłam się, jak mój M.w ramach prezentu wymienił mi wąziutkie siodełko na szerokie, babskie.... ;)
OdpowiedzUsuńJo, cóż to jest 20 lat..? Zaczynam zmieniać stosunek do wieku i upływających lat :), całe życie miałam męskie, a w tym, który mam na szczęście nie ma kanapy, ale jest babskie...:) i jakoś żyję i nawet się nim cieszę, ale na "góralu" nie wyobrażam sobie damskiego, ale... chciał dobrze :)
UsuńNawet gdybym chciała sprawić sobie taki damski,
OdpowiedzUsuńto stan dróg i chodników w moim mieście
niestety nie pozwoliłby mi na takowy.
Potrzebuję solidnego górala,
żeby pokonywać te wszystkie nierówności terenu;))
Natomiast pannę i kisiel sprawię sobie z przyjemnością!
Odchodzę zachwycona zdjęciami, jak zwykle:))
Ty jesteś Sz-nianka? Lepszy solidny góral niż nic :) Najlepszy w tym przypadku:)
UsuńW sumie u nas robi się coraz lepiej, ale tam, gdzie chodnik wywrotowy Niezbyt długi odcinek) jadę ulicą, pozostałe części do przejechania i coraz więcej tras rowerowych, co cieszy:)
Merci za zachwyt:)
Dzień dobry po raz pierwszy:) Dziękuję za jakże krzepiące komentarze i cieszę się , że trafiłam na Twojego bloga. Radość jeszcze większa, bo temat rowerowy, a ja przecież urodziłam się na rowerze:-) sama mam dwudziestoletniego górala, chociaż jak spod igły, ale z wiekiem człek chciałby już posmakować inne wrażenia z jazdy rowerowej . Też bardzo marzyłam o rowerze typu "holenderskiego" , w tej chwili po różnych rowerowych wpadkach jeżdżę Herculesem, Myli się ten , kto myśli, że taki rower nadaje się tylko na ścieżki rowerowe, to jest rower rakieta, na każdą najbardziej wybredną drogę, niczego się nie boi i niczym nie ustępuje góralowi, a przy tym jak pięknie wygląda, po prostu mój przyjaciel, chyba specjalnie dla Ciebie wrzucę parę zdjęć na bloga, może przynajmniej będziesz miała jakiś zarys, a ten konkretny model naprawdę wiele może i nigdy nie zawiedzie , no i tyle radości z samego jeżdżenia, z patrzenia też, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńUrodzona na rowerze, to mógłby być dobry tytuł na książkę :)
UsuńCiekaw jestem Twego Herkulesa :), ja ostatnio swoim śmigałam po polnych drogach i fantastycznie dawał radę:)
Czytam...czytam...myślałam, że post skończy się prezentacją wymarzonego...;)
OdpowiedzUsuńA tu...pytasz o sprawdzone typy...Sama szukam...i szukam........
Pozdrawiam...
Anno, chciałabym. Mam nie wymarzony, ale ten, który mam jest bardzo ok i czuję się na nim fantastycznie:)
UsuńZNalazłaś?
Jak mieszkałam trochę bliżej pracy, to też bardzo dużo jeździłam na rowerze. 20 km to jednak dla mnie za dużo...
OdpowiedzUsuńA panna cotta wyszła Ci wspaniała, z rabarbarem musiała smakować bajecznie :)
U mnie do pracy jakieś 5 chyba... Panna cotta, jej ale dawno temu, panna jak wspomnienie:), mam wrażenie, że nie pamiętam jak smakuje rabarbar..., ale wciąż jest w ogrodzie :)
UsuńPyszne połączenie ...
OdpowiedzUsuńStrasznie dawno do Ciebie nie zaglądałam, przegapiłam tyle pięknych zdjęć i ciekawych przepisów. Panna cotta zjawiskowa, zakochałam się od razu. Co zaś do rowerów, to takie holendry są jak dla mnie - pieszego - idealną opcją. Nie spotkałam się nigdy z rowerzystą jadącym na takim rowerze z gigantyczna prędkością, roztrącającego na boki biednych pieszych. :) Ten rower widocznie zobowiązuje do większej kultury i poszanowania praw innych osób korzystających z chodników.
OdpowiedzUsuńDżemdżusiku, czasem jak jadę rowerem rano do pracy, to przypominam sobie Twoje słowa zostawione tutaj i... nie wiem, czy chciałabym mnie widzieć wtedy:), ale jak już wracam, a wszędzie są ludzie, to jadę spokojnie i majestatycznie :). Poza tym, na szczęście, przez dłuższy czas jadę ścieżką rowerową :)
UsuńUrocze kadry Ewelino :)
OdpowiedzUsuńGdyby moi domownicy lubili rabarbar...
Dziękuję, pani Fotograf:)
UsuńNie lubią...?????????????????????
Ja bym oczywiście wybrała wersję "rozpusta" i siadła z nią w głębokim fotelu. Na rower mnie nie ciągnie, więc jak wszyscy pojadą w siną dal to ja chętnie zostanę z panną :)
OdpowiedzUsuńPięknego tygodnia!
uśmiechnęłam się:)
OdpowiedzUsuńA siadaj sobie Pani w fotelu, nawet zrobię Ci pannę, ale.... ja wyciągnę rower, wypożyczę drugi i... będę Cię namawiać, bo wydaje mi się, że przez ten czas po pannie powinna zostać delikatna smuga na talerzyku ;)