Dawno temu, kiedy byłam jeszcze małą rozbrykaną dziewczynką, której wszędzie było pełno… lato miało kolor zielono – niebieski. Było brzozą szumiącą i trzciną szeleszczącą zamiennie nad jeziorami Pile albo Śmiadowo. Było strachem przed rakami, które mogą “dziabnąć” mnie w palec…, a raków wtedy jeszcze było, oj było… Miało też smak wody z jeziora oraz kanapek jedzonych po wyjściu z wody dopiero wtedy, kiedy po kilkukrotnym nawoływaniu i proszeniu, abym wreszcie przyszła coś zjeść, przylatywałam rozdygotana trzęsąc się jak galareta. A w wodzie zawsze było jeszcze tyle do zobaczenia… Lodowatymi paluszkami chwytałam kanapkę z mięskiem z obiadu okraszoną pokrojonym małosolnym ogórkiem i z zachwytem oglądałam swoje pomarszczone palce. Ze spadającym ręcznikiem na ramionach, w jednej ręce trzymając kanapkę, oglądałam to dziwne zjawisko na rękach, które znikało tak szybko, jak szybko robiło mi się cieplej.
Co roku moje lato miało też smak lodów Bambino ‘ciąganych’ ze sklepiku na miejskiej plaży w Wałczu. Dziadek rozłożony w cieniu po dużym drzewem hojnie wyciągał jakieś 2, czy trzy złote, a ja biegałam po lody dla niego i dla siebie. Zmrożona czekolada, która chrupała znikając w moich ustac. Chociaż kto wie.., to był raczej wyrób czekoladopodobny zważywszy na początek lat 80-tych.
Któreś z tamtych wakacji miały też smak wody z jeziora Raduń. Bo wtedy właśnie “chłopacy” wrzucili mnie do wody i… nauczyłam się pływać. Jakoś samo przyszło… Rozpaczliwie machałam rękami i nogami, a później zobaczyłam, że jak tylko zaczynam machać spokojnie, utrzymuję się na wodzie. Ależ miałam satysfakcję. I radość, że oto i ja teraz już UMIEM PŁYWAĆ i NIC mi nie mogą zrobić...
Był też taki czas, kiedy lato pachniało sosnami, suchą ściółką leśną, kurkami (zbieranymi w trakcie ‘plażingu’) i wodą z rzeki na poligonie. A to jest szczególny zapach. Razem z rodzicami jeździliśmy w okolice Nadarzyc (koło Bornego Sulinowa) nad rzekę, w miejsce, gdzie kiedyś Niemcy wybudowali niewielką elektrownię wodną. Elektrownia już nie działała, ale rzeka w jednym miejscu była wyjątkowa szeroka. Na jednym brzegu rozkładaliśmy koce i ręczniki, drugi był stromy porośnięty bardzo wysokimi świerkami. Do konara jednego z nich ktoś przywiązał grubą linę, zakończył ją poprzecznie poprowadzonym kołkiem i dzięki temu my, dzieciaki, mieliśmy zabawę. Najpierw jednak trzeba było przepłynąć rzekę, później wspiąć się na wysoki kamień ustawiony centralnie nad liną, dosięgnąć kołka i uważnie, trzymając linę z kołkiem wejść na stromy zalesiony brzeg. Teraz już tylko MOCNO chwycić kołek, wyprostować ręce w górę, zamachnąć się całym ciałem w przód, w stronę rzeki, puścić nogi, i... lecieć w powietrzu mając całą rzekę i naszą ‘plażę’ pod sobą. A sie było wtedy panią świata... Teraz pozostawało puścić kołek i (zatykając jedną ręką nos) wpaść prosto w miękka wodę rzeki… A później wrócić na ten sam brzeg i powtórzyć całą operację od nowa.
Teraz nadal wodne dziecko ze mnie, ale lato nie smakuje już wodą z jeziora, choć baardzo za nią tęsknię...
Teraz, kiedy upały, moje lato smakuje pieczonymi warzywami, o których ostatnio też było. Teraz, po raz pierwszy smakuje czerwoną marchewką, którą posiałam w mamy ogrodzie. Na surowo smakuje podobnie jak pomarańczowa, choć odrobinę ziemiście. Po upieczeniu ma smak pietruszkowo- marchewkowy, bo jest mniej słodka niż jej pomarańczowa kuzynka* wyhodowana przez Holendrów dopiero w XVII w.
Do marchewki dołączyłam świeżutkie buraczki, ale te potrzebowały więcej czasu, aby ich miękka słodycz mogła mnie zachwycić. Marchewka, w większej ilości, może być samodzielnym daniem w towarzystwie koziego serka, jak dla mnie, albo dodatkiem do obiadu. Jeśli to możliwe użyjcie soli wędzonej, zwykła marchewka w jej towarzystwie staje się wyjątkowo smakowita. W każdym razie ja się zajadałam - jak to mówią krótko mówiąc że tak powiem.
Pieczona młoda marchewka
marchewka
oliva z olivek
sól wędzona (albo kamienna)
1. Marchewkę oczyść – najlepiej "’szorowaczkiem” czy ‘drapakiem’.
2. Piekarnik włącz na 200°C.
3. Ułóż marchewkę na blasze i używając pędzelka posmaruj olivą. Dość obficie posyp solą i wstaw do piekarnika na 15 min. (buraczkom daj 25 min.)
4. Podawaj z kozim, albo kanapkowym twarożkiem, albo jako dodatek do dania.
* mamy też odmianę biała i żółtą (informacja ze wspaniałego bloga o roślinach: Zapuść korzenie, rozwiń liście)
Ewelinko uśmiecham się do Twoich wspomnień, odnajdując w nich odrobinkę a może i więcej siebie :-).
OdpowiedzUsuńTej odmiany marchwi nie znałam. Blogi uczą ;-).
Jesteśmy zbudowani ze wspomnień, zapachów i smaków dzieciństwa. Szukamy ich, choć to co było już nigdy nie wróci. Nowe doznania są tylko cieniem, który rzucamy oświetleni słońcem zapamiętanym z najmłodszych lat.
OdpowiedzUsuńps. uwielbiam marchewkę :)
Ah, ta historia... Ja juz rakow w jeziorach nie pamiętam... I marchewki! Są pięknie!
OdpowiedzUsuńLetnie smaki, pysznie! Ach lody Bambino :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńczerwona marchewa, no bajer ;)
OdpowiedzUsuńTak sobie mysle, ze to, co przezywasz teraz bedzie kiedys pieknym wspomnieniem... Nawet jesli nikt juz Cie do wody nie wrzuca (to dopiero byl zaszczyt i wyroznienie :-) ) Kazda chwila moze stac sie wspomnienieniem tak waznym, ze wracac bedziemy do niego z nostalgia i w wielkich emocjach. Jak kazdy idealizuje wspomnienia z dziecinstwa, Twoje do mnie przemawiaja ich konkretnoscia, ale z chyba juz wiekszym dystansem... dzis tez jest piekne :-)
OdpowiedzUsuńJak Twoje zdjecia... odpisze dzisiaj, Kochana
Anna
A taka marchewke widzialam kilka dni temu u nas w bio sklepie. I tarte upieklam z bobem, groszkiem i ta marchewka... a mozna po prostu, tak jak u Ciebie i tak tez sprobuje :-)
Buziaki, buziaki :-)
Wspaniała czerwona marchewka :).
OdpowiedzUsuńMoje lato smakowało świeżym chlebem z masłem i pomidorem. Albo białym serem i miodem. Albo groszkiem i kalarepką rwanymi prosto z babcinej grządki. I plackami ziemniaczanymi mojej babci.
Pozdrawiam serdecznie!
Bo będąc w podobnym wieku możemy mieć nawet takie same wspomnienia:):)
OdpowiedzUsuńZenza - jeszcze 'chwila', a dziś będzie pięknym wspomnieniem...:):);) to jest bardzo chwalebne uwielbienie:)
Magdalena Maria - bo ja już 'stara' kobieta jestem i niejedno widziałam;)
Kamila - letnie smaki:): Lody Bambino najlepsze na świecie - no i jeszcze włoskie z automatu - oczywiście z TAMTYCH czasów:):):)
aldia arcadia - bajer, nie bajer... fakt:) Witam Cię u m nie:)
anno - wiesz, że jak to napisałam to dopiero wtedy tak pomyślałam...? A wrzucenie do wody tak... było wyróżnieniem - nie każda dziewczyna była do wody wrzucana:):)
Może do swoich wspomnień niewiele mamy dystansu... Zawsze są najlepsze i najwspanialsze, bo nasze własne:)
Takiej tarty to bym zjadła... Już myślę o kolorowym zachwycie na Twoich zdjęciach:)
Jej, jak mocno Cię ściskam...!
Evitaa - moje też, moje też...! Czekam na pomidory u mamy, wtedy upiekę sobie chleb i będzie chleb z pomidorem:) A kalarepka do dziś i u nas prosto z grządki - 'obłupać' liście, zębami zeskrobać skórkę i chrrrupać:):):):
Nigdy nie widziałam takiej odmiany!
OdpowiedzUsuńA historia - i mnie na moment przeniosła w czasy dzieciństwa!
Gdyby tak zamienić kanapkę z mięskiem na jajko na twardo,
OdpowiedzUsuńto jakbym widziała siebie:)
Nawet to, że pływać nauczyłam się, będąc wrzucona do wody!
Piękne to były czasy, beztroskie, eh...
Moja zawsze ma smak pierogów z jagodami - jest w nich coś, co powoduje, że cała się rozpływam i pamietam też marchewkę, której gródki ziemi - pospiesznie obmytej przy studni, na szybko "wykradzionej" z babcinego ogródka w biegu chrzęściły między zębami. Zapach miety ma moje lato i świerzeko maku prosto z główki zdrewniałej makówki (bo wtedy chodować go jeszcze wolno było!) :))))))
OdpowiedzUsuńserdeczności
fajne historie z dzieciństwa :)
OdpowiedzUsuńa skąd bierzesz sól wędzoną ? , ja ostatnio trafiłam na papryke taką ,ale soli nie widziałam
Pięknie napisane wspomnienia z dzieciństwa. Moje trochę inne bo z dala od jeziora, ale zabawy na świeżym powietrzu z rówieśnikami były o wiele lepsze niż dzisiejsze spotykanie się w grach w wirtualnym świecie :)
OdpowiedzUsuńdzieciństwo zawsze powinno dobrze cię kojarzyć, marcheweczki wyglądają nieziemsko :)
OdpowiedzUsuńCudownie czyta się Twoje wspomnienia. Nie myślałaś nigdy o napisaniu smakowitej książki, z Twoimi opowieściami o smakach, zapachach, zapisach tego, co gdzieś tkwi we wspomnieniach z podniebienia? Jako pierwsza ustawiłabym się w kolejce w księgarni :)
OdpowiedzUsuńJagódko - masz okazję:) Jestem ciekawa jak duża urośnie, bo to tutaj to było tylko przerywanie:)
OdpowiedzUsuńKonwalie w kuchni - jajko na twardo też może być:)Jakoś to mięsko utkwiło mi we wspomnieniach smaku:) A to Ciebie tez wybrali, aby wrzucić...? A to miałyśmy dobrze:)
Maryś - u nas jagód zawsze była asa, ale w jagodowych pierogach jakoś nie gustowaliśmy. Częściej był jagodowy dżem z ryżem:)i ze śmietaną:). A marchewka z ogrodu, taka tylko lekko opłukana - zawsze, do dzisiaj:):):). Aaaa..., Maryś..., a mak też mieliśmy w ogródku...! I też wyjadałam z główek:):). Ale czasami ktoś nam opróżniał te makówki, bo główka była, ale...pusta...
Buziaki Maryś!
Avrea - :). Sól kupiłam jakiś czas temu w Londynie, to sól Maldon - wspaniała. Ale inną wędzoną znalazłam w kilku sklepach: http://stevia.pl/go/_info/?user_id=1101&lang=pl,
http://www.merre.pl/index.php/przyprawy-royal-brand-sklep/przyprawy-royal-sklep/Sol-wedzona-detail,
http://www.kurtscheller.pl/sol-morska-wedzona-alderwood.html
Daktyle w czekoladzie - tamten NASZ CZAS był o niebo lepszy... Może tylko dlatego, że jest wspomnieniem...? W każdym razie świeżego powietrza, jak piszesz mieliśmy do woli. Dobrze umieć to doceniać:):)
Yvette - mam kilka plam z tego dzieciństwa. Jedne za moją sprawą, inne kogoś innego, ale wybieram te bez skaz i zarysowań:)
N. - :):)Droga moja, przecież jak tak tylko sobie tu.., na książkę to trzeba umieć pisać... się mi wydaje... Pozdrowienia Nacinko!
Masz piękne wspomnienia i tak ładnie potrafisz o nich pisać! :)
OdpowiedzUsuńA to co widzę na zdjęciach podoba mi się bardzo, bardzo.
Pozdrowienia Kochana :*
Oho, znowu trudno się zdecydować, czy wpis bardziej "apetyczny" czy "sympatyczny" :-D
OdpowiedzUsuńCałuski!
Ach ponownie Twoje zdjęcia mnie zaczarowały, kocham tu wpadać:-).
OdpowiedzUsuńUwielbiam pieczone marchewki i właśnie zawsze dodaję do nich wędzonej soli:-)
Smak lata z dzieciństwa zostaje na całe życie i ja mam swoje wspomnienia, jedyne niezapomniane:-)
Lody bambino pamiętam:)i te drugie w plastikowych pudełeczkach po których pozostawał maślany posmak w ustach:)W wodzie jakoś mało chyba mnie było:)albo pamięć krótka
OdpowiedzUsuńMarchewkę piekłam jakiś czas temu w towarzystwie pietruszki
Majanko - :) Uścisków moc Ci posyłam i cieszę się, że Cię tu widzę:) Bardzo:)
OdpowiedzUsuńmamarzyniu - jedno i drugie:) Całuski biorę, bo to dobra rzecz:)
Olimpio DAvies - wpadaj jak tylko będziesz miała chwilę:). Ta wędzona sól ma wyjątkowy smak, co ja pocznę jak się skończy...? Wspomnienia smaków zostaną nam do końca..., nawet jeśli stracilibyśmy smak....
iga - nie pamiętam tych lodów w pudełeczkach....:( Pamiętam za to takie w wafelkach - tzn. pomiędzy dwoma wafelkami lody były. Tez lubiłam, ale te można było w domu zjeść, bo większe:). Pietruszka tez dobra, pieczenie dodaje jej słodkości. ja teraz nie maiłam.
DZieki za namiary :)
OdpowiedzUsuńSuper się to czytało. Bardzo fajna linia jest nad jeziorem w Łagowie jakbyś miała chęć ;)
OdpowiedzUsuńI marchewka taka intrygująca.
No a lody Bambino to było to!
Pozdrawiam - Ania z BrzezinaMoja
Kochana chyba jesteśmy w podobnym wieku, bo i mi w dzieciństwie Bambino towarzyszyły i śnieżki jeszcze:) .... fajne to nasze dzieciństwo było ...jak tak patrzę na obecne dzieciaki, które w wieku 5 lat od kompa oderwać sie nie chcą to dziekuję Bogu, ze mój Synek tego kompa jakś nie łaknie ...moze dlatego, ze jakoś bardziej stawiamy na szalone zabawy na podwórku:) buziaki
OdpowiedzUsuńAvrea - :)
OdpowiedzUsuńAnkha - jeziora to jak kocham:) Popatrzę za nim:)Cieszę się, że dobrze Ci się czytało, nic tak nie cieszy jak takie komentarze, bo mnie się wydaje zawsze, że to takie tam wypocinki...:). O rzeczywistości faktach wolę opowiadać zdjęciami:)
Jolu Szyndlarewicz - już kiedyś o tym mówiłyśmy - raczej jesteśmy :). Ja jeszcze pamiętam te w wafelkach po bu stronach, ale nie pamiętam jak się nazywały. Ciesz się, Jolu synkiem póki możesz i wpływaj jak tylko możesz:)