Zamykam oczy i we wspomnieniach przytulam do policzka małego kurczaczka. Choć nie robiłam tego od tamtej pory, do dziś czuję jego ciepło i delikatność, kruche łapki i cieplutkie skrzydełka. Przytulanie już dwóch pisklaków było wyjątkową rozkoszą, choć uchwyt musiał być zdecydowany. Do dziś pamiętam, jak rodzice przywieźli je w kartonie, pamiętam żarówkę, bijące od niej światło i ciepło. Nie zapomnę, jak prosiłyśmy mamę, aby pozwoliła im zamieszkać w naszym pokoju. I pozwoliła. Zostawały u nas 2-3 dni wygrzewając się w cieple pieca akumulacyjnego. Mama przygotowywała im kawę zbożową, a my z zapałem kroiłyśmy drobniutko… jajka na twardo i drobiłyśmy bułkę. Pierwszego dnia trudno było zasnąć z emocji, ale dzięki zapalonej lampce można było z pod pół zamkniętych powiek przyglądać się co te maleństwa wyprawiają. A ich ćwir-cip specyficznie kołysało nas do snu.
Później kurczaki poszły do specjalnej, ciepłej komórki i z dnia na dzień zamieniały się w młode kogutki i kurki. Choć tych pierwszych zazwyczaj było mniej (kurki i kogutki różnią się kolorem grzebyków, panowie mają ciemniejsze, bardziej czerwone). A my zaglądałyśmy do nich codziennie i podbierałyśmy jedzenie… Bo kasza jęczmienna parowana dla kurczaków jest najsmaczniejsza. Lepszej nie przygotuje nawet najznakomitsza kucharka. A jeśli dodać do niej dreszczyk emocji towarzyszący zakradaniu się do komórki, w której kasza stygła, to smak staje się niewyobrażalny. “Żeby mama nie widziała” i tylko “po dwie łyżki…” … Musiałyśmy jednak zjeść jej duże ilości, bo z każdą łyżką taka kasza staje się lepsza. Zawsze udawało nam się zdążyć przed przychodzącą mamą, ale… teraz wiemy, że tylko udawała. W pewnym momencie zaczęła gotować więcej kaszy, bo widok dwóch niejadków (a przynajmniej jednego rasowego, czyli mnie) wcinających drewnianą łyżka kaszę z garnka dla kur (przeznaczony dla kur, ale czyściutki, jak dla nas), był szczęśliwym widokiem i wtedy ze spokojem, mogła pozwolić na to, aby obiad został niedokończony.
Kurki stawały się kurami nad którymi panował kogut, a kogut nie przepadał z naszym tatą. Pamiętam jak skakał mu na głowę… Ale to już inna historia…
Zdjęcia kurek z zaprzyjaźnionego gospodarstwa, którego już nie ma…
Dzisiejsze ciasto pamięta jeszcze tamte czasy. Choć wtedy mi nie smakowało, tzn. świadomość, co jest w masie nie pozwalała mi sięgać nawet po jeden kawałek. Jak na niejadka przystało, byłam wybredna i konsekwentna, a kasza manna była moim wrogiem nr jeden. Teraz nie jest tak źle, bo w cieście "przejdzie", ale przygotowując ten placek zmiksowałam kaszę na gładko, aby Ci, których nawet widok manny przyprawia o dreszcze, nie znaleźli w masie ani jednej grudki. Dla czytających poprzednie posty, jest to to samo ciasto, które jedliśmy ostatnio u dziadka. Poszczególne placki najlepiej upiec dzień wcześniej, np. wieczorem w piątek, drugiego dnia (sobota)krem i przełożenie ciasta, a następnego dnia (niedziela) ciasto będzie miękkie i kremowe.
Placek królewski
Ciasto:
1/2 kg mąki
1/2 szklanki cukru
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 jajka
3 łyżki miodu
200g masła (moja mama daje margarynę Palmę)
3 łyżki oleju (daję winogronowy)
3 łyżki mleka
smalec do posmarowania formy
Krem:3 szklanki mleka
1 szklanka cukru
6 łyżek kaszy manny (nie błyskawicznej)
130g masła
175 ml soku z cytryn (4-5 cytryn), albo 1,5 łyżeczki kwasku cytrynowego(jeśli dasz kwasek, dodaj tylko 100g masła);
Przygotowanie:
1. Włącz piekarnik ustawiając temperaturę 180°C.
2. Zagnieć ciasto łącząc wszystkie składniki w jednej misce. Podziel na 3 części (blaszka duża 35x20cm) albo na 5 (forma19x30cm). Najlepiej zważyć całość i rozważyć na równe części.
3. Blaszkę posmaruj smalcem. Wylep ją ciastem, w miarę możliwości równo rozwałkuj i każdy placek piecz oddzielnie przez 5-10 min, aż się zezłoci. Każdy upieczony placek wyjmij delikatnie odwracając blaszkę do góry dnem. Każdemu pozwól ostygnąć. Blaszkę za każdym razem przed włożeniem kolejnej porcji ciasta posmaruj smalcem.
Krem:
1. Zagotuj mleko z cukrem, następnie odlej pół szklanki. Kaszę mannę rozetrzyj z tym odlanym mlekiem, następnie dodaj do wcześniej gotowanego mleka. Ostudź.
2. W większej misce utrzyj masło i nie przerywając ucierania dodawaj ostudzoną kaszę po łyżce. Następnie dodaj sok z cytryny.
Placki przekładaj kremem. Na wierzch rozsmaruj masę kajmakową. Pozwól ciastu “przegryźć się” wstawiając je do lodówki na 8-10 godzin
Nie sposób przejść koło niego obojętnie. To będzie bardzo dobre ciasto na kolejną Wielkanoc. Polecam!
Pamiętam dziś o Janie Pawle II-Papieżu, kimś swojskim i bliskim, takim na wyciągnięcie ręki...
Zatrzymuję się na chwilę i wspominam w sercu...
Ile pięknych, smakowitych warstw!
OdpowiedzUsuńŚwietne te kurczaki. Też mam swoje zaprzyjaźnione gospodarstwo.... :)
Twoje obcowanie z kurczakami przypomina mi czasy mojego dzieciństwa,kiedy moja prababcia trzymała kurczaczki przy kaflowej kuchni.
OdpowiedzUsuńTeż je przytulałam i były takie delikatne i mięciutkie,że bałam się czy nie zrobię im krzywdy.
Ciasto z sentymentem bardzo mi się podoba.
I ładne zdjęcia.Jak zawsze.
Uściski!
Wspaniałe zdjęcia i piękna historia, już się obawiałam, że to będzie przepis na pieczonego kurczaka :) i po tym jak tuliliście kurczaki przyjdzie czas na zabójstwo, ale ufff, na szczęście to przepis na pięknego warstwowca, jakiego pewnie nie uda mi się stworzyć w mojej kuchni pełnej artystycznego nieładu :)
OdpowiedzUsuńP.S. fotka z butami i tym gotowym nożem, aż woda podskakuje - powalające
Uwielbiam Twoje zdjęcia. Gdy je oglądam przenoszę się w inny, magiczny świat... dzieciństwa, domu i ogrodu mojej Babci. Serdecznie ci za to dziękuję...
OdpowiedzUsuńZ przepisu pewnie kiedyś skorzystam, pozdrawiam :)
jaka piękna opowieść , że o zdjęciach nie wspomnę ... a ciasto ??? wygląda obłędnie !!!! ale zdolniaszka z Ciebie Kochaniutka :)))) pozdrawiam ciepluteńko rozmarzona :))))
OdpowiedzUsuńkury piękne ,a ciasto cudo , zmam ten placek, ale twoja dekoracja to mistrzostwo świata
OdpowiedzUsuńEwelajno kochana, to ciasto wygląda obłędnie! Nabrałam wielkiej chęci by go skosztować. Wspaniałe!:)
OdpowiedzUsuńKochana, co do kurczaczków, to wiesz,że mam dokładnie takie same wspomnienia? :) Z tą żarówką, która dawała cipciaczkom ciepło. Z tą kaszką, którą też chyba wyjadałam,jeśli dobrze pamiętam. Ona w ogóle tak pachniała fajnie i te kurczaczki też. I drobione jajeczko. Ach, pamiętam to wszystko:)
Piękne zdjęcia, a te kurki są takie urocze! :)
Buziaki:*
Zdjęcie z kurzymi nózkami koło butów jest bombowe!:)
OdpowiedzUsuńPatrycjo - bo ja chciałam mieć wyższe ciasto tym razem, stąd więcej warstw. A zaprzyjaźnione gospodarstwo to skarb:)
OdpowiedzUsuńAmber - bo Twoja Prababcia wiedział, że musi im być ciepło, aby przeżyły. Ciałko kurczaczka przy policzku to taka zwykła-niezwykła prostota i piękno:). Jak miło, że i Ty tak wspominasz:)
Jo - na szczęście nie, choć takie historie też pamiętam;). Może nie będę przytaczać;)
Bo te zdjęcia to taka historia: zobacz najpierw wymiana zdań..., później kompromis... Wtedy on zostaje, ona zdejmuje buty i wchodzi do domu, zrobić ciasto;)
Dziś otrzymałam przesyłkę od Ciebie! I życzenia! Piękne to wszystko:) Dziękuję Ci za serce, moja Droga:) z mojego serca małego całego!
Anno - to ja dziękuje, że chcesz tu być, zaglądać i taki cenny komentarz mi zostawić. Pewnie jeszcze wielu tu takich, którzy mają podobne wspomnienia, rozkosznie ciepłe i bezpieczeństwem pachnące. Macham do Ciebie i Twoich wspomnień!
monique -dziękuję, moja Droga Rozmarzona:). Ja tam podziwiam Twoje zdolności i często się zachwycam:)
margot - ale fajne to zdanie, ze kury piękne:) Cieszy mnie to Aluniu:). Dekoracji mogę Cie nauczyć, w ogóle to powinnam ja zrobić odwrotnie, byłoby ładniej:)
Majanko - to robić, Pani, robić...! Czyli to tak, jakbym pisała o Twoich wspomnieniach? Może one takie uniwersalne? Ciekawe ilu jeszcze przyzna się do podkradania kaszy... Buciki i kura tez są dla mnie cenne:). Dziękuję Ci, Dobra Kobietko i mocno pozdrawiam!
To blondynka ze mnie kompletna, nawet obrazkowej historii nie zrozumiałam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że doszło, martwiłam się tylko, czy w jednym kawałku :)
bo są :D
OdpowiedzUsuńUcz , ucz mnie , to bym wykorzystała do ciasta mojego Siostrzeńca(impreza w weekend) od dziś pełnoletniego:D
Kochana jakbym chciała teraz kawałek tego ciacha z historią w tle. A tych kurczaczków to bym hodować nie mogła, bo by miały u mnie dożywocie. A ja mannę bardzo lubię, więc przepis sobie zapisuję :) Buziaki!
OdpowiedzUsuńJo - blondynka dobrze być:), bo blondynki piękne są:)I Kochane! Doszło, doszło, w jednym kawałku - znaczy w trzech -> kubeczek, jajeczko i życzenia:). Jeszcze raz dziękuję!
OdpowiedzUsuńmargot- weź sos, którym chcesz udekorować ciasto(zrób, albo kup, u mnie czekoladowy Dr O.) , narysuj paseczki, czyli zrób ciasto w paski, a później patyczkiem przecinaj te paski tak, jakbyś chciała zrobić kratkę, a wszystko samo się ułoży tak, jak na zdjęciu. Najpierw spróbuj może na sucho - tzn. narysuj paski na stolnicy np. i patyczkiem... - pójdzie Ci gładko, jestem pewna:)
Kamilko - dożywocie to tez niezła sprawa, codzienne jajka jak znalazł, a później Pani Kura do Krainy Wiecznego Ziemi Drapania;). Zapisuj - ciesze się i dziękuję!
jaaaaacie, ale ciacho! Nie powinno się takich oglądać przed spaniem
OdpowiedzUsuńSuper zdjęcia, kocham koguty i je podziwiam.Placek na pewno pyszny:)Miły blog, pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńdzięki *
OdpowiedzUsuńJa dawno dawno temu każde wakacje i ferie spędzałam u dziadków na wsi (poznańskiej wtedy :) ). Kocham te wspomniania. I też pamiętam dotyk kurczaczka, którego dziadek tak delikatnie przystawiał nam do twarzy....
OdpowiedzUsuńA ciasto PIERWSZA KLASA!!!
Piekne wspomnienia. I placek tez piekny, taki wykwintny, swiateczny.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam z przyjemnością i rozrzewnieniem, obejrzałam z zachwytem...
OdpowiedzUsuńpiękny wpis. Zrobiło mi się tak ciepło na serduchu :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia zwyczajnych kurek :-)) Podziwiam Cię za uchwycenie tego w tak piękny i ciepły sposób :-)
OdpowiedzUsuńA podjadanie kaszy gotowanej dla kur - rewelacja :D
Aż mi się nie chce wierzyć, że byłaś niejadkiem. A wyrosła z Ciebie taka świetna kucharka :-))
Jakie bajeczne ciasto! Muszę je zrobić. Mój dziadek też miał kury, fajne wspomnienie, choć koguta bałam się, a jedno ze zdjęć nasuwa mi tytuł filmu "nóż w wodzie" ;)
OdpowiedzUsuńWitam, czy Pani robiła zdjęcia tych zwierząt? Są niesamowite (zdjęcia, chociaż kura i kogut pewnie też;)). NIESAMOWITE. Aż musiałam napisać, zanim przeczytam całość i przepis. Na zdjęcia drugie i trzecie nie mogę się napatrzeć.
OdpowiedzUsuńHistorię też zdążyłam przeczytać, uśmiechałam się do monitora :)
Pozdrawiam serdecznie, Kaja
Już psiałam, że uwielbiam Twoje wspomnienia przelane tu? Pisałam, ale nie zaszkodzi napisać jeszcze raz. Uwielbiam :) Przeczytałam jednym tchem. ;)
OdpowiedzUsuńTe buty i kura :)) Fajne zdjęcia...
A ciasto z kaszy mannej, ciekawe. Gdzie, coś, kiedyś słyszałam, ale chyba zupełnie inne. To wygląda rzeczywiście imponująco. W sam raz na Święta. Ja lubię bardzo kaszkę manną, ale w cieście nie próbowałam. Musze nadrobić, koniecznie!
Pozdrawiam ciepło! :)
zauberi - przed spaniem to się herbatkę rumiankową pije, a nie na ciasta spoziera;). Ale dziękuję Ci za tę reakcję:)
OdpowiedzUsuńkryska - dziękuję Ci serdecznie:) . Zostań dłużej jeśli podoba Ci się u mnie:). Ty twórcza kobietka jesteś:)
margot - :*
Kucharzy Trzech - dziękuję i zawsze cieszę się, kiedy Cie widzę:). Wspólne wspomnienia łączą prawda? A świadomość miłego futerka kurczaczka do niezapomnienia:). Dobry ten Twój Dziadek:)
Maggie - tak,jak go ładnie przystroić to staje się jeszcze bardziej świąteczny:). Dziękuję:), ale u Ciebie lepsze jedzonko:)
mamamarzyniu - ależ mi miło, ze tak ładnie mi napisałaś:). Dzięki Ci stokrotne:)
Jagodo - cieszę się, zawsze się zastanawiam czy taki pojedynczy wpis coś wnosi, ale kiedy dostaję tak miły komentarz, jak Twój to i mnie robi się miło na sercu:). Dziękuję:)
Dag - zwyczajnych kur, masz rację, bo one zawsze zwyczajne, ale zobacz jak teraz czasy się zmieniają te, kiedyś zwyczajne, teraz stają się nadzwyczajnymi, kiedy biegają po podwórku. A ja byłam niejadkiem pełną... gębą. Nawet piołun musiałam pić - tzn darłam się w niebogłosy..., ach mówię Ci nieciekawe przeżycia - co ci moi rodzice ze mną mieli... A kucharka ze mnie taka sobie, ja raczej w pieczenie uderzam, bo łatwiej przychodzi, ale z kucharzeniem muszę się więcej postarać:)
Kobieto majsterkująca - dziękuję za Twój ślad:). Ja też się bałam koguta, wiesz? Filmu nie znam... niestety - to dobrze czy źle?;)
Anonimowy - Kaju - żadna ze mnie pani:). Witam Cię i cieszę się tym co mi napisałaś:). Tak, zdjęcia to moje wytwory, ale z 2007 roku, dlatego napisałam, że gospodarstwa już nie ma. Pozdrawiam Cię serdecznie! Zaglądaj do mnie czasem:)
Toniu - pisałaś, ale co mi zaszkodzi przeczytać jeszcze raz;). Buty i kura udały się znakomicie, prawda? Ciasto jest takie właśnie świąteczne:), spodoba CI się, ale tę cytrynę w kremie smakuj z wyczuciem. Serdeczności Tobie przesyłam i powiem Ci, że ... tęsknię za Poznaniem... Musze się w końcu wybrać do Przyjaciół, którzy nowy domek mają:). Uściski!
Też nie znam filmu, wiem, że znany jakiś i ambitny - ale nie interesowałam się nim, tytuł utkwił w głowie ;)
OdpowiedzUsuńEwelajna, ten placek to przestępstwo, ja się nadal odchudzam! A teraz będę musiała zrobić...
OdpowiedzUsuńTeż pamiętam jak ciepłe, miękkie są takie malutkie, żółte kurczaczki i jak bardzo ostrożnie trzeba było brać je na ręce. Mojej wsi już też nie ma, strasznie żal.
Kobieto majsterkująca - znalazłam, to film Polańskiego z 62 roku:), dramat psychologiczny..., a woda mazurska;)
OdpowiedzUsuńUsagi - no i bardzo dobrze, że się odchudzasz, wszystko będzie dla zdrowia:)i dla urody:) i dla Twojego zadowolenia:), ale dlaczego nie miałabyś zrobić tego placka...??? Przecież on nic Ci nie odbierze, ani zdrowia, ani urody, a Rodzina będzie zadowolona:). Przecież nie dla siebie pieczesz, prawda? Prawda...???
Kurczaczki cudne wspomnienia i szkoda, że Twojej wsi nie ma..., ale zobacz, wspomnienia zostają, wspomnienia nas tkają... To ta sama, gdzie wujek, czy dziadek(wybacz, nie pamiętam...) kopał korytarze w śniegu do budynków gospodarczych zimą?
Nie mogę tak spokojnie i beznamiętnie spoglądać na ten pyszny placek królewski. No nie da się. Jest boski.
OdpowiedzUsuńMatko! Ja chcę to ciasto! Bardzo, bardzo. Uwielbiam masy grysikowe.
OdpowiedzUsuńA zdjęcie kur mnie rozwaliło całkowicie. Szczególnie pierwsze. Kury na włościach ;-)
Powiedź mi, czy ja nie mogę upiec ciasta na jeden raz i pokroić na krążki? Tak jak biszkopt.
Duża buźka i kolorowych snów :*
Joasiu Skoraczyńska - ślicznie dziękuję:). Rozumiem, że spoglądałaś niespokojnie i namiętnie? Pospoglądaj zatem i upiecz. Prosta sprawa:)
OdpowiedzUsuńMimi - piecz, Kochana, piecz zatem, ale jednego placka nie polecam, bo... stracisz połowę ciasta krojąc go... Upiecz w klasycznej prostokątnej blasze trzy placki, nie zajmie Ci to dużo czasu, blaszkę chłodź na tarasie - będzie szybciej:).
Te kury mają jeszcze zdjęcie na motorze...:):):)
Uścisków serdecznych moc!
Piękne zdjęcia, czy fotografujesz canonem i obiektywem macro?
OdpowiedzUsuńWitam, pisałam już raz do Ciebie w związku z lustrzanką. Ja właśnie chcę swoją zmienić, b nie łapie mi tak ostrości jak chciałabym, więc czy mogłabyś mi udzielić informacji jakiej lustrzanki uzywasz, ponieważ bardzo podoba mi się jej efekt fotograficzny. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńczy ten aparat to jakaś tajemnica?
OdpowiedzUsuńMona - skąd takie przypuszczenia? W tej chwili jestem chora... Wybacz, że nie odpowiedziałam wtedy, kiedy chciałaś. I tak nie jest najgorzej, kiedy pracuję, to dopiero trzeba mieć cierpliwość...:)
OdpowiedzUsuńUżywam C 50D i czasem używam obiektywu makro, tutaj tylko dwa zdjęcia były makro. Pozdrawiam!
Rozumiem, przepraszam, że nalegałam na odpowiedz. Dzięki, że odpisałaś. A mogłabyś uchylić rąbka tajemnicy jakimi obiektywami się posługujesz i jak ustawiasz światło, że Twoje zdjęcia są takie ostre, soczyste, wyraziste i pełne barw?
OdpowiedzUsuńMona - tu nie ma się czym chwalić, cały czas się uczę... i... wciąż nie umiem... Pisz na zacisznakuchnia@gmail.com
OdpowiedzUsuńJaki piękny, wysoki!
OdpowiedzUsuń