Kochana B!
U nas lato na całego! Kotka śpi całymi dniami, a wiatr nawet nie muska skroni wierzb i jabłoni, czasem tylko zaszeleści schnącymi liśćmi czereśni.
Ostatnie dni spędziłam w ogrodzie. Przyjechał też M. Budziłam się jak zwykle o 6, i jeszcze w piżamie biegałam po ogrodzie pełnym rosy, albo mgieł z aparatem. Dzisiaj nawet 5.27. No tak wiem, jestem nienormalna, ale śpię w tym drugim pokoju po prawej stronie (w dziadka łóżku, bo przestawione), a tam okna wystawione na wschód i… i nic nie zrobię jak mnie słońce po powiekach głaszcze. Ja wiem, że Ty byś pospała, no inny typ, wiadomo, ale ja, jak już się zbudzę, to wstaję i uwieczniam śliwki, słoneczniki i maliny, bo już pierwsze są. I nawet nie czuję, że czas płynie.
Później pijemy kawę na tarasie (ostatnio najlepiej pije mi się z kubka dziadka, tego, w którym pił maślankę, albo z kubka Almette) i planujemy dzień. No i jeszcze śniadanie: mama upiekła chleb i pieczeń, a do tego jedliśmy ogórki. Najpierw miały być pomidory zerwane dzień wcześniej, ale po kilku kęsach nie pasowały, więc skoczyłam po ogórki. Jaka to fantastyczna sprawa z tym ogrodem. Ciągle mnie zachwyca. Pomidory….? Nie, ogórki, więc myk… na grządki…. i masz świeżuteńkie ogóraski, które jeszcze przed chwilą dyndały na krzaczku. Nie ma jak u mamy…
M. wykopał płotek ten przy stawie, ciężka robota i zaczął naprawiać daszek studni, bo próchnieje. Miałyśmy tyle siły, aby pomóc mu go zdjąć. Na trzy, cztery… Później on mierzył, liczył i ciął deski. Sprytny jest, ale wołał mnie czasem do pomocy, a mama w tym czasie walczyła z suchymi kwiatami na rabatach pod tymi wyciętymi świerkami, a później zbierała cebulę i czosnek. Upał mieliśmy taki, jak Ty w tym swoim Egipcie. Cienie ciągnęły się za nami tak samo jak tam. Mimo wszystko skopałam kawałek ziemi w okolicy malin przeznaczony na truskawki. Lało się ze mnie jak z pompy, chociaż zaczęłam po 7. Mam odciski na dłoniach od łopaty, jeden nawet pękł, a wydawało mi się, że jestem taka mocna... Do 12.00 jakoś szło, ale później powietrze zatrzymało się, a wraz z nim nasza aktywność. Przygotowywałyśmy wtedy z mamą obiad. Ostatnio były to młode ziemniaczki, jajko i mizeria. Po obiedzie nie mieliśmy siły się ruszyć. Sjesta w chłodnym domu była rozwiązaniem. Oczywiście tylko dla mnie i M., bo mama i sjesta…? To by dopiero było. Ty wiesz jak ona nie znosi bezczynności. Przecież nawet jak nie będzie roboty, to ona ją znajdzie. Po drzemce następna kawa, tym razem w wykonaniu młodego. I dalej jakoś poszło, ale 40 stopni nie jest temperaturą przydatną do pracy.
Co wieczór grzmiało, ale dookoła. Oglądaliśmy błyskawice dwóch burz, które, jak na złość dla nas, nie chciały się spotkać. Czekaliśmy na deszcz jak na zbawienie, jak to się mówi. Raz tylko była burza z piorunami i błyskawicami, ale deszczu spadało tyle co nic, znaczy za mało. Codziennie jest nadziej-k-a na więcej, bo wszytko schnie.
Poza tym jeździmy rowerami i mokniemy w deszcz-y-ku, słuchamy pokaszliwań jelenia z lasku za polem i głośnych bajek na dobranoc, które opowiadają sobie żurawie. Siedząc w cieniu na zewnątrz robimy galaretkę porzeczkową tę samą co zawsze, tę co to już babcia z dziadkiem razem robili (przepis TUTAJ), mama mówi, że dziadek zawsze wyciskał porzeczki, a babcia ucierała cukier. Później robimy drożdżowe z porzeczką (przepis TUTAJ). Pewnie tęsknisz do takich smaków. Nigdy Cię nie zapytałam czy macie tam drożdże...? Co u nas jeszcze...? A..., planujemy kuchnię letnią w budynku gospodarczym i rozmawiamy o szukaniu szczęścia.
A wieczorem, kiedy upał lżeje biegamy (ja), przestawiamy meble (ja i ona), kosztujemy cydrów, kwasu chlebowego albo nalewek (wszyscy), czytamy kilka kartek książki (ja), albo w piżamie kroimy kolejny kawałek drożdżowca (ona), a… i jeszcze spotykamy się ze znajomymi (on).
Jest dobrze. Jest pięknie. Mogłoby trwać.
Tęsknimy za Tobą i przy każdej kawie zastanawiamy się kiedy przyjedziesz.
Serdecznie przytulamy i czekamy na słówko od Ciebie.
Po prostu świetny post ... uwielbiam takie historie :) i tęsknię za swoimi dziadkami i rodzicami ... których już nie ma :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Szkat
Doskonały pomysł na posta :)
OdpowiedzUsuńJeszcze raz pozdrawiam, Szkat
Dziękuję, Szkatułeczko :)
UsuńWspaniale:-), cudnie się czytało. Moja galaretka z czerwonej porzeczki nie ma takiego koloru ale też jest wspaniała:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Olimpio :) A jak robisz swoją? Nasza zawsze jest taka sama :)
UsuńAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA:) zostaję!!! zostaję...zostaję.... zdjęcia.... piękne zdjęcia!! :) ależ tu smacznie i pięknie!!! uwielbiam takie miejsca ..... zapraszam w moje skromne progi ;)
OdpowiedzUsuńwww.shekoku.blogspot.com
A..., a proszę bardzo i zapraszam z szeroko otwartymi ramionami :)
UsuńPiękne Te Twoje Anioły :)
To zostanę i popatrzę! Białej nie mam, ale czerwona już w spiżarce stoi! Miłych urlopowych chwil! Buźka!
OdpowiedzUsuńCzerwona najlepsza, najwięcej soku daje, w białej, choć troszkę słodsza, więcej pesteczek. Buźka i Tobie!
UsuńStęskniłam się za tym blogiem :) za ciepłymi wpisami. A ostatnio sama spędzałam tak wakacje, przypomniała mi się słodka bezczynność po porannej pracy. Nie ma to jak dom na wsi.
OdpowiedzUsuńNo, Patrycjo, dziewczyno Droga, cieszę się, że wracasz i coś mi się wydaje,z e Ty albo z moich okolic, albo kiedyś spędzałaś tu urlop:)
UsuńNa pewno Pomorze Zachodnie darzę ogromną i nieprzerwaną miłością :) Musimy chyba przygotować jakiś kulinarny przewodnik po Pomorzu Zachodnim!
UsuńCzytając miałam wrażenie że to list do mnie. Chętnie wróciłabym z tego Egiptu wprost w ramiona ogrodu po którym o poranku biegasz w piżamie. Pomagałabym z wielkim zapałem robić galaretki porzeczkowe i smakowałabym przepyszne ciasto z nimi. Nasze porzeczki zjadły sójki (na zdrowie im, miały w tym roku pełniutkie gniazdo). Jesienią powiekszę naszą plantację, żeby dla wszystkich starczyło :)
OdpowiedzUsuń:) Już widzę, jak robimy te galaretki razem:)
UsuńSójki...??? A to dopiero... Plantacja brzmi poważnie....:) W każdym razie owocnych planów!
Cudnie, cudnie, cudnie .... u mnie teraz czas podobny ... cieszę się każdą chwilą i Tobie Serce tego życzę :**
OdpowiedzUsuń:) dzięki Olusiu - korzystaj, chłoń i ubogacaj się tym czasem!
UsuńPysznosci! I piekny list :)
OdpowiedzUsuńJola
Dziękuję, pozdrawiam Jolu!
UsuńAle niestety link nie przenosi do przepisu na galaretkę:( buuuu
OdpowiedzUsuńBea, już przenosi, nie wiem co się stało... Wybacz.
Usuńjak Ona tam daje radę bez Was, a Wy bez niej, jak Wy tacy ogromnie rodzinni jesteście :)?, dobrze, że teraz podróże nie takie drogie i co by nie było dość szybkie, zwłaszcza do Egiptu ;)
OdpowiedzUsuńJo, a Ty wszystkich z listu poznałaś, oprócz B. , ale ona tam bardziej daje radę niż my tutaj. Już wiosną mówiła, że przyjedzie i ... nic :(
Usuńcudna opowieść ?list :)
OdpowiedzUsuńcudowny post!!!! az mi sie lezka w oku kreci, bo tak swojsko, tak jak kiedys i u mnie bylo :) pozdrawiam serdecznie!!!!
OdpowiedzUsuńp.s. wspanialy pomysl z ta dwukolorowa galaretka porzeczkowa :) no a drozdzowke zaraz bede piekla :)
dziekuje!
aneta
Fantastyczne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńBardzo wciągające :)
Zdjęcia jak galaretka... ;) do wciągania ;)
Usuńspiesze doniesc ze ciasto smakuje wysmienicie :) takie pulchniutkie hmmmmmmmmm!!! :) pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńaneta
Anetka, cieszę się, że ho, ho...!!!!!!! :) ;:) :)
UsuńBuźka!
Przecudny, ciepły list... Po takim opisie, mam nadzieję, że B. szybko się spakuje i przyjedzie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa
:) Jakoś się nie pakuje... :(
Usuńlubię Ciebie odwiedzać, nie mam pojęcia czy za sprawą przecudnych zdjęć czy tekstów, zresztą mało mnie to obchodzi, zaglądać będę tak czy siak dalej :) podrawiam
OdpowiedzUsuńPieguseczku, dla mnie raj :)
UsuńBużka!!!!
To bardzo piekny list , taki w stylu retro, ktory to mozna czytac wielokrotnie. To uczucie tesknoty plynacej od najblizszych i to uczucie szczescia, ktore z wiesciami od nich przychodzi bedzie sie odczuwac po wielokroc. I tu jest ta przewaga tradycyjnego listu .
OdpowiedzUsuńA jezeli mozna to pytanie odnosnie galaretki. Ucieranie bialego cukru w wycisnietym soku przebiega w temperaturze pokojowej i dopiero w piekarniku ten sok/galaretka jest poddana wysokiej temperaturze 100 stopni przez ok 20 minut. Czyli wlasciwie nie ma gotowania i e traci sie witamin a to duzy plus.
Jak dlugo mozna taka galaretke przechowywac w sloiczkach?
Pytam, bo porzeczka juz /dopiero dojrzewa i ciagnie mnie aby z niej zrobic galaretke wlasnie wedlug noweg przepisu. Pozdrawiam bardzo serdecznie !
Zdarzało się, że galaretka stała nawet 3lata, bo tyle jej było.Moja mama nawet ja pasteryzowala w garnku z woda, tradycyjnie, ale doslownie 3 min gotowala od zagotowania.Powodzenia i dziekuje za mile slowa:)
UsuńAleż to się cudnie czytało :)
OdpowiedzUsuńA, popatrz jak to życie zwykłe dobrze się czyta :)
UsuńCiasto z porzeczką...jakie piękne,czy to dobre słowo?chyba tak i galaretka mniam:)
OdpowiedzUsuńDla mnie też było piękne - bardzo dobre słowo - bo te porzeczkowe koraliki takie biżuteryjne były :)
UsuńMoja babcia robiła taką galaretkę i pamiętam, że pisałam Ci to nawet pod tamtym postem z przepisem :). Piękny list, to też mi przypomniało klimat lata u babci. Piękne wspomnienia :).
OdpowiedzUsuńBabcine, przedwojenno-powojenne smaki górą;)
UsuńTę Twoją galaretkę robiłam i wiem, że jest cudna. A, że z dziadkowego kubka smakuje najlepiej to wiadome. Buziaczki Ewelinko. Ja tak cieplutko wspominam moją babcię.
OdpowiedzUsuń:) :) Oooo, cieszę się :))). Kubek dziadkowy kiedyś był dla mnie taaaaki wielki, a teraz kawa... Im starsi jesteśmy, tym wszystko nabiera innych kształtów i znaczenia, ale wspomnienie pozostaną zawsze takie same. Buziak Babci Twej do Nieba!
UsuńPrzyznam, że jak by apetycznie nie wyglądały, do porzeczek się chyba już nigdy nie przekonam. Z czasów zbierania ich na kilogramy na działce została mi trauma, normalnie zdarza mi się budzić w środku nocy, krzycząc "porzeczki, pooooooorzeczki, jest ich tyle, pooorzeczki!"
OdpowiedzUsuńNo dobra, może nie. Ale każdy co zbierał wie o co mi chodzi.
Ja też tak zbierałam u dziadka, ale nigdy nie przełożyło się to na sen. Może kiedyś Ci minie...
UsuńLato w ogóle nie powinno się kończyć...
OdpowiedzUsuńMusielibyśmy wtedy gdzieś się przeprowadzić... :)
UsuńEwelajna, powiem Ci ze wyszla z tego taka piekna patriotyczna kolorystyka (ciasto w pasy, wow), a ten sloiczek bialej z dodatkiem czerwonej najbardziej mi sie podoba, bajka! :-)
OdpowiedzUsuńTeż tak pomyślałam, ale po upieczeniu kolorystyka była już tylko wspomnieniem patriotycznym :) pod kruszonka, która dominowała, jak to ona :)
UsuńA galaretka z kropka czerwieni to tylko wynik... resztek w garnkach :)